0:000:00

0:00

„To jest, proszę Państwa, przejście do innej ligi, jeżeli chodzi o transport” – powiedział prezydent Andrzej Duda po tym, kiedy 3 marca ratyfikował Europejskie Porozumienie w Sprawie Głównych Śródlądowych Dróg Wodnych o Międzynarodowym Znaczeniu, powszechnie zwane Konwencją AGN. Dodał też, że wodny transport śródlądowy jest tańszy od drogowego, bardziej ekologiczny i korzystniejszy dla ochrony środowiska naturalnego.

Jednak zupełnie inne zdanie mają ekolodzy i eksperci. "To zielone światło dla zniszczenia przyrody największych polskich rzek, w tym Wisły, pod pozorem ograniczania emisyjności transportu" – alarmuje WWF. Dostosowanie polskich rzek do wymagań europejskiej żeglugi śródlądowej to konieczność ich pogłębiania i budowy zapór.

Konwencja dobra, ale nie dla Polski

Przez Polskę przebiegają trzy szlaki wodne będące częścią europejskiego systemu śródlądowych dróg wodnych o znaczeniu międzynarodowym:

  1. droga wodna E40 - łączy Gdańsk z Odessą nad Morzem Czarnym,
  2. droga wodna E30 - łączy Świnoujście z Dunajem w Bratysławie,
  3. droga wodna E70 - łączy Odrę z Zalewem Wiślanym.

Ale te szlaki - nie licząc krótkich odcinków na dolnej Odrze i dolnej Wiśle -nie mają nawet minimum żeglowności, czyli IV klasy, której wymaga Konwencja AGN. W zachodniej Europie drogi wodne spełniające to kryterium istnieją już od dziesięcioleci. Również dlatego, że płyną tam o wiele większe rzeki, które niejako naturalnie mogą pełnić funkcję tzw. wodnych autostrad.

"Dunaj, który jest użytkowany transportowo, jest sześciokrotnie większy od Wisły" - mówi OKO.press prof. Tomasz Mikołajczyk, ichtiolog, szef Fundacji Salmonidae i ekspert WWF.

"W Polsce nie ma tak dużych rzek, co oznacza, że trzeba je dopiero przerobić na wodne autostrady. A to oznacza dla nich katastrofę ekologiczną" - dodaje biolog.

"Jeśli chodzi o skalę zniszczeń, to będzie największa katastrofa od lat 50. Czyli od budów socjalizmu, gdy nikt nie przejmował się żadnymi uwarunkowaniami środowiskowymi" - komentuje dla OKO.press dr Przemysław Nawrocki, ornitolog i ekspert WWF.

Przeczytaj także:

Kaskada Ginących Ryb

Zarys planów związanych z przerobieniem polskich rzek na wodne autostrady zawiera dokument opracowany przez Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej pn. "Założenia do planów rozwoju śródlądowych dróg wodnych w Polsce na lata 2016 - 2020 z perspektywą do roku 2030", przyjęte przez rząd w czerwcu 2016 r.

Częścią tych planów jest budowa tzw. Kaskady Dolnej Wisły na odcinku Gdańsk - Warszawa. Oznacza to przegrodzenie rzeki szeregiem zapór. Podobnych do tej, która od lat 70. stoi we Włocławku.

Problem polega jednak na tym, że z ekologicznego punktu widzenia rzeka jest jednym środowiskiem. To, co dzieje się u jej źródła ma wpływ na procesy zachodzące u ujścia.

"Zapory sprawiają, że rzeka przestaje być integralnym ekosystemem" - ostrzega prof. Mikołajczyk. - "Zostaje poszatkowana na kilka ekosystemów. I to nie na ekosystemy jeziorne, ale ekosystemy zbiorników zaporowych. To jest wyrok śmierci na bioróżnorodność rzek".

Największe zagrożenie zapory będą stanowić dla wodnych zwierząt migrujących. Na przykład ryb, które do rozwoju potrzebują zarówno środowiska słodkowodnego, jak morskiego. Widać to już doskonale na przykładzie włocławskiej zapory. Co prawda, wybudowano tam specjalne przejście, tzw. przepławkę. Ale jej pokonanie kosztuje ryby wiele energii i czasu. Często się również ranią, co zwiększa ich śmiertelność.

"A teraz proszę sobie wyobrazić, że zgodnie z planowanymi inwestycjami ryby będą musiały pokonać kilka takich zapór. Z pewnością większość z nich umrze" - mówi prof. Mikołajczyk.

Budowa zapory włocławskiej spowodowała wyginięcie łososia w całym dorzeczu Wisły. Jeśli jedna tego rodzaju konstrukcja była w stanie wyniszczyć gatunek tej ryby w tym akwenie wodnym, to jakie zagrożenie będzie stanowiło kilka następnych?

Zagłada rezerwatów

Przystosowanie rzek do wymogów Konwencji AGN będzie wymagało ich zwężenia, by zapewnić odpowiednią głębokość dla transportu. To z kolei doprowadzi do dewastacji najcenniejszego przyrodniczo ekosystemu - strefy nabrzeżnej, która jest tzw. ekotonem. Czyli ekosystemem przejściowym, w którym istnieje największa różnorodność gatunków, ponieważ stykają się tu ze sobą środowisko wodne i lądowe.

"Zniszczeniu ulegną siedliska różnych gatunków zwierząt, w tym głównie ptaków i ssaków. Znikną również lasy łęgowe, będące siedzibą części z nich, których w Polsce i tak jest już mało" - mówi prof. Mikołajczyk.

Oznacza to, że na samej tylko Wiśle zostanie zniszczonych 8 obszarów Natura 2000 i 10 rezerwatów przyrody. A występują tu takie chronione gatunki ptaków jak np. bielik. Ponadto, wzdłuż brzegów Wisły przebiegają szlaki migracyjne np. wilków, które w Polsce są objęte ścisłą ochroną gatunkową.

Bomba z opóźnionym zapłonem

Uczynienie z Wisły wodnej autostrady będzie miało również odłożone w czasie konsekwencje ekologiczne. Za kilkadziesiąt lat zbiorniki zaporowe zostaną całkowicie zamulone. To zjawisko zachodzi w istniejących już w Polsce zbiornikach. Gromadzi się w nich cała masa niesionych przez rzekę osadów i zanieczyszczeń.

"Te miliony ton toksycznych namułów staną się tykającą bombą ekologiczną, z którą będą musiały coś zrobić przyszłe pokolenia Polaków" - ostrzega prof. Mikołajczyk.

Przekształcenie Wisły w ciąg zbiorników zaporowych zwiększy też zagrożenie powodziowe. Zamulone zbiorniki nie będą w stanie przyjąć nadwyżek wody, ponieważ zmniejsza się tzw. pojemność retencyjną doliny rzeki.

Jeśli nie rzeki, to co?

Przystosowanie polskich rzek do wymogów Konwencji AGN może też być niezgodne z unijnym prawem. Chodzi o tzw. dyrektywę środowiskową, która jest jedną z podstaw europejskiego systemu ochrony przyrody Natura 2000.

Art. 6 pkt. 4 tego dokumentu dopuszcza możliwość degradacji jakiegoś obszaru kwalifikowanego jako Natura 2000. Ale tylko w sytuacji, w której istnieje jakiś nadrzędny interes publiczny i nie ma żadnego rozwiązania alternatywnego. A w tym przypadku takie istnieje.

"O wiele lepszym rozwiązaniem jest rozwój transportu kolejowego, który jest w stanie ograniczyć szkodliwą emisję CO2 nawet o 12 proc. w porównaniu z transportem drogowym" - mówi dr Nawrocki.

Zwolennicy wodnych autostrad eksponują dwa argumenty: że ich budowa ograniczy emisję CO2 pochodzącą z transportu samochodowego i że jest to najtańsza forma transportu.

"Ale zapominają dodać, że emisję uda się ograniczyć w ten sposób zaledwie o 1 proc., a koszty utrzymania powstałej infrastruktury będą wynosiły kilka miliardów złotych rocznie" - mówi dr Nawrocki.

Rachunek za błędne kalkulacje zapłaci niestety polska przyroda.

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Przeczytaj także:

Komentarze