0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.plKrzysztof Cwik / Age...

Niemiecki bilet za 9 euro przyciągnął na dworce tłumy. Przypomnijmy - w wakacje w całym kraju za naszą zachodnią granicą można korzystać z promocyjnego biletu za 9 euro i podróżować na nim przez cały miesiąc. Obowiązuje na regionalne pociągi, autobusy i komunikację miejską.

"Biorąc pod uwagę gwałtowny wzrost cen energii, chcemy odciążyć społeczeństwo, oferując znacznie tańszy bilet na transport publiczny i przyczynić się do oszczędności energii w dłuższej perspektywie” – powiedział niemiecki minister ds. cyfryzacji i transportu Volker Wissing. Jak wyliczał, państwo wyda na ten eksperyment ok. 2,5 mld euro.

Przeczytaj także:

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Sukces, ale aut nie ubywa

Już w pierwsze trzy dni obowiązywania promocji - czyli na początku czerwca - bilety kupiło 9 mln osób. Przez cały czerwiec skorzystało z niej aż 20 milionów podróżnych. Niemieckie władze szacują, że w lipcu liczba podróży dłuższych niż 30 km wzrosła o 42 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem w 2019. (nie porównuje się tego do 2020 roku, kiedy wskutek pandemii przejazdy pociągami spadły).

Na obszarach wiejskich, które są popularne wśród turystów, liczba wyjazdów wzrosła średnio o 80 proc. zarówno w czerwcu, jak i lipcu w porównaniu z tym samym okresem w 2019 roku. Niestety 9-euro-ticket nie wpłynął na zmniejszenie ruchu samochodowego - a nawet podróży samochodowych było nieco więcej niż w 2019 roku.

Mimo tego Niemcy już zastanawiają się nad kontynuacją tej promocji po wakacjach. Rozważane jest wprowadzenie biletu rocznego za 365 euro albo miesięcznego za 69.

W wakacje po Czechach koleją

Promocji pociągowych w Europie jest w tym roku więcej. Czesi wprowadzili w wakacje promocyjną "Jízdenkę na léto". Za tygodniowy bilet bez limitu kilometrów trzeba zapłacić 890 koron, czyli około 170 zł. Za dwutygodniowy - 1290 koron, czyli około 250 zł.

To promocja, którą České dráhy powtarzają co roku. Obowiązuje jedynie na państwowe pociągi (a więc nie można na tym bilecie wsiąść do prywatnego RegioJeta czy Leo Express) i - podobnie jak w przypadku niemieckiej oferty - przyciąga tłumy.

Hiszpania zabiera bogatym, daje wszystkim (podróżnym)

Hiszpania z kolei skupia się nie na wakacjach, a na regionalnych podróżach już po nich. Rząd, w obliczu rekordowej, ponad 10-procentowej inflacji, chce, żeby Hiszpanie przesiedli się z samochodów do komunikacji publicznej.

Od 1 września do końca roku wszystkie bilety wieloprzejazdowe na pociągi podmiejskie i regionalne jeżdżące na trasach krótszych niż 300 km będą bezpłatne. W czerwcu rząd zmniejszył cenę biletów na takich trasach o połowę. Od września będzie można więc zupełnie za darmo pokonać trasę z Barcelony do Sewilli czy między Madrytem a Bilbao.

Pieniądze na finansowanie bezpłatnych przejazdów będą pochodzić z nowego podatku, który zostanie nałożony na przedsiębiorstwa paliwowe, gazowe oraz banki. Od 2023 roku zapłacą te sektory, które skorzystały na rosnących stopach procentowych i cenach energii. Rząd planuje wydać zyski z tego podatku nie tylko na bezpłatne przejazdy pociągami, ale również budowę mieszkań i program stypendialny dla młodzieży.

W Austrii już od ubiegłego roku obowiązuje KlimaTicket – roczny bilet na komunikację miejską i pociągi większości przewoźników, w tym ÖBB, Westbahn i RegioJet, obowiązujący w całym kraju. Koszt – 1095 euro na rok, czyli 3 euro dziennie. W Luksemburgu od 2020 roku cała komunikacja publiczna jest bezpłatna. To pierwsze państwo na świecie, które zdecydowało się na taki krok.

A Polska?

Promocja do 15:00 w czwartek

Polska również ma swoje promocje. Na przykład taką, która obowiązuje od wtorku do czwartku - Multiprzejazd. Za 119 złotych można jeździć wszystkimi pociągami TLK w drugiej klasie. Za pierwszą klasę trzeba dopłacić 40 zł. Jeśli chcemy poruszać się wszystkimi pociągami Intercity, trzeba zapłacić 239 zł. Co ważne, oferta obowiązuje jedynie do godziny 15:00 w czwartek.

W wakacje bardziej może przydać się oferta Taniej z Bliskimi. Od pierwszego lipca podróżując w grupie od 2 do 6 osób wszyscy pasażerowie z tej grupy (nie musi być to rodzina) otrzymują 30 proc. zniżki od bazowych cen biletów.

"W krótkim czasie od wprowadzenia oferty, od 1 lipca do 12 lipca br., PKP Intercity sprzedało ponad 106 tys. promocyjnych biletów Taniej z Bliskimi, dla ponad 280 tys. osób" - informuje Katarzyna Grzduk, rzeczniczka prasowa PKP Intercity w mailu do OKO.press.

Podkreśla również, że w pociągach EIC i EIP (czyli popularne Pendolino) można kupować Bilety Rodzinne dla grup od 2 do 5 osób, w których jest dziecko poniżej 16. roku życia. "W tej ofercie każdy z członków grupy również otrzymuje 30 proc. zniżki na bilet" - wyjaśnia rzeczniczka.

Czerwiec z kolejowym rekordem

Zaznacza również, że PKP chce zachęcać Polaków do "korzystania z niskoemisyjnego transportu jakim jest kolej". I wylicza: "Zainteresowanie podróżami pociągami jest w ostatnich tygodniach bardzo wysokie. Rekordowe pod tym względem było już pierwsze półrocze - przewieźliśmy 25,4 mln osób, to o ponad 2,5 mln więcej niż w 2019 roku przed pandemią (22,8 mln osób). W maju z usług PKP Intercity skorzystało 5,26 mln osób, zaś w czerwcu – 5,3 mln. Rekordowym dniem był 19 czerwca – tylko tego dnia w podróż z PKP Intercity wyruszyło 247 tys. osób".

Mimo tego po ogłoszeniu decyzji niemieckiego rządu o wprowadzeniu biletu za 9 euro w Polsce pojawiło się sporo głosów i pytań, czy i u nas takie rozwiązanie mogłoby się sprawdzić.

Transport publiczny w Polsce? Nie istnieje

O to, czy w Polsce odpowiednik biletu za 9 euro miałby szansę się przyjąć, zapytaliśmy Jakuba Madrjasa z Rynku Kolejowego.

Czy to prawda?

Czy w Polsce można by wprowadzić bilet taki, jaki w Niemczech ten za 9 euro?

Sprawdziliśmy

Nie ma to sensu - najpierw musimy się zająć naprawą systemu transportu publicznego

“Ja bym to pytanie odwrócił i zapytał: po co? Niemcy mają inny poziom kolejnictwa niż Polska. U nas brakuje taboru, są bardzo duże opóźnienia pociągów, nie wiem, czy nie największe w ostatnich latach.

Ze wstępnych szacunków wiemy, że w ostatnim czasie aż 45 proc. pociągów Intercity było opóźnionych. Zachęcanie kolejnych osób, żeby jechały pociągiem może spowodować większy tłok i zniechęcić pasażerów długotrwale do kolei.

My się musimy w Polsce zająć czymś bardziej skomplikowanym - tym, że system transportu publicznego nie funkcjonuje” - wyjaśnia.

Widać to było chociażby na początku sierpnia - ze względu na zerwaną sieć trakcyjną w Opolu wiele pociągów miało kilkugodzinne opóźnienia. Podróżni donosili, że niektóre pociągi docierały do celu 9-godzin po czasie.

IC Mieszko przyjechał punktualnie tylko dwa razy

"Rynek Kolejowy" przyjrzał się lipcowym statystykom pociągowym. Co z nich wynika?

IC Przemyślanin z Przemyśla dojechał punktualnie do Świnoujścia i Ustki cztery razy, IC Mieszko z Wrocławia do Gdyni – dwukrotnie, a IC Artus (Przemyśl Główny- Gdynia Główna) – dwa razy.

"Niegdyś lubiana i bardzo szanowana przez pasażerów Polonia z Wiednia przez Katowice przestała dojeżdżać do Warszawy punktualnie 7 czerwca i dotąd ta sztuka się jej nie udała" - pisze „Rynek Kolejowy".

“Przez lata rządy stawiały na rozwój infrastruktury drogowej, a liczba aut się zwiększa, co widać po korkach. Kolej wciąż traci udział w przewozach towarowych i pasażerskich. Ludzie nie jeżdżą pociągami tak chętnie jak samochodem - ale to nie jest kwestia cen biletów. To kwestia braku wygody, słabego rozkładu jazdy, niepewnych przesiadek” - wylicza Jakub Madrjas.

Jego zdaniem PKP Intercity podjęło dobrą decyzję, wprowadzając bilety tańsze na mniej popularne połączenia i godziny w tygodniu. “To lepsza odpowiedź niż dawanie promocji na wszystkie pociągi. Kierujemy ruch na mniej popularne godziny” - dodaje Madrjas. PKP Intercity wylicza, że w przeprowadzonych na zlecenie spółki badaniach aż 64 proc. respondentów odpowiedziało, że niższa cena zachęciłaby ich do wybrania pociągu w mniej popularnym terminie.

Dziura w rozkładzie

Jak tłumaczy Jakub Madrjas, pociągi w Niemczech jeżdżą bardzo regularnie - jeśli jeden odjeżdża o 18:03, to kolejny o 18:33. W Polsce możemy mieć kilka połączeń z rzędu, a potem wielogodzinną dziurę w rozkładzie.

“Pasażerowie polskich pociągów nie lubią przesiadek - wiedzą, że mogą się spóźnić na kolejny pociąg, a jak się spóźnią, to utkną w miejscowości przesiadkowej. A jeśli już zdążą, to na styk, trzeba biec na inny peron albo szukać autobusu, do którego mają wsiąść, a którego miejsce odjazdu nie jest oznaczone. Takich sytuacji nie ma w Niemczech czy Szwajcarii, dzięki czemu tam można wprowadzać promocje na bilety pociągowe.

9-euro-ticket obowiązuje również na autobusy. W Polsce ten transport umiera, do wielu małych miasteczek nie można dojechać w ogóle albo tylko w dni nauki szkolnej.

Zapewnienie autobusu uczniom to obowiązek ustawowy. Ale w inne dni, czy wakacje połączeń nie ma - chyba że jakiś rzutki przedsiębiorca kupi busa i będzie woził ludzi, kiedy mu się podoba.

To są te problemy, które powodują, że Polacy ściągają używane auta z Zachodu i wolą jechać autem niż pociągiem - mimo że to jest droższe. Co by im dał zniżkowy bilet albo bezpłatna komunikacja, skoro nie ma jak i gdzie dojechać?” - zaznacza.

Podkreśla również, że wprowadzenie promocyjnego biletu na autobusy i pociągi utrudnia dodatkowa przeszkoda: różne wymiary ulg dla uczniów i emerytów. “Ulgi na bilety pociągowe i autobusowe różnią się. Nikt przez lata tego nie poprawił, co powoduje, że nie można sprzedawać jednej przejazdówki na oba rodzaje transportu” - wyjaśnia.

Pociągi za darmo nie zdałyby egzaminu

Bezpłatna komunikacja, zdaniem eksperta, również nie zdałaby egzaminu. “Największym miastem, które ją wprowadziło był Tallin. Okazało się, że liczba pasażerów komunikacji wzrosła w niewielkim stopniu, a ruch samochodowy się nie zmniejszył. Zmniejszyła się za to liczba podróży pieszych i rowerowych. Efekt jest więc rozczarowujący - a to przecież kosztowało realne pieniądze, które można było wydać na dodatkowe połączenia, kierowców, tabor, system pokazujący, o której odjedzie autobus” - komentuje Jakub Madrjas.

Jak zaznacza, trzeba się skupić na eliminacji czynników zniechęcających do korzystania z komunikacji publicznej. W rozmowie z OKO.press wyjaśnia: “Badania pokazują, że cena biletów akurat takim czynnikiem nie jest. Są nim za to czas przejazdu i wygoda”.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze