0:000:00

0:00

Podczas poniedziałkowego (16 listopada) posiedzenia Rady Unii Europejskiej ambasadorowie państw członkowskich głosowali nad trzema decyzjami związanymi z budżetem UE:

  • rozporządzeniem o powiązaniu wypłat z budżetu z przestrzeganiem zasady praworządności;
  • wstępną decyzją Rady dotyczącą Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2021-2027;
  • decyzją Rady o uruchomieniu procedury podwyższenia pułapu zasobów własnych, czyli de facto o powstaniu Funduszu Odbudowy.

Pierwsza decyzja dotyczyła mechanizmu "pieniądze za praworządność", któremu sprzeciwiają się Polska i Węgry. Ambasadorowie głosowali nad nim kwalifikowaną większością - potrzebna była zgoda 15 z 27 krajów reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii. Mechanizm przyjęto, ale ostateczna decyzja Rady zapadnie w głosowaniu ministrów ds. europejskich.

Przeczytaj także:

Rządom Orbána i Morawieckiego udało się natomiast wstępnie zablokować pozostałe dwa elementy.

Druga decyzja to prowizoryczne stanowisko Rady w sprawie Wieloletnich Ram Finansowych. WRF określa wielkość budżetu na kolejnych siedem lat. Jak poinformował na Twitterze przedstawiciel Niemiec przy UE (Niemcy obecnie sprawują prezydencję w Radzie), dwa państwa (chodzi o Polskę i Węgry) wyraziły zastrzeżenia do "jednego z elementów pakietu budżetowego" (czyli do mechanizmu "pieniądze za praworządność"), ale nie do samego porozumienia o WRF.

Trzecia decyzja to ta dotycząca zasobów własnych. Ich pułap musi zostać zwiększony, by Fundusz Odbudowy po koronakryzysie mógł powstać. Wymaganej jednomyślności nie było, bo nie zgodziły się dwa państwa - Polska i Węgry.

To, co wygląda na polskie i węgierskie weto, w rzeczywistości jest raczej kolejnym elementem negocjacji budżetowych.

Jak donosi z Brukseli Tomasz Bielecki, korespondent Deutsche Welle, wszystkie trzy decyzje prezydencja niemiecka traktuje jako składniki jednego budżetowego pakietu. Na razie najpewniej nie prześle więc zatwierdzonego mechanizmu "pieniądze za praworządność" do głosowania na poziomie ministrów w Radzie UE, bo będzie szukała porozumienia z Polską i Węgrami.

Co może zrobić Unia?

W Brukseli polskie i węgierskie "weto" nie było dla nikogo zaskoczeniem. Zarówno Viktor Orbán jak i Mateusz Morawiecki uprzedzili instytucje europejskie, że nie zgodzą się na budżet, jeśli mechanizm powiązania praworządności zostanie przyjęty. Listy obydwu przywódców zdradzały jednak między wierszami gotowość do dalszych negocjacji.

"To do Niemiec sprawujących prezydencję w Radzie UE będzie teraz należało poszukiwanie jednomyślności na rzecz budżetu i Funduszu Odbudowy" – komentował Eric Mamer, rzecznik Komisji Europejskiej.

Rzeczywiście niemiecka prezydencja szykuje się teraz do politycznych rozmów. Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem jest dołączenie do rozporządzenia "pieniądze za praworządność" deklaracji, w których KE sprecyzuje, że mechanizmu używać będzie tylko w szczególnych przypadkach i nie uznaniowo.

Morawiecki i Orbán mogliby sprzedać je opinii publicznej jako negocjacyjny sukces i ostatecznie zgodzić się na budżet i Fundusz Odbudowy.

Rada mogłaby teoretycznie także spróbować dodać do rozporządzenia niektóre postulaty węgierskiego premiera, ale na ten wariant najpewniej nie zgodziłby się Parlament Europejski. PE wielokrotnie zapowiadał też, że odrzuci Wieloletnie Ramy Finansowe, jeśli Unia nie przyjmie wcześniej skutecznego rozporządzenia wiążącego wypłaty funduszy UE z praworządnością.

Czas ucieka. Ostateczną decyzję w sprawie budżetu na lata 2021-2027 Unia musi podjąć najpóźniej w grudniu.

Budżet prowizoryczny i brak pomocy dla Polski

Co stanie się, jeśli niemiecka prezydencja nie zdoła przekonać Polski i Węgier do wycofania się z weta?

Przede wszystkim brak zgody na wieloletni budżet to ogromny problem administracyjny. Wbrew zapewnieniom polityków PiS "przepisanie" budżetu z 2020 roku wcale nie byłoby korzystne dla Polski.

Budżet w 2021 musiałby funkcjonować na zasadzie prowizorium. Oznacza to, że państwom członkowskim co miesiąc wypłacano by 1/12 środków z poprzedniego roku. Jedyne, co można byłoby zrobić z tymi pieniędzmi, to wypłacić dopłaty bezpośrednie dla rolników i ukończyć zaczęte wcześniej projekty.

Nie dałoby się uruchomić żadnych nowych funduszów, np. Funduszu Zdrowotnego, czy Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Bo te w 2020 roku jeszcze nie istniały.

Brak zgody na podniesienie pułapu zasobów własnych - czyli m.in. na utworzenie Funduszu Odbudowy - może natomiast spowodować, że Unia dogada się poza Polską i Węgrami.

Tym samym przepadnie nam szansa na gigantyczne wsparcie w walce z pandemią i jej gospodarczymi skutkami. W sumie z Funduszu mieliśmy dostać 27 mld euro dotacji i 32 mld euro tanich pożyczek.

W dodatku, gdyby niemiecka prezydencja ostatecznie postanowiła podzielić "pakiet budżetowy" i przekazać rozporządzenie "pieniądze za praworządność" pod głosowanie ministrów w Radzie UE, weszłoby ono w życie. Podlegałyby pod nie każde kolejne pieniądze wypłacane Polsce z budżetu Unii - także z budżetowego prowizorium w przypadku dalszego wetowania.

Sam mechanizm - wbrew narracji Kaczyńskiego i Ziobry - już dziś zawiera wiele obostrzeń, które nie pozwoliłyby na użycie go do "tłamszenia polskiej suwerenności". Wniosek Komisji Europejskiej o zawieszenie funduszy ma trafiać pod dyskusje Rady Europejskiej (mogłyby trwać nawet 3 miesiące), a potem musiałby zostać zatwierdzony przez większość kwalifikowaną w Radzie.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze