0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Mathieu CUGNOTMathieu CUGNOT

W listach do szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela i sprawującej prezydencję w Unii kanclerz Niemiec Angeli Merkel polski premier napisał, że rząd PiS odrzuca pomysł powiązania budżetu UE z praworządnością.

Mateusz Morawiecki podkreślił, że rozwiązanie to "zagraża uchwaleniu budżetu UE". „Bez gwarancji dla poszanowania traktatowych praw państw członkowskich nie widzimy możliwości ratyfikowania budżetu w Parlamencie” - stwierdził Morawiecki.

Przeczytaj także:

Mechanizm „fundusze za praworządność” został wstępnie zaakceptowany przez Parlament Europejski i Radę UE 5 listopada 2020. Gdy zostanie formalnie przyjęty, Komisja Europejska będzie mogła wnioskować o zawieszenie wypłat z budżetu i Funduszy Odbudowy dla państw, które nie przestrzegają wartości UE.

Zdaniem premiera mechanizm ten wprowadziłby „stan niepewności prawa”, przez który „teoretycznie bardzo ambitne rozwiązania budżetowe mogą w praktyce upaść”.

Jak pisaliśmy w OKO.press - rząd PiS samodzielnie nie może zatrzymać prac nad mechanizmem, bo Rada będzie głosować nad nim nie jednomyślnie, a większością kwalifikowaną. Może natomiast nie wyrazić zgody na cały wspólny budżet albo zablokować Fundusz Odbudowy.

Polskiego weta głośno domagała się w ostatnich dniach partia Zbigniewa Ziobry, skonfliktowanego z Morawieckim, zapowiedział je także prezes PiS. Czy premier posłuchał?

Morawiecki łagodniejszy niż Orbán

Podobny list do unijnych przywódców w ostatnich dniach wysłał także Viktor Orbán. Miał ostro zaoponować przeciwko powstaniu mechanizmu i zapowiedzieć budżetowe weto rządu Węgier.

Zdaniem Tomasza Bieleckiego, brukselskiego korespondenta Deutsche Welle, pismo polskiego premiera jest znacznie łagodniejsze. Bielecki podkreśla, że UE jest właśnie na finiszu negocjacji budżetowych. Nic dziwnego, że każde z państw próbuje wpłynąć na ostateczny kształt porozumienia.

Morawiecki, zamiast wetować budżet, mógłby np. odrzucić mechanizm praworządnościowy podczas głosowania w Radzie. Najpewniej zostałby przegłosowany (do zaakceptowania potrzeba głosów 15 z 27 państw reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii), ale w ten sposób wyraziłby swój sprzeciw bez wstrzymywania finansowej pomocy dla całego kontynentu.

Na szali są bowiem ogromne pieniądze - także dla Polski. Jak przytomnie ostrzega w liście sam premier, polskie weto „grozi [...] pozbawieniem całej Europy narzędzi do walki z kryzysem”.

PE i Rada 10 listopada zakończyły negocjacje Wieloletnich Ram Finansowych. Jak pisaliśmy, Parlamentowi udało się przekonać Radę, by w budżecie znalazło się o 16 mld euro więcej, niż w pierwotnej propozycji głów państw Unii z lipca 2020. Dodatkowe pieniądze mają pomóc w zwalczaniu COVID-19.

Trzy sposoby na weto

W sumie budżet Unii na lata 2021-2027 ma wynieść rekordowe 1,8 biliona euro, a w ramach tego:

  • 1,074 biliona euro na fundusze spójności, wspólną politykę rolną, transformację energetyczną, badania i rozwój;
  • 750 mld euro na Fundusz Odbudowy - pomoc dla gospodarek walczących z koronakryzysem - z czego 390 mld w formie grantów, a 360 mld w formie tanich pożyczek.

Żeby w ogóle móc pozyskać te dodatkowe pieniądze i zwiększyć budżet do rekordowego poziomu, Unia będzie potrzebowała zgody narodowych parlamentów w państwach członkowskich.

Morawiecki i Orbán mogą więc zablokować albo cały budżet (jego zatwierdzenie wymaga jednomyślności w Radzie), albo sam Fundusz Odbudowy (brak ratyfikacji w narodowych parlamentach). Albo jedno i drugie.

W przypadku weta dla Wieloletnich Ram Finansowych Unia musiałaby w trybie awaryjnym przepisać na kolejny rok budżet z roku 2020. Wbrew zapewnieniom polityków PiS, byłby to poważny administracyjny problem dla całej Unii.

Część pieniędzy (np. na rolnictwo i projekty, które zaczęły się wcześniej) nadal płynęłaby do beneficjentów, ale pozostałe środki zostałyby zamrożone. Państwa członkowskie nadal płaciłyby składki, ale Bruksela nie mogłaby finansować żadnych nowych inwestycji.

Cały kontynent musiałby też na nowo otworzyć budżetowe negocjacje. W pocie czoła wypracowany kompromis trafiłby do kosza.

Zawetowanie WRF uniemożliwiłoby też powstanie Funduszu Odbudowy, bo jest on elementem porozumienia budżetowego. Polska mogłaby też zgodzić się na budżet, ale blokować sam Fundusz Odbudowy podczas ratyfikacji w Sejmie.

Unia ma możliwości, ale czeka

UE teoretycznie ma narzędzia, by powołać Fundusz Odbudowy do życia bez udziału Polski i Węgier (w Brukseli mówiło się o porozumieniu w formule poszerzonej strefy euro). Ale według doniesień brukselskich korespondentów na razie nikt nie szykuje się na taką ewentualność.

Jednym ze sposobów na załagodzenie sytuacji miałoby być dołączenie do rozporządzenia "pieniądze za praworządność" specjalnej łagodzącej deklaracji Komisji Europejskiej.

KE zapewniłaby w niej, że mechanizm nie będzie stosowany „uznaniowo". Komisarz ds. budżetu Johannes Hahn nie wyklucza takiej możliwości. Choć w praktyce deklaracja miałaby niewielkie znaczenie, polski rząd mógłby ograć ją PR-owo. By przy ostatecznym wycofaniu się z weta, odtrąbić polityczny sukces.

Czas goni, bo nowe WRF powinny wejść w życie 1 stycznia 2021 roku. O jak najszybsze przyjęcie budżetu i Funduszu zaapelowali 11 listopada szefowie unijnych instytucji. Podkreślili, że Europa boryka się z drugą falą pandemii, a wspólnotowe pieniądze będą niezbędne, by wyjść z kryzysu.

Z kryzysem i pandemią walczy także Polska. W sumie z tradycyjnego budżetu i Funduszu Odbudowy w ciągu kolejnych siedmiu lat mielibyśmy dostać ponad 160 mld euro czyli ok. 700 mld złotych. W tym środki na spójność, rozwój obszarów wiejskich, transformację energetyczną, badania i rozwój, wymiany Erasmus itd.

Mateusz Morawiecki po lipcowym szczycie w Brukseli chwalił się udanymi negocjacjami. Jak w szczycie pandemii wytłumaczy obywatelkom i obywatelom, że de facto rezygnuje z pomocy?

Premier pod polityczną presją

Premier jest pod ogromną polityczną presją. Jako pierwszy polskie weto zapowiedział bowiem jego polityczny przełożony - Jarosław Kaczyński. Jak pisaliśmy w OKO.press, prezes PiS (już jako wicepremier) powiedział w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” 14 października, że Polska nie pozwoli się szantażować.

Przyjęcie przez Unię Europejską mechanizmu „fundusze za praworządność” porównał do metod stosowanych przez ZSRR, a wręcz gorszych. Tę samą antyunijną retorykę stosuje na potrzeby krajowej opinii publicznej premier Węgier Viktor Orbán. W piątek 13 listopada w węgierskim radiu ostrzegał przed budową nowego „Związku Sowieckiego".

Morawiecki ma także problem ze Zbigniewem Ziobrą, którego partia wszem i wobec ogłasza, że już od dawna nawołuje do weta. „Spoczywa na nas odpowiedzialność, by pod presją i szantażem nie ulegać i wyzbywać się wartości, czyli Polski suwerennej i niepodległej od innych państw i rządów” - czytamy w oficjalnym stanowisku Solidarnej Polski z 10 listopada.

Jeśli Polska rzeczywiście postanowi skorzystać z "opcji atomowej", zrobi to, by bronić "reform" sądownictwa przeprowadzonych przez resort Ziobry.

Na szali, poza konsekwencjami finansowymi, są także te polityczne. Jeszcze do niedawna Bruksela robiła wszystko, by nie alienować Polski i Węgier. Ale po słowach Kaczyńskiego - który odrzucił nawet łagodną wersję mechanizmu „pieniądze za praworządność” zaproponowaną przez Niemcy - dobra wola jakby się wyczerpała.

Polskie weto z pewnością rozwścieczy tych partnerów Polski, którzy jeszcze nam pozostali. Ale nawet nieudana próba szantażu nieprędko odejdzie w Brukseli w niepamięć. Opinia kraju „niepoważnego”, z którym nikt nie chce negocjować ani się układać, przylgnie do Polski na długie lata.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze