0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

Plan narodowców jest następujący: na początku lutego 2020 projekt ustawy przeciwko roszczeniom żydowskim, ze 100 tysiącami podpisów obywateli, trafia do Sejmu. W marcu lub kwietniu rozpatrywany jest przez parlament. W dniu obrad pod Sejm przyjeżdżają tysiące zwolenników ustawy, czyli narodowcy, koordynowani prawdopodobnie przez Stowarzyszenie Roty Marszu Niepodległości.

Łatwo można sobie wyobrazić, jak w ich wydaniu będzie wyglądało „wsparcie dla naszych posłów” – wystarczy przypomnieć sobie coroczny Marsz Niepodległości.

W kraju trwa akurat kampania prezydencka, rosną emocje. Wystarczy niewiele, by manifestacja młodych mężczyzn pod Sejmem doprowadziła do chaosu i destabilizacji.

To nie scenariusz thrillera politycznego, lecz możliwe do przewidzenia konsekwencje akcji, którą rozpoczęły właśnie środowiska nacjonalistyczne.

Zbierają podpisy pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą, która ma zablokować jakiekolwiek działania (nawet negocjacje i mediacje) w sprawie mienia bezspadkowego w Polsce. Chodzi oczywiście przede wszystkim o mienie żydowskie.

Projekt ustawy, pod którym właśnie gromadzone są podpisy, jest bardzo radykalny: za złamanie zakazów działania w sprawach o mienie funkcjonariuszowi publicznemu (np. urzędnikowi, komornikowi czy sędziemu) ma grozić nawet 25 lat więzienia.

Z góry można założyć, że w takiej wersji projekt nie zostanie przyjęty przez Sejm. Po co więc cała inicjatywa? Przecież mając jedenastu posłów w nowym Sejmie łatwiej byłoby Konfederacji wnieść projekt poselski. Co prawda potrzeba do niego poparcia 15 posłów, ale znalezienie czterech chętnych parlamentarzystów spoza koła Konfederacji na pewno wymagałoby mniej wysiłku niż zbiórka podpisów w całym kraju.

Narodowcy: albo ustawa STOP447, albo społeczny bunt

"Cel pierwszy jest taki, by zebrać te 100 tysięcy podpisów i ludzi zaangażować w konkretną pracę w obronie Polski - wyjaśnia cel akcji w filmie udostępnionym na Facebooku Robert Bąkiewicz, pełnomocnik Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „#STOP447” .

"Nie wiemy, czy się da, czy się nie da. Być może się nie da. Ale wyobraźmy sobie, że są obrady Sejmu (…), my wtedy prosimy Polaków, którzy są zmobilizowani długo trwającą akcją społeczną, prosimy ich o to, żeby przybyli pod Sejm, żebyśmy tam dopingowali naszych posłów, dodawali im otuchy i odwagi; żeby nie bali się tak tych organizacji, które sobie roszczą prawa do nie ich własności czy do nie ich mienia" – ciągnie Robert Bąkiewicz.

"Jeśli parlamentarzyści wrzucą to do niszczarki, to muszą się liczyć, że powstanie ogromny społeczny bunt".

Skrajna prawica w Polsce ustawą 447 (w USA znaną jako JUST Act) zajmuje się od wiosny 2019 choć pierwsze akcje podejmowano już w 2018 roku.

Przeczytaj także:

Był to jeden z głównych tematów kampanii Konfederacji do Parlamentu Europejskiego, wykorzystywany także przez ugrupowanie Kukiz'15.

JUST Act to ustawa uchwalona przez Kongres USA. Zawiera krótkie, dwuzdaniowe zobowiązanie Departamentu Stanu USA do tego, by do Raportu o Prawach Człowieka (lub innego) włączył informacje o prawodawstwie i praktykach stosowanych przez inne państwa, a „dotyczących identyfikacji, zwrotu lub restytucji przejętego w czasach Holocaustu mienia”. Chodzi przede wszystkim o zwrot mienia prawowitym właścicielom, zwrot cennych zrabowanych ruchomości i zwrot mienia bezspadkowego ofiar Holocaustu. Właśnie mienia bezspadkowego dotyczy najnowsza inicjatywa narodowców.

W samym JUST Act nie ma sankcji, twardych zobowiązań czy jednoznacznych zapisów. Dotyczy on 46 państw i jest na tym etapie bardziej wewnętrznym wezwaniem Kongresu do Departamentu Stanu USA niż czymkolwiek więcej.

Problem w tym, że Polska rzeczywiście nie ma aktu prawnego, który regulowałby kwestie mienia w sposób jednoznaczny.

Co prawda polskie władze stoją dziś na stanowisku, że problem mienia bezspadkowego w Polsce nie istnieje, bo w przypadku braku spadkobierców cały pozostawiony majątek przechodzi na Skarb Państwa, jednak wg części prawników takie ogólne stwierdzenie to za mało, by rozwiązać skomplikowane kwestie własnościowe.

Szerzej o ustawie pisaliśmy w OKO.press:

Potrzebujemy nowych rozwiązań formalnych, a ich efektem może być wypłacanie rekompensat przez Polskę za mienie pozostawione w naszym kraju.

300 miliardów dolarów

Na bazie tego dość niejednoznacznego sporu prawnego, w który po stronie amerykańskiej angażują się też niektóre organizacje żydowskie, narodowcy ukuli opowieść o tym, że ustawa 447 spowoduje, iż nasze państwo będzie musiało wypłacić Żydom 300 miliardów dolarów.

Dlaczego akurat tyle?

To najwyższa kwota wśród wielu różnych szacunków, wskazana przez Światową Organizację Restytucji Mienia Żydowskiego. Kwota raczej nie do obronienia, mająca się nijak do innych szacunków, rozpoczynających się od 15 miliardów zł.

Te 300 mld dolarów nie są więc dziś w żaden sposób wiążące – a jednak to do nich odnoszą się narodowcy w akcji #STOP447. Na stronie internetowej inicjatywy ustawodawczej wykazano nawet, ile to realnie pieniędzy:

za tę kwotę można by np. kupić 5 tys. myśliwców F-16, przez 31 lat wypłacać program rodzina 500 plus czy przez pięć lat - emerytury i renty. I to wszystko właśnie, wg skrajnej prawicy, chcą nam zabrać Żydzi.

Fundamentem całej akcji, w zasadzie antyamerykańskiej, jest rozbudzanie wciąż silnej w Polsce niechęci do Żydów. Na stronie inicjatywy widać to choćby w cytacie z wypowiedzi prawicowego dziennikarza Witolda Gadowskiego: „Just 447 otworzyła drogę do wywierania presji na Polskę. Presji, która ma zmierzać do płacenia haraczu różnym agresywnym organizacjom diaspory żydowskiej”.

Oprócz Gadowskiego akcję wspierają także prawicowy publicysta Stanisław Michalkiewicz i podróżnik Wojciech Cejrowski.

„Polska nie jest nic winna Żydom”

Wiosną 2019 narodowcy zbierali podpisy pod apelem do Donalda Trumpa o uchylenie JUST Act. Pod koniec października zaś powołali Komitet Inicjatywy Ustawodawczej #STOP447 i zaczęli gromadzenie 100 tys. podpisów pod własnym projektem ustawy.

Wszystkimi tymi działaniami kieruje wspomniany Robert Bąkiewicz, do kwietnia 2019 r. członek Zarządu Głównego ONR, obecnie prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości oraz Stowarzyszenia Roty Niepodległości. W Komitecie Inicjatywy Ustawodawczej wspomaga go pochodzący z tego samego środowiska Tomasz Kalinowski.

"Czas zatrzymać szaleństwo międzynarodowych organizacji żydowskich. Polska nie jest nic winna Żydom, nie będziemy za nic płacić" – tak Kalinowski w nagraniu opublikowanym na Facebooku uzasadniał podjęcie inicjatywy obywatelskiej.

„Zatrzymanie szaleństwa” ma przebiegać w sposób radykalny. Projekt ustawy przewiduje bowiem wprowadzenie zakazów wobec jakichkolwiek czynności „zmierzających do zaspokojenia roszczeń dotyczących mienia bezdziedzicznego”. Oznacza to zakaz „prowadzenia negocjacji, zawierania ugód, uznawania roszczeń i powództw dotyczących mienia bezdziedzicznego, wyrażania zgody na mediację, kierowania stron do mediacji, wypłaty świadczeń pieniężnych oraz przekazywania świadczeń rzeczowych, inicjowania jakichkolwiek postępowań, mających na celu ominięcie zakazów", a nawet „inicjowania tworzenia podstaw prawnych dla roszczeń do mienia bezdziedzicznego”.

Gdyby przepisy w takim kształcie miały wejść w życie, oznaczałoby to, że nawet podjęta po jakimś czasie inicjatywa przygotowania nowego rozwiązania prawnego w tej samej kwestii wiązałaby się z poważnymi sankcjami dla inicjatorów. Objęci zakazami byliby także komornicy – nawet gdyby chcieli wyegzekwować zasądzone wcześniej należności.

W projekcie przewidziano także poważne kary za naruszenie zakazów – i są to kary więzienia.

Według tej propozycji każdy, kto podjąłby się którejkolwiek z wymienionych wyżej czynności, podlegałby karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 5 lat. Funkcjonariuszowi publicznemu w takiej samej sytuacji miałoby natomiast grozić nawet 25 lat pozbawienia wolności!

Link do projektu ustawy tutaj.

„Karze podlega w końcu sama wypłata roszczeń pieniężnych oraz zaliczania na ich poczet świadczeń rzeczowych. Zakazane też jest w myśl projektu inicjowanie jakichkolwiek postępowań, mających na celu ominięcie zakazów wyżej wymienionych oraz inicjowanie tworzenia podstaw prawnych dla roszczeń dotyczących mienia bezdziedzicznego.

Mając na uwadze fakt, iż istnieje realne niebezpieczeństwo stworzenia podstawy prawnej dla tego typu roszczeń, a także mając na względzie ich skalę wprowadzenie niniejszego projektu stało się ze wszech miar niezbędne” – napisano w uzasadnieniu.

Kampania prezydencka na celowniku?

Projekt jest tak radykalny i tak bardzo ograniczający podejmowanie jakichkolwiek działań związanych z JUST Act, że wydaje się bardzo mało prawdopodobne, by miał on szanse na zaakceptowanie podczas obrad w Sejmie. Skrajność tekstu każe więc szukać innych powodów rozpoczęcia zbiórki podpisów niż po prostu chęć wprowadzenia w życie proponowanego prawa.

Wydaje się, że przytoczone wcześniej słowa Roberta Bąkiewicza wskazują, o co naprawdę chodzi: o mobilizację zwolenników skrajnej prawicy wokół określonego celu. Najpierw – wokół zbiórki podpisów, która będzie prowadzona m.in. podczas Marszu Niepodległości 11 listopada. Potem – wokół „wspierania posłów” pod Sejmem, czyli organizowania zgromadzeń przy budynkach parlamentu.

Taki pomysł może świadczyć o tym, że narodowcy docenili znaczenie protestów, prowadzonych przez środowiska demokratyczne wobec wielu inicjatyw PiS, skoro zamierzają zrobić to samo. Tyle że w przypadku skrajnej prawicy trudno oczekiwać, iż manifestanci posłużą się białymi różami jako symbolami protestu, a ich najbardziej aktywnym działaniem będzie bierne blokowanie przejazdu czy przejścia.

Zwolennicy skrajnej prawicy to przede wszystkim młodzi mężczyźni. Jak wygląda blokada w ich wykonaniu, można było zobaczyć choćby podczas lipcowego Marszu Równości w Białymstoku. Z całą pewnością bardziej przypomina to zamieszki niż pokojowy protest.

Zbiórkę podpisów zaplanowano, jak wynika ze słów Bąkiewicza, na trzy miesiące. Komitet Inicjatywy Ustawodawczej rozpoczął działalność w ostatnich dniach października 2019, teoretycznie więc 100 tys. podpisów powinno być zgromadzone do końca stycznia.

Załóżmy, że w lutym całość trafi do Sejmu. Wtedy na wiosnę parlament powinien przystąpić przynajmniej do pierwszego czytania projektu. To właśnie wtedy narodowcy zamierzają „wspierać” swoich posłów pod Sejmem. To także wtedy w Polsce kampania prezydencka wkroczy w decydujący etap. Trudno uwierzyć, że zbieżność czasowa jest przypadkowa. Po co jednak narodowcom takie działania właśnie podczas kampanii prezydenckiej?

Wiadomo, że Konfederacja zamierza wystawić swojego kandydata na prezydenta, ale niezależnie od tego, kto nim będzie, nie ma on praktycznie żadnych szans na przejście do drugiej tury. I żadne protesty tego nie zmienią – choć mogą nagłośnić kandydata, jeśli to on stanie się twarzą buntu.

Z drugiej strony jeśli do Warszawy rzeczywiście przyjadą tysiące narodowców, a ich emocji albo nikt nie będzie w stanie kontrolować, albo emocje będą jeszcze bardziej podsycane, rzeczywiście może dojść do zamieszek i destabilizacji politycznej w kraju.

Trudno ocenić, kto z kandydatów na prezydenta mógłby na tym stracić, a kto zyskać. Wiele zależy od rozwoju sytuacji, ale na pewno kampania zostałaby wybita z tradycyjnych torów. Rozstrzygnięcie wyborcze mogłoby być wówczas bardziej efektem przypadku i chwilowych emocji niż rzeczywistym odbiciem zjawisk społecznych.

Kapiszon albo problemy z USA

Trzeba też pamiętać, że sam temat, czyli sprzeciw wobec ustawy 447 jest niekorzystny dla PiS-u. Wystawia bowiem na szwank stosunki polsko-amerykańskie, na których opiera się dziś znaczna część polskiej polityki zagranicznej. PiS będzie się więc starał zminimalizować znaczenie projektu i jak najszybciej pozbyć się go z agendy. Skrajna prawica wręcz przeciwnie.

Oczywiście może być również tak, że cała akcja okaże się kapiszonem. Narodowcy nie zdołają zebrać 100 tys. podpisów w tak krótkim czasie (albo w ogóle). A jeśli nawet je zbiorą, to na wezwanie centrali, by wspierać posłów podczas obrad Sejmu, nie przyjadą wcale tysiące zbuntowanych młodych mężczyzn, a jedynie niewielkie grupki. I o żadnym dużym efekcie nie będzie mowy.

Niezależnie od efektu widać, że narodowcy się mobilizują, po raz kolejny wykorzystując motyw Żydów, którzy chcą się wzbogacić na majątku Polaków. Skrajna prawica chce być widoczna i aktywna, a wprowadzenie do parlamentu jedenastu posłów Konfederacji to dla niej dopiero początek drogi.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze