0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Podpisanie umowy między Liberalno-Demokratyczną Partią Białorusi a partią Front. Z prawej Oleg Hajdukiewicz, z lewej - Krzysztof Tołwiński. Fot. Międzynarodowe Radio BiałoruśPodpisanie umowy mię...

Partia Front, założona przez byłego posła PiS i wiceministra skarbu Krzysztofa Tołwińskiego, to niszowa organizacja, która jawnie sympatyzuje z Białorusią i Rosją. Do tej pory jednak jej współpraca z przedstawicielami wschodnich państw nie była oparta na żadnych oficjalnych dokumentach. To się właśnie zmieniło. 9 września 2024 Tołwiński podpisał umowę o współpracy z Liberalno-Demokratyczną Partią Białorusi (LDPB).

LDPB to jedna z kilku białoruskich organizacji, które służą Aleksandrowi Łukaszence do utrzymywania pozorów demokracji w tym państwie. W rzeczywistości partia jest w pełni zależna od rządzącego Białorusią Łukaszenki. Zaś jej lider – Oleg Hajdukowicz – powszechnie uważany jest za białoruskiego propagandzistę.

Współpraca z partią LDPB oznacza więc po prostu współpracę z reżimem Łukaszenki.

Tołwińskiemu to jednak nie przeszkadza. „Jesteśmy sąsiednimi państwami narodami. Jest rzeczą naturalną, że między partiami politycznymi się współpracuje. Zachęcamy naszych kolegów z Polski, z innych partii politycznych, żeby to samo czynili” – powiedział tuż przed podpisaniem umowy Tołwiński. – „Czy w naszej ostatniej przeszłości polsko-białoruskiej zauważacie, że był gorszy okres? Wręcz na pograniczu polsko-białoruskim było eskalowanie ze strony, niestety, Polski konfliktu granicznego, aż do poziomu praktycznie granicznej wymiany ognia. Trzeba rozmawiać!”.

Niby o Białorusi, a jednak o Rosji

Wywiadu w Mińsku Tołwiński udzielił Międzynarodowemu Radiu Białoruś, należącemu do państwowego białoruskiego koncernu medialnego. Radio to od wielu miesięcy prowadzi czynną kampanię dezinformacyjną i propagandową wobec Polski. Od kilku tygodni jego stałym współpracownikiem jest Tomasz Szmydt, były polski sędzia, który zbiegł na Białoruś, w Polsce jest podejrzewany o szpiegostwo.

Przeczytaj także:

To, co najbardziej zwraca uwagę w tym wywiadzie, to fakt, iż Tołwiński oraz towarzyszący mu wiceprzewodniczący partii Front Wacław Klukowski częściej mówili o wojnie (w domyśle – rosyjsko-ukraińskiej) i o Rosji niż o Białorusi, której podpisana umowa ma dotyczyć.

Tołwiński przekonywał, że podpisanie umowy o współpracy „daje nadzieję Polakom”, bo „tylko idąc w ten sposób, jesteśmy w stanie uniknąć konfliktu”. „Bo co, polski lud, polski naród tak chętnie wejdzie w wojnę? Czyją wojnę, na co i po co?” – pytał.

Z kolei Wacław Klukowski, wiceprzewodniczący Frontu, narzekał na Polaków: „Coś musiało się zadziać w polskim narodzie, że ten naród głosuje za partiami, które tak naprawdę pchają go do wojny. Są za skłóceniem Rzeczypospolitej z sąsiadami. Żadne mądre państwo nie podejmuje decyzji, by zamykać granice, by ograniczać swobodny przepływ ludzi i kapitału, bo to jest dopływ świeżej krwi dla państwa, to są podatki, rozwijająca się gospodarka. (…) Ktoś celowo tę politykę konfrontacyjną prowadzi”.

Klukowski wyłożył też swoją teorię na temat konfliktów w „tej części świata” (czyli w Rosji lub Chinach).

Według niego napastnikom chodzi o to, by „rozbić gospodarkę Rosji i dobrać się do jej zasobów”.

„To przedłużyłoby dla kolonialistów zachodnich funkcjonowanie ich państw” – mówił o państwach zachodniej Europy.

Hasła jak z rosyjskich propagandówek

Stwierdził także, że do wojny w Ukrainie doprowadziły Stany Zjednoczone, czyli powtórzył znaną dezinformacyjną rosyjską narrację. Podkreślał: „My jesteśmy Słowianie i nie wypada, byśmy wadzili się między sobą”. Jednocześnie zupełnie pominął odpowiedzialność Rosji za rozpętanie wojny w Ukrainie. Ani słowem nie wspomniał (podobnie jak Tołwiński), że to Rosja była agresorem, że to jej wojska weszły na teren obcego państwa, a nie odwrotnie.

Krzysztof Tołwiński podkreślał, że Liberalno-Demokratyczna Partia Białorusi zaprasza do współpracy wszystkich polskich polityków. On sam miał w imieniu lidera LDPB Olega Hajdukiewicza namawiać do takich rozmów wszystkie polskie kluby parlamentarne.

Białoruś zaprasza też inne polskie partie

„Skoro politycy białoruscy nie mogą przyjechać do Europy, bo ta objęła ich sankcjami, to zapraszają do Mińska. Rozesłałem więc informacje o tym do wszystkich klubów parlamentarnych, do marszałków: Przyjeżdżajcie, my was zapraszamy! A ja pomogę. Tylko przyjedźcie i rozmawiajcie, panie i panowie posłowie! Niestety, nie skorzystali” – opowiadał Tołwiński.

Z kolei Klukowski przekonywał, że Front jest siłą polityczną, z którą „obecni rządzący” w Polsce muszą się liczyć. To oczywista nieprawda. Front nie ma w Polsce żadnego znaczenia politycznego. Mimo iż w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego wszedł w koalicję z prorosyjską partią Bezpieczna Polska Leszka Sykulskiego i z antysystemowym ruchem Watahy Głosu Obywatelskiego, koalicja ta wystawiła kandydatów tylko w jednym okręgu. Nie zdobyła żadnego mandatu. Jej przedstawicieli nie ma też w krajowym parlamencie.

Partia Front nie jest w stanie wpłynąć na politykę Polski, ale zapewne zostanie propagandowo wykorzystana przez Białoruś, w perspektywie być może także przez Rosję. Stanie się również kolejnym przyczółkiem, za pomocą którego Białoruś i Rosja będą starały się poszerzać swoje wpływy w naszym kraju.

W Mińsku chcą „ratować Europę”

Umowa między Frontem a LDPB została podpisana podczas Kongresu Sił Patriotycznych „Za pokój i rozwój”. To propagandowe wydarzenie zorganizowane przez LDPB „z okazji 80.rocznicy wyzwolenia Białorusi od nazistowskich najeźdźców” – jak informuje białoruska państwowa agencja BIELTA. Celem forum miało być „zjednoczenie zdrowych sił politycznych na świecie, dla korzystnej wzajemnie współpracy, dla pokoju bez sankcji, wojen i nacisków”. Do Mińska na kongres przyjechali sympatyzujący ze Wschodem działacze z Serbii, Słowacji, Bułgarii, Niemiec, Austrii i oczywiście z Rosji.

Rozmowy, które teoretycznie miały dotyczyć pokoju, były powtarzaniem absurdalnej narracji, w której za wojnę odpowiada Zachód, a Rosja z jej wybuchem nie miała nic wspólnego.

Lider LDPB także Białoruś zaprezentował jako ofiarę zachodnich prowokacji.

„Chcemy porozmawiać o tym, jak uratować Europę przed katastrofą. Przecież dzisiaj chcą ponownie pogrążyć cała Europę w chaosie wojny. Dobrze wiemy, że Amerykanie nie potrzebują silnej Europy” – mówił Oleg Hajdukiewicz, lider LDPB. – „Ale wojna w Ukrainie to dla nich za mało. Kiedy Białoruś jest prowokowana do działań militarnych, powinniście zdać sobie sprawę, że to nie Białoruś, ale cała Europa jest prowokowana!”.

Białoruś zamiast Rosji?

Od kilku lat nasila się wojna informacyjna wobec Polski, realizowana przez podmioty białoruskie. Wiele wskazuje jednak na to, że za działaniami Białorusi w tym zakresie stoi Rosja; że mamy do czynienia z aktywnością połączonych sił białorusko-rosyjskich, które wspólnie usiłują jak najintensywniej wpływać na postawy Polaków.

Polskie środowiska prorosyjskie korzystają z tej sytuacji. Wiele z nich zmieniło swój wektor aktywności z Rosji na Białoruś. To jednak tylko pozorowane ruchy. W czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej współpraca z Białorusią jest po prostu łatwiejsza i nie grozi równie poważnymi konsekwencjami co jawne sympatyzowanie z Rosją. Działania liderów partii Front wpisują się w ten schemat.

;
Na zdjęciu Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze