Większość miejsc pracy w wydobyciu i spalaniu węgla da się zastąpić miejscami pracy w sektorze zielonej energii – ocenia raport ekspertów Komisji Europejskiej. W polskich warunkach ze słońca da się produkować więcej prądu, niż obecnie wytwarzamy z kopalin. Dekarbonizacja gospodarki to dla nas konieczność, ale bez dialogu skończy się kryzysem społecznym
W czerwcu 2019 Polska, Czechy, Węgry i Estonia zablokowały projekt Rady Europejskiej, wedle którego UE miałaby stać się neutralna pod względem wpływu na klimat do 2050 roku. Ruch oceniany jest jako próba uzyskania szantażem przy ustalaniu budżetu UE znacznie większego dofinansowania dla i tak koniecznej transformacji energetyki polskiej.
„Odnawialne źródła energii rozwijają kraje zamożniejsze, również Polskę coraz bardziej stać na ich rozwój”
Dążenie do neutralności klimatycznej należy też do priorytetów wybranej w lipcu nowej przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen, a kolejne duże kraje takie jak Francja czy Wielka Brytania przyjmują własne narodowe zobowiązania. Na dodatek polski węgiel kamienny – szczególnie ten, którego wydobycie opłaca się z punktu widzenia rynku – niebawem się skończy. Węgiel brunatny ma się skończyć jeszcze szybciej.
Pytanie, które powinniśmy sobie dziś zadawać to nie, czy odchodzić od produkcji prądu z węgla, tylko jak to zrobić - w obliczu kryzysu klimatycznego pilna dekarbonizacja jest warunkiem nie tyle dobrobytu, co samego istnienia kolejnych pokoleń.
To wyzwanie dla całego społeczeństwa - wszyscy korzystamy z prądu produkowanego w elektrowniach węglowych. (W chwili, gdy piszemy te słowa, nasz kraj emituje 684 g CO2 na jedną kilowatogodzinę. Za nami w Europie jest tylko Bośnia. Dla porównania Szwecja, która swój miks energetyczny opiera na atomie i OZE, emituje tylko 57 g na kWh).
Jednak odchodzenie od węgla w energetyce to kwestia szczególnie istotna i potencjalnie dotkliwa dla regionów mocno uzależnionych od węgla (w terminologii UE coal regions in transtion, CRiT – dla uproszczenia będziemy je nazywać „regionami węglowymi”). Oznacza to, że gospodarka danego regionu w dużym stopniu zależy od wydobycia węgla lub produkcji z niego energii.
W Polsce Komisja Europejska wskazuje sześć takich obszarów. Są to województwa:
Takich regionów jest w Europie 42 – najwięcej w Wlk. Brytanii i w Niemczech, ale też w Bułgarii, Czechach, Grecji, Hiszpanii, Rumunii, Włoszech, Słowacji i Słowenii. Tematu nie da się zatem sprowadzić do negocjacji między Brukselą a Warszawą i trzeba patrzeć na niego szerzej.
Pewien optymizm budzi opublikowany 5 lipca 2019 roku raport Wspólnego Centrum Badawczego, organu eksperckiego Komisji Europejskiej.
Wynika z raportu, że - teoretycznie - przechodząc na energię słoneczną, niemal wszystkie regiony węglowe mogą utrzymać obecny poziom produkcji energii, a większość z nich może jej produkować więcej.
Największy potencjał techniczny (czyli maksymalną możliwość produkcji biorąc pod uwagę ograniczenia wynikające z wydajności instalacji, warunków topograficznych, środowiskowych i możliwości wykorzystania terenu) wykazują nizinne regiony europejskiego południa – jednak potencjał Polski jest zaskakująco wysoki.
Badacze brali pod uwagę możliwość wykorzystania terenów pogórniczych, dachów, leżących odłogiem terenów rolnych poza obszarami Natura 2000 (w Europie nie wykorzystuje się średnio 3 proc. wszystkich terenów rolniczych), biorąc poprawkę na parametry istniejącej technologii fotowoltaicznej oraz ukształtowanie terenu. Dlaczego nie pogodę?
Wbrew powszechnej opinii, warunki pogodowe nie mają aż tak dużego znaczenia dla produkcji energii ze słońca. Badania sugerują, że choć przy zachmurzeniu efektywność paneli fotowoltaicznych spada, to można temu zapobiec, odbierając przy pomocy odpowiedniej technologii promienie słoneczne odbite przez chmury, a niższa temperatura, deszcz czyszczący „za darmo” panele, czy odbijający promienie śnieg, mogą czynić z północnych regionów Europy niezłe miejsce do stawiania farm fotowoltaicznych.
Zamykanie elektrowni węglowych to także los ludzi zatrudnionych w wydobyciu i przetwarzaniu węgla. W całej Europie takich osób jest, według ekspertów Komisji Europejskiej, ok. 240 tys. (180 tys. w wydobyciu węgla kamiennego i brunatnego, 60 tys. w produkcji z nich energii). Według Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej niemal połowa z nich pracuje w Polsce – w 2018 roku było to 112 tys. osób. To niewiele w porównaniu do 388 tys. w samym wydobyciu węgla kamiennego w 1990 roku (w 2018 było to ok. 80 tys.)
Największa redukcja zatrudnienia miała miejsce w czasach rządu AWS w 1998 roku, kiedy z kopalń dobrowolnie odeszło ok. 100 tys. górników dzięki specjalnemu pakietowi socjalnemu, czyli sporej gratyfikacji finansowej za odejście z zawodu oraz program przywilejów dla gmin górniczych.
Dalsze ograniczanie wydobycia i produkcji prądu w elektrowniach węglowych nie musi oznaczać dezaktywizacji zawodowej dla dzisiejszych górników i energetyków. Raport Centrum Badań Wspólnych Komisji Europejskiej szacuje, że przez 15 lat w skali Europy zbudowanie dużych instalacji fotowoltaicznych o mocy 680 GW dałoby 135 tys. miejsc pracy. Kolejne, choć już trudniejsze do oszacowania możliwości zatrudnienia zapewni instalacja i serwisowanie.
Raport ekspertów KE nie podaje niestety, ile to będzie kosztować. Dr Magdalena Wójcik z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach oszacowała je w Polsce na 250 mld zł (koszt zastąpienia jednego miejsca pracy miałby wynieść 1,2 mln zł.)
Badania przeprowadzone na zlecenie Polskiej Grupy Gospodarczej (spółki Skarbu Państwa) zakładały, że mówimy o likwidacji 200 tys. miejsc pracy zależnych od węgla – mowa też o miejscach pracy pośrednio zależnych od węglowego. Wyniki zaprezentowano podczas konferencji PRE_COP24 zorganizowanej przez największe polskie związki zawodowe we współpracy z państwowymi firmami sektora wydobywczo-energetycznego w sierpniu 2018.
Ale czysto finansowe koszty dekarbonizacji to tylko część opowieści, bo przede wszystkim mówimy o pracownikach, którym zagląda w oczy koniec ich branży.
Na zrzeszających tysiące ludzi grupach dyskusyjnych poświęconych branży wydobywczej zadaliśmy szereg pytań samym górnikom. Pytaliśmy, czy górnicy chcieliby się przekwalifikować i jak wyobrażają sobie idealny program pomagający im w zdobyciu nowych umiejętności. Odpowiedzi były pełne emocji i wyrazów przywiązania do zawodu. Jedna z nich brzmiała:
„Nasza praca to nie jest tylko praca. To jest tradycja, sposób bycia… na dole jest inny świat, do którego większość z nas jest przyzwyczajona i w wielu przypadkach widzę wielki problem w możliwości zmiany branży”.
Ten etos pracy jest czymś, co często umyka w rozmowach o transformacji. Bo znikają nie tylko miejsca pracy, ale i cała kultura zawodowa i zbudowane wokół niej lokalne wspólnoty. Jeśli transformacja ma oznaczać ich rozpad - tak jak w Bytomiu, Wałbrzychu czy Sosnowcu w latach 90. - to nic dziwnego, że budzi gwałtowny opór.
W innych odpowiedziach proponowano zachowanie wydobycia na eksport czy wykorzystanie na dużą skalę technologii gazowania węgla. Niestety, nasz węgiel ze względu na wysokie koszty i niską efektywność wydobycia nie jest konkurencyjny na wolnym rynku, a technologia gazowania, choć pod pewnymi względami obiecująca, pozostaje w fazie eksperymentalnej i nie wiadomo, czy da się ją na opłacalną skalę wdrożyć w Polsce.
Być może zatem oprócz transferu pieniędzy, który zapewni górniczym rodzinom siatkę ochronną na czas przekwalifikowania, dobry program wiązałby się ze wsparciem psychologicznym, które ograniczyłoby negatywne skutki kompletnej zmiany stylu życia.
Michał Pytlik z Lewicy Razem pisał na łamach „Krytyki Politycznej”: „Protesty społeczne często zaczynają się od tego, że ktoś nie pomyślał, by kolejność »zamknijmy i rozmawiajmy« odwrócić. Sprawiedliwa transformacja energetyczna sprowadza się w gruncie rzeczy do sposobu przeprowadzania zmian, które z początku nie mają społecznego poparcia”.
Kazimierz Grajcarek, jeden z liderów górniczej „Solidarności” podczas PRE_COP24 podnosił problem dobrego przygotowania transformacji: „Zamykanie kopalń można rozpocząć z chwilą, kiedy pojawi się konkretny inwestor”.
Jak widać, jeśli politykom uda się zaprezentować spójny program transformacji, związkowcy nie zamierzają umierać za węgiel.
Ekologia
Gospodarka
Krzysztof Tchórzewski
Komisja Europejska
Ministerstwo Energii
Partia Razem
Partia Zieloni
Wiosna
ceny
COP24
energetyka
górnictwo
OZE
prąd
Śląsk
węgiel
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze