0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Cezary Aszkieło...

Rok 2024 jest przełomowy dla regulacji w Unii Europejskiej treści politycznych umieszczanych w internecie – po raz pierwszy na poważnie podejmuje się temat fragmentaryzacji mediów społecznościowych, treści syntetycznych oraz nowych zasad moderacji dyskusji politycznej w internecie.

Rozwiązania proponowane przez UE mają swoje wady i zalety. Natomiast polskie instytucje nie są gotowe nawet na podstawowe ich wdrożenie – uważa Jakub Szymik, założyciel Fundacji Obserwatorium Demokracji Cyfrowej.

W specjalnym raporcie Archiwum Osiatyńskiego zapytało ekspertki i ekspertów o to, jak poprawić wolność mediów i słowa w Polsce. Zapraszamy do debaty i polemik.

Przeczytaj także:

Polska dopiero otwiera konsultacje

W lutym 2024 roku wszystkie kraje członkowskie Unii Europejskiej powinny były już wiedzieć, kto w ich strukturach państwowych będzie wdrażał Akt o usługach cyfrowych. Ta unijna regulacja, okrzyknięta „konstytucją Internetu”, miała być odpowiedzią na wszystkie problemy związane z mediami cyfrowymi, w tym dezinformację, brak odpowiedzialności za nienawistne treści czy niejasne zarządzanie treściami politycznymi.

W Polsce Ministerstwo Cyfryzacji do tej pory zdążyło jedynie otworzyć konsultacje w tej kwestii i ogłosić, że roczny budżet na wdrożenie tego, w założeniach przełomowego, aktu wyniesie ledwie cztery miliony złotych.

Unijnych zasad regulujących przestrzeń wolnej wypowiedzi w sieci tylko przybywa – od czasów przyjęcia Aktu o usługach cyfrowych w Brukseli ogłoszono już nowe rozporządzenie definiujące reklamę polityczną oraz wytyczne wskazujące, jak platformy cyfrowe powinny zachowywać się w kontekście wyborów.

Wydaje się, że te rozwiązania są niezbędne, ponieważ nieustannie rosną wyzwania w związku z wpływem nowych technologii na procesy demokratyczne.

Deep fejki w reklamie politycznej

W Polsce mieliśmy do czynienia z zastosowaniem nieoznaczonego, syntetycznie wygenerowanego głosu urzędującego premiera Mateusza Morawieckiego w spocie wyborczym opozycyjnej wtedy partii PO.

Na Słowacji w czasie ciszy wyborczej w internecie opublikowano fałszywe nagranie, na którym kandydat w wyborach rzekomo omawiał, jak kupuje głosy.

Polskojęzyczny internet jest zalany spotami ze sztucznie generowanymi twarzami polityków. Na Tik Toku dziesiątki tysięcy polubień zbierają żarty z wygenerowanym marszałkiem Hołownią, perorującym z mównicy sejmowej o walkach MMA.

Moderacja poza kontrolą

Decyzje o tym, jakie treści są dopuszczane na platformach, są podejmowane przez właścicieli platform poza społeczną kontrolą. Na przykład Konfederacja miesiącami walczyła o dostęp do informacji o powodach zawieszenia ich konta na Facebooku, które miało blisko 700 000 obserwujących.

O tym, że platforma należąca do Meta (konglomeratu technologicznego zarządzającego m.in. Facebookiem, Instagramem i WhatsAppem) dwanaście razy zignorowała zgłoszenia przeciwko polskiemu memowi namawiający osoby trans do samobójstwa, dowiedzieliśmy się tylko dzięki dokumentom Oversight Board, prywatnego organu nadzorującego decyzje moderacyjne na platformach Mety.

Stało się to przed rozpoczęciem przez firmę zmian w zasadach moderowania platformy.

Jesienią 2023 roku platforma X (dawniej Twitter) oficjalnie poinformowała, że zatrudnia jedną osobę moderującą treści w języku polskim.

Deale z influenserami

Politycy szukają nowych sposobów na mniej lub bardziej przejrzystą promocję w sieci. Wzorem marek komercyjnych nawiązują (mniej lub bardziej przejrzyście) współprace z influenserami, a w fakturach za doradztwo strategiczne ukrywają działalność wspierających ich anonimowych kont.

W 2024 roku nie ma już kanału wolnego od promocji politycznej – polskie posłanki prowadzą podcasty na Spotify, youtuberzy dla zasięgów ogłaszają start w kampanii prezydenckiej, a Sejm z radością występuje do YouTube’a o srebrny przycisk za przekroczenie 100 000 subskrybentów.

W skali globalnej kanałami reklamy politycznej stają się platformy wideo na żądanie, streamerzy gamingowi czy aplikacje z czatami grupowymi.

UE chce ograniczyć reklamę polityczną

Unia Europejska odpowiada na ten stan rzeczy, dokręcając regulacyjną śrubę i wprowadzając ograniczenia reklamy politycznej – co prowadzi też do ograniczenia dyskusji w sieci.

Podczas prac nad unijnymi przepisami dotyczącymi reklamy politycznej w sieci, pod pretekstem walki z dezinformacją, postulowano ograniczenia widoczności organicznych, niesponsorowanych treści politycznych.

Samym platformom też często łatwiej jest ukrywać dyskusje polityczne niż je nadzorować. Na przykład w lutym tego roku Meta wyłączyła „proaktywną rekomendację” szeroko pojętych treści politycznych.

W Stanach Zjednoczonych rozgorzała dyskusja o zakazie działania chińskich platform, wycelowana głównie w TikToka.

W konsekwencji tych działań stoimy przed realnym ryzykiem zawężania pola dyskusji politycznej w sieci. Decyzje o ukrywaniu („shadowbanning”) czy zatrzymywania organicznego rozprzestrzeniania się „wiralowych” postów zawierających takie słowa jak „rząd” czy „wybory”, utrudnią dostęp do bieżących informacji politycznych na platformach cyfrowych.

Zagrożenie dla kampanii profrekwencyjnych

To duże ograniczenie na przykład dla kampanii profrekwencyjnych. Dzięki zakazowi targetowania niektórych grup społecznych, organizacje ekologiczne, czy zajmujące się prawami kobiet, czy osób LGBTQ+ czeka niemiła niespodzianka w postaci braku możliwości prowadzenia kampanii informacyjnych.

Będzie też rósł problem z rozróżnieniem między treściami syntetycznymi, które dezinformują, a treściami, które mają charakter satyryczny.

Co możemy zrobić w Polsce?

Powinniśmy wdrażać unijne przepisy, ale po debacie i refleksji. Co do zasady, dążenie do ujednolicenia definicji i zasad dyskusji politycznych w sieci jest słuszne. Może pomóc skończyć z „cyfrowym Dzikim Zachodem”.

Natomiast w proces wdrażania unijnych przepisów warto zaangażować podmioty na przykład nadzorujące wybory w Polsce, jak Państwowa Komisja Wyborcza.

Jednocześnie warto zachować pewną dozę sceptycyzmu wobec nowych unijnych regulacji, które nałożą też ograniczenia na organizacje i inicjatywy społeczeństwa obywatelskiego i utrudnią organizowanie się w sieci, edukację i inspirowanie mobilizacji wyborczej.

W pierwszej połowie 2025 roku Polska będzie sprawować prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Polski rząd powinien śledzić dyskusję o regulowaniu debaty politycznej w sieci, zaproponować swoje stanowisko i wzmacniać głos regionu Europy Środkowej i Wschodniej w tej kwestii.

Przeczytaj więcej o tym, jak poprawić wolność mediów i słowa w Polsce w specjalnym raporcie Archiwum Osiatyńskiego.

Działania organizacji w latach 2022-2024 dofinansowane z Funduszy Norweskich w ramach Aktywni Obywatele – Program Krajowy.

Czarno-białe logo
Czarno-białe logo
;

Udostępnij:

Jakub Szymik

założyciel Fundacji Obserwatorium Demokracji Cyfrowej

Komentarze