Przez ostatnie lata w Polsce zmarnowano czas, który powinien być poświęcony na przygotowania do systemowej regulacji rynku cyfrowego. Co powinien zrobić nowy rząd? Piszą prawnicy dr hab. Mateusz Grochowski i dr Katarzyna Łakomiec
Przez ostatnie lata zainteresowanie regulacjami cyfrowymi podtrzymywały głównie organizacje pozarządowe. Nowy rząd stoi przed szeregiem wyzwań i możliwości. Polska powinna wyjść z marginesu dyskusji toczonych na szczeblu unijnym i globalnie – piszą prawnicy dr Mateusz Grochowski z Instytutu Maxa Plancka w Hamburgu i dr Katarzyna Łakomiec z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk.
Podsumowują, co w obszarze regulacji cyfrowych wydarzyło się w ostatnich latach i czego zabrakło. Po bilansie otwarcia przechodzą do rekomendacji.
Rozwój technologii cyfrowych to bez wątpienia jedna z najważniejszych zmian cywilizacyjnych ostatnich dekad. Wraz z postępem technologicznym rośnie jednak świadomość jego społecznych kosztów oraz pojawiają się propozycje regulacji prawnych pozwalających na ich łagodzenie. Dyskusja ta toczy się od lat w wielu krajach świata, a globalnym liderem stała się w niej ostatnio Unia Europejska.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że przez ostatnie dwie kadencje parlamentu w Polsce regulacje cyfrowe były zapomniane. Zainteresowanie nimi podtrzymywały głównie nieliczne organizacje pozarządowe.
Nowe otwarcie w polskiej polityce pozwala zastanowić się, w jaki sposób wykorzystano ten czas (krytyczny dla rozwoju prawa nowych technologii na świecie). A także czy polskie prawo jest gotowe na przyjęcie kolejnych dużych zmian, których w najbliższym czasie będzie wymagała UE.
Bilans ostatnich lat jest ważny, tym bardziej że toczący się w ostatnich latach spór o praworządność w Polsce odcisnął swoje piętno także na tej sferze. Podporządkował sobie bowiem organy i narzędzia, które w innych warunkach mogłyby służyć budowaniu polskiej strategii cyfrowej.
Przed nowym parlamentem i rządem stoją więc złożone zadania, znacznie wykraczające poza samo tylko wdrożenie prawa unijnego.
Świadomość problemów, jakie niesie rozwój nowych technologii, kształtowała się początkowo głównie wokół prywatności i danych osobowych.
Jej symbolami stało się unijne Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych (RODO) z 2016 roku oraz wydana dwa lata później książka Shoshany Zuboff Wiek kapitalizmu inwigilacji.
Oba teksty, każdy na swój sposób, określiły podstawy myślenia o prywatności w sieci i jej zagrożeniach po obu stronach Atlantyku.
Z czasem jednak okazało się, że negatywne skutki rewolucji cyfrowej: masowe gromadzenie danych osobowych, wiąże się nie tylko z zagrożeniem dla prywatności.
Siła rynkowa firm z sektora big-tech łatwo przekształca się w siłę polityczną i społeczną.
Równolegle problemem stawała się także rosnąca monopolizacja globalnego rynku sprzedaży przez Amazon. Nie wspominając o bardziej specyficznych problemach wywołanych przez inne platformy jak np.
Ekspansja sztucznej inteligencji wiąże się z kolejną grupą problemów (słynny ChatGPT jest tylko wierzchołkiem tej góry). Obok samego rynku obejmują one tak wrażliwe sfery, jak administracja publiczna i technologie militarne.
W tych warunkach regulacja nowych technologii nie może ograniczać się do przyjęcia nowych przepisów prawnych.
Wymaga ona znacznie głębszej przebudowy podejścia do niej. Stworzenia przez państwo przestrzeni dialogu z ekspertami i podmiotami sektora oraz zmian w praktyce stosowania prawa przez organy władzy publicznej i sądy. Konieczna jest również dynamiczna wykładnia norm konstytucyjnych, która uwzględni skomplikowanie i skalę problemów wywołanych przez nowe technologie. W tym zakresie bilans ostatnich ośmiu lat w Polsce rozczarowuje.
Relacja ustępującej władzy z prawem nowych technologii była skomplikowana. Obciążały ją po części wcześniejsze systemowe zaniedbania w tym obszarze, których nie próbowano naprawić. Nowe technologie nie stały się w Polsce przedmiotem ożywionej debaty publicznej. Z jednej strony wynika to z osobistej fascynacji wysokich urzędników państwowych postępem i ich głębokiemu przekonaniu o pozytywnym wpływie na społeczeństwo, z drugiej – bierności prawodawcy, który przez ponad piętnaście lat był nastawiony w tej przestrzeni na transpozycję prawa Unii Europejskiej.
Odpowiedzi na wyzwania związane z regulacją nowych technologii formułują dwa ośrodki władzy w Polsce.
Ze względu na możliwości robienia złożonych analiz i współpracy z ekspertami w procesie legislacyjnym to na nim spoczywa główny ciężar tworzenia aktów normatywnych w obszarze cyfrowym.
Rada Ministrów jest również odpowiedzialna za prezentowanie stanowiska Polski wobec propozycji Komisji Europejskiej. Znaczącą rolę pełnią też organy regulacyjne jak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i Urząd Ochrony Danych Osobowych.
Dotyczy to w pierwszej kolejności Trybunału Konstytucyjnego. Nie powinien on tylko kontrolować rozwiązania przyjmowane przez polskiego ustawodawcę (w zakresie, w jakim pozwala na to podział kompetencji z UE). Do jego zadań powinno należeć aktualizowanie ogólnych standardów praw jednostki.
W bardziej oddolny sposób standardy te kształtują także
W ostatnich latach Polska wdrożyła (tradycyjnie po terminie) wiele “cyfrowych” regulacji unijnych, w tym m.in. duży pakiet przepisów o ochronie konsumenta online.
Proces ten ujawnia jednak zarazem poważny problem w polskim myśleniu o regulacji sfery cyfrowej. Rewolucja technologiczna nie stworzyła jedynie nowych problemów do rozwiązania. Postawiła ona przede wszystkim fundamentalne pytanie o know-how regulacji rynku cyfrowego.
Klasyczne metody, oparte przede wszystkim na prawie tworzonym i egzekwowanym przez państwo, okazały się w znacznej mierze zawodne.
Z tych powodów, reforma ograniczająca się do przepisania do polskiego prawa unijnych przepisów (często zresztą prowadzona bez próby zachowania spójności z resztą systemu) nie może zastąpić dyskusji o adekwatności polskich regulacji do ery cyfrowej ani o zmianach w kształceniu prawników.
Przez ostatnie dwie kadencje refleksja ta rodziła się w Polsce raczej na marginesach i bez szerszych aspiracji. Co więcej, wiele ciał eksperckich, które w naturalny sposób byłyby predestynowane do inicjowania takiej dyskusji (np. Komisje Kodyfikacyjne dla poszczególnych dziedzin prawa, składające się z wybitnych naukowców i praktyków), zostały rozwiązane wkrótce po wyborach w 2015 roku.
W ten sposób zmarnowano czas, który powinien być poświęcony na przygotowania do systemowej regulacji rynku cyfrowego.
Pozwoliłoby to nie tylko na lepsze przygotowanie się do nadchodzących zmian prawa UE (o których polskie władze wiedziały od dawna), lecz także na wypracowanie krajowych założeń regulacyjnych. Waga polskiego „głosu” w polityce cyfrowej jest większa tym bardziej że prawo UE nie reguluje wszystkich problemów prawa nowych technologii. Niekiedy celowo pozostawia ono także państwom członkowskim swobodę określenia rozwiązań, które najlepiej pasują do krajowej specyfiki.
Można mieć wątpliwości, czy Polska jest obecnie gotowa dokonać tych wyborów w świadomy sposób.
O ile w ciągu ostatnich lat rząd podejmował pewne działania związane z regulacją nowych technologii, tego samego nie można powiedzieć o Trybunale Konstytucyjnym. Jego orzecznictwo zatrzymało się około 2015 roku i od tego czasu niemal całkowicie pomijało zagadnienia nowych technologii.
Brak ten jest odczuwalny tym bardziej że w okresie pandemii pojawiały się istotne pytania o granice ingerencji w prywatność i autonomię obywateli (np. w związku z rządową aplikacją Kwarantanna Domowa czy pozyskiwaniem danych telekomunikacyjnych uzasadnianym walką z pandemią).
W tym samym czasie na podobne tematy wypowiadały się np. słowacki czy bułgarski sąd konstytucyjny, kształtując standardy ochrony praw człowieka w zakresie nowych technologii.
Trybunał Konstytucyjny (niezależnie od uzasadnionych wątpliwości co do jego obsady), który przez osiem lat nie podejmował tematyki nowych technologii, nie prowadził analiz i nie rozwijał kadr, pozbawił prawo polskie ważnych instrumentów pozwalających na reakcję w razie naruszeń praw jednostki w sferze cyfrowej. Także w tym zakresie w Polsce wyraźnie widać regres w stosunku do wielu innych krajów UE.
Zarówno za kadencji Adama Bodnara, jak i Marcina Wiącka, Rzecznik realizował wiele inicjatyw skupionych na ochronie praw podstawowych użytkowników sieci (dotyczących m.in. patostreamingu, inwigilacji przez służby specjalne, monitoringu wizyjnego i bezpieczeństwa państwowych rejestrów danych).
Osobnym rozdziałem są tu działania Rzecznika w okresie pandemii, które skupiły się na ochronie prywatności i kontroli technologii przetwarzających dane obywateli. W konsekwencji, standardów praw jednostki w erze cyfrowej można poszukiwać jak na razie przede wszystkim w działaniach Rzecznika. W praktyce innych organów w większości czekają one jeszcze na sformułowanie.
Przez ostatnie dwie kadencje parlamentu polskie metody regulacji rynku bazowały w dużej mierze na scentralizowanym modelu. To państwo wydawało akty prawne i decyzje wobec przedsiębiorców oraz egzekwuje ich wykonanie.
W kolejnych aktach prawnych Unia Europejska proponuje jednak inne podejście do modelu cyfrowego.
Chodzi o to, by regulacje coraz silniej opierać na dyskursie z samymi uczestnikami rynku.
Wchodzący niedługo w życie Akt o Usługach Cyfrowych w wielu miejscach odwołuje się do norm technicznych tworzonych przez organizacje standaryzujące, kodeksów postępowania przyjmowanych przez firmy sektora cyfrowego oraz do tworzonych przez nie mechanizmów rozstrzygania sporów z użytkownikami.
W przygotowywanym właśnie Akcie o Sztucznej Inteligencji (obecnie na ostatnich etapach procesu legislacyjnego) założenie to zaznaczyło się jeszcze wyraźniej. Czy po długim czasie „centralnego sterowania”, polskie organy są gotowe spojrzeć na rynek jako na partnera, nie zaś jedynie sferę podporządkowaną ich władzy? Aby efektywnie wziąć udział w procesie współregulacji, państwo musi mieć silne organy legislacyjne i nadzorcze.
Takie, które są zdolne zarówno do dialogu w procesie prawotwórczym, jak i do samodzielnego działania, opartego na wiedzy eksperckiej.
Polski kryzys praworządności wpływa na rynek cyfrowy także na innych poziomach.
Wątpliwości co do niezależności dotyczą nie tylko Trybunału Konstytucyjnego i sądów, lecz również organów administracji publicznej, których kompetencją jest nadzór nad rynkiem i technologiami cyfrowymi oraz sankcjonowanie naruszeń.
Dobrym przykładem jest tu instrumentalne wykorzystanie organu, jakim jest Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Organ ten zastąpił Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, który cieszył się dużym autorytetem i poważnie umocnił pozycję Polski w europejskiej debacie o ochronie danych. Podejmował także działania na arenie krajowej (przygotowując np. kompleksowe analizy w zakresie zastosowania monitoringu wizyjnego jako potencjalnego zagrożenia dla prywatności).
Po likwidacji GIODO w 2018 roku nowo powołany Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych został zaangażowany w praktyki podporządkowane raczej agendzie politycznej niż efektywnej ochronie danych osobowych.
Dotyczyło to m.in. działań ws. list poparcia do neo-KRS czy braku reakcji na przekazanie przez Ministra Cyfryzacji danych osobowych wszystkich wyborców na płycie DVD Poczcie Polskiej bez podstawy prawnej przy okazji nieudanej organizacji wyborów kopertowych.
Ograniczenie zależności polskich organów regulacyjnych stało się jeszcze bardziej wyraźne po wyroku Sądu UE z lutego 2022 w sprawie Sped Pro. Stwierdzono w nim, że Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta nie spełnia przesłanek niezależności, a tym samym sankcje nakładane przez niego na przedsiębiorców mogą być skutecznie podważane. Wydając to orzeczenie, sąd nie tylko wyraził zastrzeżenia do niezależności samego Prezesa UOKiK, lecz zakwestionował także system weryfikacji i kontroli jego decyzji (zakładający niezależność sądów administracyjnych).
Nietrudno dostrzec, że orzeczenie to może wywołać efekt kuli śniegowej, pociągając za sobą kwestionowanie decyzji innych organów o podobnych kompetencjach. Dotyczy to także Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który (wraz z Prezesem UOKiK i Prezesem UODO) zajmuje kluczową pozycję w regulowaniu polskiego rynku usług cyfrowych.
Przede wszystkim wspomnianego już Aktu o Usługach Cyfrowych. Jego wykonanie opiera się na sieci instytucji w państwach członkowskich (koordynatorów ds. usług cyfrowych), z relatywnie wąskimi kompetencjami Komisji Europejskiej.
Decyzje organów krajowych zostały objęte mechanizmem wzajemnego uznania. Ma to służyć tworzeniu spójnej polityki regulacyjnej w sektorze usług cyfrowych w skali całej UE. Oznacza to, że siła tworzonej w ten sposób sieci zależy od siły jej poszczególnych ogniw. W konsekwencji, zastrzeżenia co do działania polskich organów regulacyjnych mogą postawić pod znakiem zapytania sens jednolitego mechanizmu egzekwowania nowych regulacji.
Okres rządów Zjednoczonej Prawicy w prawie nowych technologii było czasem niewykorzystanych szans.
Polska – z nielicznymi wyjątkami – dryfowała w tym czasie ku marginesom dyskusji toczonych na szczeblu unijnym i globalnie. Wiele tematów dyskutowanych od lat w innych krajach niemal zupełnie nie zaistniało nad Wisłą. Zmiana tej sytuacji nie jest prosta i z pewnością nie będzie możliwa od razu.
Szczególnie ważny jest tu powrót do modelu tworzenia prawa opartego na współpracy między ciałami eksperckimi (jak Komisje Kodyfikacyjne), organizacjami pozarządowymi i politykami.
Ze względu na złożoność i nowość problemów rynku cyfrowego, procesy te powinny angażować nie tylko prawników, lecz także co najmniej ekonomistów, socjologów i specjalistów z zakresu IT.
Ustawa taka nie będzie miała charakteru czysto technicznego, lecz będzie wymagać rozstrzygnięcia kilku fundamentalnych kwestii co do kierunków krajowej regulacji nowych technologii.
To z kolei prowadzi do postawionego już na wstępie pytania, czy przez ostatnie osiem lat Polska doczekała się spójnej “polityki cyfrowej”. Niestety, jest bardzo prawdopodobne, że nowy rząd będzie musiał tworzyć ją od zera.
Jeśli raz w miesiącu chcesz otrzymywać specjalne materiały dotyczące praworządności jako pierwszy, zapisz się na newsletter przez stronę Archiwum Osiatyńskiego. Projekt wspiera fundusz Aktywni Obywatele – Program Krajowy.
Prawa człowieka
Władza
Unia Europejska
AI
akt o sztucznej inteligencji
akt o usługach cyfrowych
Archiwum Osiatyńskiego
doktor nauk prawnych, Senior Research Fellow w Instytucie Maxa Plancka w Hamburgu oraz Affiliated Fellow w Information Society Project na Yale Law School. Pisze o prawie nowych technologii, społeczeństwie cyfrowym i ochronie słabszych podmiotów na rynku.
doktor nauk prawnych, Senior Research Fellow w Instytucie Maxa Plancka w Hamburgu oraz Affiliated Fellow w Information Society Project na Yale Law School. Pisze o prawie nowych technologii, społeczeństwie cyfrowym i ochronie słabszych podmiotów na rynku.
adiunktka w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, autorka publikacji z zakresu prawa konstytucyjnego oraz praw człowieka. Zajmuje się wpływem nowych technologii na mechanizmy ochrony praw i wolności jednostki. Pracowała jako ekspertka w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich oraz w Wydziale Postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym w Biurze Analiz Sejmowych.
adiunktka w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, autorka publikacji z zakresu prawa konstytucyjnego oraz praw człowieka. Zajmuje się wpływem nowych technologii na mechanizmy ochrony praw i wolności jednostki. Pracowała jako ekspertka w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich oraz w Wydziale Postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym w Biurze Analiz Sejmowych.
Komentarze