U nas na wsi nie ma fentanylu, który zabija rocznie 80 tys. Amerykanów. Mamy za to w domach benzodiazepiny i opioidy w potwornych ilościach, na receptę. Biorą babcia i wnuk – na sen i bolenie ogólne
– O proszę, pierwsza lepsza recepta. Pan spojrzy, pacjentka po sześćdziesiątce życzy sobie Poltram Combo Forte*. Patrzę w system, i co? Kobieta, której nawet nie widziałem na oczy, prosi o dwie paczki po 90 tabletek. Ten lek stosuje się w leczeniu bólu o dużym natężeniu. Na przykład: jest pan po operacji, właśnie wycięli wyrostek, to owszem, zażywa go pan przez dwa, trzy dni.
Ale 180 tabletek? Dla jednej osoby?
Przecież można to jeść przez dwadzieścia lat!
Nie dość, że lek jest za darmo dla seniorów, to jeszcze zawiera tramadol, substancję z grupy opioidów.
A co to oznacza? Że ma duży potencjał uzależniający.
Ale może się czepiam, prawda? Dlatego patrzę w archiwum pacjentki. Ledwie dwa tygodnie wcześniej prosiła o receptę na Skudexę, następny lek przeciwbólowy. A w składzie też tramadol i deksketoprofen.
Zapala mi się czerwone światełko, bo ktoś jej przecież te recepty wydał bez żadnej refleksji. Czy widział tę pacjentkę? Czy może trafiła do przychodni właśnie ze stosu recept, który każdego dnia czeka na moim biurku? Pan spojrzy, to tylko kupka z dziś.
* POLTRAM COMBO FORTE – lek o działaniu przeciwbólowym zawierający tramadol (opioidowy lek przeciwbólowy) i paracetamol. Stosowanie tramadolu może prowadzić do uzależnienia (silna potrzeba ciągłego dostarczania substancji do organizmu) i rozwoju tolerancji.
Leczę ludzi na prowincji, pięćdziesiąt kilometrów od Warszawy. Nie, nie wstydzę się ani nazwiska, ani poglądów, ale skoro uważa pan, że będzie można zidentyfikować pacjentów, to niech to będzie anonimowa rozmowa, zgoda.
Przeczytałem kiedyś wywiad o nadużywaniu kokainy czy amfetaminy przez mieszkańców dużych miast. I coś we mnie pękło! Napisałem list do Monaru.
„Na każdego uzależnionego, którego próbujecie wyciągnąć, my lekarze w tym czasie produkujemy kolejnych pięciu”.
U nas na wsi nie ma fentanylu, który zabija rocznie 80 tys. Amerykanów. Po co to komu? Mamy za to benzodiazepiny i opioidy. Muszę to wykrzyczeć: to wszystko jest w domach w potwornych ilościach. Na receptę. Często za darmo albo z ogromną refundacją.
A jak jest w miastach, miasteczkach czy w Warszawie? Proszę pana, tak samo. Bo dlaczego ma być inaczej. Tylko że moi pacjenci są ze wsi. Więc o nich panu opowiadam.
Dajmy na to, pacjentka od 180 tabletek. Ona jeszcze pożyje, jej organizm będzie niszczony powoli. Tak, jak w przypadku jakichkolwiek nadużywanych substancji psychoaktywnych, pomalutku dojdzie do zmian osobowości.
Stanie się bardziej drażliwa i agresywna.
Klasyczny F11, czyli według międzynarodowej klasyfikacji, zaburzenia psychiczne oraz zaburzenia zachowania spowodowane przyjmowaniem opioidów.
Bo właśnie przy długotrwałym stosowaniu benzodiazepin, leku o działaniu uspokajającym, działa dokładnie odwrotnie: pacjent staje się coraz bardziej pobudzony.
To nic takiego, może pan powiedzieć, niech sobie ta babcia chodzi z dziwną miną, prawda? Ale benzodiazepiny, proszę pana, znacząco rozluźniają mięśnie szkieletowe i powodują zaburzenia równowagi. Pacjenci zwyczajnie się przewracają.
Standardem są kobiety z osteoporozą, często łamią sobie szyjkę kości udowej. Wysyła się je do szpitala karetką, a w szpitalu piszą: „Ze względu na liczne obciążenia i wielochorobowość odstąpiono od leczenia operacyjnego. Odesłana do domu pod opiekę lekarza POZ”.
I takich „leżaków”, jak my to nazywamy, są na wsiach setki tysięcy.
Nie przesadzam.
TRAMAL – opioidowy lek o działaniu przeciwbólowym zawierający tramadol. Opioidowe leki przeciwbólowe upośledzają sprawność psychiczną i/lub fizyczną wymaganą do wykonywania zadań potencjalnie niebezpiecznych (np. prowadzenie pojazdów lub obsługiwanie maszyn).
No właśnie, zapyta pan, dlaczego ta babcia schorowana, co ją wszystko boli, ma tak cierpieć? Przecież jakiś specjalista zalecił to leczenie, więc powinienem podpisać karteczkę.
Jako lekarz nie chcę, żeby cierpiała, jasne. Gdzieś tam pojawia się myśl, niech łyka tabletki, niech się uzależni, byle tylko ukoić jej ból.
Ale umyka nam, że to wszystko, sto osiemdziesiąt tabletek leku z tramadolem, leży u niej na stole w kuchni. Przychodzi wnuczek, narzeka to na kręgosłup, to na kolana, babcia go kocha, więc mówi: „Weź to wnusiu, mi pomaga, to i tobie pomoże”.
Wnusiu się przecież nie będzie zastanawiał. Pomaga, to pomaga. I łyka. A potem wsiada w auto, bo sobie nie zdaje sprawy, że to nie był zwykły lek przeciwbólowy.
Nie muszę nikogo przekonywać, że Polacy to naród pijący. Na wsi widać to szczególnie. Ale jak ten wnuczek nawet napije się wódki, to ma jakąś tam mętną, bo mętną, ale jednak świadomość, że się napił. Potępiam to oczywiście, ale prawda jest taka, że raczej będzie starał się jechać ostrożniej i wolniej. A jak łyknie te wszystkie benzo i opioidy, może dołoży nieświadomie coś na uspokojenie, to on nie ma pojęcia, co się z nim dzieje.
Jest otępiały, zwolniony, traci świadomość – gorzej niż po pół litra czystej.
Ale jedzie, bo przecież łyknął tylko tabletkę od babci.
Tego nie widać z dużych miast, ale ja to widzę z okna mojej przychodni.
Może troszkę naciągam rzeczywistość, ale wychodzę z założenia, że jak gość siada przede mną, kładzie kluczyki od auta na biurku, w karcie ma wpisany lek, więc pewnie przez ostatni miesiąc łyknął tych sześćdziesiąt tabletek, bo teraz wraca po kolejną receptę, to sądzę, że zaraz wsiądzie do samochodu.
I taki przykład: pacjent, kierowca TIR-a, 48 lat. Od niedawna zapisany do przychodni, bo przeprowadził się z Warszawy. Pusta historia choroby. Podczas jazdy trasą D50 zrobiło mu się ciemno przed oczami i „chyba zasłabł”. Zjechał z trasy w pole, przejechał około trzech kilometrów po polu, nowoczesny 40-tonowy TIR sam się zatrzymał.
Nikomu tym razem nic się nie stało, ale na wniosek policji starosta zabrał mu prawo jazdy. Tylko dlatego zgłosił się do mnie. Wywiad u mnie: ogólnie zdrowy, czasami bóle kręgosłupa od długiego siedzenia. Kilka tygodni przed wypadkiem poszedł prywatnie do pani neurolog i otrzymał Pregabalinę! Pytam się chłopa, czy lekarka interesowała się charakterem pracy, wspominała coś o prowadzeniu po Pregabalinie? Podobno nie.
Ta historia skończyła się dobrze, facet odstawił lek i szybko porobił badania specjalistyczne.
Na wsiach jeżdżą wszyscy i po wszystkim. Czytamy i słyszymy w mediach codziennie o tragicznych, ale i kuriozalnych kraksach. Pan spojrzy, tu 73-latka wjechała w ogrodzenie kościoła. Następna informacja, wypadek busa prowadzonego przez 78-latkę. Wyobrażamy sobie seniorki jako te, które bujają się w fotelach, ale one wyjeżdżają na ulice.
Taki przykład: pacjentka, 78 lat, w pełni sprawna jak na te lata, zgłosiła się po zaświadczenie na zasiłek rehabilitacyjny od KRUS. Właśnie po wypadku. Po przekopaniu się przez dokumentację medyczną: cukrzyca, nadciśnienie, dyskopatia L-S, żylaki kończyn dolnych, jeszcze z dziesięć innych rozpoznań. Przyjmuje codziennie 14 leków, w tym Doretę (dwa, trzy razy dziennie), Hydroksyzynę (raz, dwa dziennie), a na noc Nasen. Codziennie. Od kilku lat.
Policja podaje, że wszyscy uczestnicy zdarzenia byli trzeźwi. Czy na pewno?
Alkoholu nie wykryto, a co z lekami?
Policja nie ma ani wiedzy, ani technicznych możliwości, by to sprawdzić. Potem czytam w mediach, że przyczyną wypadku była pogoda, może warunki na drodze. O lekach ani słowa.
Mówię o tym, bo nie mam zgody na to, by jakieś dziecko zostało zabite przez kolejnego naćpanego kierowcę.
SKUDEXA – preparat złożony zawierający opioidowy lek przeciwbólowy i NLPZ. Objawowe, krótkotrwałe leczenie bólu ostrego o nasileniu umiarkowanym do ciężkiego u dorosłych, u których ból wymaga zastosowania połączenia tramadolu i deksketoprofenu.
Jestem ze starego pokolenia, które wciąż, pewnie naiwnie, wierzy w medycynę rodzinną. Więc czytam te recepty jedna po drugiej. Pan spojrzy: antybiotyki, leki przeciwzapalne, jakieś maści ze sterydami, cuda na kiju i tradycyjnie to, co poleca Goździkowa, czyli przysłowiowa sąsiadka. I w końcu także: Tramadol, Skudexa, Poltram Combo. Osiem opakowań. Dwanaście. Szesnaście. To samo każdego dnia. Na bolenie ogólne.
A przecież wskazania są bardzo precyzyjne: KRÓTKOTRWAŁE! To słowo klucz. Krótkotrwałe leczenie ostrych bólów pooperacyjnych u pacjentów, u których wymagane jest stosowanie leków opioidowych.
Najczęściej zdarzają się pacjenci mocno otyli ze zmianami przeciążeniowymi. Przychodzą, a jak nie przychodzą, to piszą wnioski o recepty. Bo kolano boli, bo kręgosłup, bo biodro.
Tak naprawdę to ja się z tym pacjentem prawie nie stykam. Leczę karteczki. A przecież z karteczką nie pogadam.
Więc pacjenci leczą się sami, bo oni wiedzą, czego im potrzeba.
W pandemii ludzie nauczyli się, że można zamawiać sobie leki. Powstała Teleporada, potem receptomaty. Teraz pacjent może sobie wysłać mailem zamówienie na receptę, a niektóre programy bezpośrednio wklejają je do systemu.
Żeby nie było, że krytykuję, bo widzę, jakie to pomocne dla moich pacjentek seniorek, które często są wykluczone komunikacyjnie. Tyle że system sprawił, że zwiększyła się dostępność recept i to się ludziom spodobało. Stos karteczek rośnie. Efekt? Pacjent bierze, co chce.
Gdy weszło Senior Plus, wszystko się zmieniło. To nie jest absolutnie niczyja zła wola, po prostu ktoś chciał dobrze i wyszło jak zwykle.
Dawniej pacjent miał zniżkę 50 proc., 30 proc., ryczałt lub bezpłatnie. Teraz to bez różnicy. Wszystko za darmo. I Polak to zauważył. Siedzą w kuchni dziadek z zięciem i ten drugi ma nadciśnienie. No ale ma też dziadka, a ten ma wszystkie leki za darmo. Patrzę w historię choroby dziadka. Do tej pory brał trzy leki. Teraz bierze dziesięć.
TRANXENE – lek przeciwlękowy z grupy pochodnych benzodiazepiny. Leczenie farmakologiczne jest wskazane tylko w sytuacjach, w których objawy są nasilone, zaburzają prawidłowe funkcjonowanie lub są uciążliwe dla pacjenta.
Pan pyta, na co choruje polska wieś? Najczęściej na spanie. „Panie doktorze ksizinum, ksizinum, bardzo proszę, bo po tym śpię”. Pacjentki seniorki odmawiają taką litanię każdego dnia.
Prym wiodą Hydroksyzyna i Zolpidem, leki stosowane w celu łagodzenia niepokoju oraz wspomagania snu. Ale podobnych preparatów na rynku jest przynajmniej dwadzieścia. Ludzie biorą cokolwiek, żeby się odurzyć. Zolpidem i wszystkie jego pochodne. Alprazolam na lęki. Wszelkiego rodzaju benzodiazepiny i znany opioidowy Tramadol. Widzę to w systemie. Nikt mi przecież nie powie, że jak pacjentka potrzebuje 180 tabletek co dwa tygodnie, to nie jest uzależniona.
Ostatnio przyszedł pacjent, chciał zmienić leczenie na nadciśnienie, bo nie czuł się komfortowo. Sprawdziłem leki. Zaproponowałem, że zmniejszymy dawkę danego preparatu, dołożymy inny. Wszystko super, uśmiech, miła atmosfera, ale kiedy tylko wspomniałem, że trzeba zrezygnować z jednego konkretnego leku, to usłyszałem: „Nie ma mowy, panie doktorze”.
To ewidentny symptom uzależnienia.
Pacjent pozwoliłby sobie zabrać wszystkie leki, które ratują mu życie, ale nie pozwoli zabrać tych z grupy benzodiazepin lub opioidów. To się powtarza.
ZOLPIDEM — substancją czynną preparatu jest zolpidem, lek o działaniu nasennym i uspokajającym. Działanie zolpidemu jest podobne do działania benzodiazepin. Stosowanie preparatu wiąże się z ryzykiem wystąpienia zaburzeń psychoruchowych dnia następnego, w tym zaburzeń zdolności prowadzenia pojazdów.
Na polskiej wsi widzę tego symptomy. Widzę to po stosiku i rozmowach.
– Na pewno pani jest potrzebny ten lek?
– No tak, ja go biorę całe lata.
– A dlaczego go pani bierze od lat?
– No doktor mi napisał na spanie i bardzo dobrze się po nim czuję.
– A próbowała pani obejść się bez tego leku?
– Tak, parę razy nie miałam. Oj, bardzo źle się czułam, panie doktorze, bardzo źle.
– Ale wie pani, że to jest preparat silnie uzależniający?
– No nie wiedziałam. Ale ja się po nim bardzo dobrze czuję, panie doktorze.
Jeżeli przychodzi moja pacjentka, to zrobię wszystko, żeby ją przekonać, że są inne metody. Pokazuję wyciągi z Medycyny Praktycznej, żeby sama przeczytała, że to nie są moje wymysły. Więc czytają: „Narkotyczny lek przeciwbólowy, stosowany krótkotrwale”. Czasem to dociera, czasem nie. Bo czasem w ogóle nie ma rozmowy. Pacjent wchodzi do gabinetu z marszu, jak klient i zamiast dzień dobry słyszę: „Chcę to i to”.
Ostatnio przychodzi do mnie 31-letni facet. Pracuje dorywczo, na czarno, dużo dźwiga, więc odczuwa bóle kręgosłupa. Do tego nieubezpieczony, więc podpisał fałszywe oświadczenie, aby go w ogóle zarejestrowano do mnie na wizytę. Przyszedł tylko po receptę na Doretę. Tłumaczenie? „Bo już wziął z apteki i musi oddać”. Wcześniej podbierał matce. A potem poprosił o zwolnienie wsteczne dla PUP, bo nie zgłosił się i ubezpieczenie mu wygasło.
Gdy próbuję tłumaczyć, proszę pana, proszę pani, owszem, te leki zalecił specjalista, ale można je brać siedem, dziesięć, maksymalnie czternaście dni… To jak grochem o ścianę. Pacjent chce. Pacjent się domaga.
Albo słyszę, że my, służba zdrowia mamy służyć receptami.
Kiedyś zadałem sobie trud, żeby przewalić te wszystkie dzienniki ustaw, aż dotarłem do czasów komuny. W żadnym dokumencie państwowym nie pada określenie „służba zdrowia”. To media je stworzyły.
My jesteśmy pracownikami ochrony zdrowia.
Mamy chronić pacjentów, a nie im pomagać zdobyć leki na receptę.
Ale gdy odmawiam, to rozmowa się kończy. Trzaśnięcie drzwiami.
OKSYKODON – należy do silnie działających leków przeciwbólowych z grupy opioidów, zwanych narkotycznymi lekami przeciwbólowymi.
Na wsi są dwie grupy pacjentów, których lekarz nie widuje. Pierwsza: mężczyźni w średnim wieku — ostatni raz u lekarza rodzinnego byli na obowiązkowym bilansie osiemnastolatka. To tacy klasyczni, powiedzmy, rolnicy. Są pod pięćdziesiątkę, więc zaczynają im się różne problemy ze zdrowiem. Leczą się tym, co jest w domu i leży właśnie na tym babcinym stole. Pobierze kilka dni, może mu przejdzie, może nie. Ale będzie jeździł tym samochodem nieświadomy zagrożenia, jakie powoduje. Jak przejdzie, uczciwie powiem, to większość już nie bierze. No ale pojawiają się tacy, którzy będą to brali dalej. Bo po tym się świetnie czują. No i mają to za darmo!
Druga grupa to kobiety po czterdziestce. Jest mi ich strasznie szkoda, bo wpadły jakby w szparę między deskami podłogi. Często bez wykształcenia, z rodziną na głowie, finansowo uzależnione od mężów i bez ubezpieczenia. Wstydzą się i też korzystają ze stoliczka babci.
A na nim leży, załóżmy, Oksykodon. To przez Oksykodon w USA zaczął się kryzys opioidowy. Właśnie w gabinetach lekarzy. Przecież ten lek był przepisywany przez doktorów, legalnie i normalnie, na różnego rodzaju „bolenie”.
Pan pyta, w czym problem? Już tłumaczę. Taki narkoman przecież nie wstał sobie z łóżka w wieku trzydziestu lat i pomyślał: „O, jak piękny dzionek dziś, najwyższy czas wstrzyknąć sobie heroinę”.
Tak się nie dzieje. Grał w piłkę albo w tenisa, coś sobie nadciągnął, kolega kopnął, bolało. Poszedł do doktora, dostał leki na bazie opioidów. Fajnie, pomogło. Ktoś tego nie skontrolował, inny lekarz powtórzył receptę, wciąż było fajnie. Brał za długo, potem trzeci, czwarty, w końcu piąty lekarz już mu tej recepty nie dali. Więc gość zaczął szukać zamienników w aptekach, potem na czarnym rynku. Tak moim zdaniem wygląda proces uzależniania się od tego typu substancji.
Wróćmy do Polski. Jeszcze niedawno, w zależności od dawki, Oksykodon kosztował od 50 do 300 złotych. Dziś jest za darmo w programie Senior Plus.
Podobne leki na bazie opioidów przed pandemią były wydawane na tzw. różową receptę, dziś system P1 wystawia e-receptę bez zbędnych ceregieli na dowolny lek. Kiedyś mógł lekarz napisać leki na rok. Tylko że musiał napisać dwanaście recept ręcznie. Komu się chciało? Ręka mdlała. A teraz jeden ptaszek i jest recepta roczna. 12 opakowań? 16? Żaden problem.
Jeżeli ja napiszę ten Poltram raz dziennie przez 90 dni, to automatycznie recepta zostanie teraz wystawiona na trzy opakowania Poltramu. Ale moi koledzy się nie szczypią i potrafią napisać trzy razy po dwie tabletki. I wtedy pacjent może dostać 40 opakowań. Czemu nie?
ESTAZOLAM – pochodna benzodiazepiny, doraźne i krótkotrwałe leczenie zaburzeń snu. Lek należy odstawiać stopniowo. W okresie stosowania nie należy prowadzić pojazdów ani obsługiwać urządzeń mechanicznych, jak również nie należy spożywać alkoholu. Długotrwałe stosowanie leku może wywołać fizyczne i psychiczne uzależnienie.
Mamy więc ten babciny stolik. Jak babcia idzie do przychodni, to uprosi jedną paczkę więcej, by wnusia wyleczyć z bólu kręgosłupa. Albo przychodzi pacjent, łupie go w krzyżu, no to lekarz mu nie zaleci rehabilitacji, ćwiczeń fizycznych, redukcji masy ciała. Bo to się kończy trzaśnięciem drzwiami. A nawet ci doświadczeni dadzą mu jakiś lek rozluźniający mięśnie i lek niesterydowy przeciwzapalny.
Tylko że pacjent wraca, więc daje mu się Tramadol albo Doretę.
Za tydzień znów wraca, bo mu nie pomogło. No to lekarz przepisze Pregabalinę albo któryś z dziesięciu podobnych generyków, żeby wzmocnić opioid.
Pregabalina jest wzmacniaczem opioidów, toruje połączenia synaptyczne, więc ten tramadol zaczyna działać mocniej i efekt dla pacjenta jest trzy razy silniejszy.
I to już jest dowiedzione w USA, że stosują ją ofiary kryzysu opioidowego albo fentanylowego.
Mamy tego biednego narkomana. Nie znam kwot, ale załóżmy, za płatek fentanylu, jedną dziesiątą plastra musi zapłacić 10 dolców. Weźmie sobie jedną trzecią plus Pregabalinę i ma dokładnie to samo, bo ona jest wzmacniaczem opioidów. Pregabalina ma działanie otępiające, ale w ogóle nie jest postrzegana jako preparat, który szkodzi. Jest często stosowana przez neurologów na „bóle kręgosłupa”.
Gdy taki pacjent przychodzi z karteczką od neurologa, czyli swoistą świętością, wkleja się ją do jego karty i wypisuje przez kolejne dziesięć lat.
A przecież my w społeczeństwie mamy ogromny kryzys psychiczny. Akurat z tego pisałem pracę specjalizacyjną. Depresja to bardzo poważna choroba, obecna w dużych miastach, ale też na wsi.
Powinniśmy się rzeczywiście nad tymi pacjentami pochylać. Jeżeli chcemy ich leczyć, to mamy naprawdę fantastyczne leki przeciwdepresyjne najnowszej generacji, które nie uzależniają tak bardzo. Nie upośledzają nawet sprawności psychofizycznej, można po nich jeździć samochodem, choć może nie w pierwszym tygodniu stosowania.
Mają jedną wadę. Na początku leczenia, przez pierwsze dwa, trzy tygodnie, jak się organizm dogaduje z lekiem, pacjent może się parszywie czuć. Pojawia się bezsenność, bóle głowy, bóle mięśniowe, takie ogólne złe samopoczucie. Ja jako lekarz się wtedy cieszę, bo to oznacza, że lek działa.
Gdy pacjent przychodzi po dwóch tygodniach i mówi, że nie widzi żadnej różnicy, to wiem, że to nie będzie lek dla tego człowieka.
Ale niektórzy lekarze, żeby właśnie zlikwidować te nieprzyjemne efekty przez pierwsze trzy tygodnie, dokładają do tego benzodiazepiny. I to jest prawidłowe postępowanie, jak najbardziej. Tylko właśnie przez dwa, trzy tygodnie.
A co robią pacjenci, proszę pana? Czy wracają do psychiatry po tym czasie? Nie. Na NFZ będą czekać miesiącami, prywatnie drożyzna. Więc przychodzi z tą karteczką, którą dostał po pierwszej wizycie od psychiatry i prosi lekarza rodzinnego o powtórzenie.
Czasami przewalam całe te karty i widzę, że gość trzy lata temu był u psychiatry, bo lekarz wkleił do karty zaświadczenie od psychiatry.
Zwykle jest tak, że gość chciał rozpocząć leczenie, dostał leki przeciwdepresyjne i jedną receptę na te benzodiazepiny na dwa tygodnie. Potem powtórzył cały zestaw, trzy, cztery razy w przychodni. A potem pojawiają się już tylko benzodiazepiny. Bo to daje pacjentowi natychmiastowego kopa. Ten schemat powtarza się bardzo często, zwłaszcza w przypadku młodych ludzi.
TRAMADOL – opioidowy lek przeciwbólowy, agonista receptorów µ, δ i κ, lek nasilający uwalnianie serotoniny i hamujący neuronalny wychwyt zwrotny noradrenaliny.
Żeby nie było, proszę pana, że leczymy tylko staruszki. Do gabinetu wchodzi młody pacjent.
– Panie doktorze, kręgosłup mnie boli, może by pan dał jakieś mocniejsze leki?
Albo: – Bo ja już biorę Tramadol od babci. Da się coś mocniejszego?
To się powtarza jak kalka. Kilka razy w tygodniu. To pokazuje skalę problemu wśród młodych. Taki pacjent nie przyszedł się zdiagnozować, on już jest zdiagnozowany. Wie, że jego boli kręgosłup, on sobie życzy to i tamto.
W USA, na przykład, pacjenci leczą się u lekarzy rodzinnych. Polacy odwrotnie, idą do specjalistów, a lekarze rodzinni służą do załatwiania recept.
Mamy dużo takich sytuacji, że specjalista wydał zalecenia, często rok, dwa lata wcześniej, a według pacjenta to dobrze działa, bo przecież musi działać na ból, więc pacjent wysyła wnioski online albo przychodzi do nas.
Jak mu nie wystawię, trzaśnięcie drzwiami i ustawia się w kolejce do innego lekarza.
A odmawiam często. Pan sobie poczyta opinie o mnie: gbur, chamski, nieprzyjemny.
Czy mają rację? Nie, cwani są. Przecież nie napiszą, że nie zapisałem im Tramadolu, jak chcieli.
A jak się zbierze dużo tych skarg, to kierownik przychodni sobie myśli: „Może rzeczywiście jest niemiły?”. Albo „Może dlatego się przepisują?”.
I argument koronny: kasa.
Pracuję w państwowej przychodni, gdzie wójt lub burmistrz powołuje kierownika placówki. Jak go powołuje, to ustala mu pensję i może go zwolnić.
Co prawda, nie ma najmniejszego wpływu na działanie przychodni, bo zakład ma w nazwie „samodzielny”. Nie może dołożyć też ani złotówki. Ale jest też tak zwana rada społeczna gminy, która zajmuje się tylko ZOZ-em. W małej gminie wszyscy się znają i taki niezadowolony pacjent idzie do członka rady albo do wójta i mówi: „Słuchaj, Waldek. No nie dał mi, no po prostu nieprzyjemny jest”.
Jeden, drugi, trzeci. Więc wójt dzwoni do kierowniczki, żeby ten lekarz się ogarnął. A kierowniczka nie będzie ryzykowała, bo gdzie znajdzie robotę?
Więc dla świętego spokoju zwalnia lekarza.
Za to w prywatnych przychodniach panują prawa rynku. Tylu i tylu pacjentów się wypisało, to spadaj człowieku. Tracimy przez ciebie pieniądze. Przeżyłem oba takie scenariusze i wiem, co mówię.
Pytanie zawsze brzmi, jak zachowa się lekarz. Może pomyśli, „Nie dam recepty, to przegrałem”. Bo pacjent pójdzie gdzie indziej. I to z poczuciem zwycięstwa. Ten nie dał, a tamten dał.
Sam wiem, że jak coś nie zaszkodzi pacjentowi, to dla świętego spokoju piszę tą receptę. A jak nie, to karteczka będzie leżeć w rejestracji na stosiku odrzuconych. Do czasu, gdy inny doktor podpisze. Może nawet nie przeczyta, może nie kliknie w historię choroby, a może kliknie w „Powtórz ostatnią receptę”. Bo wie, że odmawiając, ryzykuje skargi.
CLORANXEN – lek przeciwlękowy z grupy pochodnych benzodiazepiny. Stosowane długotrwale lub w dużych dawkach powodują ryzyko uzależnienia psychicznego i fizycznego. Ze względu na możliwość wystąpienia tzw. „zespołu odstawiennego” (ból głowy, mięśni, silny lek, napięcie, niepokój, splątanie, drażliwość, a w ciężkich przypadkach także poczucie nierealności, depersonalizacja, przeczulica słuchowa, uczucie mrowienia i pieczenia) nie należy gwałtownie przerywać stosowania preparatu.
I teraz dochodzimy do Robin Hooda. To jest taki mój kolega, który wpisuje konkretne rozpoznania i daje te leki za darmo. Okrada bogatych, czyli państwo. Daje biednym. Prawdziwy Robin Hood, który wpisze potem w karcie „Były podejmowane próby przestawiania leczenia. Pacjent źle tolerował lek, tamten lek, jeszcze inny lek”.
Czyli co robić Wysoki Sądzie, trzeba było dać ten jeden konkretny lek, którego żądał pacjent.
Takich lekarzy się w Polsce kocha.
Wcale nie zazdroszczę tym kolegom, co piszą recepty na kopy. Ja im tylko powtarzam: „Dobrze, kolego szanowny, jeżeli ty tak rozdajesz, to bierz za to odpowiedzialność. Niech wreszcie zobaczą, ile ty tego napierniczasz”.
Jakie mają argumenty? „Odpuść”. „Daj sobie spokój”. „Ludziom trzeba pomagać”.
Czy jestem frustratem, proszę pana? No tak to może brzmieć. Ale co ja mogę odpowiedzieć? Pracuję w takim, a nie innym systemie. Wiem, że pewna grupa pacjentów będzie mnie omijała szerokim łukiem. Doskonale wiedzą, że u mnie nie załatwią.
Ja też sobie bez nich radzę, choć czasami, awaryjnie, jak się ich doktor rozchoruje, to trafiają do mnie, najczęściej właśnie jako karteczki. I chwytam się za głowę.
Ale do sedna: ja z moich pacjentów wyżyję. Chcę tylko wykrzyczeć, jaki mamy wielki problem z ćpaniem leków. Bo dziś karteczkę dostanę ja, a jutro mój kolega.
A przecież w NFZ nie siedzą idioci. Tam są naprawdę mądrzy ludzie i mają porządne systemy komputerowe do kontroli nas. I oni też by bardzo szybko wyłapali, że jeden gościu wypisuje tego na przykład po dwieście, trzysta paczek miesięcznie, a drugi w tej samej przychodni wypisuje dziesięć. Ale odpowiedzialność w sieciach przychodni się rozmywa. Stosy wędrujących z biurka na biurko karteczek ją rozmywają.
Oczywiście, że mam też kolegów, którzy myślą jak ja. Ale co my możemy zrobić? Mamy wyciągnąć kijki, zrobić transparent i wyjść na ulicę? I co napiszemy: „Wieś ćpa. Polska na opio”? I kto się tym przejmie?
* Opisy leków za bazą leków Medycyny Praktycznej (mp.pl)
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Komentarze