0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Pietrzyk / Agencja GazetaTomasz Pietrzyk / Ag...

"Religia katolicka i uczestnictwo we wspólnocie Kościoła wielu Polakom poprawiają jakość życia, nadając mu sens i będąc wsparciem w trudnych chwilach. Równocześnie też sporej grupie Polaków jakość życia obniżają - niekiedy drastycznie - odbierając im radość istnienia i satysfakcję z kontaktów z otoczeniem" - pisze Andrzej K. Sidorski, autor znany czytelniczkom i czytelnikom OKO.press zarówno z przenikliwych analiz przestępstw seksualnych księży i ich kryciu przez hierarchów, jak i tekstów o toksycznym wpływie kościelnego wychowania oraz o apostazji jako ucieczki przed nim (tutaj wybór 20 tekstów Andrzeja K. Sidorskiego publikowanych w OKO.press latach 2019-2020).

Tym razem Andrzej Sidorski zebrał tyle różnorodnych świadectw urazowych doświadczeń osób wierzących, że zaproponowaliśmy mu podzielenie ich na trzy odcinki. Oto wprowadzenie autora i pierwszy tekst cyklu.

Zapytałem osób, które rozstały się z Kościołem

Religia katolicka i uczestnictwo we wspólnocie Kościoła dla wielu Polaków nadają sens życiu i są wsparciem w trudnych chwilach.

Zapytałem członków czterech fejsbukowych grup Apostazja 2020, Nasze dzieci nie chodzą na religię, NIE CHRZCZĘ – droga do świeckiego państwa i Apostazja w ramach protestu, czy religia była dla nich źródłem cierpień.

To nie jest losowa próbka, to Polki i Polacy, którzy rozstali się z Kościołem katolickim. W ciągu jednej doby odpowiedziało mi 250 osób, niekiedy w obszernych komentarzach i prywatnych wiadomościach.

W Polsce religia i działania Kościoła przysparzają licznym osobom i całym grupom społecznym wielu cierpień psychicznych niemal na każdym etapie życia. Nierzadko cierpienia te powodują trwałe urazy i różnego rodzaju problemy psychiczne, przekładając się negatywnie na samoocenę, relacje z otoczeniem, związki, a nawet życie seksualne.

Obniżony z powodów religijnych „poziom szczęścia” to problem społeczny, o którego istnieniu w ogóle się nie mówi. Nie trzeba być molestowanym fizycznie czy słownie ze strony duchownych, aby być ofiarą Kościoła katolickiego i religii – osobą boleśnie i trwale skrzywdzoną.

Cierpienia z powodu religii i Kościoła wydają się dość powszechne. Są trojakiego rodzaju:

  • Religia chrześcijańska zawiera wiele traumatycznych wyobrażeń, które akcentowane i wpajane od małego dziecka mogą negatywnie oddziaływać na psychikę.
  • Młodzi Polacy są coraz częściej areligijni lub mniej religijni niż pokolenie ich rodziców i dziadków, co jest źródłem licznych, długotrwałych konfliktów.
  • Kościół bardzo wiele powszechnych ludzkich postaw i zachowań uważa za godne potępienia grzechy, więc niemal wszyscy „żyją w ciężkim grzechu”.

Podzieliłem rodzaje cierpień psychicznych, jakie zadaje Polkom i Polakom religia i Kościół na kilka kategorii.

  • Dziś publikujemy część I - TRAUMY DZIECI
  • Wkrótce część II - TRAUMY SEKSUALNE
  • W III części znajdą się TRAUMY WYKLUCZENIA, a także relacje o nerwicach jako reakcji na przekaz religii katolickiej.

Część I. Traumy przeżywane przez dzieci

Wywoływane przez chrześcijańskie treści religijne

Wiele kluczowych treści zawartych w religii chrześcijańskiej mówi o śmierci, krwi i przemocy, a także niewidzialnych mocach mogących wyrządzić krzywdę. Prezentowanie takich treści dzieciom często wywołuje u nich ciągnące się przez lata lęki. Może na wrażliwej psychice wywrzeć bolesne piętno na całe życie.

Pani Agnieszka wspomina:

(...) panicznie bałam się figury Jezusa na krzyżu, która wisiała przed wejściem do kościoła. Z religii wyniosłam przeświadczenie, że to przez moje grzechy ukrzyżowano Jezusa i ten człowiek na krzyżu miał przez to ociekającą krwią twarz od korony cierniowej i wbite gwoździe. Ksiądz wyjaśnił nam, że każdy mój grzech to wbity cierń w głowę Jezusa. A grzechem oczywiście było wszystko. Czułam się jak sprawca ukrzyżowania Jezusa, co z perspektywy dziecka było okropnym uczuciem.

Pani Jagoda:

Miałam wtedy może ze 4 lata - byłam naprawdę malutkim dzieckiem, gdy mama na dobranoc mi opowiedziała, że Żydzi zabili Jezusa; nie miałam bladego pojęcia, kto to był Jezus, kim byli Żydzi, ale tak strasznie się tego przestraszyłam, że jeszcze przez długi czas bałam się, że ci okropni Żydzi przyjdą i zabiją mnie i moją rodzinę.

Pani Joanna:

Tata mi i bratu czytał czasem przed snem Biblię dla dzieci. Kiedyś zapytałam go, czy jakby Bóg kazał mu mnie zabić, to by to zrobił, tak jak Abraham. (…) Jako dziecko bardzo dogłębnie wszystko rozkminiałam i naprawdę bałam się tego zmyślonego Boga, nawet bardziej niż piekła.

Pani Ania:

Największa trauma dzieciństwa to opowieści biblijne, którymi katowali mnie rodzice. Bałam się, że przyjdą mnie zadźgać jak Abraham, który miał zabić swojego syna. Kilka razy w tygodniu spotkania religijne, których nienawidziłam. (...) długo się zbierałam po tym wszystkim, do dzisiaj korzystam z pomocy psychiatry.

Pani Katarzyna:

Jako kilkuletnie dziecko (7-8 lat?) zostałam przez rodzinę zaprowadzona do kościoła na pokaz filmu o życiu Chrystusa. Podczas sceny ukrzyżowania i wbijania gwoździ wpadłam w coś w rodzaju szoku, chciałam płakać, ale przecież nie mogłam tego zrobić (rodzinne tresowanie, żeby nie okazywać słabości), więc usiłując powstrzymać płacz zaczęłam się dusić, więc dodatkowo wpadłam w panikę, że nie mogę oddychać i się uduszę. (…) Długo miałam obsesję na temat ukrzyżowania.

Pan Damian:

Kościół, ksiądz robili na mnie ogromne wrażenie, Biblia była pełna fantastycznych opowieści itd. Niekomfortowo czułem się z faktem, że Bóg mnie cały czas obserwuje, nigdy nie jestem sam, jakbym miał kamerę za sobą.

Pani Sophia:

(...) było dla mnie traumą wyobrażanie sobie wiecznego życia po śmierci, o którym na lekcjach religii byłam uczona. Pamiętam, jak przed zaśnięciem wyobrażałam sobie tę „wieczność" i ze strachu albo dostawałam ataków duszności lub zaczynałam płakać.

O ciągnącym się latami strachu przed wiecznością pisało kilka osób.

Pani Elżbieta: Ja tak mam do teraz. Właśnie przed zaśnięciem.

Pan Tomasz:

U mnie były to w dzieciństwie powtarzające się regularnie dość realistyczne koszmary, że porywa mnie diabeł do piekła (teraz mnie to niezmiernie bawi, ale w dzieciństwie bałem się chodzić spać).

Traumy wywołane treściami tzw. folkloru religijnego

Wiele niepokojących treści nie należy do oficjalnej doktryny Kościoła katolickiego. Stanowią pewien równie traumatyzujący „folklor religijny”. Do zjawiska tego zaliczyć można różne „ludowe opowieści” inspirowane religią czy przypisywanie pewnym książkom, zabawkom, grom, muzyce związków z szatanem. Warto przy tym pamiętać, że kolejni papieże potwierdzają realne istnienie osobowego szatana.

Pani Aurelia (imię zmienione) wspomina:

Babcia stawiała mi przy łóżku, jak u niej nocowałam, posąg (jakieś 30 cm wysoki) Matki Boskiej. Gdy zasypiałam prosiłam, by ją odstawiła na miejsce na szafie. Mówiła mi wtedy, że ta Matka Boska jest święta i sama pójdzie na szafę, jak zasnę. Koszmarnie się jej bałam. Mając 4 lata wiedziałam, że posągi raczej same się nie przemieszczają. Koszmar. Nienawidziłam tam nocować. Potem dostawałam tam po prostu migreny.

Przeczytaj także:

Pan Damian:

(...) zmarł mój ojciec - ksiądz po pogrzebie chyba chciał mnie pocieszyć. Stwierdził, że muszę się modlić za ojca, żeby przeszedł z czyśćca do raju, że muszę być grzeczny i generalnie moje uczynki będą miały wpływ na to, czy tata do raju trafi (opisał to tak, że tata jest teraz przed murem, a każda modlitwa czy dobry uczynek wyjmują z tego muru cegłę i zbliżają do raju). To był trudny czas – modliłem się więc kilka razy dziennie, no ale jak to dziecko – tu podjadłem cukierka, choć mama zakazała, tu gdzieś nie usłuchałem babci. Wieczorem nachodziło mnie, że przecież Bóg to widział, przeze mnie tata nie trafi do raju, a nawet do piekła może. Cały się trząsłem, płakałem, nie mogłem spać. W końcu tak się tego bałem, że przestałem myśleć o ojcu, przestałem się modlić, chciałem go zapomnieć, nie mieć tego obciążenia na sobie. Reagowałem agresywnie na każdą wzmiankę o nim, krzyczałem żeby o nim nie mówili, podarłem jego zdjęcie – mamie było oczywiście bardzo przykro, nie rozumiała dlaczego taki jestem.

Pani Monika:

Jak byłam mała, tata czytał nam też żywot ojca Pio, szczególnie opisy dręczenia przez diabła. Przez długi czas później bałam się spać, przebywać w ciemnościach, czy schodzić sama do piwnicy, bo widziałam wciąż te obrazy.

Pani Katarzyna (inna niż wcześniej):

Jako dziecko czułam się zmuszona do uczestnictwa w czymś, co było niezrozumiałe, nudne i niepokojące (biblijne historie odczytywane na mszach, których nikt nie wyjaśniał, a ja zostawałam z wizją Jezabel rozwłóczonej po polu czy niemowlętami roztrzaskanymi o skałę). Interesowałam się od zawsze intuicją, snami, mitologiami – od babci słyszałam, że to wszystko od szatana pochodzi i miałam wrażenie, że jest ze mną coś bardzo nie tak. Miałam w kościele stany lękowe i straszne wyrzuty sumienia po każdej "nieczystej myśli".

W liceum na parę miesięcy dołączyłam do wspólnoty modlitewnej i starałam się wpasować w ich świat i reguły, regularnie chodziłam na msze i spotkania, ale zamiast euforii i poczucia przynależności miałam coraz głębszą depresję, poczucie, że i tak moje starania nie są wystarczające, coraz większy strach przed światem (bo te podszepty szatana w muzyce, grach) i potrzebę schronienia się w kościele przed tym groźnym, plugawym nieczystym światem na zewnątrz i we mnie.

Traumy związane z rozwojem żarliwej wiary

Cierpienia na tle religijnym nie zawsze są związane z brakiem akceptacji pewnych treści zawartych w religii. Wiele cierpień psychicznych dzieci i młodzieży wynika właśnie z pełnej interioryzacji ich treści, żarliwej wiary i akceptacji narzucanych przez Kościół ograniczeń. Dzieci i młodzież często w swej szczerości i uczciwości traktują treści religijne niezwykle serio.

Pan Kuba:

Byłem bardzo religijny, zdecydowanie bardziej niż moi rówieśnicy i do dziś zastanawiam się, co było tego przyczyną. Prawdopodobnie byłem po prostu łatwowiernym dzieckiem, a jak wiadomo Kościół katolicki jest bardzo utalentowany w praniu mózgu. Uważam, że ta wiara bardzo mnie ograniczała w moim młodym życiu. Byłem religijny do tego stopnia, że gdy wszyscy moi rówieśnicy imprezowali i pili alkohol, ja tego nie robiłem mówiąc, że to „grzech" (nie miałem prawie w ogóle przyjaciół w gimnazjum czy szkole średniej). Bałem się oglądania pornografii, a masturbacja budziła we mnie poczucie winy.

Pani Iwona :

(...) najgorsze było dla mnie poczucie winy, jakie mi wmówiono. Jako dzieciak strasznie przeżywałam, że ktoś był torturowany i zabity za moje grzechy. (…) Ciężko mi było sobie z tym poradzić przez dłuższy czas. Jeszcze na początku ogólniaka ryczałam jak nawiedzona na drodze krzyżowej...

Pani Barbara:

Lekcje religii były dla mnie jałowe, nie dawały odpowiednich odpowiedzi na pytania. Niewiedza nakręcała we mnie strach. Strach, że nie jestem wystarczająco dobra, a zatem pójdę do piekła. Pamiętam ten dziecinny lęk jako potworną traumę. Często płakałam nocami. Nie pytałam rodziców, bo widziałam, że nie są zbyt zaangażowani religijnie. Nie wiedziałam, dlaczego oni się nie boją, ale ja się bałam – bardzo.

Miałam jakieś 17 lat, kiedy przypadek zetknął mnie z przedstawicielami innych wyznań. Najpierw to byli Adwentyści Dnia Siódmego, potem Kościół Wolnych Chrześcijan. Rozpowszechniali ulotki, komiksy, fragmenty Biblii. Prawie we wszystkich powtarzał się motyw piekła i kary. Nie uspokajało mnie to bynajmniej.

Potęgowało to u mnie naturalną skłonność do depresji. Gdy miałam ok. 19 lat miałam pierwszy poważny atak depresji. Nie chciałam wychodzić z domu. Płakałam. Czułam, że jestem nic nie warta.

Traumy związane z przymuszaniem do praktyk religijnych

Art. 48 ust. 1 Konstytucji mówi:

Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.

Jest to być może najpowszechniej łamane prawo w Polsce. Za masowym uczestnictwem dzieci, a szczególnie młodzieży, w lekcjach religii stoi duża doza rodzicielskiej przemocy. Wiara – a często powierzchowna i tylko na pokaz religijność – bywa dla rodziców ważniejsza niż dobrostan psychiczny dziecka, poszanowanie jego autonomii, jego praw i dobry z nim kontakt czy miłość z jego strony.

Często do praktyk religijnych zmuszają rodzice sami nie praktykujący lub z rzadka. Kościół w tej kwestii nie uczy szacunku wobec dziecka. Wręcz przeciwnie – wymusza na rodzicach różnymi metodami posyłanie dzieci na religię i nabożeństwa wbrew ich woli.

Pani Katarzyna (inna niż dwie wcześniej wspomniane) napisała:

Moja rodzina była bardzo religijna, do kościoła ciągano nas nieustannie, nie tylko w niedziele i święta, ale też z najróżniejszych okazji, majowe, październikowe różance, adwentowe roraty o świcie, gdy jest zimno i ciemno wokół, a małe dziecko jest wprost nieprzytomne z niewyspania. Jakieś procesje na kolanach wokół ołtarzy, pielgrzymki itp. Zakonnica w rodzinie. Bezwzględne posłuszeństwo. Wieczne, nieustanne poczucie winy. Mentalność ofiary. Gdy nie chciałam iść do kościoła, słyszałam wyzwiska i przekleństwa.

Pani Natalia:

Co niedziela wyjściu do kościoła towarzyszyły kłótnie, krzyki i mój płacz. Nikt nie potrafił mi sensownie wytłumaczyć, czemu muszę się tak nudzić przez całą godzinę, kiedy mogłabym robić coś przyjemniejszego.

Pan Mateusz:

(…) zmuszano mnie do zostania ministrantem, czy chodzenia z moją babcią do kościoła na 07:00 lub 06:30 dwa km na nogach w wieku 7 lat. Kiedy mając 15 lat straciłem chęć chodzenia do kościoła, to byłem traktowany jak osoba wyklęta...

Pani Agata:

Nie chciałam iść do bierzmowania. Babcia zmusiła mnie do tego pod groźbą wyrzucenia mnie z domu. Miałam wtedy 14 lat.

Podobne wspomnienia ma pani o nicku Kathy Binks:

Pamiętam awanturę, kiedy powiedziałam, że nie będę chodzić na religię i nie przystąpię do bierzmowania. Pół dzielnicy ją słyszało.

Pani Alicja:

Matka potrafiła mnie wyciągnąć siłą z łóżka, darła się na mnie (…). Szantażem wymusiła na mnie zapisanie się na religię w liceum, a potem przyjęcie sakramentu bierzmowania.

Pani Oliwia:

Najgorsze było chyba to, że mama mnie zmusiła do bierzmowania. Po prostu miałam iść i koniec, nie wiadomo dlaczego i po co, awantury na całego... No i poszłam, co mogłam zrobić. Żadnych argumentów z jej strony, tylko same wrzaski. (…) Do kościoła nie chodziła, może jak miałam 5-6 lat kilka razy, potem już nie. W domu się nie modliła.

Pani Ewa:

Rodzice w ogóle nie są religijni, ale jak byłam starsza, kazali mi chodzić do kościoła samej, bo tak trzeba, ale dorośli nie muszą.

Pani Monika (inna niż wcześniej wspomniana):

Związałam się z człowiekiem o podobnych do moich poglądach, który w przeciwieństwie do mnie, został wychowany w wierze katolickiej. Nie rozumiałam, gdy opowiadał mi jak krzywdzące było straszenie piekłem, zmuszanie do „klepania" modlitw, groźby. Miałam dobre zdanie o praktykujących katolikach i rozumiałam ich potrzebę wiary.

A jeszcze inna pani Monika podsumowuje to tak:

Przymuszanie do chodzenia do kościoła i spowiedzi, szantaże. To wszystko powodowało frustrację i poczucie bezsilności, bycie skazanym na łaskę innego człowieka, które musiałam przepracować na terapii. (...) Do tej pory nie mogę patrzeć na kościół, w którym się odbywały.

Traumy związane ze spowiedzią

Dla dzieci spowiedź zwykle wiąże się ze strachem, co będzie, jak nie wymienię jakiegoś grzechu lub skłamię – pewno pójdę do piekła. Dla młodzieży trauma spowiedzi wiąże się z rozwijającą się seksualnością i problemem „zachowania czystości”. Dorośli przeżywają dyskomfort psychiczny, bo są zobowiązani do tłumaczenia się ze spraw bardzo intymnych.

Pani Monika (inna niż wcześniej wspomniane):

Wychowana w ultra-pato-katolickiej rodzinie, mam wiele traum związanych z Kościołem, głównie sakramentem spowiedzi, ale też ciągłym strachem przed piekłem.

Pani Kasia:

Najgorsza była jednak pierwsza spowiedź, w sobotę, dzień przed pierwszą komunią. Jako ośmioletnie dziecko byłam tak zastraszona tą spowiedzią, że noc z piątku na sobotę spędziłam z wysoką gorączką, trzęsąc się ze strachu, że będę musiała powiedzieć księdzu, w jaki sposób nagrzeszyłam. I że ksiądz nie da mi rozgrzeszenia i w niedzielę wszystkie dzieci będą, pięknie ubrane, szły do komunii, a ja, grzesznica, będę siedzieć w kącie i płakać. Tak religia niszczy psychikę dzieciom.

Pan Dawid:

Pierwszej spowiedzi przed Komunią nie pamiętam, wszystko było wykute na blachę, szliśmy wszyscy i jakoś nie zapisało się to na moim twardym dysku. Ale wymuszone na ośmiolatku pójście do drugiej i kolejnych spowiedzi, to było ku**a złe, do szpiku kości złe. To była przemoc na wystraszonym, zapłakanym dziecku. Moja matka kilka razy zdołała to wyegzekwować. Gościowi w konfesjonale też nie przeszkadzało, że spowiadający się dzieciak łka.

Pani Marta:

Spowiedź dla mnie to było coś potwornego. Mówić rzeczy, które ktoś uważa za złe i czuć się z tego powodu winnym. W ogóle mówienie o sobie, co się robiło dla mnie jako dziecka było czymś takim, jak stanie bez ubrań na środku placu, gdzie chodzą ludzie.

Pan Bartek napisał:

Każda spowiedź to był dla mnie wręcz paraliżujący lęk i stres, po prostu traumatyczne przeżycie, a przez jakąś dekadę bycia katolikiem spowiadałem się dziesiątki razy. Ta magiczna „ulga", jaką deklarują niektórzy po spowiedzi, to była po prostu ulga związana z tym, że traumatyczna sytuacja się skończyła. I że ktoś z zewnątrz łaskawie pozwolił mi nie prześladować wewnętrznie samego siebie. Łatwo się domyślić, jak takie doświadczenie wpływa na samosterowność i poczucie własnej wartości.

Pani Magda:

Mogę powiedzieć, że do dziś mam nieprzyjemne odczucia, kiedy ktoś szepcze albo ja szepczę. Źródło tego leży w spowiedzi, do której zmuszałam się latami i której nienawidziłam. To szeptanie w kratkę do obcego faceta o osobistych rzeczach, przepraszanie, obiecywanie, żałowanie, wstydzenie się - z odrazą i zażenowaniem wspominam ten koszmar. To była najgorsza psychiczna przemoc mojego dzieciństwa i młodości.

Wkrótce II część - o traumach spowodowanych nauką polskiego Kościoła Katolickiego o seksualności.

W III części znajdą się relacje osób, które stały się ofiarami nagonki inspirowanej przez księży i fanatyków religijnych.

Autor zrezygnował z honorarium, przeznaczając je na rozwój OKO.press.

Komentarze