0:000:00

0:00

"Jestem nauczycielem. Pracuję w dwóch warszawskich liceach. Na Polskim Ładzie straciłem łącznie prawie 700 zł" — pisze do OKO.press Piotr (imię zmienione), w oświacie od dziewiętnastu lat. "Dla bezpieczeństwa złożyłem wniosek o niestosowanie ulgi dla klasy średniej. Nie wiem, jak to wpłynie na wynagrodzenie. Zapewne stracę jeszcze więcej. Może coś oddadzą na koniec roku, ale nie ma pewności i nikt nie potrafi mi tego powiedzieć. Ten rok kalendarzowy będzie w zawieszeniu — nie wiem, ile zarobię i co się stanie na koniec roku, kiedy znów trzeba będzie się rozliczyć w tym bałaganie...".

Przeczytaj także:

Piotr, podobnie jak wielu nauczycieli w Polsce, pracuje w więcej niż jednej szkole. Nie z wyboru, ale z przymusu. "Uczę muzyki, WOSu, geografii i podstaw przedsiębiorczości. Łącznie daje mi to 26 godzin tablicowych, czyli niespełna 1,5 etatu. W styczniu na konto otrzymałem 5284,20 zł. Na samym etacie byłoby to 3658,30 (jest to już kwota z dodatkiem za staż pracy i dodatkiem motywacyjnym w wysokości 1000 zł brutto). Utrzymuję się sam, z jednej pensji nie mógłbym się żyć nawet na najniższym poziomie".

Piotr wyliczył, jaką część miesięcznego budżetu pochłaniają podstawowe opłaty:

  • mieszkanie — 2100 zł;
  • gaz — 273,40 zł, co 2 miesiące (kwota przed podwyżką);
  • woda+ścieki — ok. 150 zł;
  • śmieci — było 36 zł miesięcznie, czekam na nowe wyliczenia;
  • energia elektryczna — 73,20 zł miesięcznie;
  • tankowanie samochodu gazem — około 400/500 zł mies. (do pracy dojeżdżam 19 km w jedną stronę);
  • zakupy spożywcze i chemia gospodarcza — ok. 600 zł.

"Dodatkowo muszę pomóc rodzicom finansowo — oboje są na emeryturze, nie wystarcza im na opłaty i jedzenie.

Bez mojej pomocy by głodowali. Nie mogę na to pozwolić.

Mama była księgową w publicznym szpitalu. Tata po szkole zawodowej pracował w nadleśnictwie jako złota rączka. W wyniku redukcji etatów wylądował na bezrobociu na prawie 10 lat. Potem dorabiał dorywczo na zleceniach z Urzędu Pracy. Łącznie mają niespełna 4000 zł brutto. Ostatni rachunek za gaz przyszedł na kwotę prawie 2000 zł, wcześniej płacili zimą maksymalnie 600 zł. Mama cierpi na tzw. chorobę Meniere'a, która wymaga stałych, nierefundowanych leków. Miesięcznie staram się przelać im 500 zł na rachunki i zrobić jedne większe zakupy, na ok. 400 zł, zależnie, na ile mnie stać" — opowiada Piotr.

"Żyję więc »na styk". Nie jeżdżę na wczasy i ferie. Nie chodzę po restauracjach, nie kupuję ciuchów, bo na to też nie mam. Szczerze powiem, że nie mam pojęcia co dalej.

Doby mam za mało już teraz, a prawdopodobnie będę musiał gdzieś dodatkowo zarobić. Zapewne na czarno, po nocach. To jest chore".

Łączenie etatów i ciułanie nadgodzin

Zmiany fiskalne w Polskim Ładzie uderzyły w wielu nauczycieli. Dlaczego tak powszechnie tracą akurat oni? Chodzi o typowe w tej grupie zawodowej formy zatrudnienia.

W Polsce nauczyciele od lat pracują ponad 18-godzinne pensum. W 2022 roku goła pensja nauczyciela dyplomowanego, czyli na najwyższym stopniu awansu zawodowego, wynosi 4 046 zł brutto. Stażysta, który dopiero zaczyna pracę w szkole, zarobi 2 949 zł brutto — 61 zł mniej niż pensja minimalna (tak, to nie pomyłka — przyp. red.)

W dużych miastach, gdzie koszty życia są wyższe, praca powyżej pensum to od lat najprostszy sposób na to, by podreperować skromny budżet.

Na to nakładają się inne problemy. W całej Polsce, także w mniejszych miejscowościach i na wsiach, liczba nauczycieli wędrujących — czyli tych, którzy pracują w kilku placówkach — wzrosła ze względu na zmianę sieci szkół po likwidacji gimnazjów. Szczególni nauczycielom wychowania fizycznego, przedmiotów artystycznych, ale też fizykom, czy geografom zwyczajnie trudno uzbierać godziny do pełnego etatu w jednej szkole. Ale ponad etat pracują też poloniści, czy matematycy. Dlaczego? Bo trwa kryzys kadrowy — nauczyciele odchodzą z zawodu.

Gdyby nauczyciele nie pracowali tak dużo, polskie szkolnictwo zwyczajnie by upadło. W wielu miejscach nauczyciele są zatrudniani ponad ustawowe wymogi (maksymalnie 1,5 etatu w ramach godzin pensum w jednym miejscu), np. na całoroczne zastępstwa. A szkoły wypłacają im dodatkowe pieniądze w nadgodzinach.

Co ważne, każdy stosunek pracy rozliczany jest odrębnie. I to właśnie klucz do zrozumienia problemów nauczycielek i nauczycieli po wprowadzeniu Polskiego Ładu. Od każdego dochodu odprowadzona jest bowiem oddzielnie 9 proc. składka zdrowotna. Do tej pory była ona w większości odliczana od podatku, ale od tego roku już nie jest. Jednocześnie w przypadku wypłaty wynagrodzenia z nadgodzin nie uwzględnia się kwoty zmniejszającej podatek z tytułu kwoty wolnej — stąd właśnie spadek wynagrodzenia netto. Nie jest to błąd systemu tylko jego strukturalna cecha — gdyby przy wypłacie wynagrodzenia za nadgodziny uwzględnić kwotę wolną, zaliczka na podatek w praktyce byłaby na ogół zerowa, co z reguły oznaczałoby niedopłatę podatku w rozliczeniu rocznym.

Nauczyciele tracą więc na pracy w kilku miejscach i na pracy ponadwymiarowej, o czym pisali w wiadomościach do OKO.press, a także obszernie na forach internetowych.

"Przy nadgodzinach jestem stratna prawie 3 zł za godzinę" — to głos pani Anety.

"Policzyłam, że w grudniu za nadgodziny było u nas 36,9 zł, teraz — 34,3 zł. Nauczyciel dyplomowany, 25 lat stażu" — pisze pani Tamara.

"Ja straciłam ponad 200 zł z nadgodzin, przy tej samej ilości. Nic nie rozumiem" — to pani Ewa.

"U mnie mniejsza wypłata w obu szkołach, w sumie 335 zł. Nie opłaca się pracować ponad normę? Smutna prawda" — pisze pani Wanda.

Kontrowersje wzbudza też kwota wolna od podatku przy podstawowej pensji. "Czy ktoś spotkał się z tym, że w drugiej szkole wypłata była pomniejszona ze względu na brak złożenia PIT-2?" — pyta pan Kamil.

Kwota wolna od podatku od tego roku wynosi 30 tys. zł. Do ubiegłego miesiąca związana z kwotą wolną comiesięczna ulga na podatek wynosiła 43-45 zł miesięcznie, teraz wynosi 425 zł. Ulgę na podatek stosuje tylko jeden pracodawca i tylko przy jednej wypłacie w miesiącu. Gdy wypłata przychodzi z kilku miejsc, może się tak zdarzyć, że w jednym się "zyskuje", a w drugim "traci". Tak stało się u pani Sylwii: "Ja pracuję w trzech szkołach. Tam, gdzie mam najwięcej godzin, zyskałam parę złotych. W pozostałych straciłam. Podsumowując, jestem 127 zł w plecy".

Co można zrobić?

Jak można się ratować? Czy rezygnować z ulgi dla klasy średniej? Czy straty wyrównają się na koniec roku? A może stracimy jeszcze więcej? To pytania, które stawiają pracownicy oświaty.

Wiadomo, że w ostateczności wszystkie ulgi będą rozliczać urzędy skarbowe. W skali roku decyzja o ich złożeniu takiej czy innej deklaracji u pracodawcy nie zmienia ogólnej sytuacji pracowników.

Składając PIT-2 albo nie zrzekając się ulgi dla klasy średniej, decydujemy w zasadzie tylko o tym, czy koszty podatków będą rozłożone z miesiąca na miesiąc, czy dopiero pod koniec roku.

Można więc teraz tracić więcej, a po rozliczeniu wczesną wiosną przyszłego roku otrzymać od urzędu skarbowego pieniądze z nadpłaty, albo odwrotnie. Ze względu na wysoką inflację ta druga opcja jest korzystniejsza. Problem w tym, że, jak pisaliśmy wyżej, cała zmiana podatkowa kompletnie nie przystaje do sytuacji nauczycieli i nie widać na horyzoncie przepisów, które miałyby to zmienić. Podsumujmy jednak, co warto wiedzieć.

W przypadku nauczycieli korzystne złożenie PIT-2, jeśli jeszcze tego nie zrobili — ale tylko w jednym miejscu, koniecznie w tym, w którym zarabiają najwięcej. UWAGA: zgodnie z deklaracją ministerstwa finansów PIT 2 można składać w dowolnym momencie. Ta deklaracja rządu jest jednak sprzeczna z aktualnie obowiązującymi przepisami, które mówią, że można to zrobić tylko przed pierwszą wypłatą u danego pracodawcy. Autopoprawka do ustawy o podatku dochodowym jest w Sejmie. Ma zostać uchwalona wkrótce. Co w tej sytuacji robić? Czy trzeba czekać na ustawę? Taki bałagan nigdy nie powinien był się zdarzyć, ale skoro już rząd zachowuje się tak niepoważnie, możemy tylko napisać: wydaje nam się mało prawdopodobne, by uwzględnienie "spóźnionego" PIT 2 przez pracodawcę miało dla niego negatywne konsekwencje.

Jeśli chodzi o ulgę dla klasy średniej, to w większości przypadków (szczególnie w oświacie publicznej) nie będzie miała ona zastosowania. Dlaczego? Bo nauczyciele rzadko wskakują ponad pułap zarobków w wysokości 5 800 zł brutto w jednym miejscu pracy. Jeśli jednak akurat mają tyle szczęścia, ulga powinna być ich przypadku uwzględniana automatycznie. Ew. rezygnacja z jej comiesięcznego stosowania przy wyliczaniu zaliczki na podatek może być do rozważenie przez pracowników o dochodach wysokich, ale zmiennych — płace nauczycieli opisuje tylko ten drugi przymiotnik.

Problem nadgodzin wydaje się w świetle aktualnych przepisów najtrudniejszy do rozwiązania. Szkoły co prawda teoretycznie mogą korzystać tu z rozporządzenia ministra Kościńskiego z 7 stycznia 2022 roku. Pozwala ono, by księgowość, po obliczeniu dwóch wariantów, wypłacała wynagrodzenie w systemie podatkowym korzystniejszym dla pracownika: starym lub nowym. Wypłacanie nadgodzin w starym systemie może być jednak wilczą przysługą dla nauczycieli. Urząd skarbowy w rozliczeniu rocznym może im bowiem wyświetlić bolesną niedopłatę.

Nauczycielko, nauczycielu, jeśli chciałabyś/chciałbyś nam opisać, co oznaczają dla Ciebie zmiany w systemie podatkowym, napisz na adres: [email protected]

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze