Konsekwencjami Polskiego Ładu zaskoczeni są wszyscy, łącznie z politykami PiS. Jeśli nie chcesz, by urząd skarbowy zaskoczył cię informacją o ogromnej niedopłacie lub nie chcesz udzielić rządowi nieoprocentowanej pożyczki - przeczytaj
Po skrajnie złym starcie Polskiego Ładu coraz powszechniejsze wydaje się przekonanie, że na reformie podatkowej stracą niemal wszyscy. Wyjaśnijmy od razu: to nieprawda. Wg rządu dla 90 proc. podatników reforma będzie korzystna lub co najmniej neutralna, bezpośrednio zyskać ma ok. 18 mln podatników. Te liczby nie są fałszywe, podobnie szacują niezależni eksperci.
Rząd jednak zasłużył sobie na krytyczne reakcje, które dziś dominują w mediach. Co poszło nie tak? Przy odpowiedzialnej władzy mielibyśmy np. roczny okres vacatio legis i czas, by do zmian się przygotować. Ale PiS, jak zwykle przy dużych projektach, parł do tego, by wprowadzić Polski Ład jak najszybciej i pokazać swoją sprawczość.
Partia Jarosława Kaczyńskiego była tak zadowolona z siebie po wiosennych prezentacjach założeń reformy, że z polityków PiS biło przekonanie, jakby zapowiadane 17 milionów Polaków już zyskało. W PiS humory dopisywały do tego stopnia, że Jarosław Kaczyński pozwolił sobie nawet na taką wypowiedź w wywiadzie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM:
„Ci, którzy żyją - proszę wybaczyć potoczny język - z cwaniactwa, ci rzeczywiście mogą na tym stracić, cała reszta - to jest ogromna większość - na tym zyska”.
Najwyraźniej zapomniano jednak, że nie wystarczą konferencje prasowe i medialne zaklęcia.
Bo trzeba jeszcze napisać dobre i spójne prawo, które słowa wprowadzi w życie. Zamiast tego dostaliśmy setki stron przepisów podatkowych do przetrawienia w krótkim czasie, a do tego zmiany koncepcji, szybkie poprawki. Teraz na światło dzienne wychodzą nowe problemy —
ustawa podatkowa Polskiego Ładu jest na razie wizerunkową i prawną katastrofą.
Bo nawet jeśli założenia z wiosny były względnie dobre (pomijając zasadniczy problem z uszczupleniem dochodów samorządów), nawet jeśli wciąż większa część Polaków na ustawie bezpośrednio zyska lub przynajmniej nie straci, to ustawa trzeszczy w wielu miejscach.
Od pierwszego dnia jej obowiązywania mamy mnóstwo przykładów, gdzie tracą nie "cwaniacy", ale zwykli pracownicy, np. nauczyciele. Władza zapewnia – to marginalny problem, a straty zostaną wyrównane.
Problem w tym, że należało to wszystko przewidzieć.
Ekonomiści i specjaliści od księgowości, niezależnie od poglądów, są zgodni – nie jest to dobrze przygotowane prawo, zapisy są niejasne, praktycy – księgowi – mają problem z interpretacją nowych zasad.
A po pierwszych dniach stycznia 2022 widać, że sama władza również nie przewidziała problemów. Doskonale świadczy o tym działanie specjalnej infolinii informacyjnej.
Według Wirtualnej Polski na infolinii pracuje pięcioro konsultantów z Ministerstwa Rozwoju i Technologii oraz kilkanaście osób z Ministerstwa Finansów. Infolinia jest niewydolna, blokuje się już przy setce połączeń.
Początek roku zdominowała więc rozmowa o dwóch kwestiach – tak zwanej uldze dla klasy średniej oraz formularzach PiT-2.
Przyjrzyjmy się po kolei tym dwóm kwestiom i sprawdźmy, co należy zrobić. Zaznaczmy jednak od razu, że nie obejmiemy wszystkich możliwych przypadków, bo prawo podatkowe ma wiele wyjątków - w bardzo specyficznych wypadkach warto skonsultować się z księgowym lub doradcą podatkowym.
Na początek ulga dla klasy średniej. To znamienne, że ten element jest problematyczny. Nie było o nim mowy na konferencji 15 maja, gdy pierwszy raz w pełni zaprezentowano założenia Polskiego Ładu.
Z obliczeń wyszło następnie, że osoby zarabiające pomiędzy (mniej więcej) 6 tys. a 11 tys. złotych miesięcznie, stracą na zmianach - ku ich wielkiemu niezadowoleniu, a to istotna część wyborców.
Straty wynikają z tego, że do 5,7 tys. zł brutto miesięcznie straty z braku możliwości odliczenia składki zdrowotnej od podatku przewyższają zyski z wyższej kwoty wolnej.
Zaczęło się łatanie ustawy. Zamiast przeprojektować przepisy, powstała „ulga dla klasy średniej”, która zapewnia, że osoby zarabiające rocznie pomiędzy 68 412 zł brutto (5 701 zł miesięcznie) i 133 692 zł brutto (11 141 zł miesięcznie) na zmianach nie stracą.
Najpierw ulga miała obejmować jedynie etatowców, potem włączono do niej jednoosobowe działalności gospodarcze.
Ulga wciąż jednak nie przysługuje
Ulga naliczana jest domyślnie. Nie przysługuje wszystkim – dotyczy osób na umowie o pracę i przedsiębiorców rozliczających się na zasadach ogólnych (czyli nie dotyczy np. tych, którzy rozliczają się podatkiem liniowym). Można z niej zrezygnować, wówczas trzeba złożyć odpowiednie oświadczenie.
Sprawa jest stosunkowo prosta, gdy mamy jasną sytuację zawodową i nie zachorujemy.
Jeżeli mamy stabilną pracę na umowie o pracę, a zarobki brutto mieszczą się między 5,7 tys. zł a 11,1 tys. złotych miesięcznie, nie ma co rezygnować z ulgi.
Rezygnacja oznacza, że miesięcznie otrzyma się o kilkadziesiąt do kilkuset złotych mniej (w zależności od wysokości pensji), ale wszystko to wróci do nas w rozliczeniu rocznym, w pierwszych miesiącach 2023 roku.
Problem zaczyna się, gdy mamy zmienny dochód; zmieniamy pracę i nagle nasz dochód znacznie spada lub rośnie, lub gdy mamy wielomiesięczne zwolnienie lekarskie – bo zasiłek chorobowy nie liczy się do dochodu rocznego, którego wysokość determinuje, czy przysługuje nam ulga, czy nie. A niestety choroby przewidzieć nie możemy. Zmiany pracy często również nie.
W momencie, gdy na początku roku mamy pensję np. w wysokości 8 tys. zł, ulga nalicza nam się automatycznie. Jeżeli przydarzy nam się wypadek i przez pół roku będziemy na zwolnieniu lekarskim, ostatecznie, w skali roku, nie przekroczymy dolnej granicy (68,4 tys. zł) ulgi dla klasy średniej. A to znaczy, że ulga nam nie przysługuje. Więc to, co w ramach ulgi się otrzymało, trzeba będzie zwrócić.
Dobra informacja jest taka, że zrezygnować z ulgi można także w trakcie roku.
Jeżeli boimy się takiej sytuacji, lub nasz dochód może się zmienić, przez co nie zmieścimy się w dolnej (68,4 tys. zł) albo przekroczymy górną (133,7 tys. zł) granicę ulgi, warto rozważyć rezygnację z ulgi już teraz, by nie narazić się na konieczność jej zwrotu.
Jeśli zrezygnujemy z ulgi, musimy przygotować się na niższą pensję miesięczną – od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Te pieniądze — co do złotówki — wrócą do nas w pierwszych miesiącach 2023 roku. Minusem jest to, że w warunkach rosnącej inflacji otrzymany zwrot będzie realnie mniej wart niż to, co otrzymalibyśmy w 2022 roku, i nie zostanie to w żaden sposób zrekompensowane.
W pewnym sensie udzielimy w ten sposób nieoprocentowanej pożyczki rządowi - to się po prostu nie opłaca.
Zaznaczmy jeszcze raz: do dochodu nie wliczają się też zlecenia czy dzieła, więc dodatkowa praca na tych formach zatrudnienia nie sprawi, że przekroczymy próg i ulgę będzie trzeba zwrócić.
Drugi poważny problem, który pojawił się w pierwszych dniach 2022 roku, to zamieszanie z formularzem PIT-2. A wszystko przez wyższą kwotę wolną od podatku.
PIT-2 to oświadczenie, w którym pracownik deklaruje, że chce korzystać z kwoty wolnej od podatku w wyliczaniu swojej comiesięcznej pensji. Nie jest to nic nowego. Teoretycznie składa się go w momencie, gdy podejmujemy pracę u nowego pracodawcy. Dotychczas mało kto zwracał na niego uwagę, bo przy dotychczasowej kwocie wolnej, tzw. kwota zmniejszająca podatek wynosiła 525,12 zł rocznie, czyli 44 zł miesięcznie.
Czyli jeśli pracownik złożył PIT-2, otrzymywał co miesiąc 44 złote więcej. Jeśli go nie złożył, w rozliczeniu rocznym otrzymywał zwrot w wysokości 525,12 zł. Przy zwiększeniu kwoty wolnej od podatku do 30 tys. złotych, kwota zmniejszająca podatek rośnie do 5 100 zł. To 425 złotych miesięcznie.
Jeśli nie złożyliśmy PIT-2, o tyle mniejsza będzie nasza pensja co miesiąc. 5100 złotych wróci do nas dopiero przy rozliczeniu rocznym, w 2023 roku. I znów: jeśli nie chcemy rządowi udzielać nieoprocentowanej pożyczki, którą dodatkowo nadgryzie inflacja, lepiej upewnić się, że PIT-2 mamy złożony. Jeśli tego nie zrobiliśmy, można go złożyć w każdym momencie. Jeżeli wcześniej go nie złożyliśmy, a nie chcemy niższej pensji w styczniu, trzeba złożyć go jak najszybciej.
Zaznaczmy jednak: nie każdy może złożyć PIT-2. Problem pojawia się np. u emerytów i rencistów oraz w przypadku osób, które są zatrudnione w kilku miejscach na część etatu.
Jeżeli więc jesteśmy zatrudnieni w kilku miejscach, koniecznie sprawdźmy, jak wygląda sprawa z naszym PIT-2. Powinniśmy mieć złożony wniosek tylko u jednego pracodawcy.
Stąd też mogą wynikać niektóre niższe pensje styczniowe.
Nie znaczy to, że rzeczywistość Polskiego Ładu diametralnie różni się od zapowiedzi i stracą wszyscy. Problemem jest natomiast to, że nikt nie przygotował kompleksowej kampanii informacyjnej, tak, by Polacy wiedzieli, dlaczego ich pensja wygląda tak, jak w styczniu 2022. Rząd miał obowiązek przewidzieć, że np. implikacje deklaracji PIT-2 będą dużo silniejsze niż dotychczas.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze