0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.plFot. Mateusz Skwarcz...

Polska firma produkuje trotyl. Polska sprzedaje trotyl do USA. Dużo trotylu – mówi się, że Polska pokrywa 90 proc. zapotrzebowania USA na ten materiał. Stany Zjednoczone wykorzystują trotyl do produkcji bomb, które przekazują Izraelowi. Izrael za pomocą tych bomb prowadził ludobójczą kampanię w Gazie.

Czy opinia publiczna powinna o tym wiedzieć? Tak. To ważny temat, który powinien być przedmiotem dyskusji publicznej w Polsce.

Przytoczone powyżej informacje – wraz z daleko idącymi wnioskami sformułowanymi na ich podstawie – znalazły się w opublikowanym we wtorek 18 listopada „raporcie międzynarodowych propalestyńskich organizacji”, jak określają to opracowanie media, zatytułowanym „The Missing Ingredient. Polish TNT” („Brakujący składnik. Polski trotyl”).

W tym miejscu muszę zrobić pauzę i cofnąć się w czasie.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości.

Przeczytaj także:

Prośba o pomoc

Jesienią ubiegłego roku, skontaktowała się ze mną pewna osoba z pytaniem, czy byłabym skłonna pomóc w przedsięwzięciu związanym z Palestyną. Chodziło o napisanie raportu, w którym pokazalibyśmy, że amerykańskie 900-kilogramowe bomby, za pomocą których całe dzielnice mieszkalne w Strefie Gazy są bezlitośnie równane z ziemią, wypełnia trotyl produkowany w Polsce przez bydgoską państwową firmę Nitro-Chem.

Nie wiedziałam tego wcześniej i naturalnie te informacje bardzo mnie poruszyły. Bezbronni cywile w Strefie Gazy są zabijani za pomocą polskiego trotylu? Obiecałam, że pomogę. Sprawa ma też wątek ekologiczny – wytwarzanie trotylu wiąże się z powstawaniem bardzo niebezpiecznych odpadów, zatruwających środowisko naturalne. Jako ekolog i osoba zaangażowana na rzecz Palestyny chciałam pomóc w pisaniu tej części raportu.

Niestety ostatecznie z przyczyn osobistych nie byłam w stanie włączyć się w pracę nad raportem. W tym miejscu chciałabym tę osobę przeprosić: nie wywiązałam się ze złożonej obietnicy i przez długi czas dręczyło mnie z tego powodu poczucie winy.

Po publikacji raportu to się zmieniło.

Polski raport

Mam głębokie przekonanie (choć to nie wiedza sensu stricto, bo mój udział sprawie „polskiego trotylu” skończył się na tej jednej rozmowie), że raport Brakujący składnik przedstawiony przez People’s Embargo for Palestine, a sygnowany przez Palestinian Youth Movement, Movement Research Unit i Shadow World Investigations, pod którym nikt nie podpisał się własnym nazwiskiem, był co najmniej zainicjowany, a być może napisany w całości przez polskich aktywistów.

Kiedy ujrzał światło dzienne, poczułam ulgę, że nie przyłożyłam do tego ręki.

Bo kiedy deklarowałam chęć pomocy, nie przewidziałam, że to przedsięwzięcie może przyjąć tak odpychającą formę – opierającego się na graniu na emocjach i manipulacji donosu na własne państwo.

Ani w momencie, gdy proszono mnie o pomoc, ani obecnie nie rozumiem, dlaczego udział osób z Polski w tworzeniu tego raportu – w gruncie rzeczy materiału publicystycznego opierającego się na ogólnodostępnych, jawnych informacjach, nie ujawniającego żadnych tajemnic – musiał być tak ściśle tajny, że nawet teraz, po opublikowaniu, żadna z polskich organizacji, młodzieżowych kolektywów aktywistycznych czy indywidualnych osób działających wokół tematu Gazy i Palestyny się do niego nie przyznaje, choć powszechnie się na niego powołują.

Czy naprawdę skompilowanie materiału z artykułów prasowych, oficjalnych dokumentów i wypowiedzi polityków w mediach wymaga w demokratycznym państwie głębokiej konspiracji?

Nie chciałabym być źle zrozumiana: raport zawiera fakty, które warto znać. Nie protestuję bynajmniej przeciwko omawianiu ich w ramach debaty publicznej. Mamy prawo wiedzieć, dokąd trafia i czemu ostatecznie służy produkcja polskiego sektora zbrojeniowego, a także jaki ma wpływ na środowisko naturalne. W kontekście Palestyny ta wiedza mogła przyczynić się do uświadomienia większej grupie społeczeństwa, że w systemie globalnych powiązań nie możemy twierdzić, że „wojna w Gazie” to nie nasza sprawa.

Zostało to jednak zrobione w najgorszy możliwy sposób, który na pewno nie przyniesie nic dobrego Palestyńczykom, a Polsce może tylko zaszkodzić.

Nagłówki

Na razie raport zaowocował nagłówkami typu:

  • „Polish company accused of supplying explosives for Israel’s war on Gaza” („Polska firma oskarżana o dostarczanie materiałów wybuchowych na potrzeby izraelskiej wojny w Gazie”; portal Al Dżaziry),
  • „Polish state-owned firm supplying explosives to Israel for Gaza genocide” („Polska państwowa firma dostarcza materiały wybuchowe Izraelowi na potrzeby ludobójstwa w Gazie”; portal irańskiej państwowej telewizji PressTV),
  • „Poland Repurposed a Nazi Factory Site to Make TNT to Drop on Gaza” („Polska wykorzystała nazistowską fabrykę, żeby robić trotyl do bomb zrzucanych na Gazę”).

Ten ostatni to tytuł z portalu Drop Site News i choć nie jest to medium szczególnie prestiżowe, to przekaz tego nagłówka niesie się daleko. Cytowała go m.in. Noura Erekat, palestyńsko-amerykańska prawniczka i naukowczyni, był powielany w wielu wszelkiej maści postach w mediach społecznościowych.

Polska młodzież alarmuje natomiast, że „największa fabryka śmierci w Unii Europejskiej znajduje się w Polsce”. Łączenie produkcji Nitro-Chemu z nazistami jest oczywiście makabrycznym absurdem, odległa historia nieruchomości należących do fabryki nijak się ma do sprawy (a ten wątek został zaczerpnięty wprost z raportu). Wykorzystywanie skojarzeń z Holokaustem na potrzeby propagandowe nie jest, jak widać, wyłącznie domeną hasbary (czyli izraelskiej propagandy). I jak widać po nagłówku z Drop Site to właśnie ten przekaz zostanie zapamiętany.

Szokujący raport?

Przyjrzyjmy się treści samego raportu, powszechnie określanego jako „szokujący”. Mam wrażenie, że w Polsce niewiele osób, które o nim mówią i piszą, zadało sobie trud przeczytania go w całości, a jeszcze mniej poddało go jakiejkolwiek analizie.

Jeśli to opracowanie szokuje, to nie ładunkiem informacyjnym, tylko połączeniem faktów już obecnych w polskiej przestrzeni medialnej w narrację, która prowadzi do oskarżenia Polski o współudział w zbrodni ludobójstwa. „Ten raport ujawnia – czytamy w nagłówku – kluczową rolę Polski w dostarczaniu trotylu na potrzeby izraelskiego ludobójstwa w Gazie”. Brzmi to tak, jak gdyby rząd polski z pełną premedytacją dostarczał Izraelowi materiały wybuchowe na potrzeby bombardowania Strefy Gazy.

Konkluzja raportu brzmi natomiast: „Bez trotylu produkowanego przez Polskę nie byłaby możliwa bezprecedensowa skala i intensywność bombardowań z powietrza, które zabiły dziesiątki tysięcy Palestyńczyków i zniszczyły struktury umożliwiające życie w Gazie — w tym szpitale, szkoły, targowiska i obozy dla uchodźców”.

To stwierdzenie wydaje się w pierwszej chwili zasadne, ale w rzeczywistości nie ma wartości poznawczej, a jedynie emocjonalną. Owszem, gdyby za sprawą czarodziejskiej różdżki w jednym momencie zniknął cały „polski trotyl” znajdujący się w fabrykach i w gotowych bombach i pociskach zgromadzonych w USA i w Izraelu, wtedy zapewne „bezprecedensowa skala i intensywność bombardowań” nie byłaby możliwa.

Ale co by było, gdyby polska firma nigdy nie dostarczała trotylu do Stanów Zjednoczonych? Oczywiście w takiej sytuacji USA dawno znalazłyby inne źródło zaopatrzenia, obecnie zresztą też pozyskują trotyl m.in. z Indii.

Jest jeszcze kwestia sprzedaży trotylu bezpośrednio do Izraela. Ta sprawa na pewno warta jest bliższego zbadania, ale raport wykazał jedynie, że takie relacje istniały w latach 2017-2020, choć wydaje się, że skala tych kontraktów, rzędu kilkudziesięciu – kilkuset ton jest znikoma w porównaniu z ilością materiałów wybuchowych zużytych na bombardowanie Gazy (tylko w ciągu pierwszego półrocza było to 75 tys. ton). W raporcie jest to resztą wątek marginalny, choć został podkreślony w streszczeniu.

Polska współwina

Trzeba też pamiętać, że kontrakty w przemyśle zbrojeniowym są zawierane z dużym wyprzedzeniem. Najnowszy kontrakt z USA na dostawę trotylu Nitro-Chem podpisał w kwietniu tego roku, obejmuje on dostawy w latach 2027-2029. Zarząd firmy musiałby mieć więc lata wcześniej kryształową kulę i wiedzieć, że od jesieni 2023 r. Izrael będzie popełniał w Gazie ludobójstwo i że Stany Zjednoczone będą mu wysyłać amunicję do tego celu, żeby można było Nito-Chem (czy też Polskę, jako że jest to firma państwowa) skutecznie oskarżyć o pomoc w ludobójstwie.

Oczywiście wcześniej należałoby udowodnić na gruncie prawnym, że Izrael popełnił ludobójstwo w Gazie. Postępowanie w tej sprawie toczy się przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, ale nie sposób przewidzieć jego wynik, ponieważ Konwencja w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa zawiera „paragraf 22”: trzeba wykazać nie tylko czyny, ale też ludobójczą intencję, a to niezwykle trudne, gdyż ludobójcy zazwyczaj nie ogłaszają tej intencji w oficjalnych dokumentach.

By uznać polską współodpowiedzialność, należałoby też wykazać, że Stany Zjednoczone w świetle prawa międzynarodowego udzielały pomocy w ludobójstwie, a Polska mogłaby być dopiero pomocnikiem pomocnika. I to pod warunkiem, że udałoby się dowieść, że osoby odpowiedzialne za sprzedaż trotylu miały świadomość, że zostanie użyty do popełnienia zbrodni. W praktyce szanse na to są zerowe i nawet sami autorzy raportu zdają się nie brać ich na poważnie, bo chociaż w streszczeniu piszą o możliwym spełnieniu kryteriów pomocy w ludobójstwie, to wątek ten w ogóle nie został rozwinięty w treści raportu.

Trotyl dla Ukrainy

Dodam jeszcze, że od 2022 Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie miliony sztuk amunicji na potrzeby obrony przeciwko rosyjskiej agresji. Trudno jest ocenić, czy więcej „polskiego trotylu” trafiło za pośrednictwem USA do Izraela, czy do Ukrainy, bo ta pomoc wojskowa różni się rodzajem wysyłanej amunicji. Jeśli Polska wstrzymałaby eksport trotylu do Stanów Zjednoczonych, odbiłoby się to również na możliwościach obronnych naszego sąsiada. Warto o tym pamiętać w kontekście zarzutu, że Polska zawierała kolejne kontrakty na dostawę trotylu do USA już w czasie trwania izraelskiego ludobójstwa w Gazie. A także dlatego, że w dyskusji na temat eksportu Nitro-Chemu pojawia się argument, że z powodu dostarczania go Amerykanom, brakuje go w Polsce (czy w ogóle w Unii Europejskiej) na pomoc dla Ukrainy. W złożonej rzeczywistości międzynarodowych sojuszy jest to argument dosyć przewrotny.

Podsumowując, The Missing Ingredient faktycznie pokazuje, że jesteśmy uwikłani – pośrednio – w zbrodnicze działania Izraela w Gazie. To jest fakt i każdy może zdecydować, jak on waży na jego sumieniu. Reszta to już publicystyka.

Publicystyka

I tym też jest cały raport: publicystyką stawiającą Polskę pod pręgierzem międzynarodowej opinii publicznej. A nasz kraj z całą pewnością nie jest głównym aktorem w międzynarodowym systemie opresji Palestyńczyków. Jest rzeczą szlachetną przyznawać się do swoich win, ale brać na siebie cudze winy, to kpina ze sprawiedliwości, bo pozwala uniknąć odpowiedzialności rzeczywistym winowajcom.

Czy są jakiekolwiek szanse, że Polska zerwie dostawy trotylu do USA? To bardzo wątpliwe. Czy autorzy – tudzież osoby inicjujące raport, polscy aktywiści – naprawdę liczyli, że Donald Tusk i Radosław Sikorski przestraszą się Palestinian Youth Movement i zerwą podpisane kontrakty ze Stanami Zjednoczonymi w tak delikatnym momencie w sytuacji międzynarodowej, w jakim się znajdujemy? Wątpię.

Bardzo bym chciała, żeby Polska doczekała się rządu, który będzie potrafił zachowywać się bardziej asertywnie w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, ale nie widzę możliwości zmuszenia do tego premiera czy ministra Sikorskiego za pomocą szantażu emocjonalnego.

Trudno mi więc zrozumieć, jakie oczekiwania polscy aktywiści wiązali z publikacją tego raportu za granicą. Na razie udało im się osiągnąć to, że ileś osób z Zachodu, ze Wschodu i z Południa poczuło niechęć do Polski i Polaków, a iluś obywateli naszego kraju będzie miało satysfakcję powiedzenia „wstydzę się być Polakiem”, co w ciągu tych kilku dni od opublikowania raportu słyszałam już wiele razy. To ostatnia rzecz, której teraz potrzebujemy.

Raport nie pomoże sprawie palestyńskiej

Piszę to jako osoba, która z bardzo bliska, a wręcz z wewnątrz, obserwuje polski ruch propalestyński.

Niestety uważam większość jego obecnych działań za przeciwskuteczne.

Aktywiści bywają bardzo głośni, ale to w rzeczywistości bardzo mała grupa, bardziej zainteresowana utrzymaniem czystości ideologicznej niż docieraniem do nieprzekonanych. Budowanie szerokiego poparcia społecznego dla sprawy palestyńskiej, tj. dla dążenia Palestyńczyków do realizacji ich narodowego prawa do samostanowienia, to zajęcie nie na tygodnie czy miesiące, ale na długie lata. Wymaga mozolnej pracy u podstaw, wyjaśniania, edukowania, przekonywania i odkłamywania. Rzeczowej rozmowy, a nie rozgrzewania emocji. Zwłaszcza, jeśli miałyby być to emocje takie, jak niechęć wobec własnego państwa, czy niechęć wobec Polski za granicą.

Sprawa wolnej Palestyny (a pod tym hasłem kryje się dążenie do tego, żeby wszyscy mieszkańcy tego obszaru mogli żyć w sprawiedliwości, godności i poszanowaniu praw człowieka) jest mi bardzo bliska, właśnie dla tego, że jestem Polką. Bo w historii Palestyńczyków odbija się to, co Polacy przeżywali przez tak wiele lat. Wierzę, że polskie społeczeństwo w końcu to zrozumie.

Nigdy jednak nie będę „dla Palestyny” podejmować działań, które uważam za szkodliwe dla mojego kraju. „Wolna Palestyna” i „bezpieczna Polska” to nie są wartości przeciwstawne, nie musimy między nimi wybierać, możemy działać na rzecz obu równocześnie i powinniśmy takich sposobów szukać. Gdybym jednak kiedykolwiek musiała wybrać między „wolną Palestyną” a „bezpieczną Polską”, wybrałabym bezpieczną Polskę. Bez wahania i bez wstydu. I nikt nie ma prawa oczekiwać ode mnie, że wybiorę inaczej.

Natalia Pitala – Doktor ekologii. Prowadzi blog poświęcony tematyce palestyńskiej smutnapomarancza.pl i konto na Instagramie @smutna.pomarancza, okazjonalnie pisuje teksty dla prasy.

;

Komentarze