0:000:00

0:00

Fejk. To słowo robi w ostatnim czasie zawrotną karierę. Nazywana jest tak każda nieprawdziwa informacja. To największy sukces ludzi zajmujących się zawodowo dezinformacją - że nie potrafimy odróżnić zwykłych błędów i wpadek od tych, które są dziełem fachowców.

Putinowski redaktor widmo

Adam Kamiński jest redaktorem prowadzącym „Niezależnego Dziennika Politycznego”. Według informacji z Facebooka, urodził się 43 lata temu w Warszawie. Ukończył liceum im. Tadeusza Czackiego i prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Na swoim profilu społecznościowym, oprócz memów i zdjęć polityków, udostępnia głównie artykuły z “Niezależnego Dziennika”. Ma aż 1624 znajomych; wśród nich wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego. Na zdjęciu profilowym, w białej koszuli i granatowej marynarce, wygląda na zadowolonego z życia czterdziestolatka.

Strona internetowa “Niezależnego Dziennika” informuje, że portal jest: „niezależny od urzędów, organizacji państwowych i rządowych” i że „jest to prywatne przedsięwzięcie stworzone i założone przez osoby prywatne”. W redakcji są cztery osoby. Z artykułów można się dowiedzieć, np. że łotewskie władze prowadzą politykę apartheidu wobec rosyjskojęzycznej i polskojęzycznej mniejszości narodowej. Natomiast „obecność amerykańska w tamtym rejonie jest niepotrzebna i szkodliwa, ponieważ nie zmienia sytuacji strategicznej, a jedynie naraża NATO na przyśpieszoną konfrontację”.

Kilka tygodni temu na portalu ukazał się tekst pt. „Bartłomiej Misiewicz ostro o gen. Waldemarze Skrzypczaku”. Opierał się w całości na print screenie pochodzącym rzekomo z nieoficjalnego facebookowego profilu rzecznika MON. W poście Misiewicz miał pisać o Skrzypczaku: „Był skażony genetycznie: ojciec oficer, dziadek oficer, pradziadek służył w carskiej armii. Dzisiaj złożyłem skargę do MON w sprawie pozbawienia stopnia generalskiego Waldemara Skrzypczaka”.

W rzeczywistości taki wpis nigdy nie powstał. MON w odpowiedzi na pytania OKO.press twierdzi, że screen był fejkiem. Jednak artykuł z załączonym screenem błyskawicznie rozszedł się w internecie. W swoich publikacjach nawiązały do niego m.in. OKO.press, TOK.FM, niezalezna.pl i autorzy z salonu24. W międzyczasie „nieoficjalny profil Misiewicza” zniknął z Facebooka.

Przeczytaj także:

Chcieliśmy porozmawiać z redaktorem Kamińskim o funkcjonowaniu portalu i artykule o Misiewiczu. Po kilkunastu dniach otrzymaliśmy wiadomość: „Dzień dobry, dziękuję za list. Obecnie jestem w Liverpoolu. Wszystkie sprawy możemy omówić przez maila”. Gdy nalegamy i proponujemy rozmowę przez Skype, Kamiński odpowiada: „Bardzo przepraszam. Ostatnio nie używam Skype, bo kilka razy dostałem groźby ze strony MON. Pozdrawiam, Adam”.

Zadaliśmy Kamińskiemu kilkanaście pytań dotyczących funkcjonowania portalu. Po kilku dniach otrzymaliśmy zdawkowe odpowiedzi: „Jestem redaktorem-założycielem Niezależnego Dziennika Politycznego. Misja redakcji – prezentacja niezależnej wizji politycznej, Niezależny Dziennik Polityczny – strefa wolnego słowa. Portal finansowany jest przez własne środki. Nie mamy żadnych warunków, zawsze jesteśmy otwarci dla nowych współpracowników. Artykuł "Bartłomiej Misiewicz OSTRO o gen. Waldemarze Skrzypczaku" powstał na podstawie printscreena i informacji, które otrzymaliśmy od naszego źródła w MON. Printscreen to nie fałsz!” (pisownia oryginalna – przyp. aut.).

W rzeczywistości Adam Kamiński nie istnieje.

Na próżno wśród jego licznych znajomych szukać osób, które poznały go osobiście. Pytani zgodnie odpowiadają, że nigdy go nie widzieli i nie pamiętają okoliczności zawarcia znajomości. Zdjęcie profilowe jest kradzione. Twarz uśmiechniętego czterdziestolatka należy do litewskiego ortopedy Andriusa Žukauskasa.

O dziennik i Kamińskiego pytaliśmy w instytucjach rządowych zajmujących się bezpieczeństwem. Nieoficjalnie potwierdziły, że Dziennik jest prowadzony przez rosyjskie służby.

Plotki, fotki, fejki

Dynamiczna kariera i liczne wpadki rzecznika MON sprawiły, że stał się on obiektem nieustającego zainteresowania mediów i opinii publicznej. Narastająca wiara społeczeństwa w niekompetencję Misiewicza stała się atrakcyjnym celem dla twórców dezinformacji.

„Warunkiem skuteczności operacji dezinformacyjnej (…) tego typu jest istnienie w społeczeństwie gotowości na przyjęcie tak (…) spreparowanych informacji i skłonność do dania im wiary” - pisze dr hab. Tomasz Aleksandrowicz w książce „Podstawy walki informacyjnej”. Przypadek fałszywego wpisu Bartłomieja Misiewicza o generale Skrzypczaku jest tego dobrym przykładem.

Liczba newsów, plotek, zdjęć, wypowiedzi i wpisów w mediach społecznościowych dotyczących Misiewicza była tak ogromna, że w krytycznym momencie trudno było stwierdzić, co jest prawdą, a co fałszem. Stał się więc doskonałym materiałem dla twórców dezinformacji.

Analogiczna sytuacja miała miejsce dwa tygodnie temu na Litwie. Wielu polityków i dziennikarzy otrzymało wiadomość: „kilku mężczyzn w niemieckich mundurach zgwałciło 15-letnią Litwinkę”. Miejscowa policja szybko wykryła, że informacja jest nieprawdziwa, a osoba, która ją rozsyłała, posługiwała się fałszywymi danymi osobowymi. Litwini uważają, że atak informacyjny przeprowadzili Rosjanie i że miał on bezpośredni związek z tym, że od niedawna w ich kraju stacjonują wojska niemieckie.

O akcji dyskutowali w Brukseli ministrowie obrony państw NATO. Sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Jens Stoltenberg, pytany przez dziennikarza agencji BNS, jakie działania podejmie NATO, by walczyć z dezinformacją, odpowiedział:

"NATO nigdy nie będzie używać kontrpropagandy do zwalczania propagandy. Wierzymy, że prawda ma większe znaczenie i zawsze zwycięża nad propagandą".

I zwrócił się do polityków i mediów z apelem o rzetelne sprawdzanie faktów, które być może nigdy nie było tak ważne jak dziś.

W eterze zza Buga

Radio Hobby nadaje od końca 2008 roku. Zasięgiem obejmuje m.in.: Legionowo, Serock, Wołomin i Radzymin. „Mówimy, jak żadne inne radio, i piszemy na Portalu, o tym, co dzieje się po sąsiedzku (…) – jesteśmy tak potrzebni naszym Słuchaczom, jak dobry Sąsiad” – reklamuje się na swojej stronie internetowej. Oprócz sąsiedzkich wiadomości i przebojowej muzyki, radio codziennie od ponad trzech lat, o godzinie 21:00 nadaje rosyjski magazyn kulturalno-informacyjny „Radio Sputnik”.

W niedzielne wieczory magazyn „Radio Sputnik” podsumowuje najważniejsze wydarzenia kończącego się tygodnia. Głos spikera z silnym rosyjskim akcentem mówi: „Kijów niejednokrotnie oskarżał Moskwę o ingerencję w sprawy wewnętrzne kraju. Przy tym władze ukraińskie dotychczas nie przedstawiły żadnych dowodów tego. W Moskwie niejednokrotnie oświadczano, że Rosja nie ma nic wspólnego z wydarzeniami w Donbasie i jest zainteresowana w przezwyciężeniu przez Ukrainę tego kryzysu".

W sukurs spikerowi przychodzi rosyjski politolog, który podkreśla, że Rosja nie jest stroną zaangażowaną w konflikt w Donbasie.

Z kolei Polska - według „Radia Sputnik” - od czasu wejścia do NATO i UE, i odkąd „otrzymała wsparcie od administracji Obamy” uważa, że jest silniejsza od Rosji i może stawiać jej warunki. Tymczasem to Rosja zdecyduje, czy jest gotowa nawiązywać z Polską stosunki handlowo-gospodarcze.

O głoszenie prokremlowskiej propagandy chcieliśmy zapytać prezesa Radia Hobby Tomasza Brzezińskiego. Pracownicy Radia twierdzili jednak, że nie wiedzą, czy prezes będzie chciał rozmawiać; a kiedy indziej - że jest chory i nie ma możliwości kontaktu z nim.

Były prezes Radia, Paweł Kubalski, odpowiedział nam: „Niestety, ze względu na nieuczciwość mediów w przedstawianiu naszej sytuacji zmuszony jestem odmówić z obawy przed Pana intencjami”.

Jeszcze w lipcu 2015 roku prezes Brzeziński w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej mówił o Radiu Hobby: „W trakcie nadawanych tam wiadomości słychać treści paskudnie propagandowe, całkowicie się z tym zgadzam. Natomiast cała reszta audycji to wiadomości kulturalne, naukowe itp".

I tłumaczył, że gdyby nie „nieszczęsna umowa” dotycząca nadawania na antenie Radia Hobby audycji „Radio Sputnik” - musiałby zamknąć stację. A dzięki umowie i 25 tys. złotych, które miesięcznie otrzymuje, jest w stanie płacić pensje pracownikom.

Pod koniec 2015 r. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji podjęła uchwałę w sprawie cofnięcia koncesji udzielonej Radiu Hobby. Argumentowała, że emisja audycji „Radio Sputnik” jest naruszeniem przepisów ustawy o radiofonii i telewizji. „Powodem naszej decyzji jest fakt odsprzedaży części pasma innemu podmiotowi. Mamy umowy, które to potwierdzają. W praktyce część programu była poza wymogami koncesji, poza polskim prawem. Na to nie możemy pozwolić" - wyjaśniał miesięcznikowi „Press” Witold Graboś, wiceprzewodniczący KRRiT.

Według Joanny Kryńskiej z KRRiT właściciel radia zaskarżył decyzję o odebraniu koncesji do sądu, a przewodniczący Rady wstrzymał wykonanie tej decyzji. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, który ma rozpatrzyć skargę Radia Hobby, nie wyznaczył jeszcze terminu rozprawy.

W obronie Radia Hobby staje radio Sputnik News. Na swojej stronie internetowej publikuje artykuły o zagrożeniu wolności słowa w Polsce oraz atakach rządu na „media, które wygłaszają inny pogląd na wydarzenia na świecie”.

Przyjaciele z Kremla

Sputnik News funkcjonuje w Polsce od początku 2015 roku. Radio należy do agencji informacyjnej kontrolowanej przez Kreml – Rossijaja Siegodnia (wcześniej: RIA Nowosti). Głównym zadaniem koncernu jest prezentowanie światu rosyjskiego punktu widzenia. Szefowa grupy medialnej - Margarita Simonia - w radiu Echo Moskwy tłumaczyła, że na świecie trwa obecnie wojna informacyjna i ona na tej wojnie będzie walczyć. Po stronie Kremla.

Na stronie internetowej Sputnik Polska, teksty propagandowe („Majdan: czy warto było?”, „Kijów nie chce przyznać, że Ukraina nie jest na Krymie lubiana”, „Imigranci ukraińscy w Polsce - czyli groźba powoli tykającej bomby”) przeplatane są poczytnymi tekstami o Misiewiczu (“Co z tym Misiem?”, „Dzielny Miś walczy z dezinformacją”) i krytycznymi tekstami o Antonim Macierewiczu oraz katastrofie smoleńskiej.

Dzięki tym ostatnim wielu czytelnikom może wydawać się, że jest po prostu na stronie medium opozycyjnego wobec rządu PiS.

Swoim czytelnikom Sputnik udostępnia platformę blogową. Jednym z najczęściej publikujących autorów jest Piotr Radtke, członek rady krajowej prorosyjskiej partii Zmiana, założyciel i prezes stowarzyszenia „Braterstwo Polsko-Rosyjskie”.

W rozmowie z OKO.press Radtke tłumaczy, że założył Braterstwo, bo nie mógł przyglądać się bezczynnie narastającej nagonce polskich mediów na Federację Rosyjską.

„Tuż po zakończeniu II wojny światowej mój tata, jako mały chłopiec, miał wypadek. Pocisk moździerzowy wybuchł obok niego. Armia radziecka uratowała mu życie. Wzięli go do wojskowego szpitala i przeżył. Później poszedł do wojska i służył 30 lat. Wychował mnie na patriotę i w przyjaźni dla Rosji" - opowiada.

Drugim powodem, dla którego założył stowarzyszenie, były oskarżenia o agenturalne powiązania z Moskwą. "Chciałem być w pełni transparentny w moich działaniach. Zrzeszamy około 150 członków z całej Polski" - mówi. Członkowie stowarzyszenia dyskutują w liczącej ponad 4 tys. członków grupie facebookowej, administrowanej przez Radtkego. Pojawiają się tam głównie artykuły ze Sputnika i innych mediów prezentujących rosyjski punk widzenia, w tym z “Niezależnego Dziennika Politycznego”.

Pytany o rosyjską propagandę i dezinformację uprawianą przez m.in. Sputnik News, Radtke odmawia komentarza.

"Chcę działać tylko w kierunku pacyfistycznym, propagując przyjaźń polsko-rosyjską oraz dobre relacje z innymi narodami".

A co Polska na to? Tajemnica

Czy polski rząd realnie traktuje zagrożenie rosyjską dezinformacją? Na pewno dużo o niej mówi. Zadanie walki z dezinformacją otrzymał jakiś czas temu rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz. Założył nawet portal dezinformacja.net. “Dzisiejsze wojny toczy i wygrywa się nie tylko na polu bitwy, ale również w cyberprzestrzeni. (...) Dezinformacja jest nie tylko orężem w wojnach światowych potęg. To również narzędzie w brudnych grach w polskim życiu publicznym” - pisał.

Po kilku dniach strona Misiewicza została jednak zawieszona.

W odpowiedzi na pytania OKO.press, o konkretne działania podejmowane przez MON i podległe mu służby, resort przekonuje, że zdaje sobie sprawę z zagrożenia dezinformacją, a odpowiednie służby zajmują się jej tropieniem i zwalczaniem. Które konkretnie? Resort zasłania się tajemnicą. Centrum prasowe twierdzi jednak, że „fake news” powinny być traktowane jako “jeden z elementów większego procesu.” A dezinformację nazywa “zagrożeniem hybrydowym”, które „nosi znamiona działań pod tzw. progiem wojny”. I zapewnia, że w związku z zagrożeniem, posiada „skuteczny system reagowania”.

Tekst powstał we współpracy z Re:Baltica.

;

Udostępnij:

Konrad Szczygieł

Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Patryk Szczepaniak

Dziennikarz "Superwizjera" TVN

Komentarze