Jeśli chcemy budować Polskę zróżnicowaną i inkluzywną, nie możemy zapominać o tym, że polskość powinna być ważna dla nas wszystkich – bez względu na poglądy polityczne – mówi badaczka z PAN, dr Marta Rogoza, współautorka raportu o polskości
Badaczki i badacze z Laboratorium Poznania Politycznego Instytutu Psychologii PAN postanowili zbadać, czym jest dziś dla nas polskość. Zadali ankietowanym takie pytanie:
Jak ważne są Pana/i zdaniem poniższe kryteria polskości? Jakie kryteria powinna spełniać osoba, aby mogła zostać uznana za Polkę/Polaka?
Wyniki mogą zaskakiwać. Oto one, uszeregowane w kolejności od tych, które uzyskały najwyższą średnią na skali od 1 – w ogóle nieważne do 5 – bardzo ważne:
O raporcie „Polskość w XXI wieku. Rodzaje identyfikacji narodowej, ich podłoże i konsekwencje”, pięciu rodzajach stosunku do polskości, dwóch typach identyfikacji narodowej i niebezpiecznym kolektywnym narcyzmie rozmawiamy z jedna z twórczyń raportu, dr Martą Rogozą.
Katarzyna Sroczyńska: Po czym poznać, że ktoś jest Polakiem?
Dr Marta Rogoza*: O, to ciekawe pytanie. Przede wszystkim po tym, że ktoś chce nim być! W Laboratorium Poznania Politycznego Instytutu Psychologii PAN sprawdzaliśmy, jak ludzie dzisiaj definiują polskość. I okazało się, że my, Polacy, uważamy dziś, że Polakiem czy Polką jest ktoś, kto czuje się Polakiem, potrafi mówić po polsku i ma wykształconą więź z Polakami, znajomość kultury, historii i obyczaju.
Zaskoczyło nas, że mało istotnym elementem polskości okazała się wiara katolicka.
Na szczycie wskaźników, które mają decydować, czy Polakiem jesteśmy, czy nie, są rzeczy, na które mamy wpływ. Najwyżej uplasowały się znajomość języka polskiego, poczucie, że się jest Polką albo Polakiem i obywatelstwo polskie. Tymczasem Polka z Podkarpacia, córka Polki i Brytyjczyka, wychowana i wykształcona w Polsce Victoria Forrest, która niedawno została Miss Rzeszowa, walczy z hejtem, bo zdaniem wielu nie jest dość polska – ma zbyt ciemną skórę.
Pytaliśmy badanych o takie kryteria jak obywatelstwo, mieszkanie w Polsce na stałe, urodzenie się w Polsce czy posiadanie przynajmniej jednego z rodziców narodowości polskiej. Natomiast faktycznie nie pytaliśmy o kolor skóry. Takie reakcje, o jakich Pani mówi, mogą wynikać z tego, że – jak się dowiedzieliśmy z innego badania opisanego w naszym raporcie – 60 proc. Polaków ma problem z polskością, w tym ich istotna część ma wysoki poziom narcyzmu narodowego, który przejawia się właśnie tym, że jesteśmy mniej otwarci na inność czy różnorodność. Narodowy narcyzm nie akceptuje inkluzywności i nie jest postawą adaptacyjną – zaburza sposób, w jaki my sami wewnątrz narodu funkcjonujemy, ale też to, jak funkcjonujemy w relacjach z innymi.
Z Waszego raportu wynika, że tylko co piąty badany uważa, że więcej nas jako Polaków łączy, niż dzieli.
W dodatku jedna czwarta badanych mówi, że więcej nas dzieli, niż łączy. Zastanawialiśmy się, z czego to może wynikać, dlaczego nie widzimy punktów stycznych. Myślę, że to efekt polaryzacji funkcjonującej w naszym społeczeństwie od dawna. Pokazaliśmy w badaniach, że na przykład wybory parlamentarne i związane z nimi emocje i napięcia wydobywają z nas przekonania, wartości i priorytety społeczne, które nas dodatkowo polaryzują. Scena polityczna dodatkowo podsyca te nastroje. A kiedy wybory już się zakończą, to na przykład poziom dehumanizacji, czyli odczłowieczania politycznych konkurentów, spada.
Zanim porozmawiamy o szczegółach tych badań, chciałabym się dowiedzieć, dlaczego w ogóle zakładacie, że warto się troszczyć o to, w jaki sposób się identyfikujemy z grupą narodową. Mam wrażenie, że dla wielu osób, zwłaszcza o poglądach liberalnych i lewicowych, identyfikacja narodowa jest anachronicznym pojęciem, nie odgrywa większej roli w ich życiu, nie stanowi ważnej części ich tożsamości.
To problem, z którym się mierzyliśmy podczas pracy nad tym projektem. Kiedy go realizowaliśmy, często pojawiało się pytanie, czy robimy to na zlecenie sceny politycznej, skoro zajmujemy się tematem identyfikacji narodowej, patriotyzmem i polskością.
Część osób uważa, że jeżeli pojawia się temat identyfikacji narodowej, to znaczy, że stoi za tym prawica.
Właśnie tak. Temat polskości był w ostatnich latach chętnie wykorzystywany przez niektórych polityków. W ich wypowiedziach obecna była retoryka mocno definiująca to, kto ma prawo, a kto nie ma prawa czuć się Polakiem, kto jest lepszym, a kto gorszym Polakiem. Wszystko to sprawiło, że część osób z poglądami lewicowymi zaczęła się dystansować do własnego narodu właśnie przez to, że naród zaczął kojarzyć się tylko z prawicą.
Pamiętajmy jednak, że tego typu dystans w połączeniu z niską identyfikacją z Polską nie zachęcają do brania udziału w wyborach czy uczestnictwa w życiu kraju. Jeśli chcemy budować Polskę zróżnicowaną i inkluzywną, nie możemy zapominać o tym, że polskość powinna być ważna dla nas wszystkich – bez względu na poglądy polityczne.
To, że jesteśmy otwarci na wartości europejskie, nie oznacza, że mamy zapominać o własnej tradycji.
Powiem więcej: to, że chcemy współpracować z innymi narodami, poznawać je i budować z nimi wspólną przyszłość, nie oznacza, że powinniśmy zapominać o własnych interesach, czyli tym, co ważne dla naszego narodu.
W laboratorium tematem identyfikacji z narodem zajmujemy się od roku 2019. W psychologii społecznej, politycznej można mówić o dwóch typach identyfikacji narodowej: bezpiecznym i pozabezpiecznym. Ten pierwszy ma charakter adaptacyjny, pozwala nam dobrze społecznie funkcjonować. Ale jest mniej kontrowersyjny, spektakularny i może dlatego chętniej i więcej mówi się o typie pozabezpiecznym. Ten defensywny typ identyfikacji nazywany jest kolektywnym narcyzmem, który wiąże z tym, że postrzegamy swoją grupę narodową jako najlepszą i szukamy ciągłego potwierdzenia tego w oczach innych. Chcemy słyszeć, że jesteśmy najlepsi, że gdyby Polacy rządzili światem, to byłby to raj dla wszystkich. Równocześnie jednak narodowi narcyzi postrzegają grupę narodową jako będącą w ciągłym zagrożeniu, nawet gdy realnie zagrożenia nie ma.
Rozumiem, że dzieje się tak, ponieważ źródło poczucia wartości znajduje się nie w nas, tylko gdzieś na zewnątrz, więc zależy od innych. A to może powodować niepokój i lęk, a pewnie także agresję, jeśli inni nie dają nam tego, czego się domagamy.
Tak, dlatego pozabezpieczna identyfikacja narodowa wiąże się z uprzedzeniami, z agresywnymi zachowaniami, z hejtem w internecie, którego celem będzie też umniejszanie znaczenia innych grup. Warto dodać, że narcyzm kolektywny można odnosić nie tylko do grup narodowych, ale do każdej grupy, z którą się możemy identyfikować, czyli na przykład możemy być narcystycznie, pozabezpiecznie zidentyfikowani z własną płcią, z grupą zawodową, z mniejszością lokalną, z partią polityczną.
Badania nad kolektywnym narcyzmem w sporej mierze opierają się na szukaniu sposobu, jak obniżać jego poziom. Co zrobić, żeby spadał i żeby przez to zmniejszać uprzedzenia i budować współpracę, na przykład międzynarodową. Ale to jest bardzo trudne, podczas gdy wzmocnienie narcyzmu kolektywnego okazuje się bardzo łatwe.
Wystarczy pokazać, że ktoś naszą grupę uznaje za głupszą, za mniej wartościową i narcyzm kolektywny od razu szybuje.
Na etapie konstrukcji tego projektu pomyśleliśmy, że warto byłoby się skupić na tym, co dobre, na bezpiecznej identyfikacji z narodem, która kształtuje się na fundamencie stabilnego indywidualnego poczucia bezpieczeństwa. Jeśli w sposób bezpieczny identyfikujemy się jako Polacy, to wiemy i czujemy, że jesteśmy Polakami, mimo że ktoś krytykuje nasz naród. Jesteśmy otwarci na krytykę, na to, żeby coś poprawiać. I równocześnie jesteśmy otwarci na inność i na to, żeby z innymi współpracować. W ramach projektu zastanawialiśmy się, jak tę bezpieczną identyfikację budować, jak ją kształtować, bo wcześniejsze badania raczej nie skupiały się na tym aspekcie.
Jest Pani autorką kwestionariusza składającego się z 15 twierdzeń, służącego do badania bezpiecznej identyfikacji z narodem. Chciałabym zacytować kilka z nich, bo myślę, że pozwalają zrozumieć, o jakiej postawie mówimy. Badani mieli określić, na ile zgadzają się z takimi na przykład zdaniami:
Mam wrażenie, że z bezpieczną identyfikacją z grupą narodową, jest trochę tak jak z identyfikacją z rodziną. Jestem częścią jakiejś rodziny i to ważna część mojej tożsamości.
Jeśli jestem bezpiecznie zidentyfikowana z grupą, to uznaję ten kawałek mojej tożsamości bez względu na okoliczności, mimo że czasami jest lepiej, a czasami gorzej, i wkładam wysiłek w to, żeby było lepiej. Chcę coś poprawić, chcę działać na rzecz mojego narodu. Takie podejście sprzyja większej empatii i gotowości do wsparcia emocjonalnego innych w mojej grupie. To przywiązanie na dobre i na złe. Nie ma takiej sytuacji, że odwróciłabym się od tej części siebie, nawet jeżeli ktoś mówi źle o Polsce. Przy czym nie idealizuję grupy, do której należę, widzę ją realistycznie. Co ciekawe, nasze badania pokazują, że ten typ identyfikacji narodowej idzie w parze z bezpiecznym przywiązaniem do innych.
Sądziłam, że można być albo bezpiecznie, albo pozabezpiecznie zidentyfikowanym ze swoją grupą. Ale czytając Państwa raport, ze zdziwieniem zauważyłam, że można mieć równocześnie wysokie wyniki na skali bezpiecznej identyfikacji i dość wysokie na skali narcyzmu narodowego.
W psychologii politycznej, społecznej traktuje się bezpieczną i pozabezpieczną identyfikację jako dwa czynniki, które bada się oddzielnie. One łączą się z różnymi zmiennymi psychologicznymi, na przykład z samooceną czy poziomem uprzedzeń. Jednak kiedy ktoś jest zidentyfikowany bezpiecznie z narodem, jest mniej uprzedzony, a w kolektywnym narcyzmie ten wynik jest odwrotny.
Przystępując do badań, spodziewaliśmy się, że będą grupy, które będą miały niską bezpieczną identyfikację i wysoki poziom kolektywnego narcyzmu, ale nie udało nam się takiej znaleźć. To by wskazywało być może, że aby mieć identyfikację pozabezpieczną, to musimy być jakoś zidentyfikowani z narodem, że to nie może być grupa zupełnie nam obojętna i dopiero na bazie tego zafiksowania kiełkuje kolektywny narcyzm. Ale to tylko domniemanie.
Są też tacy, którzy podążają w kierunku otwartej niechęci do własnego narodu, nie identyfikując się z Polską wcale. Wybór ten okazuje się równie destrukcyjny dla narodu, jak i dla samej jednostki jak kierunek narcystyczny.
Wspominała już Pani o tym, że 60 proc. z nas ma problem z polskością, czyli mówiąc językiem badań, które przeprowadziliście, ma pozabezpieczną identyfikację z narodem. W tej grupie wyodrębniliście trzy segmenty.
W ogóle wyłoniliśmy pięć segmentów, z czego dwa, spełnieni demokraci i otwarci tradycjonaliści, są zidentyfikowane z narodem w sposób bezpieczny. Natomiast zaangażowani konserwatyści, zawstydzeni Polską i wycofani pesymiści to grupy zidentyfikowane z Polską w sposób pozabezpieczny.
Wycofani pesymiści to duża grupa – stanowią aż 28 proc. społeczeństwa. Osiągają średnie wyniki zarówno w zakresie identyfikacji bezpiecznej, jak i pozabezpiecznej. To są też najmłodsze osoby wśród nas, ale ich pejzaż psychologiczny wydaje się ponury: często doświadczają negatywnych emocji, mają niskie poczucie własnej wartości, choć jednocześnie ogromne poczucie własnej ważności i wyjątkowości.
Dla każdej grupy szukaliśmy reprezentacji w popkulturowych postaciach – dla wycofanych pesymistów wybraliśmy Tarzana: osamotnionego i skazanego na twardą walkę o byt. Wycofani pesymiści wydają się postrzegać rzeczywistość, która ich otacza, jako dżunglę. Sądzą, że nasz kraj, cały świat, który ich otacza, rządzi się właśnie prawami dżungli.
To jest segment mało aktywny politycznie, mało zaangażowany. Wycofani pesymiści mają niewykształcone poglądy polityczne i nie potrafią się do końca zdefiniować. Wydają się zagubieni. W badaniach mówili, że nie wiedzą, czy pójdą na wybory ani na kogo mogliby zagłosować. Może to wynikać z tego, że mają niskie poczucie wpływu na rzeczywistość.
Nie są też patriotami, nawet na poziomie lokalnym, choć jeśli w ogóle podejmują aktywność, to właśnie na tym swoim małym obszarze. Polskość dla tych osób jest mało istotnym elementem tożsamości. Dodatkowo innych Polaków nie postrzegają jako ciepłych czy kompetentnych. I jeszcze mają wysoki poziom metadehumanizacji.
Co to znaczy?
Myślą, że są odczłowieczani przez innych, wyobrażają sobie, że wszyscy inni źle o nich myślą. Doświadczają najsilniejszego ze wszystkich badanych poczucia samotności i zagrożenia.
Zastanawiam się, jak to się stało, że tylu młodych ludzi czuje się tak wyizolowanych i samotnych.
Jeden z wycofanych pesymistów podczas wywiadów, które prowadziliśmy w ramach badań jakościowych w projekcie, mówił, że nie zajmuje się polityką, bo ona go przeraża, bo oznacza na przykład walki w rodzinie. Te badania jakościowe prowadziliśmy rok przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, w okresie napiętej sytuacji politycznej, i myślę, że postawa wycofanych pesymistów to wynik obserwacji, których dokonują. Bycie Polakiem widzieli w kategorii skakania sobie do gardeł, a angażowanie się wcale nie jest fajne. Rodzi się też pytanie o rolę szkoły, o to, jak wygląda kształcenie patriotyczne, w jakim stopniu opiera się na śpiewaniu „Roty”, na przekonaniu, że warto umierać za naród i że tylko na tym polega patriotyzm.
W ramach projektu opowiadaliśmy m.in. w szkołach, jak można angażować się patriotycznie, kim jest patriota i próbowaliśmy przemycać wszędzie, że żeby być patriotą, żeby postrzegać siebie jako patriotę, nie trzeba wcale umierać za Polskę. Nie trzeba brać udziału w walkach. Równie ważne jest to, że dbamy o lokalne środowisko, o język, pielęgnujemy historię. Że takie małe rzeczy sprawiają, że możemy czuć jedność z innymi Polakami.
Wydaje mi się, że wycofanym pesymistom brakuje właśnie doświadczenia jedności, poczucia, że mogą z kimś tę jedność stworzyć. Z perspektywy i polityków, i psychologów to jest grupa, na której warto się skupić, żeby próbować tych ludzi obudzić i pobudzić.
Wśród tych grup, które mają problematyczną więź z polskością, są jeszcze zaangażowani konserwatyści, osoby osiągające wysokie wyniki zarówno na skali identyfikacji bezpiecznej, jak i pozabezpiecznej, z wysokim poziomem narodowego narcyzmu. Piszecie, że ich identyfikacja jest silna, ale mało stabilna, zależy od tego, jak Polska jest postrzegana przez innych, a poza tym nie dotyczy wszystkich Polaków, jest wybiórcza. Mam poczucie, że tej grupie często się krytycznie przyglądamy, zwłaszcza po liberalnej stronie debaty. Mniej wiemy o zawstydzonych Polską. Co to za ludzie?
To grupa porównywalna pod względem wielkości z zaangażowanymi konserwatystami – według naszych badań stanowią 14 proc. społeczeństwa. Są to osoby, które osiągają niskie wyniki zarówno na skali bezpiecznej identyfikacji z narodem, jak i pozabezpiecznej, więc można powiedzieć, że to jest grupa, dla której polskość jest mało istotnym elementem tożsamości, a nawet uznawana jest za coś wstydliwego.
Na tyle wstydliwego, że celowo chcą się od polskości odciąć. Oni się z Polską w zasadzie nie identyfikują, traktują ją z niechęcią. Zazwyczaj są to osoby, które mają poglądy lewicowe albo liberalne. Bardziej niż Polakami czują się Europejczykami.
Ale czy bycie Polką i Europejką się wyklucza?
Nie wyklucza się, robią to osoby należące do segmentu spełnionych demokratów: czują się Polkami i Polakami, ale równie ważne jest dla nich to, że są Europejkami i Europejczykami. Wykazują wysokie poparcie dla Unii Europejskiej, ale przy jednoczesnym poszanowaniu wartości polskich i tego, że Polska jest dla nich ważna. Dla nas ta grupa to taki wzór do naśladowania.
Zawstydzeni Polską uważają zaś, że lepiej być Europejczykiem niż Polką czy Polakiem.
To jest też grupa, która wykazuje najwyższy poziom ojkofobii, czyli otwartej niechęci do własnego narodu. Oni wstydzą się tego, że są Polakami, sądzą na przykład, że Polacy robią najwięcej złego w Unii Europejskiej. Co ciekawe, nasze badania pokazują jednak, że są to osoby, które wcale nie znają zbyt dobrze Europy! Ich identyfikacja z Europą może mieć zatem charakter dość powierzchowny.
Spełnieni demokraci to wzór do naśladowania. Dlaczego?
W projekcie „Polskość w XXI wieku” uznaliśmy, że warto działać na rzecz grupy własnej, na rzecz wspólnoty, ale równocześnie warto być otwartym na inne grupy. Bo funkcjonowanie w świecie polega na tym, że musimy ze sobą współpracować. Powiedziałam o wzorze, ponieważ szukaliśmy portretów, wizerunków osób, które będą dla takiej postawy wspierające. Szukaliśmy osób, które będą budować silną, ale też otwartą Polskę. I znaleźliśmy takie cechy u spełnionych demokratów, ale też u otwartych tradycjonalistów, choć te grupy różnią się między sobą.
Spełnieni demokraci to osoby, które osiągają wysokie wyniki na skali bezpiecznej i niskie na skali narodowego narcyzmu. Współpracują ze swoimi rodakami, ale też są otwarte na osoby o różnym pochodzeniu, o różnych poglądach. Mają wysokie kompetencje społeczne, potrafią nawiązywać współpracę, a poza tym mają stabilny portret psychologiczny: niezaburzoną, zdrową samoocenę, są zadowolone ze swojego życia, nie czują się samotne, są aktywne. Wyrażały największą chęć brania udziału w wyborach i charakteryzują je silne postawy patriotyczne. To są takie osoby, które działają na rzecz grupy własnej, ale są też w stanie działać na rzecz innych grup. Są inkluzywne, pozytywnie nastawione.
Wydaje mi się, że to są osoby, którym się dobrze żyje i z którymi innym żyje się dobrze.
Tak, i co ciekawe, to są głównie osoby o poglądach liberalnych, więc mamy tu odwrotność postawy, którą reprezentują zawstydzeni Polską.
A otwarci tradycjonaliści?
To osoby osiągające wysokie wyniki na skali bezpiecznej identyfikacji i średnie na skali kolektywnego narcyzmu. Kolektywny narcyzm ma to do siebie, że lubi iść w parze z konserwatyzmem, z bardziej prawicowymi poglądami i w tej grupie będziemy mieć raczej osoby o poglądach centrowych albo prawicowych. Polskość jest w centrum ich tożsamości narodowej. Rozumiana jest jako kultywowanie tradycji, pamiętanie o historii, pielęgnowanie języka i obyczajów. Otwarci tradycjonaliści mają też dużą wiedzę historyczną.
Są to osoby, które najlepiej spośród wszystkich postrzegają swoją grupę narodową, ale ponieważ identyfikują się z nią w sposób bezpieczny, więc są gotowe na krytykę grupy własnej i otwarte na inne perspektywy niż ich własna.
Bezpieczne przywiązanie do grupy wiąże się z takimi indywidualnymi cechami jak stabilna, wysoka samoocena i zadowolenie z życia. Czy wiemy, co jest przyczyną, a co jest skutkiem?
Niestety, brakuje badań rozwojowych nad tym, jak to się kształtuje. Identyfikacja z grupą buduje się w ciągu życia na bazie różnych doświadczeń. Nasze wcześniejsze badania pokazują, że kolektywny narcyzm wiąże się z lękowym stylem przywiązania. Można sobie wyobrazić, że jest takim balonem napompowanym do granic możliwości, wrażliwym na każde ukłucie. Najmniejsze zadrapanie może spowodować, że ten balon pęknie. Więc chronimy go, żeby nic mu się nie stało. Zapominamy o wszystkim innym i nikomu nie pozwalamy się zbliżyć.
Ważne jest i to, że osoby o takiej postawie nie tylko nie są skłonne do współpracy z innymi, ale też są gotowe, żeby działać na niekorzyść własnej grupy, szkodzić jej, żeby zyskać coś dla siebie, indywidualnie. Grupa jest potrzebna, żeby podtrzymać kruche ego, ale jest postrzegana instrumentalnie. Jeśli przestaje spełniać swój cel, narcyz wycofuje swoje poparcie.
Czyli kolektywny narcyzm to nie zbroja, tylko coś o wiele bardziej delikatnego? Daje raczej złudzenie wsparcia niż realne wsparcie?
Właśnie tak. Można się schronić za kolektywnym narcyzmem, ale to jak schronienie za balonem i tylko po to jest. Ale w takiej sytuacji nie dopuszcza się innych do siebie, jest się uprzedzonym, z każdej strony węszy się jakiś spisek. Wiara w teorie spiskowe silnie wiąże się z kolektywnym narcyzmem.
Michał Bilewicz w książce „Traumaland” łączy myślenie spiskowe z traumą historyczną, z dziedzictwem cierpienia.
W naszych badaniach tylko 1 proc. osób uznaje, że jako naród wycierpieliśmy mniej niż inne narody, a 99 proc. sądzi, że albo wycierpieliśmy tyle samo, albo więcej. Zastanawialiśmy się, z czego to wynika. Uznaliśmy, że to, iż Polska przez swoje położenie geopolityczne doznała wielu cierpień, może się przekładać na to, jakim jesteśmy społeczeństwem, jakie postawy prezentujemy, jaka jest nasza podatność na wiarę w teorie spiskowe różnego rodzaju. Te teorie charakteryzują się tym, że wierzymy, że za danymi działaniami stoi jakaś silna grupa, która chce nam coś złego zrobić. Ktoś, do kogo nie mamy dostępu.
Prof. Bilewicz mówi, że w warunkach wojennych myślenie spiskowe może być adaptacyjne, pomaga przetrwać.
W zespole prowadzimy dyskusje na ten temat. Nasze badania odnoszą się do wydarzeń współczesnych, analizujemy na przykład przekonania na temat pandemii koronawirusa, szczepionek i doniesień naukowych. Nie mamy natomiast badań dotyczących tego, jak Polacy zachowywaliby się w warunkach wojennych i jaką rolę odgrywałoby wówczas myślenie spiskowe. Debatujemy od czasu do czasu nad tym, ponieważ realizujemy w laboratorium projekt dotyczący tego, w jaki sposób regulujemy emocje w kontekście wiary w teorie spiskowe. Okazuje się, że kiedy nie radzimy sobie ze swoimi emocjami, to uciekamy na przykład w tłumaczenia spiskowe. A to nie jest adaptacyjne.
W czasie wojny przeciwnik jest znany, a myślenie spiskowe łączy się z poszukiwaniem wrogów, których nie znamy i którzy działają w sekrecie. Pytanie zatem, jak prof. Bilewicz definiuje spiskowe działania i co w warunkach wojennych mogłoby być w nich adaptacyjnego. Według naszej wiedzy nie ma badań, które pozwoliłyby na udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
Nie tylko badaliście Polaków, ale też na nas eksperymentowaliście. Chcieliście sprawdzić, czy potraficie zwiększyć bezpieczną identyfikację.
Taki był cel naszego projektu: znaleźć sposób na to, żeby podnieść i wzmocnić bezpieczną identyfikację, zamiast podejmować próby obniżenia kolektywnego narcyzmu, co próbowano robić do tej pory. Przeprowadziliśmy szereg eksperymentów, aż w końcu udało nam się wypracować taką manipulację eksperymentalną, dzięki której osiągnęliśmy nasz cel: osobom badanym prezentowaliśmy wypowiedzi osób, które mogą być postrzegane w różnych środowiskach jako autorytety, na temat Polski.
Ale różne środowiska mają dziś różne autorytety. Czy wobec tego staraliście się dopasować autorytet do środowiska?
Prezentowaliśmy badanym wypowiedzi m.in. prof. Władysława Bartoszewskiego, Martyny Wojciechowskiej i Lecha Kaczyńskiego, więc były to osoby wywodzące się z różnych środowisk i prezentujące różne podejście do polskości. Badani czytali wszystkie te wypowiedzi, ale żeby wzmocnić przekaz, prosiliśmy ich, aby wybrali jedną. Liczyliśmy na to, że wybiorą taką, która będzie najbliżej związana z ich poglądami i podejściem do polskości, i potem ją opisali. Okazało się, że prezentacja tych pozytywnych wzorców, autorytetów, które wypowiadają się o Polsce, sprawia, że bezpieczna identyfikacja rośnie, staje się silniejsza. Ten wniosek był dla nas bardzo ważny, stał się podstawą do stworzenia nowatorskiej interwencji psychologicznej. Nie wiem, czy ktokolwiek robił coś podobnego. Wydaje mi się, że nie.
Zostaliście producentami filmowymi.
Tak, zrealizowaliśmy film „Polskość” . Najpierw musieliśmy wybrać ekipę filmową, potem dobrze dobrać bohaterów, bo zależało nam, żeby bohaterowie prezentowali różne środowiska i poglądy, by były to różne osoby, w różnym wieku. I by wszystkie były w sposób bezpieczny zidentyfikowane z narodem. Dobieraliśmy je na podstawie rozmów, a nie kwestionariuszy. Ostatecznie wybraliśmy ośmioro bohaterów, którzy opowiadają o sobie, swojej polskości i patriotyzmie. W żaden sposób nie manipulowaliśmy ich wypowiedziami. Uważamy, że widzowie tego filmu mogą się poczuć Polakami bardziej albo bezpieczniej. Poczuć, że czasami wystarczą małe rzeczy.
Czy to jest materiał do edukacji patriotycznej?
Chcielibyśmy, żeby ten film trafił do szkół. Dzięki temu w przystępnej formie można by kształcić bezpieczną identyfikację narodową.
A wy w Laboratorium Poznania Politycznego myślicie o sobie, że jesteście bezpiecznie zidentyfikowani z polskością? Czujecie się patriotami?
Myślę, że tak. Staramy się robić sporo rzeczy, które mają kształtować bezpieczną identyfikację z Polską. I takich, dzięki którym będzie nam się w Polsce dobrze żyło. Chcielibyśmy, że nauka wychodziła poza laboratoria, żeby była dostępna też dla zwykłych ludzi, nie tylko dla innych naukowców. Ten film jest drugą interwencją, którą przygotowaliśmy. Wcześniej realizowaliśmy projekt o aktywizacji obywatelskiej i stworzyliśmy grę planszową, dzięki której można było zobaczyć, w jaki sposób działać społecznie. Ludzie myślą czasami, że być aktywnym obywatelsko i politycznie, to trzeba pójść na wybory, i tyle. Dawaliśmy wskazówki, co jeszcze można zrobić.
Czy macie możliwość śledzenia tego, jak te interwencje działają?
Jeżeli chodzi o grę planszową, to mieliśmy zaplanowane badania fokusowe, żeby sprawdzić, czy u osób, które w nią zagrały, wzrosło poczucie wpływu na życie społeczne i polityczne. I to badanie pokazało, że gra działa, że aktywizuje ludzi. Natomiast jeżeli chodzi o film, to możemy jedynie obserwować to, co dzieje się w naszych mediach społecznościowych i na YouTube.
Spotykamy się z dwojakim odbiorem. Jedni piszą, że super, że mogli zobaczyć wizję Polski w innych ludziach. Inni pytają: O co chodzi? Dlaczego? Po co w ogóle taki film? Obstawiam, że to są właśnie najczęściej wycofani pesymiści albo zawstydzeni Polską. I do tych grup będzie nam najtrudniej dotrzeć. Ale kropla drąży skałę. Jeżeli będziemy opowiadać sobie o Polsce w taki na przykład sposób, jak bohaterowie naszego filmu, to mamy nadzieję, że to się zmieni.
*Dr Marta Rogoza – badaczka w Laboratorium Poznania Politycznego i adiunktka w Pracowni Psychologii Osobowości Instytutu Psychologii PAN. Jej zainteresowania badawcze dotyczą głównie struktury cechowej osobowości, „ciemnych” aspektów osobowości oraz pomiaru w psychologii.
Komentarze