Atak Morawieckiego i Czarnka na prof. Engelking budzi oburzenie jako forma cenzury. Ale to coś więcej - przejaw typowego dla nacjonalistów zaklinania rzeczywistości, że polski naród jest bez skazy. Taką właśnie "wielką jasną Polską" PiS wywija jak pałką
Jak informuje strona rządowa, Dzień Flagi 2 maja jest świętem, "które ma wyrażać szacunek do flagi i propagować wiedzę o polskiej tożsamości oraz symbolach narodowych". Broszura MSWiA zatytułowana "Biało-czerwona" instruuje, że "flaga nigdy nie może dotknąć podłogi, ziemi, bruku lub wody".
Rozumiane metaforycznie ostatnie zdanie dobrze oddaje istotę "patriotyzmu à la PiS", którym politycy i polityczki tej partii systematycznie zatruwają umysły swoich rodaczek i rodaków. Pokażemy, w czym rzecz na przykładzie głośnej napaści na naukowczynię Barbarę Engelking w wykonaniu duetu premiera Morawieckiego i ministra Czarnka. W obronie "dobrego imienia Polaków" dokonują oni cząstkowego denializmu Holocaustu, czyli zaprzeczają ustaleniom historyków, że brali w nim udział także Polacy i Polki. Przypomnimy podobne wyskoki Morawieckiego, cofniemy się aż do PRL. Pokażemy też kilkanaście cytatów z programu wyborczego PiS*, które stanowią grunt dla patriotycznego samouwielbienia.
Ale najpierw sprawdźmy, co program Prawa i Sprawiedliwości mówi o wolności nauki.
W ostatnim rozdziale ("Wyzwania") swego programu PiS obiecuje: "dążenie do zapewnienia pełnej wolności naukowej oraz pluralizmu badawczego i poznawczego w instytucjach polskiej nauki. Polskie uczelnie muszą być prawdziwie otwarte i wolne dla wszystkich uzasadnionych merytorycznie opcji naukowych i gwarantować pluralizm życia akademickiego".
Gdyby ktoś miał wątpliwości, program precyzuje, że
"nauka nie może być ograniczana ani poprzez wpływy administracyjne, ani korporacyjno-środowiskowe, ani – co zdarza się ostatnio coraz częściej – ideologiczne".
I dalej : "Jedynymi kryteriami kształtującymi naukę mogą być kryteria merytoryczne oraz etyczne, w uzasadnionych przypadkach także kryterium racji stanu".
Brzmi doskonale, ale w świetle faktów wygląda na bajkę dla grzecznych wyborców PiS. Prawdziwe zamiary zdradza co najwyżej dopisek o "kryterium racji stanu". To wytrych, który może otworzyć dowolną akcję przeciwko wolności nauki, bo to wszak władza definiuje, co jest racją stanu.
Podobnie "wpływy ideologiczne" PiS rozumie jako "dyktaturę poprawności politycznej" - ograniczanie przez środowiska akademickie szerzenia bzdur i uprzedzeń przez pseudonaukowców. Dobrym przykładem była wizyta w Polsce dr. Paula Camerona, który na zaproszenie Sejmu przedstawiał w 2017 roku dowody, że homoseksualizm to dewiacja. PiS własnych argumentów nigdy nie uznaje za ideologię.
Prof. Barbara Engelking w "Kropce nad i" (TVN24) stwierdziła 19 kwietnia 2023, że ukrywającym się Żydom "największe niebezpieczeństwo groziło ze strony Polaków, sąsiadów (...) Byli oczywiście Sprawiedliwi, którym się należy cześć i szacunek, ale było ich bardzo niewielu”.
Badaczka otwarcie zakwestionowała narrację władz: „To wcale tak nie było, że wokół [Żydów] uwijali się Polacy, którzy chcieli im pomagać. To tylko w fałszywej propagandzie może tak wyglądać”.
Wypowiadając się „jako premier, historyk, a przede wszystkim Polak" Morawiecki uznał to za „skandaliczne słowa, które nie mają nic wspólnego z rzetelną wiedzą historyczną i za (...) antypolską narrację". Uderzające jest potrójne opisanie "podmiotu lirycznego", a zwłaszcza podkreślenie, że ocenę wygłasza "historyk" (prof. Engelking mówiła OKO.press, że nie zna ani jednej pracy tego historyka), a także "premier" (co ma premier do badań naukowych?). Dalej Morawiecki powtórzył obowiązującą w PiS lukrowaną wersję historii: "Polska i Polacy byli przeszkodą i barierą dla Holocaustu, a nie współwinnymi".
Rację ma Engelking. Zgodnie z partyjną narracją, Polacy "uwijali się wokół Żydów", żeby ich ratować. Prezydent Duda: „Tysiące Polaków spośród (…) miliona, którzy udzielali pomocy ukrywającym się Żydom, zostało zamordowanych". Naprawdę ofiar było około tysiąca, a pomagało nie milion, lecz kilkadziesiąt tysięcy.
W marcu 2019 roku w ustanowionym przez PiS rok wcześniej Narodowym Dniu Pamięci Polaków Ratujących Żydów Pod Okupacją Niemiecką premier Morawiecki także mówił o "milionach Polaków, którzy walczyli, cierpieli i ratowali w czasie okrutnej niemieckiej nocy swoich żydowskich sąsiadów".
Powiedział też wprost, wpadając w uniesienie, czemu ma służyć taka narracja o Holocauście:
"Na pamięci wielkiej historii Polski, na tym fundamencie, budujemy wielkie jasne domy, budujemy wielką jasną Polskę”.
Trudno bardziej wprost wyrazić zależność między heroizacją przeszłości a patriotyzmem wg PiS i jego służebną rolą dla rządzącej partii.
Jako denialista polskiego udziału w Holocauście Morawiecki skompromitował się w lutym 2018 roku na konferencji prasowej w Monachium, gdzie bronił niesławnej ustawy o IPN. W art. 55a. wprowadzała ona karę więzienia do lat 3 za "publiczne i wbrew faktom przypisanie Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie" (po porozumieniu polsko-izraelskim zapis został w czerwcu 2018 uchylony w nowelizacji ustawy).
Izraelski dziennikarz, na którego rodzinę w czasie wojny w Polsce donosili polscy sąsiedzi, zapytał w Monachium premiera, czy zostałby skazany, gdyby o tym opowiedział. Morawiecki zaplątał się w zaprzeczaniu, że w ustawie nie chodzi o konkretnych sprawców (perpetrators). I nieoczekiwanie wypalił: „Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy sprawcy, czy ukraińscy – nie tylko niemieccy”.
Morawiecki wcześniej rysował symetrię losów polskich i żydowskich, zrównując ich cierpienia. Teraz wyrównał rachunki zła, stwierdzając, że sprawcy Holocaustu byli po wszystkich stronach.
Premier rządu miał być pragmatyczną twarzą PiS, ale okazał się zideologizowanym, momentami fanatycznym polskim nacjonalistą, szczególnie uczulonym na wszelkie sygnały o polskich winach wobec Żydów.
Pierwszym tego wyrazem była wspólna z (nieżyjącym już) Kornelem Morawieckim rodzinna inicjatywa z września 2017 roku: żądanie, by "Instytut Yad Vashem docenił odwagę Polaków.
Cały naród polski powinien mieć jedno wielkie drzewo Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata".
Pisaliśmy wtedy, że wicepremier Morawiecki do spółki z wicemarszałkiem Morawieckim "wykazali się megalomanią narodową, a teza, że cały naród zasłużył na uhonorowanie, obraża zarówno pamięć polskich Sprawiedliwych, jak i żydowskich ofiar Polaków".
Przy okazji Mateusz Morawiecki ujawnił, że „członkowie jego rodziny” byli w stanie przeżyć niemiecką okupację dzięki pomocy polskich rodzin, lecz „żadna z tych osób, które narażały swoje życie, nie została zaliczona w poczet Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”. Ukazuje to żydowskie korzenie premiera, a także może stanowić psychologiczne tło jego podejścia do tematu.
Obrona dobrego imienia tej "wielkiej jasnej Polski", jaką buduje PiS na bazie zafałszowanej wersji historii, służy bieżącej polityce. Prosząc o wotum zaufania w Sejmie 4 czerwca 2020, premier Morawiecki rzucił cień na polskość opozycji: „Mówicie o nauce obcych języków, nauczcie się jednego, najważniejszego języka: języka polskich interesów. Jak jeździcie za granicę, dbajcie o polskie interesy, a nie walczcie z rządem”.
Polskość ukazuje się tu jako lojalność wobec obecnych władz.
Już w debacie nad wotum nieufności dla Beaty Szydło i Elżbiety Rafalskiej 6 czerwca 2018 Mateusz Morawiecki wygarnął opozycji, że nie jest polska. Wytykając rządom PO-PSL neoliberalne zaniechania, rzucił:
„[wyście] nie kochali Polski. Czasami wydaje mi się, że wy tę Europę bardziej kochacie niż Polskę nawet”.
Polskość ma jednak nie tylko narodowe i pisowskie barwy.
Według exposé Morawieckiego z 19 listopada 2019 polskość to "normalność", przy czym "normalne" jest to, co tradycyjne, zgodne z etyką katolicką. Nienormalne jest to, co na Zachodzie. Zachód może był kiedyś „normalny”, ale przestał. Wpadł w sidła ideologii Gender itp.
"Nie ma naszej zgody na eksperymenty społeczne i rewolucje ideologiczne. Stawką jest przyszłość naszych dzieci i przyszłość ta powinna spoczywać w rękach rodziców, bo to jest normalność” – ostrzegał Morawiecki. I grzmiał: „Dzieci są nietykalne. Kto podniesie na nie rękę, tę ideologiczną rękę, ten podnosi rękę na całą wspólnotę. Kto chce dzieci zatruć ideologią, odgrodzić od rodziców, kto chce rozbić więzi rodzinne, kto chce bez zaproszenia wejść do szkół i pisać ideologiczne podręczniki, ten podkłada pod Polskę ładunek wybuchowy, ten chce wywołać w Polsce wojnę kulturową”.
Ale uspokajał: „Nie będzie tej wojny, a jeśli znajdą się tacy, którzy ją wywołają, to my ją wygramy, wygra ją rodzina, bo rodzina to wartość arcypolska”.
Tej samej polskości-normalności w marcu 2019 bronił Kaczyński, wznosząc w kampanii wyborczej 2019 roku hasło homofobiczne: „Wara od naszych dzieci”.
W programie PiS znajdziemy napisaną zupełnie wprost podstawę do wykluczania "innych": "Rozumiemy i akceptujemy mniejszości, które mają prawo do poszanowania swojej różnorodności. Uważamy jednak, że korzystanie z tych praw nie może naruszać konstytucji i być skierowane przeciwko większości, której usiłuje się narzucić konstruktywizm społeczny. Wolność każdego z nas nie może uderzać w wolność drugiego człowieka i nie powinna być wykorzystywana przeciwko społeczeństwu i ładowi moralnemu" (podkr. - OKO.press).
Wykluczanie „wszystkich innych” z polskości, występuje w narracji PiS w dwóch wersjach: ogólnej i specyficznej. W ogólnej osoby, które nie podzielają konserwatywnych (w wersji wschodnioeuropejskiej) i ultrakatolickich wartości i/lub sprzeciwiają się PiS, po prostu nie są Polakami. W wersji szczególnej – stają się Niemcami.
Ten wydawałoby się ekscentryczny pomysł, by identyfikować polskość z własną formacją ideologiczną i polityczną, jest podejściem typowym dla rządów prawicowych populistów. Zgodnie z analizą politologa Jana Wernera Müllera, rysują oni zasadniczy podział na MY i ONI (zobacz wykład Müllera dla Archiwum Osiatyńskiego z 2018 roku po angielsku lub po polsku).
Głoszą, że MY, i tylko MY, reprezentujemy interesy narodu, a więc mamy monopol na ojczyznę.
U wszystkich pięciu populistycznych liderów - Recepa Tayyipa Erdoğana, Donalda Trumpa, Viktora Orbána, Władimira Putina i Jarosława Kaczyńskiego - tureckość, amerykańskość, węgierskość, rosyjskość czy polskość zostały zmonopolizowane przez nich samych i poddane mniej lub bardziej radykalnej kontroli przez służby państwa. Wszyscy odwołują się do ideologii i religii, plotąc androny w atmosferze śmiertelnej narodowej powagi. I wykorzystują upiększoną do granic absurdu historię narodu w służbie polityki.
24 kwietnia w TVP info min. Przemysław Czarnek zapowiedział zemstę na placówce naukowej, w której pracuje prof. Engelking, dyrektorka Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN: "Na pewno będę rewidował swoje decyzje finansowe, bo ja nie będę finansował na większą skalę instytutu, który utrzymuje tego rodzaju ludzi, którzy po prostu obrażają Polaków”.
„To jest skandal i bezczelność nieprawdopodobna tej pani, zresztą nie pierwszy raz. Ta pani nie rozumie tego, co się działo w czasie II wojny światowej w Polsce. Ta pani bezczelnie obraża Polaków” - zaperzał się Czarnek.
26 kwietnia odnosząc się - zapewne bezwiednie - do zapisu z programu PiS Cząrnek sprecyzował w TV Republika:
"Nie mylmy wolności badań naukowych z bezczelnością antypolską i pedagogiką wstydu".
Wyjaśnił: "Bo to jest to środowisko »Gazety Wyborczej«, którą pani Engelking kiedyś pomyliła z gazetą żydowską, które kazało nam się wstydzić za to, że byliśmy największymi ofiarami II wojny światowej i największym sojusznikiem Żydów. Polacy masowo pomagali Żydom.
I to jest oczywisty fakt, wystarczy porozmawiać z ludźmi, którzy jeszcze tamte czasy pamiętają".
Ten ostatni argument w ustach profesora wyższej uczelni wywołuje mimo wszystko zdziwienie.
Jak zwraca uwagę w OKO.press prof. Paweł Machcewicz, "obsesja Sprawiedliwych, która stała się głównym elementem polityki historycznej PiS" ma swoje długie korzenie, sięgające do akcji ministra spraw wewnętrznych Moczara i jego "partyzantów", czyli twardogłowej frakcji w polskiej partii komunistycznej:
"Już w latach 60. na Zachodzie pojawiają się publikacje pokazujące udział Polaków w prześladowaniu czy wręcz mordowaniu Żydów. Partyzanci tworzą narrację obronną: że to spisek niemiecko-żydowski, a naprawdę Polacy masowo ratowali Żydów. Pojawia się zalew artykułów o ratowaniu Żydów przez Polaków, o Sprawiedliwych, mnoży się liczbę Polaków ratujących Żydów i Polaków, którzy zostali przez Niemców za to zamordowani. Paradoksem jest to, że to Służba Bezpieczeństwa odgrywa wiodącą rolę w tej obronie wizerunku polskości i narodu polskiego".
W programie PiS są dziesiątki fragmentów, które mniej lub bardziej wprost wskazują na rozumienie patriotyzmu jako lansowania narodowej dumy i pełnego samozachwytu wobec całej polskiej historii. Oraz zdecydowanego eliminowania wszelkich elementów krytyki pod adresem tak wspaniałego narodu.
W kwestii win za Holocaust kluczowy jest cytat: "Rząd PiS postanowił zdecydowanie reagować na wszelkie kłamstwa i negatywne stereotypy o naszym państwie i narodzie. Wielokrotnie w przeszłości państwo polskie – ofiara niemieckiego nazizmu i sowieckiego komunizmu, było przedstawiane jako współsprawca zbrodni dokonanych w II wojnie światowej. Nie tylko zerwaliśmy z polityką milczenia i wstydu, ale zaczęliśmy prowadzić zdecydowaną politykę kształtowania pozytywnego wizerunku Polski".
Strona po stronie, program PiS podbija narodowego bębenka. Okazuje się, że "Polacy, jako jednostki i jako naród, mają szczególne upodobanie w wolności", przy czym ta "wolność" okazuje się przywiązaniem do kanonu tradycyjno-katolickiego "rodziny, małżeństwa, wspólnoty", którego nie damy sobie odebrać mimo ataków "szkodliwych ideologii".
Program eksponuje powiązanie polskości z katolicyzmem, co staje się dodatkowym powodem do narodowej dumy. PiS sięga po cytat z Jana Pawła II: „proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię »Polska«, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością”. I dalej:
"Nauka Kościoła katolickiego, polska tradycja i polski patriotyzm silnie się ze sobą połączyły, budując tożsamość polityczną narodu.
Wolność jest w centrum chrześcijańskiej nauki o człowieku, istotą naszej narodowej historii, wolność współtworzy sens bycia Polakiem, dlatego też polska przynależność narodowa, traktowana jako dziedzictwo wolności, równości i szacunku dla ludzkiego życia ma znaczenie uniwersalne. Traktujemy je jako wkład naszego narodu w powszechne dzieje wolności".
Ten trochę bełkotliwy wywód znajduje wiele razy cytowaną w OKO.press konkluzję: "W Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm".
W poważnym wszak dokumencie padają też oskarżenia pod adresem rządów PO-PSL jako "niepolskich". Chodzi "o czynną realizację w Polsce niemieckiej polityki historycznej, choćby przez budowę Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i jej stałą ekspozycję. Podobną rolę, choć w jeszcze znacznie drastyczniejszej formie, pełniły niektóre filmy, realizowane w znaczącej mierze ze środków publicznych".
Realizując niepolską politykę, dzisiejsza opozycja uprawiała i nadal uprawia "pedagogikę wstydu", ale PiS to przerwał i podjął się kształtowania postaw patriotycznych. Także w szkołach. "Odpowiedni dobór lektur i treści programowych, oprócz waloru poznawczego i intelektualnego, pozwoli utrzymać wspólny kod kulturowy, łączący kolejne pokolenia Polaków. Uczenie szacunku dla tradycji, bohaterów narodowych, obchodzenie świąt narodowych będzie ważnym elementem edukacji młodego pokolenia".
Odrzucenie pedagogiki wstydu wobec naszej przeszłości oznacza zerwanie z "z relatywizmem historycznym w odniesieniu do prawdy o II wojnie światowej". Przykłady wskazują, że chodzi o pokazywanie postaw bohaterskich, w tym ratowania Żydów i w ogóle bezgranicznej polskiej odwagi i uczciwości.
Z tak "wspaniałej przeszłości" wynika "potrzeba promowania przez Polskę wartości w środowisku międzynarodowym". Mamy do tego szczególny tytuł.
Opublikowany w 1981 roku słynny esej Jana Józefa Lipskiego "Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy" rozbija w proch rozpowszechnioną wśród ówczesnych elit (nie tylko władzy) postawę "miłości do wszystkiego, co polskie". Lipski, opozycjonista i wierzący socjalista, demaskuje ją na gruncie chrześcijańskiej etyki jako głęboko niemoralne naruszenie nakazu miłości bliźniego.
"Bo polskie były przecież i ONR, i pogromy we Lwowie, Przytyku i Kielcach, i getto ławkowe, i pacyfikacje wsi ukraińskich, i Brześć, i Bereza, i obóz w Jabłonnie w 1920 roku - by poprzestać na 20 zaledwie latach naszej historii. Patriotyzm - to nie tylko szacunek i miłość do tradycji, lecz również nieubłagana selekcja elementów tej tradycji, obowiązek intelektualnej pracy w tym zakresie. Wina za fałszywą ocenę przeszłości, za utrwalanie fałszywych moralnie mitów narodowych, za służące megalomanii narodowej przemilczanie ciemnych plam własnej historii - jest zapewne mniejsza z moralnego punktu widzenia niż praktykowanie zła wobec bliźnich, lecz przecież jest przesłanką aktualnego zła i drogą do przyszłego" - pisze Lipski.
Esej stanowi rozliczenie z polskimi postawami wobec sąsiednich narodów (w tym Niemców, Rosjan, Ukraińców, Czechów, a także Żydów**), każdorazowo ze wskazaniem na wypaczenia, do jakich prowadzi podejście ślepego patriotyzmu.
"Nie wolno nam tak postępować!
Każde przemilczenie - staje się oliwą do ognia megalomanii narodowej, jest chorobą; każde uchylenie się od uznania własnych win - jest niszczeniem etosu narodowego" - apelował Lipski.
[tab tekst="Zobacz fragmenty eseju "Dwie Ojczyzny, dwa patriotyzmy" Jana Józefa Lipskiego"]
Sądzę, że szowinizm, megalomania narodowa, ksenofobia, czyli nienawiść do wszystkiego, co obce, egoizm narodowy - nie dadzą się pogodzić z nakazem chrześcijańskim miłości bliźniego. Patriotyzm natomiast - daje się pogodzić. Tak jak szczególna miłość w rodzinie nie musi i nie powinna być przeszkodą dla miłości bliźniego - tak i szczególna miłość dla członków tej samej wspólnoty narodowej winna być podporządkowana tej samej nadrzędnej normie moralnej. Patriotyzm jest z miłości - i do miłości ma prowadzić; wszelka inna jego forma jest deformacją etyczną.
"Miłość do wszystkiego, co polskie" - to częsta formuła narodowej, "patriotycznej" głupoty. Bo "polskie" były przecież i ONR, i pogromy we Lwowie, Przytyku i Kielcach, i getto ławkowe, i pacyfikacje wsi ukraińskich, i Brześć, i Bereza, i obóz w Jabłonnie w 1920 roku - by poprzestać na 20 zaledwie latach naszej historii. Patriotyzm - to nie tylko szacunek i miłość do tradycji, lecz również nieubłagana selekcja elementów tej tradycji, obowiązek intelektualnej pracy w tym zakresie. Wina za fałszywą ocenę przeszłości, za utrwalanie fałszywych moralnie mitów narodowych, za służące megalomanii narodowej przemilczanie ciemnych plam własnej historii - jest zapewne mniejsza z moralnego punktu widzenia niż praktykowanie zła wobec bliźnich, lecz przecież jest przesłanką aktualnego zła i drogą do przyszłego.
Nie lubimy przypominać sobie podboju ogniem i mieczem Jadźwingów - to psułoby nam obraz narodu polskiego, który rzekomo nikogo nigdy nie podbijał. Nie lubimy umieszczać w naszych kompendiach historycznych wiadomości o wymordowaniu załogi Wielkich Łuków po kapitulacji - bo to niezgodne z rycersko-humanitarnym stereotypem naszych dziejów. Zapominamy o metodach zwalczania buntów i powstań ukraińskich, o rajdzie naszego bohatera narodowego Stefana Czarnieckiego, mordującego wieś za wsią, aż do niemowlęcia; o obłędnym kołowrocie wzajemnych odwetów i kontrodwetów, stanowiących od paruset lat ponurą treść historii polsko-ukraińskiej. Szczycimy się polską tolerancją - by półgębkiem tylko wspominać, kiedy się skończyła i jak. Szczycimy się tragicznym udziałem polskich żołnierzy w kampanii hiszpańskiej Napoleona - tak jakby Somosierra, rozgromienie żołnierzy broniących niepodległości swej ojczyzny, była kartą chwały, a staramy się zrobić, co można, by zapomnieć o hańbie Saragossy lub ją zakłamać. O niektórych ciemnych kartach okresu dwudziestolecia międzywojennego już wspominałem.
Nie wolno nam tak postępować! Każde przemilczenie - staje się oliwą do ognia megalomanii narodowej, jest chorobą; każde uchylenie się od uznania własnych win - jest niszczeniem etosu narodowego.
Strzeżmy się i podejrzliwie patrzmy na każdą nową ofensywę "patriotyzmu" - jeśli jest bezkrytycznym powielaniem ulubionych sloganów megalomanii narodowej. Za frazeologią i rekwizytornią miłą przeważnie Polakowi - czają się przeważnie cyniczni socjotechnicy, którzy patrzą, czy ryba bierze na ułańskie czako, na husarskie skrzydło, na powstańczą panterkę. "Jest to coś na kształt bagniska, traf tam, a coraz głębiej wciska" - pisze Miłosz w "Traktacie moralnym".
(...)
Na Zachodzie, głównie w środowiskach żydowskich, porażonych tragedią zagłady milionów, pojawiły się nieodpowiedzialne i prawie nic nie mające wspólnego z rzeczywistością oskarżenie narodu polskiego o współ-uczestnictwo w eksterminacji. Pojawiły się nawet obelżywe określenia, jak "naród szmalcowników". Antypolonizm powinien być uważany za postawę nie mniej hańbiącą niż antysemityzm. Zdanie "wszyscy Polacy to antysemici" lub "wszyscy Polacy to pijusy" jest tyleż warte, co "wszyscy Żydzi są oszustami".
Zjawisko tzw. "szmalcownictwa", tzn. szantażu uprawianego na ukrywających się Żydach oraz współpracy z gestapo przy ich tępieniu, wypominane Polakom na Zachodzie i przez wielu Żydów - było marginesem. Każde społeczeństwo ma swój margines zbrodniczy. Dla Żydów był to margines tak groźny, że wielu z nich mogło mieć nim przesłoniętą całą resztę Polski. Nie można winić o takie zdeformowane widzenie proporcji ludzi, którzy przez kilka lat byli obiektem polowania. Trzeba jednak pamiętać, że gestapo umiało, posługując się zdrajcami, nie tylko wyłapywać ukrywających się Żydów, lecz dekonspirować całe jednostki podziemnej armii (por. wpadka dyspozycyjnego oddziału dywersyjnego KG AK "Osa-Kosa") i działaczy tego nawet szczebla co Komendant Główny AK "Grot"-Rowecki. Nie o antysemityzm więc w zasadzie chodziło, lecz o obrzydliwy proceder, kierujący się przeciwko wszystkim, których tropiło gestapo (...)
W zapędzie polemicznym przeciw krzywdzącym opiniom o stosunku społeczeństwa polskiego do Żydów - nie bez złej woli peerelowska propaganda uogólniała, że jest to stanowisko ogółu Żydów na świecie, co jest kłamstwem o tendencji antysemickiej, obliczonym na złą informację. Długa jest lista - i zapewne nie zamknięta - Polaków odznaczonych izraelskim medalem "Sprawiedliwy między Narodami". Świadczy ona, że Żydzi w Izraelu doceniają zasługi Polaków dla ratowania Żydów w Polsce podczas drugiej wojny światowej. Co więcej - przy okazji nadania niedawno tegoż medalu b. szefowi kierownictwa Walki Podziemnej Instytut Yad Vashem rozstrzygający o nadaniu odznaczenia w uzasadnieniu wskazał oficjalnie na zasługi polskiego państwa podziemnego w tej sprawie. Uczeni żydowscy, tacy jak Philip Friedman, przyczynili się istotnie do zbadania prawdy o udziale Polaków w ratowaniu Żydów. Antypolonizmu wśród części Żydów na Zachodzie nie można przypisywać całej zbiorowości - jak nie wolno całemu narodowi polskiemu przypisywać antysemityzmu.
Jestem przekonany, że jednym z najistotniejszych zagadnień naszej teraźniejszości i przyszłości jest wyzbycie się megalomanii narodowej i ksenofobii, a przynajmniej ich stępienie do stanu niegroźnego dla dalszych losów narodu polskiego. Jeśli to się nie stanie - byle agent, przebrawszy się w ułańskie czako i zawiesiwszy ryngraf na piersi, poprowadzi naród, dokąd zechce, podbijając bębenka "dumy narodowej" i manipulując fobiami; stracimy wszelkie szansę, nawet jeśli się one otworzą, współdziałania z innymi, jak my uciskanymi przez sowietyzm narodami - a tymczasem nie wolno nam czekać na szczęśliwe zbiegi okoliczności, musimy zacząć pracować nad zbudowaniem solidarności uciskanych; zamkniemy w rezultacie sobie drogę do Zachodniej Europy, w której widzimy naszą kolebkę kulturową - na zawsze; nie łudźmy się, że jeszcze w tej Europie się znajdujemy; może trochę: wspomnieniami, tęsknotami, pragnieniami. Z roku na rok pogrążamy się coraz głębiej w sowietyzm, rozkładający nasz system wartości, więzi społeczne, widzenie przez nas samych naszych tradycji narodowych. Czasami wydaje się, jakbyśmy sami pchali się ku temu, tak wyglądało w 1968 roku. Miejmy nadzieję jednak, że naród nasz okaże się za mądry na tego rodzaju manipulacje.
*Jak podaje "Rzeczpospolita" program PiS na wybory 2023 ma zostać ogłoszony przed wakacjami
**Relacje polsko-żydowskie opisuje Lipski w perspektywie ówczesnej wiedzy, przed ukazaniem się prac Jacka Leociaka, Barbary Engelking, Jana Grabowskiego, Jana Tomasza Grossa, Dariusza Libionki, Gunnara Paulssona czy Anny Bikont
Historia
Kościół
Nacjonalizm
Propaganda
Przemysław Czarnek
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Kornel Morawiecki
Jan Paweł II
Prawo i Sprawiedliwość
Barbara Engelking
Holocaust
II wojna światowa
pedagogika wstydu
Yad Vashem
Żydzi
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze