Rośnie bilans ofiar po ataku Rosji na wojskową uczelnię w ukraińskiej Połtawie. Ukraina potrzebuje systemów obrony przeciwlotniczej oraz broni dalekiego zasięgu. "Każdy dzień zwłoki oznacza śmierć ludzi” – mówi prezydent Zełenski
We wtorek 3 września 2024 rano armia rosyjska uderzyła w uczelnię w Połtawie, niszcząc budynek Wojskowego Instytutu Łączności. Tam mieli się szkolić ukraińscy oficerowie. Jak informowaliśmy wcześniej według informacji Ministerstwa Obrony Ukrainy oraz prezydenta Wołodymira Zełenskiego do ataku na Połtawę Rosjanie użyli dwóch pocisków balistycznych Iskander-M, które trafiły w uczelnię oraz szpital, który znajduje się w pobliżu. „Odstęp czasowy między alarmem a uderzeniem śmiercionośnych pocisków był tak krótki, że eksplozja nastąpiła w momencie ewakuacji do schronu przeciwbombowego” – podał ukraiński resort obrony.
Jak informuje połtawska administracja wojskowa, dzięki skoordynowanym działaniom ratowników i medyków udało się uratować co najmniej 25 osób. 11 z nich zostało wyciągniętych spod gruzów. Mieszkańcy miasta oddają krew, żeby pomóc rannym. Według ostatnich informacji Biura Prokuratury Generalnej Ukrainy na godzinę 18:00 (czasu lokalnego) potwierdzono, że
zginęło 51 osób, a ponad 200 zostało rannych.
Według danych połtawskiej administracji wojskowej zginęło 49 osób, a 219 odniosło obrażenia.
Część rannych trafiła od razu na oddział intensywnej terapii.
„Wykorzystano prawie wszystkie stoły operacyjne oraz zespoły operacyjne i anestezjologiczne. Opiekę w nagłych wypadkach zapewniali wspólnie chirurdzy, traumatolodzy i chirurdzy szczękowo-twarzowi. Występują oparzenia, obrażenia od wybuchu miny, złamania, obrażenia łączone i odłamki” – mówił Wałentyn Biły, kierownik oddziału intensywnej terapii. Według lekarza, wszyscy ranni, którzy trafili do jego szpitala, byli nieprzytomni.
Odpowiednie służby nadal usuwają gruzy. Pod nimi może znajdować się jeszcze 18 osób. Oprócz budynku instytutu zostały uszkodzone bloki mieszkalne znajdujące się w pobliżu.
Władze apelują do obywateli Ukrainy, żeby nie ignorowali alarmów przeciwlotniczych.
Po uderzeniach propagandowe kanały rosyjskie na Telegramie poinformowały o ataku na szkołę wojskową w Połtawie podczas musztry oraz ataku na jednostkę wojskową. Pojawiały się informacje, jakoby w musztrze miało brać udział ok. pół tysiąca żołnierzy. Rosyjskie kanały udostępniały wideo, na którym widać zniszczony budynek, rannych mężczyzn z twarzami zalanymi krwią.
„Siły rosyjskie przeprowadziły atak rakietowy na szkołę wojskową SZU w Połtawie, która szkoli specjalistów od radarów i wojny elektronicznej dla ukraińskiej armii” – pisała propagandowa agencja TASS.
Na atak zareagowali również ukraińscy politycy.
„Wydarzenia w 128 Brygadzie niczego nas nie nauczyły, nikt nie został ukarany, Załużny, Syrski, Pawliuk, wszystko uszło im na sucho. Mamy powtórkę tragedii. Gdzie jest granica?” – napisała na Facebooku wkrótce po ataku Mariana Bezuhła, posłanka prezydenckiej partii Sługa Narodu, znana m.in. z krytyki dowództwa Sił Zbrojnych Ukrainy.
Chodzi jej o wydarzenie z 3 listopada 2023 roku, w dniu Wojsk Inżynieryjnych oraz Wojsk Rakietowych i Artylerii Ukrainy. Wtedy w obwodzie zaporoskim, ok. 20 km od linii frontu rosyjska armia uderzyła w miejsce, w którym ukraińscy żołnierze zostali zebrani w celu rozdania nagród. Zginęło co najmniej 19 osób z 128. Samodzielnej Brygady Szturmowo-Górskiej. Do tej pory trwa śledztwo w tej sprawie.
Po dzisiejszym ataku ukraińskie władze wzywały obywateli do „zachowania spokoju i ufania tylko oficjalnym źródłom informacji”.
„Wszelkie spekulacje na temat tej tragedii są niedopuszczalne” – to stanowisko resortu obrony Ukrainy.
W tej chwili brak wiarygodnego potwierdzenia, czy w połtawskiej uczelni wojskowej rzeczywiście odbywała się uroczystość z udziałem tak dużej liczby osób.
Prezydent Zełenski w mediach społecznościowych złożył kondolencje bliskim zabitych oraz poinformował, że zażądał jak najszybszego wyjaśnienia okoliczności ataku.
Według informacji agencji RBK-Ukraina Państwowe Biuro Śledcze Ukrainy wszczęło już postępowanie karne w sprawie ataku rakietowego na centrum szkoleniowe w Połtawie.
„Żaden z dowódców nie został ukarany za ataki na koszary w Jaworowie, Mikołajowie i Desnie, gdzie mieliśmy do czynienia z wieloma ofiarami. Nic więc dziwnego, że masowe zgromadzenia są kontynuowane. Nie ma odpowiedzialności, nie ma analizy, a błędy są powtarzane, a ofiary się mnożą” – skomentował sytuację Jurij Butusow, korespondent wojenny.
„Uczestniczę w wielu uroczystościach na linii frontu – dowódcy brygad zbierają grupy liczące nie więcej niż 30-40 osób w celu wręczenia nagród. Odbywa się to albo w bunkrach, albo w miejscach, gdzie nie ma tłumów, wszystko odbywa się tak szybko, jak to możliwe i zawsze wszystko przebiega bez tragedii” – dodaje dziennikarz.
Według Butusowa o masowej zbiórce na połtawskiej uczelni mieli dowiedzieć się rosyjscy agenci. Potwierdzeniem tej hipotezy może być fakt, jak szybko w sieci pojawiły się filmy wideo z miejsca wydarzenia.
„Dopóki dowódca nie zostanie ukarany za zaniedbanie środków bezpieczeństwa – utratą rangi i realną karą więzienia za zaniedbanie z poważnymi konsekwencjami – nie ma nadziei, że takie tragedie się nie powtórzą” – podsumował Butusow.
W związku z tragedią w obwodzie połtawskim ogłoszono trzydniową żałobę. Minister obrony Ukrainy Rustem Umerow nazwał atak „straszną tragedią”. „Dzisiejsze wydarzenia w Połtawie są kolejnym dowodem na brutalność rosyjskiego terroru” – powiedział minister i dodał, że Główny Inspektorat Ministerstwa Obrony Narodowej dołączy do organów ścigania, żeby zbadać okoliczności tragedii.
Rzecznik Ministerstwa Obrony Ukrainy Dmytro Łazutkin oficjalnie zaprzeczył doniesieniom, że podczas alarmu w Instytucie Łączności w Połtawie odbywała się musztra. Według informacji resortu po ogłoszeniu alarmu studenci poszli do schronów.
To samo w komentarzu udzielonym portalowi Graty potwierdza anonimowy uczestnik zdarzenia, który miał szczęście i prawie nic mu się nie stało. Mężczyzna mówi, że w ogóle „musztry [na placu – red.] są zabronione”. A po tym, jak zabrzmiał alarm, postąpili zgodnie z protokołem bezpieczeństwa – natychmiast udali się do schronów. Pierwszy atak trafił ich w drodze do schronów.
Według świadka pomiędzy pierwszym i drugim uderzeniem minęło kilka sekund.
„Sufit i tynk odpadały, płyty spadały. Dusiliśmy się przez jakiś czas. Chociaż już wtedy przykrywaliśmy się koszulkami. Można było się tam po prostu udusić”. Jak piszą ukraińskie media, po ataku wokół zniszczonego budynku była mgła od gruzów, „na ulicy leżeli zakrwawieni i ranni ludzie, wielu z nich ciężko rannych”.
Wieczorem głos zabrał Ołeksander Syrski, Głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy. Zaznaczył, że „Wojskowa Służba Prawna Sił Zbrojnych Ukrainy jest w pełni zaangażowana w operacyjne dochodzenie w sprawie tego incydentu”.
„Kraj agresora musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności za każdą zabitą osobę, za każde zniszczone życie. Zbrodnie wojenne nie ulegają przedawnieniu. Sprawcy zostaną ukarani” – napisał generał.
Prezydent Zełenski również zapewnił, że Rosjanie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za ten atak.
„W kółko powtarzamy wszystkim na świecie, którzy mają moc powstrzymania tego terroru, że systemy obrony powietrznej i pociski rakietowe są potrzebne w Ukrainie, a nie gdzieś w magazynie. Uderzenia dalekiego zasięgu, które mogą chronić przed rosyjskim terrorem, są potrzebne teraz, a nie kiedyś później. Niestety, każdy dzień zwłoki oznacza śmierć ludzi” – powiedział Zełenski.
Według agencji Reuters Stany Zjednoczone są bliskie porozumienia w sprawie dostarczenia Ukrainie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu. Taka broń mogłaby zmienić sytuację wojenną – Ukraina byłaby w stanie dosięgnąć celów w głębi Rosji.
W tej chwili Ukrainę wciąż obowiązują ograniczenia, które w kwestii użycia broni dalekiego zasięgu nałożyła na zaatakowany kraj większość dostarczających mu uzbrojenia państw Zachodu. Ukraina może używać broni od amerykańskich i części europejskich sojuszników wyłącznie przeciwko celom na terytorium Rosji znajdującym się nie głębiej niż 100 km od ukraińskiej granicy. Dotyczy to na przykład amerykańskich pocisków ATACMS do systemów HIMARS mających zasięg ok. 300 km.
Takich ograniczeń nie nałożyła na Ukrainę m.in. Wielka Brytania, dlatego brytyjskie pociski manewrujące Storm Shadow należą obecnie do tych bardzo nielicznych typów broni dalekiego zasięgu, których Kijów może używać bez związanych przez kraje Zachodu rąk.
Według Reutersa jesienią tego roku może zostać ogłoszone włączenie przez Stany Zjednoczone pocisków manewrujących powietrze-ziemia JASSM do pakietu pomocowego dla Ukrainy. Nawet jeśli decyzja zostanie podjęta – zaznacza Reuters – na dostawę tego typu broni Kijów będzie musiał poczekać kolejnych kilka miesięcy, dopóki nie zostaną rozwiązane problemy techniczne.
Pociski JASSM – posiadane między innymi przez polskie siły powietrzne – w swej podstawowej wersji mają zasięg 370 km. Ukrainie pozwalałoby to precyzyjnie atakować cele m.in. na Krymie, w rejonie Rostowa nad Donem czy Woroneża. Istnieją również nowsze wersje JASSM o zasięgu nawet ok. 900 km. Jak dotąd brak szczegółów dotyczących tego, która wersja pocisków może zostać przekazana Ukrainie. Dotychczasowa praktyka wskazuje raczej na podstawowy typ tego uzbrojenia.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze