0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Ogromna liczba Rosjan nie ma pojęcia, co dzieje się na Ukrainie. Ci, którzy wiedzę o świecie czerpią z państwowych mediów, nie zdają sobie sprawy z tego, że rosyjska armia napadła na Ukrainę, bombarduje miasta, ostrzeliwuje cywili, a miliony Ukraińców zmuszonych zostało do ucieczki z kraju. Wielu Rosjan jest przekonanych, że Władimir Putin rzeczywiście „wyzwala Ukrainę spod rządów nazistów”.

Drakońskie przepisy wprowadzone w pierwszych dniach wojny przez Putina, sprawiły, że niezależne rosyjskie redakcje zostały zmuszone do zaprzestania podejmowania tematu wojny lub zawieszenia działalności. Za informowanie o rosyjskiej inwazji na Ukrainę w oparciu o źródła inne niż oficjalne komunikaty Rosjanom grozi nawet do 15 lat więzienia. Z tego powodu działalność zawiesiła jedyna niezależna rosyjska telewizja Dożd, o wojnie przestała informować "Nowaja Gazieta" i dziesiątki innych niezależnych redakcji.

Jednym z nielicznych niezależnych mediów, które w dobie wojennej cenzury kontynuują swoją działalność i mówią Rosjanom prawdę, jest Meduza, jedna z najpopularniejszych redakcji w Rosji, docierająca do milionów osób.

Ponieważ rosyjskie władze zablokowały ją na terenie Federacji Rosyjskiej, mieszkańcy Rosji czytają ją dzięki połączeniom VPN lub za pośrednictwem aplikacji stworzonej przez redakcję.

Dzisiaj Meduza zwraca się z prośbą o pomoc do zagranicznych czytelników. Odcięcie Rosji od międzynarodowego systemu bankowego sprawiło, że utrzymująca się z wpłat czytelników redakcja straciła źródło dochodu.

Redakcja Meduzy zwraca się z prośbą do polskich czytelników o wsparcie. Przelewu można dokonać na stronie support.meduza.io/en (I’m with you, Meduza). Oraz: Defend the truth (meduza.io)

Iwan Kołpakow, redaktor naczelny Meduzy: „Jeśli nie zastąpimy wpłat, które otrzymywaliśmy od rosyjskich czytelników przelewami od osób spoza kraju, informowanie Rosjan o tym, co się dzieje będzie bardzo trudne. A Rosjanom jest potrzebna przynajmniej jedna niezależna redakcja”.

Pomóżmy Meduzie. Dopóki Rosjanie nie zrozumieją, co dzieje się na Ukrainie, tej wojny nie da się zatrzymać.

Przeczytaj także:

Portal młodych Rosjan

Meduza powstała w 2014 roku w Rydze. Założyła ją grupa moskiewskich dziennikarzy, którzy w ramach sprzeciwu wobec przejęcia przez władze jednego z najpopularniejszych i najlepszych niegdyś portali informacyjnych Lenta.ru zwolniła się z redakcji. Iwan Kołpakow, obecny naczelny Meduzy, oraz szefowa spółki Medusa Project Galina Timczenko zdecydowali się otworzyć redakcję w stolicy Łotwy, by uniknąć represji i móc w sposób niezależny relacjonować sytuację w Rosji.

Nie do końca się to udało. Iwan Gołunow, jeden z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych Meduzy, padł w 2019 roku ofiarą zmowy FSB. Funkcjonariusze podrzucili mu narkotyki, ale dzięki bezprecedensowemu wsparciu społeczeństwa i licznym protestom udało się doprowadzić do jego uwolnienia.

Meduza szybko stała się jednym z najpopularniejszych mediów, zwłaszcza wśród młodych Rosjan. Po wpisaniu redakcji w 2021 roku do rejestru agentów zagranicznych i utracie reklamodawców, będących głównym źródłem dochodu redakcji, Kołpakow musiał podjąć decyzję o drastycznym cięciu kosztów. Redakcja wypowiedziała umowy najmu lokali w Rydze i Moskwie, obniżyła pensje i zawiesiła współpracę z zewnętrznymi autorami. Obecnie pracuje w niej kilkudziesięciu dziennikarzy, wszystkim grożą w Rosji represje.

Rozmowa z Iwanem Kołpakowem, redaktorem naczelnym Meduzy

Wiktoria Bieliaszyn, dziennikarka „Gazety Wyborczej”: Co dla rosyjskich mediów oznacza „wojenna cenzura” wprowadzona przez Kreml?

Iwan Kołpakow, redaktor naczelny Meduzy: W ciągu dwóch tygodni władze całkowicie zlikwidowały niezależne media w Rosji. Bezprecedensową presję stosowaną wobec niezależnych redakcji odczuwaliśmy przez cały ubiegły rok. Nikt jednak się nie spodziewał, że dojdzie do tego, co mamy dzisiaj.

Władze zablokowały wszystkie niezależne media, niektóre z nich same zawiesiły działalność lub zostały zlikwidowane. Te, które mają swoje siedziby w kraju, musiały podjąć potworną decyzję i zaprzestać relacjonowania wojny, bo każda próba mówienia o niej prawdy - opartej na niezależnych danych, a nie komunikatach Kremla czy Ministerstwa Obrony - może zakończyć się sprawą karną, a w konsekwencji - więzieniem.

Przyjęty niedawno przepis o tzw. fake newsach pozwala władzom skazywać informujących o wojnie nawet na 15 lat pozbawienia wolności. Z tego powodu tylko kilka niezależnych redakcji działających z zagranicy pisze dzisiaj o wojnie. Największą i najpopularniejszą jest niewątpliwie Meduza.

Nawet „Nowaja Gazieta”, której redaktorem naczelnym jest Dmitrij Muratow, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, nie pisze już o wojnie. Dlaczego Meduza nie podjęła takiej decyzji? To ogromne ryzyko.

Nie braliśmy pod uwagę, by zaprzestać informowania o wojnie. Nawet nie mieliśmy w redakcji takiej dyskusji. Nie możemy postąpić inaczej. Miliony czytelników oczekują od nas rzetelnego, niezależnego informowania o wojnie na Ukrainie.

To, nad czym się zastanawialiśmy, to w jaki sposób zabezpieczyć dziennikarzy, jak zmniejszyć ryzyko, które ponoszą w związku ze swoją pracą. Wielu z nich musieliśmy wywieźć z kraju.

Dziennikarze piszący prawdę mogą dzisiaj w ogóle przebywać na terytorium Rosji?

Jeśli nie piszą o wojnie w Ukrainie. Wszyscy, którzy piszą lub pisali o Ukrainie, są już dzisiaj poza Rosją.

Meduza została w Rosji zablokowana przez państwowego regulatora mediów i internetu - Roskomnadzor. Jak to się przełożyło na wasze zasięgi?

Blokada jest dość efektywnym sposobem odcięcia znacznej części Rosjan od niezależnych mediów. Udało nam się jednak utrzymać większą część naszych czytelników.

Widzimy wręcz, że naszą stronę odwiedza dzisiaj więcej osób niż przed wojną. Prócz tego zaktualizowaliśmy aplikację naszej redakcji, która pozwala obchodzić blokadę. W czasie wojny przybyło nam czytelników na wszystkich możliwych platformach, w samym Telegramie obserwuje nas dzisiaj już ponad milion osób.

Nie wiadomo jednak, co będzie dalej i na ile sytuacja jeszcze się pogorszy. Zablokowany został Instagram, na którym również obserwuje nas ponad milion osób, przypomnę też, że Facebook i Twitter już nie działają w Rosji bez VPN.

Jaki to ma wpływ na świadomość Rosjan?

Trzeba pamiętać, że w Rosji praktycznie nie ma już niezależnych źródeł informacji. Rosjanie zostali sami wobec agresywnej propagandy. Media, które informują o wojnie po angielsku, nie mają możliwości, by dotrzeć do rosyjskojęzycznych czytelników. To katastrofa.

Władze mają możliwość bezgranicznego manipulowania opinią społeczną. Nie da się zatrzymać tej wojny, jeśli nie będzie się mówić o niej prawdy. A bardzo wielu Rosjan nie wie, co się dzieje w Ukrainie. Ludzie nie wiedzą, że rosyjska armia bombarduje miasta, nie wiedzą, że Putin ostrzeliwuje cywili, nie wiedzą, że miliony ludzi uciekają z Ukrainy, że Charków jest dzisiaj ruiną.

Ludzie naprawdę wierzą, że Putin stara się wyzwolić Ukrainę i zniszczyć jedynie ukraińską wojenną infrastrukturę, by uchronić świat przed wojną.

Myślę, że to, co robimy jako redakcja, jest dzisiaj ważniejsze niż kiedykolwiek. Bo mimo ograniczeń mamy wciąż możliwość docierania do ludzi w Rosji. Widzimy, że Rosjanie bardzo prawdy potrzebują, odzwierciedla się to w naszych statystykach: liczba wyświetleń, odsłon, czytelników pobiła rekordy, chociaż i wcześniej nie mogliśmy narzekać. Ludzie chcą zrozumieć, co tam się dzieje.

Co jeśli władze posuną się w blokadach jeszcze dalej?

Jesteśmy przygotowani na różne scenariusze, od dawna opracowywaliśmy różne narzędzia, dzięki którym jesteśmy w stanie kontynuować pracę nawet w bardzo trudnych warunkach.

Mimo że musieliśmy ewakuować pracowników z Rosji, ani na minutę nie przerwaliśmy pracy. Zrobiliśmy wszystko, by nasze problemy nie miały wpływu na jakość naszej pracy. W stu procentach skoncentrowaliśmy się na wojnie w Ukrainie, praktycznie o niczym innym teraz nie piszemy. Robimy wszystko, by ta wojna została w naszym kraju należycie zauważona, bo chociaż dla Zachodu i reszty świata oczywiste jest, co się dzieje, z Rosji wszystko wygląda inaczej.

Naszym zadaniem jest dostarczenie Rosjanom materiałów, które ich uświadomią, pokażą skalę wojny, straty, ofiary, kryzys uchodźczy w Europie.

Nikt z nas nie spodziewał się jednak, że wybuchnie wojna, że rosyjskie władze całkiem oszaleją. Nie mogliśmy przewidzieć, że rosyjska armia będzie bombardować ukraińskie miasta.

Jak reagują ludzie na wasze materiały?

Bardzo różnie. Dostajemy dużo słów wsparcia i podziękowań, ale też nierzadko spotykamy się z oburzeniem.

Wielu ludziom w Rosji trudno jest zrozumieć, że taka tragedia mogła się wydarzyć. Rosyjskie społeczeństwo jest w fazie wyparcia. Zaprzeczają, że z rąk rosyjskiej armii giną dzisiaj na Ukrainie nasi przyjaciele, bliscy, krewni.

Ogromna część społeczeństwa nie jest w stanie tej wiedzy zaakceptować. Wielu łatwiej jest przyjmować to, co mówi im propaganda.

Przykładem może tu być ostrzał szpitala położniczego w Mariupolu. Publikowaliśmy zdjęcia ofiar, zrujnowanego budynku. Dostałem wtedy wiele wiadomości od osób, które, jak mi się wydawało, trzeźwo oceniają rzeczywistość i są świadome tego, co się dzieje. Pytali, czy jestem pewien, że te zdjęcia nie są zmanipulowane.

Myślę, że ludzie nie są w stanie przyjąć do wiadomości, że ich państwo tak postępuje.

Rosjanie nie rozumieją jeszcze, że relacje z Ukrainą zmieniły się na wiele lat, a być może i na zawsze?

Nie. Nie wiedzą jeszcze, że teraz nie będzie już mowy o jakiejkolwiek braterskości, siostrzeństwie, powiązaniach.

Od 20 lat zajmujesz się dziennikarstwem. Wprowadzenie przez władze bezprecedensowej wojennej cenzury cię zaskoczyło, czy byłeś na to przygotowany?

Odkąd Putin napadł na Ukrainę, nic już mnie nie dziwi. Nasze kłopoty to drobiazg w porównaniu z dramatem, który rozgrywa się dzisiaj w Ukrainie. Wierzę jednak, że nie da się tego zatrzymać, jeśli Rosjanie nie będą świadomi tego, co się dzieje.

Dzisiaj rozumiem, że cały ubiegły rok - zaostrzenie represji, uwięzienie Nawalnego, prześladowanie niezależnych mediów i dziennikarzy - to była tylko rozgrzewka władz, które przygotowywały się do wojny.

Władze uprzedziły redakcję o blokadzie, wydały jakieś ostrzeżenie?

Dowiedziałem się o niej post factum. Blokada najczęściej nakładana jest w nocy. Zadzwonili do mnie nasi dyżurni, przekazali, że Meduza nie otwiera się już w Rosji bez VPN. Później pojawiło się oświadczenie państwowego regulatora mediów i internetu, w którym napisano, że blokada na Meduzę została nałożona, bo „regularnie publikujemy nieprawdziwe informacje na temat specjalnej operacji specjalnej na Ukrainie". Nie wyjaśnili jednak, o które materiały im chodzi. Tym samym nie możemy nawet się odwołać. W ten sposób zostały zablokowane pozostałe redakcje.

Ta blokada jest w gruncie rzeczy nielegalna, nie da się jej uzasadnić nawet rosyjskimi przepisami.

Mnie najbardziej zaskoczyła chyba blokada, a następnie likwidacja Echa Moskwy, radia, które starało się prowadzić pewien dialog z przedstawicielami władz.

Władzy na Kremlu potrzebna jest sterylna przestrzeń medialna. Echo Moskwy było potężną redakcją, docierającą i do opozycyjnej części społeczeństwa, i do tej apatycznej, a nawet do zwolenników Kremla. Zablokowanie Echa jest symboliczne. Jak wiemy, stacja poprzednio była blokowana tylko raz – w czasie puczu w 1991 r.

Meduza, która ma siedzibę w Rydze, utrzymywała się z wpłat czytelników. Jak poradzicie sobie z brakiem tych pieniędzy, które nie dotrą do was ze względu na odłączenie Rosji od SWIFT?

W kwietniu 2021 roku zostaliśmy wpisani przez władze do „rejestru agentów zagranicznych". W ciągu tygodnia straciliśmy wtedy większość naszych reklamodawców, nasz model biznesowy całkiem się posypał. Zorganizowaliśmy wtedy crowdfunding, bez większych nadziei, że uda nam się z tego utrzymać. Nie mieliśmy jednak innej możliwości. Ku naszemu zaskoczeniu wpłaty były na tyle liczne, że to one stały się podstawą utrzymania redakcji. Co miesiąc otrzymywaliśmy ponad 30 tysięcy stałych lub jednorazowych przelewów od czytelników z Rosji. W czasie wojny ten system też się zawalił, straciliśmy to.

Jak chcecie sobie z tym poradzić?

W poniedziałek, 14 marca, rozpoczynamy międzynarodową zbiórkę. Zwracamy się z prośbą o wsparcie do czytelników spoza Rosji. Mamy nadzieję, że uda nam się przekonać mieszkańców Europy i całego Zachodu, że to ważna sprawa. W Rosji musi być chociaż jedna niezależna redakcja, która będzie informować ludzi o tym, co tak naprawdę się dzieje. Bez wpłat będzie nam bardzo ciężko.

Dziennikarze Meduzy są dzisiaj także w Ukrainie, relacjonują wojnę, mówią prawdę. Spotykają się z problemami ze względu na swoje paszporty?

Na razie nie. Wiele osób w Ukrainie im pomaga. Tak, niełatwo jest teraz żyć z rosyjskim paszportem, ale zdajemy sobie sprawę, że ludzie mają prawo żywić wobec nas takie uczucia, jakie dzisiaj żywią. Musimy nauczyć się patrzeć na tę wojnę oczami Ukraińców. To jedyny sposób dla nas, by spróbować zrozumieć, co się wydarzyło, w jakim stopniu jesteśmy za to odpowiedzialni i co robić, by doprowadzić w przyszłości choćby do neutralnych relacji Rosjan z Ukraińcami. Będzie to bardzo trudne. Ale kiedy spotkamy się z agresją, postaramy się odnosić do tego z maksymalnym zrozumieniem.

Najbardziej rozbrajają mnie słowa wsparcia, które otrzymujemy od ukraińskich czytelników Meduzy. Dostajemy wiadomości od ludzi z Kijowa i Charkowa. Piszą do nas: „Drodzy, siedzę w schronie, trzymajcie się, piszcie o nas". Myślę, że to przykład niesamowitego bohaterstwa.

Musimy zrobić wszystko, by dialog między Rosjanami i Ukraińcami trwał, żeby ta łączność między nami się nie zerwała. Nie możemy pozwolić, by reżim Putina nieodwracalnie zniszczył nasze relacje.

;

Komentarze