"W 2008 roku, kiedy Putin napadł na Tbilisi, u nas mówiono, że dziś Tbilisi, jutro Kijów. Teraz czas mówić: dziś Kijów, jutro Warszawa, Wilno i co tam jeszcze - ostrzega w OKO.press słynna ukraińska pisarka Oksana Zabużko. - Najrozsądniej byłoby, żeby Putina zabił któryś z jego oligarchów"
"Jest jeszcze to niemal religijne uczucie, trochę dziwne w tak świeckim stuleciu, że jesteśmy po stronie światła. Musimy pokonać siły zła, mamy poczucie misji" — mówi nam Oksana Zabużko, znana w Polsce ukraińska pisarka, poetka i eseistka. „Wojna w Ukrainie zadecyduje, jaka będzie ludzkość jako gatunek w XXI wieku. Czy cały świat stanie się orwellowską celą?".
"Z tej ogromnej neototalitarnej poczwary, jaką jest dzisiejsze rosyjskie państwo terrorystyczne, zerwaliśmy maskę uśmiechniętej i pozornie cywilizowanej, europejskiej Rosji i okazało się, że to gułag, który pędzi na całą ludzkość. W 2008 roku, kiedy Putin napadł na Tbilisi, u nas mówiono, że dziś Tbilisi, jutro Kijów. Teraz czas mówić: dziś Kijów, jutro Warszawa, Wilno i co tam jeszcze" - ostrzega pisarka. I dodaje:
„Najrozsądniej byłoby, żeby Putina zabił któryś z tych jego oligarchów".
Największą sławę przyniosła Oksanie Zabużko jej przetłumaczona na 15 języków książka „Badania terenowe nad ukraińskim seksem" z 1996 roku, uznawana za pierwszy manifest ukraińskiego feminizmu. Ale kiedy pytamy ją o kobiety walczące dziś z na wojnie z Rosjanami, macha ręką — teraz nie jest ważne, kto jakiej jest płci, walczą wszyscy.
Rozmawiamy po polsku w kolejnym dniu wojny Putina z Ukrainą w „saloniku prasowym" warszawskiego hotelu, który obok gości ze Stanów i Europy przyjmuje dziś też uchodźczynie z Ukrainy.
[video width="1920" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2022/03/20220302-zabuzko_2.mp4"][/video]
Miłada Jędrysik, Piotr Pacewicz, OKO.press: Jak się to się stało, że rosyjska agresja zastała panią w Polsce?
Oksana Zabużko: Kiedy w ubiegłą środę pakowałam w Kijowie walizki, zabrałam tylko bagaż podręczny, dwie sukienki na zmianę — bo w związku z promocją książki miałam zaplanowane dwa wystąpienia w ciągu dwóch dni. Laptop zostawiłam w domu, bo po co? Przyjechałam tylko z iPhonem.
23 lutego 2022 roku ukazała się w polskich księgarniach moja „Planeta Piołun”. To dzisiaj brzmi symbolicznie, bo tytułowy esej traktuje o katastrofach XX wieku, o tym, jak wkroczyliśmy na teren apokaliptyczny i jak nie umiemy o mówić o tych apokalipsach, nie widzimy ich. Współczesna literatura nie potrafi zrozumieć, wyciągnąć sensu z katastrof.
23 lutego wylatuję więc z Boryspola [międzynarodowe lotnisko pod Kijowem] z bagażem podręcznym, iPhonem, harmonogramem wywiadów i wystąpień i biletem powrotnym na sobotę. Nazajutrz, w czwartek 24 lutego budzi mnie telefon. Zanim zdążyłam wywrzeszczeć mojemu partnerowi, po co mnie budzisz tak rano, przecież mam przed sobą ciężki dzień, usłyszałam: kochanie, zaczęło się. Bombardują nas.
Hołodomor, II wojna, Czarnobyl, a teraz kolejna apokalipsa?
Tak, tylko że Ukraina w przeciwieństwie do Unii Europejskiej nie była chyba tym zbyt zaskoczona. W pierwszym dniu wojny polscy dziennikarze zadawali trochę wkurzające pytania w rodzaju – czego chce Putin?
No cholera, on już tyle razy otwarcie mówił i to od 2014 roku.
Putin chce, żeby Ukraina przestała istnieć. Mówi to wprost, dlaczego mu nie wierzycie?
To jest tak naprawdę drugi, czy może nawet trzeci akt tej wojny. W 2014 roku [po zwycięstwie Euromajdanu i wypędzeniu Janukowycza] Putin podjął próbę podbicia Ukrainy w białych rękawiczkach, żeby nie wzbudzić zbytniego wzmożenia społeczności międzynarodowej.
Ukrywano skalę faktycznej agresji na Ukrainę, do której doszło przecież nie tylko na Krymie i w Donbasie. Rosjanie byli też w całej wschodniej i południowej Ukrainie od Charkowa po Odessę, tylko nie wolno im było się ujawniać. Grupy prowokatorów weszły do wszystkich dużych miast. Szykowała się piąta kolumna — miejscowe organizacje prorosyjskie, które dostawały ogromne wsparcie finansowe z Rosji, organizowały nawet szkolenia wojskowe.
Ta operacja specjalna przeciwko Ukrainie zaczęła się już wcześniej. Rosjanie rozlewali benzynę, starając się skłócić różne części kraju. Potem wystarczyłaby zapałka.
Najpierw była reforma mediów i przejście pod rosyjskie wpływy części mediów regionalnych. Chodzę na wywiady, patrzę, jakie tam zmiany zachodzą. Siedzi prowadzący, w uchu ma redaktorkę, która mu coś krzyczy - oczywiście - z moskiewskim akcentem.
Z takich mediów korzystają np. ludzie w Donbasie. Przed 2014 rokiem tylko 7 proc. z nich wyjeżdżało za granicę obwodu. Kiedy podczas wyborów prezydenckich jeździli na zachodnią Ukrainę jako obserwatorzy, myśleli, że są już za granicą. Tak to było niepodobne do tego, co widzieli u siebie, w Orłowce lub Makiejewce.
Tym ludziom, żyjącym bardzo biednie - bo kopalnie pozamykano jeszcze w latach 70. XX wieku - w 2014 roku telewizja wmówiła, że jakiś mityczny Prawy Sektor, o którym nikt nigdy nie słyszał, będzie ich zabijać za używanie rosyjskiego.
Mogli uwierzyć, bo nie mają najmniejszego pojęcia o świecie poza swoim obwodem.
Próbowałam to wyjaśnić polskiej dziennikarce, jeszcze w roku 2010, przed wyborami prezydenckimi, w których wygrał Janukowycz. Była naprawdę przerażona słuchając, jak jej objaśniałam tę przegraną wojnę informacyjną, o której pisałam w „Muzeum porzuconych sekretów”. Popatrzyła na mnie i pyta: „To jak ten kraj działa?”.
Właściwie wszystko zostało zrobione tak, aby nie działał. To dlatego Putin nie uwierzył w 2014 roku, że Ukraina odpowie na agresję sama z siebie.
Żaden rosyjski rządca nie był w stanie wziąć w rachubę czegoś takiego jak wola zbiorowa społeczeństwa. W Rosji tego nigdy nie było.
Ale ta opowieść o Ukrainie podzielonej przebiła się do opinii publicznej na świecie.
Tak. Przez lata słyszeliście o Ukrainie, że to jest podzielony kraj, że Galicja i Donbas nie mogą współistnieć w jednym państwie.
Po raz pierwszy usłyszałam, że Ukraina ma się rozpaść, w Berlinie w 2007 roku. Po wykładzie podeszli do mnie dwaj panowie wyglądający raczej na pracowników niemieckiego wywiadu niż na wielbicieli literatury pięknej.
Zapytali, kiedy Ukraina się podzieli. Zaczęłam im wyjaśniać, jak głupia gęś, że się nie rozpadnie, dlaczego by się miała rozpaść?
Tu było takie propagandowe przygotowanie, żeby świat się nie zdziwił, jak dojdzie do podziału Ukrainy. Nie udało się, bo społeczeństwo ukraińskie stawiło opór (armii zdolnej się przeciwstawić rosyjskiemu zagrożeniu jeszcze wtedy nie mieliśmy).
Ale propaganda działała. Ukraińscy intelektualiści walczyli, żeby zachodnie media przestały mówić o „wojnie domowej w Ukrainie”. Jeszcze w lecie 2014 roku chyba „Guardian” na pierwszej stronie pisał o oficerach wywiadu rosyjskiego, którzy weszli do Doniecka nazywając ich „rosyjskimi powstańcami”. No cholera, ludzie, czy wy w ogóle czytacie, co piszecie?
Mamy teraz 100 tys. takich „powstańców”. Już przebierają się uniformy armii ukraińskiej i idą na Kijów. Scenariusz, jak widzimy, nie za bardzo się zmienił.
Teraz już nie czas na intelektualistów i na wyjaśnienia. Wielu ludzi, zwłaszcza w Unii, nie zdążyło za biegiem historii. Zostali przebudzeni w tej nowej rzeczywistości, wciąż nie wierząc, że to się dzieje. W ciągu tych ośmiu lat można było zapomnieć o jakichś tam konfliktach, gdzieś na wschodzie. Wczoraj w taksówce poprosiłam kierowcę o wyłączenie radia, bo nie mogłam słuchać, jak jakiś „ekspert” wypowiadał się, że tam w Donbasie mieszkają rosyjskojęzyczni, że mieszkają tam Rosjanie.
No cholera, lecą bomby, 100-tysięczna armia wkroczyła na terytorium Ukrainy, a ten człowiek ciągle powtarza te same bzdury, którymi karmiono świat w ciągu dwóch dziesięcioleci, żeby mogli, żeby Putin mógł spokojnie zaanektować Ukrainę. Ukrainę, która sprzeciwia się temu na każdym etapie, w każdym akcie tego scenariusza i teraz też stawia opór.
Z tej ogromnej neototalitarnej poczwary, jaką jest dzisiejsze rosyjskie państwo terrorystyczne, zerwaliśmy maskę uśmiechniętej i pozornie cywilizowanej, europejskiej Rosji i okazało się, że to gułag, który pędzi na całą ludzkość.
Ale tu jest jeszcze coś, co chyba uchodzi uwagi mediów.
My niestety nie używamy już takich terminów, jak dobro i zło. Oddaliśmy je kościołowi. Mówiąc „my” nie mam na myśli Ukraińców, ale tę całą cholerną cywilizację.
Nie mówimy też o prawdzie i kłamstwie.
To prawda – mówimy o poglądzie, pięć minut dla Hitlera, pięć minut dla Żyda, trzeba przedstawić racje wszystkich stron. Jakby nie było linii rozgraniczenia między dobrem a złem.
A przecież dziś jest oczywiste, że Rosja to totalitarne imperium, któremu się śni zamiana całego świata w celę więzienną, a Kreml będzie w niej najważniejszym bandziorem, który pilnuje porządku i któremu posłuszni są wszyscy w celi.
Wszyscy ci panowie ubrani w garnitury od Armaniego, stojący w kolejce do Putina, żeby mu uścisnąć rękę, mogli wcześniej sobie uprzytomnić, że żadne jachty, żadne wakacje dla ich córek i żon w Saint Tropez, żadne Formuły I i jakie tam jeszcze przyjemności kupuje się za rosyjskie pieniądze, nie uratują ich od roli posłusznego popychadła w tej celi.
To były tylko przynęty, to, co się nazywa u kagiebistów werbowka [KGB, służba bezpieczeństwa ZSRR 1954-1991; Putin służył w niej od 1975 do 1990]. Najpierw omamia się jakimś cukierkiem: a czemu nie, spróbujmy, czy chcesz coś zarobić? Sumy mogą się różnić, ale mechanizm ciągle pozostaje ten sam. To jest neo-orwellowskie państwo, które chce podbić świat.
Najlepiej to ujął Peter Pomerantsev [urodzony w ZSRR brytyjski dziennikarz, filmowiec, pisarz]: Putin zwerbował całą Rosję. Ludzie są sparaliżowani, zastraszeni, przyzwyczajeni do swojego losu. Może teraz zmieni coś strach, że ich własne dzieci wrócą w trumnach - ale przeciętni ludzie nic o tym nie wiedzą i nie wierzą w doniesienia o stratach.
Wojnę w rosyjskich mózgach wygrał Putin.
Ale w zachodnich mózgach chyba nie wygrał? Reakcje świata są imponujące, trochę wbrew pani pesymizmowi?
Wojna w Ukrainie zadecyduje, jaka będzie ludzkość jako gatunek w XXI wieku. Czy cały świat stanie się orwellowska celą? W erze cyfrowej są ku temu możliwości techniczne, których nie mieli ani Stalin, ani Hitler. O orwellowską rzeczywistość walczy teraz świat fake newsów. Pojawiają się obrazy, filmy, które może są prawdziwe, a może wcale nie?
To jest ten gułag, który już ogrodzili, to jest jakby urojenie. Jeżeli to jest szaleństwo, to ma swoją logikę.
W tym szaleństwie jest metoda, jak mówił Poloniusz o dziwnych wypowiedziach Hamleta.
Problem polega na tym, że w gruncie rzeczy - z czego nie zdajemy sobie sprawy - choroby umysłowe są zakaźne, jest takie pojęcie "szaleństwo dwojga", kiedy para mieszka wspólnie, kiedy ich zabierają do szpitala i rozdzielają, to okazuje się, że chora jest nie jedna osoba, ale dwie, bo ta druga osoba jest pod jej wpływem. Folie à deux. Telewizja, propaganda, internet pomagają rozszerzyć to szaleństwo na cały świat, na kraje, na wielkie grupy ludzi. Teraz jest to technicznie możliwe.
Folie de tous.
Fajnie to brzmi, oczywiście jako termin. My walczymy teraz po stronie światła, przeciwko ciemności rozpełzającej się na ludzkość. Trwa walka dobra ze złem.
Polacy są wstrząśnięci tym, jak reaguje ukraińskie społeczeństwo. To jest niesamowite. Czegoś takiego jeszcze świat nie widział - a media sprawiają, że widzimy to z bliska. Jak to się stało, że osiągnęliście taki poziom hartu ducha, który jednocześnie pozostaje duchem na wskroś demokratycznym?
Takie rzeczy robi się dla ratowania godności. To walka o życie, o niepodległość, o samo istnienie Ukrainy jako kraju i Ukraińców jako narodu.
Oprócz tego, że wierzymy w naszą armię, to wiemy, jak organizować się jako społeczeństwo.
Mamy społeczeństwo obywatelskie w przeciwieństwie do Rosji, która go nie ma i nigdy nie miała. Nasze zostało wyćwiczone na Majdanach.
Wiemy dobrze, co robić w momencie kryzysu, natychmiast organizują się wolontariusze, rusza pomoc.
Widzimy na filmach w sieciach społecznościowych osoby, które własnym ciałem powstrzymują rosyjskie czołgi.
Jest jeszcze to niemal religijne uczucie, trochę dziwne w tak świeckim stuleciu - świadomość, że jesteśmy po stronie światła. Musimy pokonać siły zła, mamy poczucie misji.
Pisze pani, że naród ukraiński jest tak silny także ze względu na apokalipsy, które przeszedł: „Nie wolno zastraszać tych, którzy przeżyli rok 1933 (Hołodomor) i 1986 (Czarnobyl). Skutki mogą być dalekie od oczekiwań”.
Ukraińcy bardzo nie lubią, kiedy się ich straszy, są wtedy wściekli.
Ale przywołuje pani przykład Francji, która swoją apokalipsę I wojny światowej zamieniła w poddaństwo Hitlerowi. Tymczasem Wasze kolejne tragedie Wielki Głód (3,9 mln ofiar), II wojna (6,9 mln), 70 lat brutalnego komunizmu, Czarnobyl nie zniszczyły was, tylko zbudowały. Dlaczego?
(po chwili) Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
Bardzo brakuje mi książek o historii Europy napisanych z punktu widzenia kolektywnej wrażliwości. Bo przecież uważaliśmy, że odrobiliśmy lekcję XX wieku. Nie, nie odrobiliśmy. Biblioteki są pełne książek o ideologii nazistowskiej, trochę mniej o komunistycznej, ale to jeszcze nie znaczy, że odrobiliśmy lekcję, bo przecież ideologie się zmieniają.
Ciągle słyszę, że nazizm i komunizm są za nami, że to już przeszłość, tańczyliśmy z Fukuyamą, jest koniec historii [amerykański politolog, w 1989 r. opublikował esej pt. “Koniec historii?”, a w 1992 roku książkę z takim tytułem już bez znaku zapytania], bogacimy się, uczymy dzieci, jak robić karierę i podsuwamy im książki motywacyjne o powodzeniu w biznesie.
Od 2014 roku przy każdym spotkaniu z młodzieżą mówię: dzieci, przebaczcie, myśmy was przygotowywali do zupełnie innego świata. To było myślenie życzeniowe, my nawet nie do końca opowiedzieliśmy wam o strachu i poniżeniu, które przeżywaliśmy w swoich latach młodzieńczych, bo któż chce opowiadać swojemu dziecku o swoim poniżeniu? Przed dziećmi chcemy się zawsze popisywać, żeby były z nas dumne.
Powiedziałam, że brak mi książek, brak mi takiego rodzaju spojrzenia na naszą przeszłość. Dlatego nie umiem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie wolno straszyć Ukraińców.
I dlaczego się nie boją strachu.
Lub raczej boją się strachu bardziej niż tego, co ten strach przynosi. Boją się powrotu strachu z przeszłości. Wojna to wojna, ale państwowy terror trwający pokolenia to jest coś innego. Francuzi tego nie przeżyli. Oczywiście koniec belle époque [wraz z wybuchem I wojny w 1914 roku] to było okropne doświadczenie i szok dla całej społeczności, ale dla wielu ludzi w Europie, zwłaszcza zachodniej, la belle époque do dziś się nie skończyła.
W ciągu tych ośmiu lat po 2014 roku byli w Brukseli dyplomaci, którzy mówili: wojna jest u was, u nas wojny nie ma.
A nawet: co wam tak zależy, myśmy się poddali Hitlerowi i ocaleliśmy. No, paru żydowskich sąsiadów zniknęło. Takich rzeczy nie mówi się oczywiście publicznie, raczej przy kieliszku, w swoim kółku. Jednak to, że w środowisku ludzi podejmujących decyzje padają takie słowa, świadczy, że czytaliśmy nie te książki, co trzeba.
Taką postawę namawiania Ukrainy do ustępstw w imię zachowania “pokoju” (czy raczej spokoju) obnaża Pani brutalnym porównaniem: to jak “namawianie gwałconej kobiety, by udawała orgazm”.
Stoją za tym złudzenia na temat Rosji. I Francja, i inne kraje decydujące o losach Europy, a teraz z pewnością decydujące o losach Ukrainy, wyobrażają sobie Rosję jak z Tołstoja.
Słyszeliście państwo o Susanne Massie? Była doradczynią Reagana w sprawach rosyjskich i papieżycą anglojęzycznej rusycystyki. Kiedy przyjechałam jako bardzo młoda dziewczyna po raz pierwszy do USA w 1992 roku wykładać ukrainistykę, to dziekan slawistyki wręczył mi jej tom, biblię amerykańskiej slawistyki amerykańskiej: Land of the Firebird: The Beauty of Old Russia [“Kraj ognistego ptaka: piękno starej Rosji”]. Chodzi o żar pticę z ludowych baśni, ptaka spełniającego życzenia, tak jak wasza złota rybka.
Massie jest już po dziewięćdziesiątce. W grudniu 2021 roku przeczytałam króciutką wzmiankę na jakimś rosyjskim portalu – dostała od Putina obywatelstwo rosyjskie, o które poprosiła w maju. Babcia dobrze sobie wykalkulowała, że jednak lepiej umrzeć w swoim mieszkaniu w Sankt Petersburgu niż w amerykańskim więzieniu, kiedy wyjaśni się, że przez cały ten czas po prostu była rosyjską agentką.
A modlili się do niej ludzie, którzy obsiadali katedry slawistyki i uczyli wszystkich tych panów w garniturkach od Armaniego, stojących w kolejce, żeby Putinowi uścisnąć rękę. Uczyli, że Rosja to jest ognisty ptak i piękno rosyjskiej kultury i że Natasza Rostowa [szlachetna postać z “Wojny i pokoju” Lwa Tołstoja] to jest prawdziwe oblicze rosyjskiej kultury.
Rosyjski reżim zawsze umiał z tego korzystać - „Maszę i niedźwiedzia” [serial animowany] kochają dzieci w całej Europie.
W Polsce słyszałam jeszcze w 2013 roku, że Putin to nie Stalin, że Rosja stała się w miarę normalnym krajem. Tak naprawdę nikt nie wyściubiał nosa za Moskwę i nie widział, co się dzieje.
A przecież już w 2004 roku mieliśmy do czynienia z pierwszym aktem próby podbicia Ukrainy - który zakończył się pomarańczową rewolucją. Wtedy Putin poszedł na łatwiznę: tu wstawimy Łukaszenkę, tam wstawimy Janukowycza. Jak mówił Bierezowski: po co kupować fabrykę, kiedy można kupić dyrektora.
Wtedy okazało się, że Ukraina po raz pierwszy stawia opór i 2 mln ludzi wyszło na ulice. Wtedy po raz pierwszy Ukraina zostaje zauważona.
Rodzi się ukraińskie społeczeństwo, które może nie wiedzieć, nie rozumieć, co się dzieje, ale ma nosa i czuje, że z tej północy, wraca do nas coś rozpoznawalnego z opowieści babci. Wraca w postaci ciemnej chmury i znów pojawia się strach. Ukraińcy wychodzą na ulice nie dlatego, że lubią demonstrować, a dlatego, że chcą mieć poczucie niezależności i godności.
I odnoszą niesamowite zwycięstwo, Janukowycz zostaje przepędzony, ląduje w Moskwie. Chyba jednak dzięki Ukraińcom świat wreszcie teraz zrozumiał, że Rosja nie jest Rosją Czechowa, tylko Putina.
Mam nadzieję, że się obudził, sądząc po reakcjach. Rosja wraca do czasów sprzed Piotra Wielkiego. Historia zatoczyło koło. Tak naprawdę to Ukraińcy dali europejską twarz Wielkiemu Księstwu Moskiewskiemu [od końca XIII w. za panowania Iwana Groźnego przekształciło się w 1547 roku w carstwo – red.]. Razem z nazwą, bo Rosja to grecka wersja Rusi, a Ukraińców nazywano Rusinami jeszcze w XX wieku. To z Ukrainy przyszły prądy kulturowe, które stworzyły Rosję. Jednocześnie modernizowali ją Holendrzy i Niemcy.
Jeszcze w czasach Szewczenki można było zachować złudzenie wielonarodowego imperium, ale już było jasne, że ten projekt nie działa. Lubię śledzić, kojarzyć, łączyć - i w powieści, i w eseistyce - wątki rozgrywające się na dłuższej drodze niż jedno ludzkie życie. Jeszcze w 2014 roku powiedziałam, że wracamy do koncepcji Europy Mazepy, do czasów, kiedy imperium rosyjskie będzie musiało znów skurczyć się do Moskowii.
Japonia już upomina się o Kuryle, ale przecież na wschodzie są narody, które Putin skazuje teraz na zagładę. Już cztery lata temu został zniesiony obowiązek nauczania języków nierosyjskich w szkołach. My wszyscy, nie-Rosjanie urodzeni w Związku Radzieckim rozumiemy, co to znaczy. To kwestia wynarodowienia w ciągu jednego pokolenia. Europę to nic nie obchodziło. Tymczasem 80-letni udmurcki naukowiec po tej decyzji Putina podpalił się przed magistratem [było to we wrześniu 2019 roku, prof. Albert Razin, filolog i działacz udmurckiego ruchu narodowego zmarł w wyniku odniesionych obrażeń; autonomiczna republika udmurcka leży na Przedkaukaziu]. No i co – żadnej reakcji.
Ale są też rzeczy, które są świetlikami wskazującymi kierunek ku lepszej Europie, za którymi warto podążać, jeżeli nie chcecie, żeby jutro obudziło nas kopnięcie rosyjskiego buta w wasze drzwi. A tak będzie. W 2008 roku, kiedy Putin napadł na Tbilisi, u nas mówiono i pisano, że dziś Tbilisi, jutro Kijów.
Teraz czas mówić: dziś Kijów, jutro Warszawa, Wilno i co tam jeszcze.
Putin już mówił o Finlandii i Szwecji, że jeżeli chcą do NATO, to tam też może przeprowadzić operację specjalną. Nie nazywa tego wojną. Operacja specjalna jest tajna, nie trzeba mówić o tych tysiącach zabitych w ciągu pięciu dni.
Już jest dowcip: wielka powieść rosyjska „Operacja specjalna i pokój”.
W ten sposób można tym chłopakom, rezerwistom przed wkroczeniem na Ukrainę wmawiać, że tam ich będą przyjmować z kwiatami. Został stworzony obłędny obraz Ukrainy, która jest rzekomo przez kogoś zniewolona – oczywiście przez Amerykanów, bo przecież Ukraińcy nie mogą się zniewolić sami z siebie, bo to też są Rosjanie, tylko o tym zapomnieli.
Ta operacja specjalna to oszustwo na kosmiczną skalę, a stawką jest przebudzenie się Zachodu. Gdy dziś z wami rozmawiam, atakowany jest Kijów, z Charkowa chcą chyba zrobić drugi Grozny. Kiedy walą tymi pociskami po dzielnicach mieszkaniowych to wygląda tak, jakby już nikt nie troszczył się o nic, tylko o wykonanie rozkazu – wziąć Charków, bo inaczej komuś spadną gwiazdki, epolety, albo i głowa.
Bombardowanie Kijowa jest przestępstwem. Wszystko, co tam się dzieje jest przestępstwem przeciwko ludzkości. Unia już to chyba rozumie.
Świat ze zgrozą patrzy na każdy zburzony dom mieszkalny, zastrzeloną przez snajpera kobietę, porody w piwnicach lub metrze.
Jest jeszcze jeden wymiar. Kiedy talibowie zniszczyli posągi Buddy w Bamianie [Afganistan, 2001 rok] wszyscy czuliśmy się okradzeni. Teraz mam wrażenie, że jakoś nikt nie mówi, że bombardowanie Kijowa jest kulturowym barbarzyństwem. Tam jest spuścizna kulturowa całej ludzkości - sobór sofijski, monaster św. Cyryla i jeszcze parę chramów [świątyń]. W Czernihowie też są zabytkowe cerkwie. Jakby ktoś bombardował Paryż, to cały świat rwałby włosy z głowy.
A bombardowany jest Kijów, gdzie są najważniejsze pamiątki wschodniego chrześcijaństwa.
Sobór sofijski jest na liście UNESCO, tylko że nikt o tym nie wie. Za to wszyscy czytali Tołstoja.
Wczoraj zbombardowano Iwanków, miasteczko pod Kijowem, gdzie jest muzeum ludowej malarki ludowej Marii Prymaczenko. Malowała przepiękne, fantastyczne zwierzęta. Na szczęście okazało się, że kilkaset rysunków ocalało, bo były gdzieś na wystawie, a część udało się mieszkańcom uratować i zabrać do domów.
Jakie wiadomości docierają do pani z Ukrainy?
Dzień zaczyna się od telefonów: kto, co, gdzie, jak, gdzie spadła rakieta. Moja była redaktorka wyjechała z dzieckiem swojej koleżanki, zresztą fajnej poetki na prowincję, do swoich rodziców, z dzieckiem swojej koleżanki, a koleżanka zapisała się do obrony terytorialnej.
Jest po jakimś przeszkoleniu?
Ona już wcześniej umiała strzelać. Mąż koleżanki kopie rowy przeciwpancerne wokół Kijowa. Dorośli zostali, a dziecko oddali przyjaciółce, która zabrała je do małego miasteczka Chmielnickij, na Podolu. Chociaż ona pisze, że jakieś 20 km od nich jest fabryka amunicji, więc nie wiadomo, czy nie byłoby bezpieczniej w Kijowie, w metrze.
Wygląda na to, że zaczynają się problemy z zaopatrzeniem, z lekami.
Wczoraj wieczorem po raz pierwszy usłyszałam, że Kijów potrzebuje insuliny, bo zapasy się kończą. Będą transporty Czerwonego Krzyża i Rosjanie będą je ostrzeliwać. Im chodzi o terror.
Niektórzy uważali, że to fake news, ale nie wygląda na to - w trzecim dniu inwazji pojawiła się informacja, że na naradzie u Putina - podobno przebywa na Uralu - zdecydowano, że ma być dziewięć dni terroru wobec cywilów.
To piekło już się zaczęło. Jeżeli w ciągu tych kilku dniu nie uda się Rosjanom zdobyć Kijowa, to poważnie zabiorą się do negocjacji, żeby wyjść z tego z twarzą, choć przecież twarzy nie mogą już zachować.
Nie wiem... Po tym wszystkim, co Rosjanie wyrabiają nie tylko w Charkowie, po ostrzelanych przedszkolach i szpitalach, zabitych dzieciach, nie usiądą tak po prostu do negocjacji.
Następny etap to szantaż nuklearny.
Może ludzkość zasłużyła na taki koniec.
Najrozsądniej byłoby, żeby go zabił ktoś z tych jego oligarchów.
Pół świata na to liczy.
To takie najprostsze, najbardziej oczywiste rozwiązanie. Nie zmieni to Rosji, ale przynajmniej otworzy możliwość zmiany. Nie spowoduje pewnie rozpadu Rosji, ale ocali Ukrainę. Inaczej Putin zrobi z Ukrainy pustynię i cmentarz, bo nie ma nic do stracenia.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze