Jak walczyć z manipulującym opinią publiczną PiS? Populizm zwalczać populizmem? Być jak PiS, tylko bardziej? Dać więcej socjalu? Skuteczniej „bronić bezpieczeństwa Polaków” przed migrantami? Czy nie ma ceny za odsunięcie PiS od władzy? – pisze Ewa Siedlecka
PiS, przekrzykując Suwerenną Polskę i Konfederację, od kilkunastu dni „broni Polski” przed rzekomo planowanym przez Unię mechanizmem solidarnościowej relokacji uchodźców. Powróciła retoryka z 2015 r., że „obcy” są dla nas zagrożeniem. Dowodem na to zagrożenie są zamieszki we Francji, które wybuchły po zastrzeleniu przez policjanta nastolatka algierskiego pochodzenia.
A jednocześnie od początku swoich rządów PiS ściąga tysiące osób chętnych do pracy w Polsce. I choć pochodzą z Azji, Afryki czy krajów arabskich, w nich władza zagrożenia nie widzi. To fakty.
O tych faktach przewodniczący PO Donald Tusk wyemitował w mediach społecznościowych wyborczy klip. Na nagraniu grobowym głosem i z surową miną wygłasza:
"Oglądamy wstrząśnięci sceny z brutalnych zamieszek we Francji. I właśnie teraz Kaczyński przygotowuje dokument, dzięki któremu do Polski przyjedzie jeszcze więcej obywateli z państw takich jak – cytuję – Arabia Saudyjska, Indie, Islamska [podkreślił to słowo szczególną intonacją], Republika Iranu, Katar, Emiraty Arabskie, Nigeria czy Islamska Republika Pakistanu.
Kaczyński już w zeszłym roku ściągnął z takich państw ponad 130 tys. obywateli – 50 razy więcej niż w 2015 r. Te wizy będzie można dostawać łatwo i szybko, i będą je rozdzielać zewnętrzne firmy. Kaczyński szczuje na obcych i na imigrantów, a jednocześnie chce ich wpuścić setki tysięcy, i to właśnie z takich państw. Może potrzebna mu jest wewnętrzna wojna, konflikt, strach polskich obywateli – bo wtedy lepiej mu rządzić, wtedy łatwiej będzie mu wygrać wybory.
Musimy jak najszybciej go odsunąć od władzy, żeby uniknąć tego niebezpieczeństwa. Ono się naprawdę czai za rogiem. Polacy muszą odzyskać kontrolę nad swoim państwem i jego granicami"
Przyjęliśmy tylu uciekinierów wojennych z Ukrainy, że co najwyżej sami staniemy się beneficjentami tego solidarnościowego mechanizmu i dostaniemy środki na ich „zagospodarowanie” w Polsce. Potwierdziła to unijna komisarz spraw wewnętrznych Ylva Johansson.
Ale w taki sposób, posługując się takimi skojarzeniami, że większość odbiorców zrozumiała, że PO u władzy będzie skuteczniejsza niż PiS w obronie Polski przed napływem ludzi innych narodowości i ras. Taka deklaracja to nie jest to, co elektorat PO lubi najbardziej. A skoro tak, to można się spodziewać stopnienia tego elektoratu. Drugim skutkiem takiej retoryki może być nakręcenie społecznej niechęci do cudzoziemców.
I zaczęła się dyskusja, czy Tusk powinien robić nagranie z takim przesłaniem. Co ciekawe, politycy PO zapewniają, że przesłanie zostało źle zrozumiane, zaś sam Tusk milczy o swoich intencjach. Część komentatorów przytacza rozmaite argumenty, którymi tłumaczy Tuska.
Możliwe. Ale jeśli źle zrozumieli, to znaczy, że przekaz był zły. To politycy powinni dbać o jasność swoich komunikatów, o to, by ryzyko, że zostaną źle zrozumiani, było jak najmniejsze. Argumentu o niewłaściwym zrozumieniu użył m.in. Andrzej Halicki w poniedziałkowym „Poranku TOK FM”. I zaraz po tym na pytanie Dominiki Wielowieyskiej, co w takim razie zrobi Platforma z wprowadzanymi właśnie przez PiS ułatwieniami w ściąganiu do pracy cudzoziemców, odpowiedział, że je zmieni tak, by nie było masowego napływu cudzoziemskich pracowników.
Wypowiedź przewodniczącego Platformy wyglądała i brzmiała zupełnie serio. Ale jeśli rzeczywiście była to ironia, czy może parodia pisowskich argumentów, to Donald Tusk nie słucha własnych rad: w tym samym mniej więcej czasie, gdy ukazał się ten spot, Tusk mówił na wiecu we Wrocławiu:
„To nie jest czas, by mówić dowcipy, aluzje, insynuacje. Dzisiaj trzeba mówić wprost: co tu, w Polsce, trzeba robić, by uniknąć złego scenariusza”.
Poza tym: ironia czy nie, słowa o zagrożeniu wypowiedziane w kontekście migrantów ściąganych do pracy z jednej, a zamieszkami po zabiciu przez francuską policję syna algierskich migrantów z drugiej strony jednak padły z ust Donalda Tuska. I żyją własnym życiem, tworząc przekaz, że PO w gruncie rzeczy zgadza się z rządem PiS co do istnienia zagrożenia ze strony migrantów. I że zamierza trzymać granice szczelniej niż PiS.
Słusznie. Ale odpowiedź nie może być równie toksyczna co pisowskie kłamstwa. Nie można w imię celu, jakim jest odsunięcie PiS od władzy, samemu niszczyć wartości, które PiS atakuje.
Nie wiadomo, czy ta strategia jest skuteczna.
Być może da się z jej pomocą przeciągnąć na swoją stronę część populistycznego elektoratu prawicy. Ale można też odstraszyć od udziału w wyborach drugie tyle własnego elektoratu, który populizm uważa za polityczne zło. Nie mówiąc o ludziach młodych, zaangażowanych w pomoc dla migrantów, którzy są zniechęceni do polityki i do tej pory nie chodzili do wyborów. Podsuwa się im dobry powód: „nie ma na kogo głosować”.
Cel uświęca środki – to reguła, według której z sukcesem działał PiS. Prawdopodobnie może być równie skuteczna także w rękach opozycji.
Tylko jeśli odsunięcie od władzy PiS stanie się wartością, dla której można, choćby czasowo, poświęcić praworządność, solidarność społeczną, tolerancję i otwartość, to na czym oprzeć wiarę, że te wartości będą potem szanowane?
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze