Poseł PSL Jarosław Rzepa w lipcu głosował przeciwko projektowi o dekryminalizacji pomocy w aborcji, przyczyniając się do odrzucenia tego projektu. Zmienił jednak zdanie, kiedy w listopadzie projekt wrócił do Sejmu
Na początku listopada Sejm ponownie zajął się projektem, który zakłada częściową dekryminalizację aborcji.
Za pierwszym razem – w lipcu 2024 roku – projekt przepadł. Nieudane głosowanie wywołało burzę i niezadowolenie wyborców i wyborczyń koalicji rządzącej. Przeciwko głosowała większość posłów PSL – w tym wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz i wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski. Z partii ludowców tylko cztery posłanki były za uchwaleniem ustawy m.in. Agnieszka Kłopotek, Jolanta Zięba-Gzik, Urszula Pasławska i Magdalena Sroka. Dwóch posłów KO było nieobecnych (jeden z nich stracił potem stanowisko wiceministra), a Roman Giertych nie głosował, mimo że był na sali obrad.
Jarosław Rzepa, poseł PSL po tym głosowaniu wrócił do rodzinnego Szczecina i po rozmowie z córką oraz żoną postanowił zorganizować spotkania z wyborcami, by dowiedzieć się, co tak naprawdę myślą o tym projekcie. Dowiedział się, że poglądy wyborców PSL szybciej się liberalizują niż poglądy jego partyjnych kolegów.
W listopadzie głosował przeciwko odrzuceniu projektu. Sejm skierował ustawę do dalszych prac. Nie wiadomo na razie, kiedy wyjdzie z komisji.
Natalia Sawka OKO.press: Jak to jest rozmawiać z rozczarowanymi wyborcami? Mówię o pańskim zderzeniu z rzeczywistością po głosowaniu ws. depenalizacji pomocy w aborcji.
Jarosław Rzepa, poseł PSL: Ciężko, ale dzięki dyskusjom i wymianie zdań można potem dojść do kompromisu. Ten kompromis w sprawach światopoglądowych jest nam dzisiaj bardzo potrzebny w toczącej się już właśnie prekampanii prezydenckiej. Dyskusja dotycząca aborcji, czy związków partnerskich powinna zostać rozwiązana na poziomie parlamentarnym niezależnie od decyzji prezydenta. Nie powinniśmy eskalować tego sporu między partiami, bo naszym głównym celem jest wygrana w wyborach prezydenckich.
Swoją drogą dziwne, że PSL nie chce mieć swojego kandydata.
Nie zamierzamy go wystawiać. My się obawiamy jednej rzeczy. Jeśli teraz każda partia wystawi własnego kandydata, to ryzykujemy podziałem, przez który wiele osób może zrezygnować z udziału w drugiej turze, twierdząc, że nie ma na kogo głosować. Wydaje mi się, że wybory wygramy wtedy, gdy od samego początku skonsolidujemy elektorat na rzecz jednego kandydata.
Tego jednego kandydata jednak nie będzie. Niedługo dowiemy się, kto wygra w prawyborach Platformy Obywatelskiej.
Zły jestem na wicemarszałka Michała Kamińskiego, bo to on namieszał w tym kotle. Dziś mówi, że Radosław Sikorski byłby najlepszym kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta. Ostatecznie to ludzie dokonują wyboru. Nie możemy zapominać, że musi to być kandydat akceptowalny dla co najmniej 50 proc. wyborców. To powinna być osoba, która wykazuje większą empatię. Nawet jeśli mówi się, że dziś potrzeba silnego i zdecydowanego charakteru, to nie wystarczy. On musi być skuteczny, a wydaje mi się, że więcej skuteczności ma dziś Rafał Trzaskowski.
W lipcu głosował pan przeciwko depenalizacji pomocy w aborcji. Teraz zmienił pan zdanie. Jak do tego doszło?
No właśnie – po głosowaniu przyjechałem do domu, gdzie
czekały na mnie moja żona i córka, które zaprosiły mnie do stołu, ponieważ obie chciały ze mną poważnie porozmawiać.
Nie ukrywały oburzenia. Wcześniej rozmawiały ze swoimi koleżankami. Z ich relacji wynikało, że wszystkie one wierzyły, że w tej kwestii zachowam się trochę inaczej niż pozostali członkowie mojej partii.
Domyślam się, że ta rozmowa nie była łatwa.
Wspólnie doszliśmy do pewnej konkluzji. Obiecałem, że zorganizuję kilka spotkań, na które zaproszę wyłącznie ludzi, którzy oddali na mnie swój głos. Są to osoby, które znam od lat, z różnych środowisk i wspólnych działań. Wiedziałem, że ustawa w takiej czy innej formie wróci pod obrady Sejmu, więc powiedziałem, że jeśli na tych spotkaniach padną te same argumenty, to obiecuję, że następnym razem zagłosuję zgodnie z oczekiwaniem elektoratu, a nie zgodnie ze swoimi przekonaniami. A ja byłem mocno rozdarty między własnym światopoglądem a oczekiwaniami liberalnego elektoratu, mocno to odczułem.
Na tych spotkaniach?
Tak i w większości przyszły na nie kobiety. Było też dużo młodych osób, co mnie pozytywnie zaskoczyło. No i usłyszałem bardzo dużo krytycznych słów. Nie będę mówił jakich, ale były bardzo osobiste. To było dla mnie przykre, ponieważ bardzo cenię te osoby za ich aktywność. To nie były tylko osoby związane z PSL, ale też liderki różnych środowisk, działaczki kół gospodyń wiejskich czy prezeski różnych fundacji.
Były oburzone?
One wprost mówiły: „Jesteśmy na ciebie wkurzone”.
Znamy się długo, więc odebrałem tę złość jako wyraz raczej dobrej emocji. Tych spotkań było kilka i przy trzecim uznałem, że dobrze, zmienię swoje podejście i następnym razem zagłosuję inaczej. Moi wyborcy to przyjęli – była to obietnica, którą zobowiązałem się spełnić.
I jej pan dotrzymał. Na początku listopada razem z 16 innymi posłami PSL głosował Pan przeciwko odrzuceniu projektu o dekryminalizacji pomocy w aborcji.
W Krzyżycach pod Szczecinem podeszły do mnie niektóre osoby i podziękowały za dotrzymanie słowa. Widziałem, że wyborcy są zadowoleni, ponieważ czuli, że mają wpływ na rzeczywistość, a ich działania mają sens.
I co pan wtedy czuł?
To było miłe. W takich trudnych momentach warto pozbyć się przekonania, że mój elektorat myśli tak samo, jak ja. Czasami taka intuicja zawodzi.
Dla mnie nauka jest taka, żeby podejmować decyzje i głosować w taki sposób, by nie obciążać niezadowoleniem osób, które mają inne zdanie. Mieszkam w województwie zachodniopomorskim i ono jest bardziej liberalne niż wschodnia część Polski.
Ale PSL jest różny – inny w mieście, inny na wsi. Jutro jadę do Lublina i w okolice powiatu parczewskiego, który jest bardziej konserwatywny. Zobaczymy, jak zostanę oceniony w tamtym środowisku.
Projekt przeszedł do prac komisji. Co dalej? Będziecie chcieli wprowadzić do niego poprawki?
Nie planujemy wprowadzać poprawek. Próbujemy znaleźć porozumienie w sprawie prawa dotyczącego aborcji. Naszym zdaniem pójściem do przodu jest powrót do kompromisu.
Czyli do stanu sprzed 2020 roku, kiedy to obowiązujące w Polsce od 1993 roku przepisy antyaborcyjne zostały zmienione na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Ale wciąż zabieg będzie uznawany za nielegalny, a kobiety nie będą czuć się bezpiecznie.
Na tę chwilę jest to jakieś rozwiązanie.
Owszem, Lewica powie, że to zgniły kompromis, Platforma, że “taki sobie kompromis”, a my powiemy, że jest to jedyne realistyczne rozwiązanie w obecnej sytuacji politycznej.
Pojawia się też kwestia Krakowskiego Przedmieścia [miejsce urzędowania prezydenta RP] , ale to jest już tylko kwestią czasu. Zmiany powinny dziać się stopniowo, bo wtedy dla niektórych będą one bardziej przyswajalne.
Temat dekryminalizacji pomocy w aborcji pokazuje, że to emocjonalne wspieranie bliskich zwykle leży po stronie kobiet. To do matki, siostry czy do przyjaciółki przyjdzie osoba, żeby się wypłakać czy poprosić o pomoc. Pan czytał kiedykolwiek świadectwa osób, które doświadczyły aborcji?
Słyszałem te opowieści. Zawsze traktowałem to jako trudne doświadczenie. W mojej opinii, decyzje, które podejmujemy, zawsze wiążą się z ryzykiem i mogą mieć różne konsekwencje w przyszłości. Dlatego uważam, że przy opracowywaniu kolejnych projektów, na przykład dotyczących aborcji, powinniśmy uwzględniać opinię psychologów i lekarzy. Ich wiedza i doświadczenia kliniczne mogą pomóc uświadomić skutki takich decyzji.
Widział pan wideo OKO.press z marszałkiem Markiem Sawickim, który zamyka drzwi przed kobietą, która żyje w związku jednopłciowym i jej dziećmi?
Marek nie szczędzi cierpkich słów. Mocno się zradykalizował. Prezentuje swoje podejście w charakterystyczny sposób.
Niedawno skończyły się konsultacje rządowego projektu ustawy o związkach partnerskich przygotowanego przez ministrę Katarzynę Kotulę. Kosiniak-Kamysz jednak uważa, że ten projekt jest "zbyt radykalny”. Co zatem będzie z projektem o związkach partnerskich?
Ostatnio wyraziłem swoje niezadowolenie wobec projektu Urszuli Pasławskiej o statusie osoby najbliższej [to projekt PSL, który nie został jeszcze przedstawiony opinii publicznej – przyp. red.]. Mówię jej: “Ula, po co my to robimy?”. Uważam, że już samo to, że minister Kotula wycofała się z wielu propozycji, jest wystarczającym kompromisem. Nawet w kwestii tego, czy związek partnerski może być zawarty w urzędzie stanu cywilnego, udało nam się dojść do jakiegoś porozumienia. Uważam, że ta ustawa to duży krok naprzód, zwłaszcza jeśli chodzi o regulację dotyczącą związków. To nie jest drobny postęp, ale znaczący krok. Zobaczymy jednak, jaki będzie ostateczny rezultat.
Ale znajdzie się wystarczająca liczba posłów PSL, którzy poprą projekt Kotuli?
Myślę, że tak. Znajdzie się grupa posłów, która go poprze.
Władza
Wybory
Szymon Hołownia
Władysław Kosiniak - Kamysz
Marek Sawicki
Sejm X kadencji
aborcja
PSL
Sejm
związki partnerskie
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze