Emmanuel Macron w ostrych słowach skrytykował Polskę. Od tego czasu nie milkną utyskiwania polityków PiS. Ale z każdą wypowiedzią przekonujemy się tylko, że polską polityką zagraniczną nie rządzi żaden plan, tylko emocje. W międzyczasie przegrywamy bardzo istotną dla Polski sprawę pracowników delegowanych i tracimy znaczenie w regionie
Ale to nie jedyna taka wypowiedź.
Do bojkotu francuskich produktów otwarcie nawołuje poseł Arkadiusz Mularczyk.
Tylko czy faktycznie zaboli? Raczej nie.
Wartość polsko-francuskiej wymiany gospodarczej w 2015 roku wyniosła niecałe 18 mld euro. Ale wartość francuskiego eksportu do Polski sięgała wówczas zaledwie 7,5 mld euro. To niecałe 1,5 proc. wartości całego francuskiego eksportu (506 mld euro). Nic, czego błyskawicznie nie dałoby się odrobić sprzedażą w innych państwach. A jakikolwiek skuteczny bojkot nie objąłby przecież całości sprzedawanych w Polsce dóbr. Nawet najbardziej udany nie byłby więc dla Francji zauważalny.
Eliminacja francuskich produktów byłaby bardziej dotkliwa dla Polaków, bo stracilibyśmy dostęp do zaawansowanych technologii produkcyjnych, pojazdów, sprzętu elektronicznego oraz leków i kosmetyków, które są głównymi artykułami kupowanymi przez nas od Francji.
Macron już w kampanii wyborczej dał się poznać jako krytyk obecnego rządu w Warszawie. Wielokrotnie strofował PiS za łamanie zasad państwa prawa i niszczenie jedności Unii Europejskiej.
W polskich mediach znów było o nim głośno, gdy ostro wypowiedział się o Polsce podczas wystąpienia 26 sierpnia 2017 w bułgarskiej Warnie.
„Polska nie definiuje dzisiaj przyszłości Europy i nie będzie definiować jej jutro” – powiedział wówczas francuski polityk. „Europa to region stworzony w oparciu o wartości i swobody demokratyczne, z którymi Polska jest dzisiaj skonfliktowana” – dodał.
Podczas swojej podróży po Europie Środkowej odwiedził Austrię, Bułgarię i Rumunię. Spotkał się też z przywódcami Czech i Słowacji. Polskę i Węgry ominął.
Można się oburzać na prezydenta Francji za ostre słowa i za pominięcie Polski w negocjacjach. Warto jednak mieć też jakiś plan ofensywy dyplomatycznej i zawalczyć o polskie interesy. Trudno zachwycać się polską dyplomacją, gdy szefowa rządu traktuje prezydenta Francji jak niesfornego dzieciaka.
Macron odbył tę podróż, by porozmawiać o sprawie pracowników delegowanych. Chce zmiany unijnej dyrektywy w z 1996 roku. Według jego pomysłu, polskiemu pracownikowi wysłanemu przez swoją firmę do pracy w innym kraju miałyby przysługiwać te same prawa, co miejscowemu – łącznie z wynagrodzeniami i premiami.
Teoretycznie to dobrze dla pracowników. Jednak w praktyce mogą na tym stracić. Polskie firmy przestałyby być konkurencyjne względem lokalnych podmiotów i nie mogłyby nadal liczyć na zagraniczne kontrakty, co znacząco pogorszyłoby sytuację wielu naszych pracowników, pracodawców oraz całej gospodarki. Pomysł prawdopodobnie popierają też Niemcy – sami próbowali w przeszłości takich rozwiązań za pomocą własnego prawodawstwa.
Najwięcej pracowników tego typu wysyła właśnie nasz region. Najwięcej przyjmują Niemcy, Belgia, Austria i właśnie Francja. Dlatego Macron przyjechał tu negocjować. Państwa Europy Środkowej i Wschodniej powinny teoretycznie być przeciwko. Ale chcą rozmawiać, żeby decyzja nie została podjęta bez nich i by nie zostać wypchniętym poza ośrodki decyzyjne UE.
Tymczasem Polska, która wysyła najwięcej pracowników ze wszystkich (według danych Komisji Europejskiej 460 tys.) nie jest w stanie poprowadzić żadnego dialogu.
Źródło: Komisja Europejska, Bloomberg
PiS wiele mówi ostatnio o przywództwie Polski w regionie. Zwłaszcza odkąd brakuje sojuszników na Zachodzie. Ostatnio najczęściej powtarzane przez polskich dyplomatów terminy to "Grupa Wyszehradzka" i "Trójmorze" - czyli wielki sojusz państw Europy Środkowej i Wschodniej (w marzeniach PiS również pod polskim przywództwem).
Tymczasem wychodzi na to, że odwracają się od nas wszyscy. Negocjacje z Francją to tylko początek szerszego procesu – czeski premier Bohuslav Sobotka chce zacieśnienia współpracy trójkąta Czechy - Austria – Słowacja. Na kompromis w sprawie przyjmowania uchodźców chcą iść Słowacja i Rumunia.
Niedługo nie będziemy mogli liczyć na nikogo, może poza Węgrami.
Co z tym robi Polski rząd? Nic. Zamiast reagować, bezmyślnie odpowiada, że Francja gra przeciwko nam z zazdrości o świetnie rozwijającą się Polską gospodarkę.
"Doradzam Panu prezydentowi, aby zajął się sprawami swojego kraju, być może wtedy uda mu się osiągnąć takie same wyniki gospodarcze i taki sam poziom bezpieczeństwa swoich obywateli, jaki gwarantuje Polska" – skomentowała słowa Macrona premier Beata Szydło.
"Francuska gospodarka nie jest w tej chwili w stanie konkurować z prężnymi gospodarkami wielu krajów europejskich, w tym również z Polską. Wynika to z tego, że pracownicy francuscy mają olbrzymie benefity socjalne" - to z kolei słowa szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego.
Ile sensu jest w takim gadaniu OKO.press pisało już wcześniej:
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze