0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Piotr Skórnicki / Agencja GazetaPiotr Skórnicki / Ag...

Podane w czwartek 14 stycznia dane o szczepieniach w grupie 0 ("medyków") są zaskakująco dobre. Zanotowaliśmy dobowy rekord prawie 60 tys. dawek, co oznacza po 96 szczepień na punkt. Średnia z ostatnich siedmiu dni zbliżyła się do 30 tys.

Zaskakujące na tle poprzednich danych jest to, że środa (bo w czwartek poznajemy dane ze środy) okazała się lepszym dniem niż poniedziałek i wtorek, czyli złamany został dotychczasowy fatalny cykl, w ramach którego 624 punkty (w 509 tzw. szpitalach węzłowych) szczepiły intensywnie tylko na początku tygodnia, a potem wykańczały resztki z poniedziałkowej dostawy.

Druga wiadomość, trudniejsza do zauważenia, jest jeszcze lepsza. Liczba dostarczonych od początku szczepień dawek do punktów szczepień wyniosła w czwartek 521 220, co oznacza, że w porównaniu ze środą wzrosła o prawie 38 tys. dawek.

Oznacza to odejście od sztywnego systemu, który obowiązywał do tej pory, że dawki szczepionki Pfizera były zamawiane przez szpitale wyłącznie w czwartki i dostarczane w poniedziałki. Docierały już rozmrożone, a więc do wykorzystania w ciągu 5 dni. Usztywniało to system, bo szpitalom trudno było planować liczbę szczepień z takim wyprzedzeniem, a w soboty i niedziele dostarczone w poniedziałek szczepionki nie nadawały się do użytku.

Dodatkowe 38 tys. dawek, które trafiły w czwartek do szpitali, to efekt decyzji Agencji Rezerw Materiałowych, by wprowadzić dwa dodatkowe dni dostarczania szczepionek: poza poniedziałkiem jeszcze czwartek i piątek:

W odpowiedzi na wpis dr Pawła Grzesiowskiego, eksperta Naczelnej Izby Lekarskiej ds. COVID, Agencja tłumaczy, że "taka możliwość była od początku" (zapewne stąd brały się śladowe zaszczepienia w weekend), ale teraz "wprowadzamy [ją] na stałe do systemu, aby uprościć ten proces. Zależy nam na jak najszybszym zaszczepieniu wszystkich chętnych".

Dobrze, że władze wycofują się z niemądrego systemu, choć szkoda, że go nie wprowadziły wcześniej, konsultując się z ekspertami i szpitalami.

Poprzedni system krytykowaliśmy już 4 stycznia m.in. cytując dr. Grzesiowskiego. Tłumaczył, że zamawianie w czwartek szczepionek na cały następny tydzień sprawia, że „trudno zaplanować i zrealizować harmonogram dla kilkuset osób w 4 dni”. W odpowiedzi na narzekania władz (ministrów Niedzielskiego i Dworczyka, czy wojewody Radziwiłła), że nie da się szczepić szybciej, bo brakuje szczepionek pisaliśmy: "zamiast narzekać na brak dostaw, trzeba je lepiej wykorzystać – uelastycznić system, wprowadzić dwie dostawy tygodniowo". Jak widać, Agencja poszła nawet o krok dalej - trzy dostawy.

Przeczytaj także:

Kiedy zatem skończą się szczepienia "medyków"?

13 stycznia zaszczepiono 369 tys. osób, czyli wykorzystano 35 proc. z otrzymanych do tej pory dawek. Ale do szpitali dostarczono już 521,2 tys., czyli 49,6 proc. W lodówkach Agencji Rezerw Materiałowych zostało drugie tyle (530,6 tys.), co jest odpowiednim buforem - to dawka na drugie szczepienie.

Na pozór drobna zmiana procedur może radykalnie poprawić tempo szczepienia "medyków". Przyjmijmy za rządem założenie, że zgłosi się 70 proc. z miliona upoważnionych, czyli 700 tys. osób. Ile to potrwa?

Do środy wykonano 369,2 tys. szczepień. Do wykonania pozostało nieco ponad milion - 1030,8 tys. szczepień (330,8 tys. pierwszych i 700 tys. drugich).

Gdyby szczepienia poszły w obecnym tempie 30 tys. dziennie potrwałyby 34 dni, czyli do 16 lutego.

Prawie na pewno nowy, bardziej elastyczny system zamówień sprawi, że tempo wzrośnie i możemy dojść nawet do 40 tys. dziennie. Wtedy szczepienia mogłyby skończyć się już 7 lutego.

Proces szczepień można jeszcze przyspieszyć, gdyby zmniejszyć dwie inne bariery.

  • Preparat Pfizera trzeba przechowywać w temperaturze minus 70 stopni. Po rozmrożeniu można go trzymać w zwykłej lodówce nie dłużej niż 5 dni. Władze zdecydowały, że wszystkie punkty szczepień będą dostawać szczepionkę już rozmrożoną. Tymczasem są szpitale węzłowe, które mają odpowiedni sprzęt do bezpiecznego przechowywania preparatu Pfizera i one mogłyby bezpiecznie zamawiać większe dawki, bez obawy, że nie zdążą ich wykorzystać.
  • Opisywaliśmy też strach „żeby się nie zmarnowało”, jako błąd systemowy. Szpitale boją się zamówić zbyt dużo, bo obowiązują sztywne zasady, że można szczepić wyłącznie „medyków”. NFZ dał w okresie świątecznym furtkę na wykorzystanie nadmiaru szczepionek dla lekarskich rodzin i pacjentów, ale 6 stycznia ją zamknął. Inicjatywy w rodzaju zaszczepienia „grupy Jandy” mogą się dla szpitala fatalnie skończyć, a rząd rozdął aferę z grupą aktorów i aktorek do niebywałych rozmiarów. Swoje dołożyły też tabloidy, a „Super Express” podał służbowy telefon do aktorki i dał tytuł „Chcesz się zaszczepić, zadzwoń do Jandy”. Zostawienie przemyślanej formuły wykorzystania nadmiarowych dawek mogłoby zwiększyć zamówienia.

Kierowca i pracowniczka hurtowni leków też są medykami

Tempo szczepień "medyków" nie ma większego znaczenia dla pozostałych grup, które będą szczepione w innym systemie, w blisko 6 000 punktów w całym kraju (ich lista tutaj). Znaczenie ma liczba "medyków" do zaszczepienia, bo wszyscy zainteresowani korzystają ze wspólnej puli szczepionek.

Zgodnie z Narodowym Programem Szczepień etap zero obejmuje "pracowników sektora ochrony zdrowia (personel medyczny, pracowników DPS i MOPS oraz personel pomocniczy i administracyjny w placówkach medycznych, w tym stacjach sanitarno-epidemiologicznych)".

Jak wyjaśniło ministerstwo zdrowia, są to osoby "najbardziej narażone na zakażenie koronawirusem z racji wykonywanych obowiązków zawodowych".

Nikt nie zakwestionuje, że ludzie, którzy ratują zdrowie i życie osób zakażonych, powinni być najlepiej zabezpieczeni. Także dlatego, że każde ich zachorowanie zmniejsza wydolność systemu.

Jak 30 grudnia podała PAP za ministerstwem zdrowia, w 2020 roku na COVID-19 zmarło 66 lekarzy, 48 pielęgniarek, 10 dentystów, 4 farmaceutów, 5 ratowników, 4 położne. Razem 137 osób.

W tych sześciu grupach zawodowych zakażonych zostało 81 910 osób.

To nie znaczy jednak, że wszyscy zakwalifikowani do etapu zero spełniają warunek szczególnego narażenia na zakażenie. Ministerstwo precyzuje, że w grupie 0 znaleźli się:

  • pracownicy szpitali węzłowych,
  • pracownicy pozostałych podmiotów wykonujących działalność leczniczą,
  • stacji sanitarno-epidemiologicznych,
  • pracownicy aptek, punktów aptecznych,
  • pracownicy Domów Pomocy Społecznej,
  • pracownicy Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej.

To dość oczywiste grupy, nie jest jednak jasne, czy wyjątkowo narażeni na zakażenie są pracownicy:

  • punktów zaopatrzenia w wyroby medyczne,
  • hurtowni farmaceutycznych,
  • firm transportujących leki.

Innymi słowy, pracowniczka sortująca czy pakująca leki i kierowca dowożący je do aptek, a także personel pomocniczy w stacji Sanepidu znaleźli się grupie najbardziej uprzywilejowanych, przed 80-latkami. Zapewne bardziej od nich narażone na zarażenie są np. kasjerki supermarketów, czy listonosze.

Nie zawsze oczywisty jest też priorytet dla pracowników i studentów uczelni medycznych (do których zaliczono też uczelnie psychologiczne) którzy zostali wyróżnieni z grona akademickiego. Poza - rzecz jasna - oczywistymi przypadkami studentów i pracowników, którzy mają zajęcia lub staże w szpitalach.

Ministerstwo zdrowia podkreśla: "Ważne! Do grupy 0 zalicza się także personel niemedyczny pracujący w wymienionych podmiotach, czyli administracyjny i pomocniczy".

Logika myślenia sektorowego. Czy można było inaczej?

Wydaje się, że zwyciężyła tu logika myślenia sektorowego: "Do szczepień można zgłaszać cały personel pracujący (w tym administracyjny i pomocniczy) lub wykonujący zawód w podmiotach z sektora ochrony zdrowia, niezależnie od podstawy zatrudnienia, również w formie wolontariatu lub w ramach praktyk zawodowych, niezależnie od tego czy dana osoba wykonuje zawód medyczny".

Są poważne argumenty za takim podejściem.

Inaczej mogłoby dochodzić do sytuacji i konfliktów, że w jednej jednostce organizacyjnej pracowaliby ludzie z etapu zero i tacy, którzy musieliby na szczepionkę poczekać.

Ponadto, chodzi o ochronę całej branży przed paraliżem, bo np. bez kierowców nie byłoby dostaw leków, a brak sekretarki sparaliżowałby oddział Sanepidu.

Nie chodzi o to, by komuś żałować, że szybciej się zaszczepił. Ale w tak delikatnej sprawie jak kolejka do bezpiecznego życia można było być może ograniczyć szczepienia "medyków" do armii z pierwszej linii frontu.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze