Na czym dokładnie polega zamach Lex Czarnek na edukację? Jak się bronić? Jak mimo wszystko, już teraz można poprawić szkołę? Co mogą zrobić rodzice zamiast zamartwiać się losem dzieci? Odpowiada Alicja Pacewicz*, jedna z inicjatorek kampanii #WolnaSzkoła". I opisuje sukcesy kampanii
Odpowiedzią na próby niszczenia polskiej edukacji jest sprzeciw wobec Lex Czarnek i Lex Wójcik. Naszym symbolem jest czerwona ekierka. Ale nie chodzi tylko o protest, także o mobilizację do wspólnego myślenia o lepszej szkole i konstruktywnych działań na rzecz innej edukacji. Nawet w obecnych warunkach można wiele uratować, a nawet poprawić. Można skorzystać z ustawowej "swobody wyboru metod nauczania" czy tworzenia "szkolnego programu wychowawczo-profilaktycznego", aktywizować Radę Rodziców i samorząd uczniowski.
Takie cele stawia sobie zapoczątkowana 26 sierpnia 2021 roku nasza kampania “Wolna szkoła”. Nasza, czyli już prawie 80 organizacji społecznych z całej Polski, ze wsparciem ZNP, a także niezależnego związku zawodowego Oświata Polska, Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, czyli organizacji dyrektorów i dyrektorek, a przede wszystkim samorządów lokalnych zrzeszonych w Związku Miast Polskich, Unii Metropolii Polskich i powstałym w 2020 roku stowarzyszeniu Samorządy dla Polski.
Wymieniam tę listę nie z biurokratycznego obowiązku, ale żeby podkreślić, że #WolnaSzkoła żyje ponad podziałami, szeroko jak żadna do tej pory inicjatywa edukacyjna. Można gorzko stwierdzić, że minister Czarnek połączył nas wszystkich.
Opublikowany w niedzielę 5 sierpnia 2021 sondaż Rzeczpospolitej też jest świadectwem, że poparcie projektów ministra jest marginalne.
Na pytanie, jak zmienia się edukacja pod rządami ministra Czarnka, tylko 13 proc. wybrało odpowiedź „na lepsze".
Aż 57 proc. respondentów uznało, że zmienia się "na gorsze". 17 proc. było zdania, że Czarnek nie zmienia szkoły (ani na lepsze, ani na gorsze), a 13 proc. wybrało "trudno powiedzieć".
W ramach kampanii przygotowaliśmy naszą odpowiedź na to, jak zmienić edukację, żeby naprawdę była lepsza. To 16 (a docelowo 24) tzw. policy papers, czyli projektów rozwiązań kluczowych problemów polskiej szkoły AD 2021.
Kampania hula w Internecie. Informacjami wymieniają się nauczyciele i nauczycielki, w tym popularne postaci jak Babka od histy, czyli nauczycielka historii z Poznania, Agnieszka Jankowiak-Maik nagrodzona 31 sierpnia medalem wolności słowa czy Baba od polskiego, polonistka Aneta Korycińska z Warszawy.
Z właściwą sobie pasją zaangażował się Jurek Owsiak. Popiera kampanię Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, kandydatka opozycji na RPO.
O #WolnejSzkole napisały wszystkie portale, w sieci wiadomości o niej dotarły do 15 milionów osób, nie licząc wielomilionowej widowni telewizyjnej.
Sukcesem okazał się spot kampanii "Lekcja nr 1. Najpierw dzieci, potem kariera". Na FB miał 709 tys. wyświetleń, na Instagramie, który jest ważny, bo to medium młodych i bardzo młodych ludzi - 300 tys., na Twitterze - 94 tys. , na YouTube - 105 tys.
Razem daje to już ponad 2 mln 220 tys. wyświetleń "Lekcji nr 1". Popularność krótkiego filmu, który w obrazowy sposób pokazuje niebezpieczeństwo szkoły indoktrynującej dzieci, jest tym ważniejsza, że nowelizacja prawa oświatowego, jaką forsuje PiS, to zawiła kwestia prawna i nawet wiele dyrektorek i nauczycieli, wciąż nie wie, na czym ma ona polegać.
Z tego względu cenne jest też zaangażowanie popularnych osób publicznych, jak Maja Ostaszewska, Maria Seweryn, Michał Rusinek, Justyna Sobolewska, Dawid Ogrodnik, Andrzej Chyra, Mariusz Szczygieł, Anita Sokołowska. Zainteresowani są politycy opozycji, wiele posłanek i posłów udostępnia nasze materiały.
Czerwone ekierki pojawiły się na ulicach i przystankach m. in. w Bydgoszczy i Warszawie.
Ale skąd ten cały ruch? I po co?
#WolnaSzkoła to obywatelski sprzeciw wobec zmian prawa oświatowego, przygotowanych w wakacyjnej przerwie przez MEiN. Ich celem jest “zwiększenie roli organów nadzoru” nad szkołami, wzmocnienie wpływu kuratoriów na wybór dyrektorów oraz wprowadzenie możliwości ich szybkiego odwołania. Nowelizacja ogranicza kompetencje samorządów lokalnych, które od lat 90. z dobrymi efektami prowadzą publiczne szkoły. Utrudni pracę samodzielnie myślących dyrektorów, którym grozić będzie zwolnienie, a nawet firmowane przez wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika nowe sankcje karne. Nasili się efekt mrożący, który już od kilku lat widać w wielu placówkach.
Wystarczy jeden donos, kontrola z kuratorium i zalecenia pokontrolne, by - w razie ich niespełnienia - zwolnić dyrektorkę w 2-3 tygodnie. Samorząd ani sama zainteresowana nie mogłaby się nawet odwołać.
Nowe przepisy, jeśli naprawdę zostaną uchwalone, zamkną szkoły na współpracę z organizacjami społecznymi i lokalnymi instytucjami. Kto będzie ryzykował zaproszenie do szkoły organizacji prowadzącej edukację ekologiczną ,a tym bardziej europejską lub prawną? Kuratorowi może się to nie spodobać, a bez jego pozytywnej opinii zajęcia się nie odbędą, nawet jeśli chcą ich rodzice albo samorząd uczniowski.
W atmosferze strachu nie da się pracować. Niepokorni nauczyciele, którym “nie jest wszystko jedno” i bardziej ambitni dyrektorzy odejdą ze szkół - to zresztą już się dzieje. Chyba, że zastosują kamuflaż albo zrezygnują ze swoich pomysłów, czekając na lepsze czasy. Tak czy owak - fatalne strategie dla szkoły i uczniów.
Sprzeciw wobec zmian proponowanych przez rząd PiS nie oznacza jednak bezkrytycznej obrony edukacji tworzonej do 2015 roku ani tym bardziej akceptacji dla tego, jak dziś ona wygląda. Polska szkoła od sześciu lat jest bezustannie nękana kosztownymi zmianami, niepotrzebnymi i nieuzasadnionymi realnymi potrzebami ani badaniami. Zmiana ustroju szkolnego, likwidacja kilku tysięcy gimnazjów, dramatyczny wzrost liczby uczniów w szkołach średnich, a także rozszerzenie już poprzednio nadmiernie rozdętych podstaw programowych - te obciążenia spadły przede wszystkim na dyrektorów i nauczycieli. Nie mówiąc już o samorządach lokalnych, które musiały, zwykle wbrew własnej woli, te zmiany realizować.
“Reformy” wprowadziły do szkół chaos i pokazały, że od środowisk szkolnych tak naprawdę nic nie zależy. To poczucie ugruntowały protesty nauczycielskie w kwietniu 2019 roku, zakończone fiaskiem - rząd całkowicie zlekceważył strajkowe postulaty.
Trzy fale pandemii i kilkanaście miesięcy pracy w trybie zdalnym z niewielkim wsparciem ze strony rządu (za to z kontrolami, czy realizowana jest podstawa programowa), jedynie potwierdziły przekonanie, że polscy nauczyciele, uczniowie i ich rodzice mogą liczyć głównie na siebie. I na władze samorządowe, których wkład w oświatę, nie tylko finansowy, stale rośnie, mimo względnego spadku dochodów gmin.
Odpowiedzią na dalsze próby niszczenia polskiej edukacji jest sprzeciw wobec Lex Czarnek i Lex Wójcik. Jego symbol to czerwona ekierka. Ale nie chodzi tylko o protest - chodzi też o mobilizację do wspólnego myślenia o lepszej szkole i konstruktywnych działań na rzecz innej edukacji. Nawet w obecnych warunkach można wiele uratować, a nawet poprawić.
Akcja #WolnaSzkoła ma takie właśnie dwa wymiary: protestu i postulatu, odrzucenia i tworzenia, anty i pro. Chodzi więc nie tylko o “wolność od” szkodliwych pomysłów, ale także “wolność do”.
Czerwona ekierka ma także posłużyć do projektowania lepszej przyszłości.
Polska potrzebuje szkoły, która jest blisko potrzeb uczennic i uczniów, rozumie oczekiwania rodziców oraz dba o kompetencje i satysfakcję z pracy nauczycieli. Szkoły samorządowej, zakorzenionej w lokalnej społeczności i elastycznie adaptującej się do nowych wyzwań i możliwości, a nie centralnie sterowanej i kontrolowanej.
Taką szkołę tworzyliśmy w Polsce od lat 90., a obowiązujące dotąd prawo pozwalało zachować względną równowagę wpływu władz centralnych, lokalnych i społeczności szkolnych.
Polska szkoła powinna być nie tylko bardziej samorządowa, ale także bardziej samorządna.
Tego drugiego z kolei nie udało nam się zbudować po 1989 roku i to jeden z powodów, dla których tak trudno teraz obronić szkolną autonomię przed centralistycznymi pomysłami. Wystarczy osłabić pozycję dyrektora, poddać go/ją kontroli, przestraszyć - i autonomia szkoły znika jak arktyczny lodowiec.
A przecież w szkole jest nadal miejsce na autonomię i podmiotowość - jej gwarantem jest wewnętrzne prawo szkoły, a przede wszystkim takie organy szkolnej władzy jak:
Te wszystkie instytucje mogłyby współtworzyć szkolną samodzielność i być platformą jej obrony przed Lex Czarnek, ale są zbyt słabe, nie dość aktywne. Czy obudzą się teraz w obliczu zagrożenia ustroju szkolnego i niezależności szkoły?
“Wolna szkoła” to zachęta dla dyrektorów, nauczycieli i uczniów, by wziąć sprawy w swoje ręce. Edukacja to zbyt poważna sprawa, by zostawiać ją politykom.
Szkoła wymaga “uspołecznienia”, zwłaszcza w czasach, gdy świat, który dotąd znaliśmy, zmienia się w tak gwałtowny i trudny do przewidzenia sposób.
Jeśli oddamy pole ministrowi i jego doradcom, to zamiast w XXI wieku, polska edukacja cofnie się raczej do wieku XIX z rozbudowaną narracją o “pedagogice dumy narodowej”, “cnotach niewieścich” i pamięci o “żołnierzach wyklętych”.
Potrzebna jest poważna rozmowa o edukacji na miarę trudnych czasów i kryzysów, przed którymi stoi Polska i cały świat. Potrzebna jest publiczna debata z udziałem nauczycieli, młodych ludzi, rodziców, wyższych uczelni, pracodawców czy organizacji społecznych, a także - ekspertów edukacyjnych z różnych dziedzin.
Zanim nadejdą nowe, bardziej otwarte na współczesność rządy, które - może wreszcie ktoś to zrobi - docenią rangę edukacji, wprowadzajmy lepszą przyszłość już teraz w możliwej do osiągnięcia skali. W szkołach, w klasach, w samorządach. My, czyli nauczycielki, nauczyciele i rodzice, uczniowie i radni.
Wciąż przecież obowiązuje zapisana w Karcie Nauczyciela “swoboda wyboru metod nauczania i wychowania, jakie nauczyciel uważa za najwłaściwsze”. W tym - możliwość modyfikowania wykorzystywanych programów nauczania oraz tworzenia własnych.
Bo nawet z obecną podstawą programową można ciekawie i mądrze uczyć, wybierając rzeczy naprawdę ważne i pokazując uczniom, jak mogą się one przydać w dalszej edukacji, pracy i życiu. Wielu nauczycieli potrafi tak uczyć, a zdalna edukacja dodatkowo pokazała, że trzeba wybierać kluczowe tematy, pytania i umiejętności, a inne “odpuszczać”.
Prawo oświatowe gwarantuje każdej polskiej szkole znaczną samodzielność, nawet jeśli słowo „autonomia” nie pada.
Każda placówka tworzy własny plan pracy, w tym szkolny zestaw programów nauczania oraz program wychowawczy i profilaktyczny. I to kluczowe pole samodzielności szkoły i pole wpływu jej samorządnych organów. Rada pedagogiczna przygotowuje projekt statutu szkoły (jeśli nie ma rady szkoły, to go także zatwierdza), może go też znowelizować. Podejmuje decyzje w sprawie innowacji i eksperymentów pedagogicznych, klasyfikacji uczniów - i wielu innych sprawach. I wszystko to w sposób demokratyczny, większością głosów.
Kompetencje rady rodziców też są naprawdę duże - to rodzice wspólnie z radą pedagogiczną opracowują i przyjmują plan wychowawczy i profilaktyczny, uczestniczą w wyborze dyrektora, opiniują plan finansowy oraz plan poprawy efektywności kształcenia, a także pracę i dorobek zawodowy nauczycieli, gdy ubiegają się o awans. Rodzice współdecydują o kierunkach pracy wychowawczej szkoły, w tym - o współpracy z organizacjami społecznymi.
Niestety wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, jaką moc może mieć ich głos i propozycje - teraz jest dobry czas, by z nich lepiej korzystać.
Warto już zgłosić się do “trójki klasowej” i zadbać, by głos rodziców był wyraźny - teraz i w ciągu roku szkolnego. Można uwzględnić w programie wychowawczym te rzeczy, które polska szkoła często zaniedbuje - wsparcie emocjonalne, rozwijanie kompetencji społecznych i obywatelskich, edukację klimatyczną, a nawet równościową. A potem - wspierać w tym nauczycieli i dyrektora, bo oni będą potrzebować wsparcia jeszcze bardziej niż dotąd. Głos rodziców może mieć decydujące znaczenie w sytuacji, gdy nauczyciele będą robić rzeczy, które mogą się nie spodobać np. kuratorium. W Dobczycach to właśnie rodzice stanęli murem za nauczycielkami, które zabrały dzieci na zajęcia “Tour de Konstytucja”. Takich sytuacji może być coraz więcej.
I wreszcie - samorząd uczniowski, wielka niedostatecznie wykorzystana szansa na bardziej obywatelską i nowoczesną szkołę. Samorząd, czyli wszyscy uczniowie i uczennice, a nie tylko jego władze! Kompetencje samorządu w konsultowaniu propozycji czy decyzji rady pedagogicznej, opiniowania dokumentów szkolnych oraz proponowania własnych inicjatyw są ogromne.
*Alicja Pacewicz, współzałożycielka (w 1994 roku) Centrum Edukacji Obywatelskiej i (w 2015) Fundacji Szkoła z Klasą. Współtwórczyni podręczników edukacji obywatelskiej (ze śp. Tomaszem Mertą) i dziesiątków programów dla szkół, m.in. „Szkoła z klasą”, „Ślady przeszłości”, „Noc bibliotek”, „Młodzi głosują”, „Solidarna szkoła”, „Latarnik wyborczy”. Ekspertka europejskiej sieci edukacji obywatelskiej (NECE). Jedna z inicjatorek akcji #WolnaSzkoła, w tym tzw. policy papers, czyli projektów rozwiązań kluczowych problemów polskiej edukacji
Komentarze