0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja GazetaFot. Maciek Jaźwieck...

Rok 2019 był apogeum konfliktu w oświacie. Narastająca frustracja związana z bałaganem, który do szkół wprowadziła reforma edukacji PiS, zbiegła się przeciągającymi się negocjacjami płacowymi między nauczycielami a rządem.

Już pod koniec 2018 roku pracownicy oświaty w akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa, śladem policjantów masowo brali zwolnienia lekarskie, blokując pracę niektórych szkół i przedszkoli.

Przeczytaj także:

Złość i chęć działania dobrze odczytało ZNP, największy związek zawodowy nauczycieli i nauczycielek, który postawił na ogólnopolski strajk w oświacie.

I właśnie to wydarzenie z wypiekami na twarzy, razem z OKO.press najchętniej śledziliście od stycznia - gdy pomysł kiełkował - aż do końca kwietnia 2019 roku, gdy ZNP ogłosiło decyzję o "zawieszeniu" protestu.

Od euforii do marazmu, krótka historia strajku

09.04.2019 Czestochowa , ulica Pulaskiego . Zespol Szkol Plastycznych imienia Jacka Malczewskiego . Strajk nauczycieli . 
Fot . Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
09.04.2019 Czestochowa , ulica Pulaskiego . Zespol Szkol Plastycznych imienia Jacka Malczewskiego . Strajk nauczycieli . Fot . Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta

Romantyczny bunt nauczyciele rozpoczęli z wysokiego "C", bo ZNP domagając się 1000 zł podwyżki, zawiesił poprzeczkę wysoko. Co nie znaczy, że postulat był wyssany z palca. Nauczyciele chcieli zarabiać "tylko" tyle, co średnia płac w gospodarce narodowej.

8 lutego procedurę sporu zbiorowego rozpoczęło 23 tys. szkół i przedszkoli w kraju, czyli 65 proc. wszystkich jednostek oświatowych.

Wtedy też zarysowała się strategia uporczywości strajku. Miał on się odbyć w trakcie egzaminów i klasyfikacji uczniów i uczennic, czyli w momencie kluczowym dla polskiego systemu edukacji.

W międzyczasie rząd przypuścił kontratak. Taki sam, jaki spotyka każdą grupę, która nie podporządkowuje się władzy.

Premier Mateusz Morawiecki ganił nauczycieli, że chcą zarabiać więcej, a pracują dużo mniej. Za to posłowie PiS, wspierani przez TVP, nonszalancko opowiadali o dobrobycie, w którym żyją nauczyciele.

Poseł Marek Suski pozwolił sobie porównać pensje pracowników oświaty z wynagrodzeniem posłów, za co zrugał go nawet rząd. O pracy "dla idei" opowiadał marszałek Senatu Stanisław Karczewski.

Deptaniu godności towarzyszyła kampania dezinformacyjna.

Jak ujawniło OKO.press, MEN wydał 64 tys. zł na nieprawdziwe komunikaty o podwyżkach dla nauczycieli, które 11 lutego pojawiły się w "Rzeczpospolitej", "Dzienniku. Gazecie Prawnej", "Wprost", "Sieci" i "DoRzeczy". A minister Anna Zalewska z dezinformacji uczyniła "misję" swojego resortu.

Za to rolą podległych PiS kuratoriów oświaty było straszenie nauczycieli i dyrektorów konsekwencjami za udział w strajku.

[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-2"]

Mimo alternatywnej rzeczywistości stworzonej przez PiS, dzięki mobilizacji nauczycieli Polki i Polacy w końcu dowiedzieli się o realiach pracy w polskich szkołach. W OKO.press publikowaliśmy przejmujące świadectwa pedagogów oraz wyrazy determinacji i solidarności.

I to właśnie sprawiło, że jak pokazał sondaż OKO.press w przededniu strajku, poparcie dla buntu nauczycieli sięgało 47 proc. Przeciwko było 48 proc. A głosy rozkładały się po linii podziałów politycznych: wyborcy PiS były zdecydowanie na nie (79 proc.), a wyborcy opozycji - na tak (70 proc.).

Dlaczego więc protest wytracił impet? Przede wszystkim, pracownicy oświaty stali się zakładnikami własnego pomysłu, czyli organizacji strajku w trakcie egzaminów i klasyfikacji. Rząd, łamiąc prawo oświatowe, zabezpieczył pracę komisji egzaminacyjnych, pozwalając emerytowanym pedagogom, strażakom, pracownikom pomocy społecznej uzupełnić brakujące miejsca. W ten sposób testy przebiegły bez zakłóceń.

Gdy nieubłaganie zbliżała się klasyfikacja maturzystów, PiS zaczął brutalny szantaż. "Na szali leży przyszłość dzieci" - przekonywali posłowie i posłanki, a wspierała ich tuba propagandowa TVP.

Opowieść zbudowana na strachu i dziecięcej niewinności sprzedała się lepiej, mimo tego, że w wielu miejscach licealiści wspierali strajkujących nauczycieli.

To nie znaczy, że Polki i Polacy całkowicie odwrócili się od strajku, ale PiS po raz kolejny pokazał, że nie bacząc na koszty potrafi zarządzać kryzysem. Szantażem i wytrwałością postawił nauczycieli pod ścianą.

Niebagatelny wpływ na przebieg negocjacji, które śledziliśmy godzina po godzinie, miało też zachowanie oświatowej "Solidarności", która nie pierwszy raz poszła z władzą na układ.

Zawiodła też komunikacja samych związkowców. Przekaz o słabo zarabiających nauczycielach trafiał w realia dużych miast, ale w mniejszych miejscowościach, pedagodzy byli pod presją niezrozumienia lokalnej społeczności. Dlaczego protestują skoro zarabiają więcej niż ja, a jeszcze dostaną od rządu wyższą podwyżkę we wrześniu 2019 roku?

Niesmak w samym środowisku pozostawiła też decyzja ZNP o zakończeniu strajku. Jak pisało OKO.press, nie wszyscy chcieli się poddać, nawet jeśli decyzja związku wydawała się najbardziej racjonalna.

Drugi etap reformy

Rok 2019 był też pierwszą weryfikacją reformy edukacji PiS.

Raport NIK, opublikowany w maju, obnażył wszystkie słabości pospiesznie wprowadzanych przez Annę Zalewską zmian.
  • szkoły po reformie pracują jak fabryki (średnio 11 godzin),
  • w ponad 1/3 placówek oświatowych warunki pogorszyły się,
  • w ponad 50 proc. nie widać śladu obiecywanej „dobrej zmiany” (warunki ani się nie gorszyły, ani nie poprawiły).

Podstawy programowe na kolanie przygotowali eksperci wybrani przez minister Zalewską – aż 80 proc. autorów nie było rekomendowanych przez żadną instytucję edukacyjną. Zwiększył się odsetek „nauczycieli wędrujących”, którzy uzupełniają etat w dwóch, trzech, a nawet czterech szkołach.

O ponad połowę spadła dostępność zajęć pozalekcyjnych. Reforma stworzyła też zjawisko bez precedensu – podwójny rocznik, a MEN nie dał samorządom wystarczających pieniędzy na wprowadzenie zmian.

Największą traumę przeżyli uczniowie gimnazjów i ósmych klas szkoły podstawowej, którzy ubiegali się o miejsca w szkołach ponadgimnazjalnych.

W samej Warszawie po pierwszej turze rekrutacji aż 3 173 uczniów zostało bez szkoły, progi podskoczyły o 43 punkty, klasy w najlepszych liceach składały się tylko z laureatów olimpiad.

Podwójny rocznik upchnięto w szkołach tylko wysiłkiem samorządowców, którzy przez całe wakacje szukali dodatkowych miejsc dla młodzieży. Za reformę samorządy również płacą najwyższą cenę.

Jak wynika z wyliczeń ZNP, w 2019 roku władze lokalne dołożą do edukacji w sumie 25 mld zł. Wszystko dlatego, że rząd konsekwentnie zrzuca na nie koszty wdrożenia zmian w szkołach i podwyżek dla nauczycieli.

Ofiarami dziurawego budżetu na oświatę są też oczywiście nauczyciele. Podwyżki – 22 proc. w czasie czterech lat kadencji PiS – nie pozwalają doskoczyć do średniej w gospodarce narodowej.

Nauczyciel dyplomowany od września 2019 roku zarabia 3 817 zł brutto, a adepci, którzy trafiają do zawodu – 2 782 zł brutto.

To kwoty wynagrodzenia zasadniczego, w rzeczywistości nauczyciele zarabiają trochę więcej. Masowo biorą nadgodziny, pracują średnio na półtora etatu, co przekłada się na jakość ich pracy. Błędne koło.

Z danych GUS za 2018 rok wynika, że tak czy siak gorzej zarabia się tylko w służbie zdrowia, pomocy społecznej, kulturze i usługach. Jesteśmy też na szarym końcu w rankingu europejskich płac, co w najnowszym raporcie (wrzesień 2019) odnotowała Komisja Europejska.

Nauczyciel stażysta w Polsce zarobi o połowę mniej niż wynosi europejska średnia – 12 091 euro wobec 25 246 euro w UE (po uwzględnieniu różnic w sile nabywczej pieniądza w poszczególnych krajach). Niższe wynagrodzenie dostają tylko pracownicy oświaty w Słowacji, Rumunii i Bułgarii.

I nic dziwnego, że coraz więcej z nich odchodzi z zawodu.

Rok 2020: szkoła ludźmi (i samorządem) stoi

Arytmetyka sejmowa jest bezlitosna. Rząd Zjednoczonej Prawicy ma większość, a więc może kontynuować własną politykę edukacyjną. Co mogą zrobić nauczyciele, dyrektorzy, uczniowie? Liczyć na siebie i samorządy.

Na siebie, w sensie oddolnego eksperymentowania i budowania szkoły bardziej otwartej, demokratycznej i autonomicznej. Nie uda się to jednak, jeśli szkoły zostaną bez pieniędzy, stąd tak ważna rola samorządów, którzy z rządem muszą zawalczyć o rekompensaty za wkład w edukację.

[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-1"]

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze