Teksty o strajku nauczycieli był jednymi z najchętniej czytanych artykułów OKO.press w 2019 roku. Z wypiekami na twarzy śledziliśmy razem protest w szkołach - od stycznia, gdy pomysł kiełkował, aż do końca kwietnia 2019, gdy ZNP ogłosiło decyzję o "zawieszeniu" protestu. Czy bunt w edukacji może się jeszcze odrodzić?
Rok 2019 był apogeum konfliktu w oświacie. Narastająca frustracja związana z bałaganem, który do szkół wprowadziła reforma edukacji PiS, zbiegła się przeciągającymi się negocjacjami płacowymi między nauczycielami a rządem.
Już pod koniec 2018 roku pracownicy oświaty w akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa, śladem policjantów masowo brali zwolnienia lekarskie, blokując pracę niektórych szkół i przedszkoli.
Złość i chęć działania dobrze odczytało ZNP, największy związek zawodowy nauczycieli i nauczycielek, który postawił na ogólnopolski strajk w oświacie.
I właśnie to wydarzenie z wypiekami na twarzy, razem z OKO.press najchętniej śledziliście od stycznia - gdy pomysł kiełkował - aż do końca kwietnia 2019 roku, gdy ZNP ogłosiło decyzję o "zawieszeniu" protestu.
Romantyczny bunt nauczyciele rozpoczęli z wysokiego "C", bo ZNP domagając się 1000 zł podwyżki, zawiesił poprzeczkę wysoko. Co nie znaczy, że postulat był wyssany z palca. Nauczyciele chcieli zarabiać "tylko" tyle, co średnia płac w gospodarce narodowej.
8 lutego procedurę sporu zbiorowego rozpoczęło 23 tys. szkół i przedszkoli w kraju, czyli 65 proc. wszystkich jednostek oświatowych.
Wtedy też zarysowała się strategia uporczywości strajku. Miał on się odbyć w trakcie egzaminów i klasyfikacji uczniów i uczennic, czyli w momencie kluczowym dla polskiego systemu edukacji.
W międzyczasie rząd przypuścił kontratak. Taki sam, jaki spotyka każdą grupę, która nie podporządkowuje się władzy.
Premier Mateusz Morawiecki ganił nauczycieli, że chcą zarabiać więcej, a pracują dużo mniej. Za to posłowie PiS, wspierani przez TVP, nonszalancko opowiadali o dobrobycie, w którym żyją nauczyciele.
Poseł Marek Suski pozwolił sobie porównać pensje pracowników oświaty z wynagrodzeniem posłów, za co zrugał go nawet rząd. O pracy "dla idei" opowiadał marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
Deptaniu godności towarzyszyła kampania dezinformacyjna.
Jak ujawniło OKO.press, MEN wydał 64 tys. zł na nieprawdziwe komunikaty o podwyżkach dla nauczycieli, które 11 lutego pojawiły się w "Rzeczpospolitej", "Dzienniku. Gazecie Prawnej", "Wprost", "Sieci" i "DoRzeczy". A minister Anna Zalewska z dezinformacji uczyniła "misję" swojego resortu.
Za to rolą podległych PiS kuratoriów oświaty było straszenie nauczycieli i dyrektorów konsekwencjami za udział w strajku.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-2"]
Mimo alternatywnej rzeczywistości stworzonej przez PiS, dzięki mobilizacji nauczycieli Polki i Polacy w końcu dowiedzieli się o realiach pracy w polskich szkołach. W OKO.press publikowaliśmy przejmujące świadectwa pedagogów oraz wyrazy determinacji i solidarności.
I to właśnie sprawiło, że jak pokazał sondaż OKO.press w przededniu strajku, poparcie dla buntu nauczycieli sięgało 47 proc. Przeciwko było 48 proc. A głosy rozkładały się po linii podziałów politycznych: wyborcy PiS były zdecydowanie na nie (79 proc.), a wyborcy opozycji - na tak (70 proc.).
Dlaczego więc protest wytracił impet? Przede wszystkim, pracownicy oświaty stali się zakładnikami własnego pomysłu, czyli organizacji strajku w trakcie egzaminów i klasyfikacji. Rząd, łamiąc prawo oświatowe, zabezpieczył pracę komisji egzaminacyjnych, pozwalając emerytowanym pedagogom, strażakom, pracownikom pomocy społecznej uzupełnić brakujące miejsca. W ten sposób testy przebiegły bez zakłóceń.
Gdy nieubłaganie zbliżała się klasyfikacja maturzystów, PiS zaczął brutalny szantaż. "Na szali leży przyszłość dzieci" - przekonywali posłowie i posłanki, a wspierała ich tuba propagandowa TVP.
Opowieść zbudowana na strachu i dziecięcej niewinności sprzedała się lepiej, mimo tego, że w wielu miejscach licealiści wspierali strajkujących nauczycieli.
To nie znaczy, że Polki i Polacy całkowicie odwrócili się od strajku, ale PiS po raz kolejny pokazał, że nie bacząc na koszty potrafi zarządzać kryzysem. Szantażem i wytrwałością postawił nauczycieli pod ścianą.
Niebagatelny wpływ na przebieg negocjacji, które śledziliśmy godzina po godzinie, miało też zachowanie oświatowej "Solidarności", która nie pierwszy raz poszła z władzą na układ.
Zawiodła też komunikacja samych związkowców. Przekaz o słabo zarabiających nauczycielach trafiał w realia dużych miast, ale w mniejszych miejscowościach, pedagodzy byli pod presją niezrozumienia lokalnej społeczności. Dlaczego protestują skoro zarabiają więcej niż ja, a jeszcze dostaną od rządu wyższą podwyżkę we wrześniu 2019 roku?
Niesmak w samym środowisku pozostawiła też decyzja ZNP o zakończeniu strajku. Jak pisało OKO.press, nie wszyscy chcieli się poddać, nawet jeśli decyzja związku wydawała się najbardziej racjonalna.
Rok 2019 był też pierwszą weryfikacją reformy edukacji PiS.
Raport NIK, opublikowany w maju, obnażył wszystkie słabości pospiesznie wprowadzanych przez Annę Zalewską zmian.
Podstawy programowe na kolanie przygotowali eksperci wybrani przez minister Zalewską – aż 80 proc. autorów nie było rekomendowanych przez żadną instytucję edukacyjną. Zwiększył się odsetek „nauczycieli wędrujących”, którzy uzupełniają etat w dwóch, trzech, a nawet czterech szkołach.
O ponad połowę spadła dostępność zajęć pozalekcyjnych. Reforma stworzyła też zjawisko bez precedensu – podwójny rocznik, a MEN nie dał samorządom wystarczających pieniędzy na wprowadzenie zmian.
Największą traumę przeżyli uczniowie gimnazjów i ósmych klas szkoły podstawowej, którzy ubiegali się o miejsca w szkołach ponadgimnazjalnych.
W samej Warszawie po pierwszej turze rekrutacji aż 3 173 uczniów zostało bez szkoły, progi podskoczyły o 43 punkty, klasy w najlepszych liceach składały się tylko z laureatów olimpiad.
Podwójny rocznik upchnięto w szkołach tylko wysiłkiem samorządowców, którzy przez całe wakacje szukali dodatkowych miejsc dla młodzieży. Za reformę samorządy również płacą najwyższą cenę.
Jak wynika z wyliczeń ZNP, w 2019 roku władze lokalne dołożą do edukacji w sumie 25 mld zł. Wszystko dlatego, że rząd konsekwentnie zrzuca na nie koszty wdrożenia zmian w szkołach i podwyżek dla nauczycieli.
Ofiarami dziurawego budżetu na oświatę są też oczywiście nauczyciele. Podwyżki – 22 proc. w czasie czterech lat kadencji PiS – nie pozwalają doskoczyć do średniej w gospodarce narodowej.
Nauczyciel dyplomowany od września 2019 roku zarabia 3 817 zł brutto, a adepci, którzy trafiają do zawodu – 2 782 zł brutto.
To kwoty wynagrodzenia zasadniczego, w rzeczywistości nauczyciele zarabiają trochę więcej. Masowo biorą nadgodziny, pracują średnio na półtora etatu, co przekłada się na jakość ich pracy. Błędne koło.
Z danych GUS za 2018 rok wynika, że tak czy siak gorzej zarabia się tylko w służbie zdrowia, pomocy społecznej, kulturze i usługach. Jesteśmy też na szarym końcu w rankingu europejskich płac, co w najnowszym raporcie (wrzesień 2019) odnotowała Komisja Europejska.
Nauczyciel stażysta w Polsce zarobi o połowę mniej niż wynosi europejska średnia – 12 091 euro wobec 25 246 euro w UE (po uwzględnieniu różnic w sile nabywczej pieniądza w poszczególnych krajach). Niższe wynagrodzenie dostają tylko pracownicy oświaty w Słowacji, Rumunii i Bułgarii.
I nic dziwnego, że coraz więcej z nich odchodzi z zawodu.
Arytmetyka sejmowa jest bezlitosna. Rząd Zjednoczonej Prawicy ma większość, a więc może kontynuować własną politykę edukacyjną. Co mogą zrobić nauczyciele, dyrektorzy, uczniowie? Liczyć na siebie i samorządy.
Na siebie, w sensie oddolnego eksperymentowania i budowania szkoły bardziej otwartej, demokratycznej i autonomicznej. Nie uda się to jednak, jeśli szkoły zostaną bez pieniędzy, stąd tak ważna rola samorządów, którzy z rządem muszą zawalczyć o rekompensaty za wkład w edukację.
[baner_akcyjny kampania="remanent2019" typ="typ-1"]
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze