0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: RAJESH JANTILAL / AFPRAJESH JANTILAL / AF...

Podobnie jak zapewne wielu z czytelników i czytelniczek, poprzedni weekend i początek tygodnia spędziłem na obserwowaniu, jak woda z wezbranych rzek zalewa kolejne wsie i miasta na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. Patrzyłem na zdjęcia ludzi, którzy stali na Moście Pamięci Sybiraków w Opolu, skąd pochodzę, wypatrując nadejścia fali wezbraniowej, i przypomniałem sobie, że czternaście lat temu stałem dokładnie w tym samym miejscu i z ponurą fascynacją czekałem na to samo. Od czasu „powodzi tysiąclecia” w 1997 roku mój rodzinny region zmaga się z wielką wodą co kilkanaście lat.

W obliczu tragedii na południu Polski trudno jest skupić się na czymkolwiek innym. Ale tego rodzaju kataklizmy to problem, który zdecydowanie wykracza poza lokalną skalę. Wraz ze wzrastającymi globalnymi temperaturami ryzyko powodzi rośnie bowiem na całym świecie.

Przeczytaj także:

Dekada wielkiej wody

Wystarczy spojrzeć na dane z tego roku. W tym samym czasie, kiedy woda zalewała ulice Głuchołaz, Nysy czy Jeleniej Góry, żywioł pustoszył także północną Nigerię, zmuszając około miliona osób do porzucenia domów. W Azję Południowo-Wschodnią i Chiny uderzył tajfun Yagi, zatapiając części Mjanmy, Wietnamu, Tajlandii, Laosu, Filipin i Chin; kiedy piszę te słowa, liczba ofiar przekroczyła już 500. We wcześniejszych miesiącach tego roku powodzie uderzyły również we Francję, Niemcy, Szwajcarię, wybrzeże Zatoki Meksykańskiej, Brazylię, Indonezję, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Pakistan i Afganistan.

W EM-DAT, bazie danych belgijskiego Centre for Research on the Epidemiology of Disasters (CRED), zbierającej informacje na temat katastrof z całego świata, tylko w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy tego typu katastrof było 95. Do końca roku ta tragiczna statystyka na pewno pójdzie jeszcze wyraźnie w górę.

Wcześniej, w 2023 roku, powodzie nawiedziły region Morza Śródziemnego, Mjanmę, Kongo, Indie, Bangladesz, Chiny, Malawi i Wielką Brytanię. 2022 został zapamiętany jako „rok wielkiego potopu” w Australii; ulewne deszcze doprowadziły tam do śmierci 27 osób i strat szacowanych na około 5 miliardów australijskich dolarów. Zaledwie parę miesięcy później powodzie o „biblijnych rozmiarach”, jak określił je jeden z członków pakistańskiego Zgromadzenia Narodowego, zdewastowały Pakistan. Katastrofa ta zabrała ze sobą ponad 1700 żyć, była także jedną z najbardziej kosztownych w historii. Rok 2021 to kataklizmy w zachodniej Europie, Australii, Chinach, Malezji i Ameryce Północnej. Przykłady z ostatnich lat można mnożyć długo.

Duże chmury, większy deszcz

Zwiększająca się liczba powodzi nie jest niespodzianką dla ekspertów. Opublikowany jeszcze w 2001 roku raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) stwierdzał, że wynikiem ocieplającego się świata będzie, z bardzo dużym prawdopodobieństwem, zwiększenie częstości silnych opadów atmosferycznych, co z kolei spowoduje częstsze podtopienia. Mechanizm ten tłumaczy Dorota Matuszko, profesor geografii i klimatologii z Uniwersytetu Jagiellońskiego:

„Musimy pamiętać, że oceany są ogromnym rezerwuarem energii.

Wody oceaniczne są coraz cieplejsze, a ponieważ istnieje system cyrkulacji ocean-atmosfera, zmienia się cyrkulacja atmosferyczna.

Wzrost temperatury wody morskiej powoduje wzrost parowania i większą zawartość pary wodnej w atmosferze. Cieplejsze powietrze może pomieścić większą ilość pary wodnej i dlatego zetknięcie się gorącej, wilgotnej masy powietrza z powietrzem chłodnym powoduje kondensację i tworzenie się chmur o dużej miąższości i wodności, a w konsekwencji opady o dużym natężeniu”.

To właśnie kataklizmy wywołane ulewami są według niej najgroźniejsze w skutkach: „Współczesne zmiany klimatu powodują nasilenie zjawisk konwekcyjnych i wzrost częstości występowania chmur burzowych Cumulonimbus, które są związane z sytuacjami niżowymi i przechodzeniem frontów atmosferycznych. Chmury te wywołują opady o dużym natężeniu, powodując gwałtowny przybór wody w potokach i rzekach, które często nie są w stanie zmieścić w swoich korytach wody opadowej i wylewają, zwłaszcza na obszarach zabudowanych, gdy sieć kanalizacyjna nie jest w stanie dostatecznie szybko odprowadzić deszczówki”.

Ulewy na zmianę z suszą

To te właśnie zależności zadziałały w przypadku trwającej w Polsce powodzi, gdzie niż genueński przeniósł nad nasz kraj wodę z rekordowo gorącego jak na tę porę roku Morza Śródziemnego. Ale nadzwyczajnie silne opady przyczyniły się także do tragedii w innych miejscach. We wspomnianej wcześniej północnej Nigerii ulewy przeciążyły i zniszczyły zaporę Alau, doprowadzając do błyskawicznego zalania sporej części Maiduguri, stolicy stanu Borno, i zabijając 30 osób. Wspomniany wcześniej „potop biblijnych rozmiarów” w Pakistanie również był wynikiem ekstremalnych opadów, które według badaczy z grupy World Weather Attribution zostały zintensyfikowane o około 50 proc. właśnie przez zmiany klimatu. Ci sami naukowcy przewidują, że podobne katastrofy staną się bardziej prawdopodobne wraz z dalszym wzrostem temperatur.

Zmiany klimatu sprawiły także, że znacznie częstsze są okresy bez deszczu, co – na pierwszy rzut oka w sprzeczności z intuicją – także zwiększa zagrożenie powodziowe.

Trzeba bowiem pamiętać, że gleba wyschnięta to gleba o mocno ograniczonych zdolnościach retencyjnych. Prof. Matuszko tłumaczy: „Długie okresy bezopadowe powodujące susze są przerywane opadami o dużym natężeniu. Intensywny deszcz, który spada na wyschnięty grunt nie wsiąka, tylko spływa do kanalizacji i rzek, powodując powodzie błyskawiczne”.

Taki scenariusz wydarzył się na przykład w Afganistanie i Pakistanie, gdzie nadzwyczajnie intensywne wiosenne deszcze nastąpiły po wyjątkowo suchej zimie. Woda dokonała tam więc znacznie większych szkód, od kwietnia do sierpnia zabijając kilkaset osób i niszcząc kilka tysięcy domów. Wyschnięta ziemia i brak odpowiednich miejskich zabezpieczeń przeciwburzowych zwiększyły również rozmiary powodzi błyskawicznej, która w kwietniu zalała miasta Zjednoczonych Emiratów Arabskich – m.in. Dubaj.

Czy zalewa nas częściej?

Czy więc potopy rzeczywiście stają się coraz częstsze? Korzystając z danych EM-DAT, sięgających do 1980 roku, można zauważyć, że na przestrzeni ostatnich dekad liczba powodzi rośnie. Barierę stu tego rodzaju kataklizmów w ciągu kalendarzowego roku przekroczono dopiero w 1999 roku. Od tamtego momentu na 25 lat aż 19 razy zarejestrowano ponad 150 powodzi, z czego ich liczba czterokrotnie przekroczyła dwieście: w 2006, 2007, 2020 i 2021 roku.

Jednocześnie ich częstotliwość nie rośnie wykładniczo. Pierwsze dziesięciolecie XXI wieku było pod względem powodzi zdecydowanie bardziej dotkliwe, niż drugie: w latach 2000-2010 globalnie co roku dochodziło do ok. 175 powodzi, w latach 2011-2020 do ok. 155, mimo że globalne temperatury bynajmniej przez ten czas nie spadały. Ponowny wzrost widać przez ostatnie pół dekady: na całym świecie odnotowywaliśmy średnio 191 powodzi rocznie.

Trzeba przy tym jednak zauważyć, że zwiększonej częstotliwości tego rodzaju katastrof nie należy wiązać wyłącznie ze zmianami klimatu. Z jednej strony bowiem od 2000 roku znacznie wzrosła liczba ludzi żyjących na obszarach zalewowych. To z kolei zwiększa liczbę zjawisk postrzeganych przez EM-DAT jako katastrofy – bo baza danych klasyfikuje je jako wydarzenia, gdzie zginęło co najmniej 10 osób, co najmniej 100 zostało poszkodowanych, ogłoszono stan wyjątkowy lub wezwano społeczność międzynarodową do pomocy.

Z drugiej zaś strony – na przestrzeni ostatnich dekad poczyniliśmy duże postępy w budowie wałów i zbiorników retencyjnych, co ogranicza wylewanie rzek. Dzięki postępom w hydrometeorologii sprawiliśmy także, że o potencjalnych ulewach wiemy zazwyczaj z wyprzedzeniem, co pozwala przynajmniej w pewnym stopniu przygotować się na uderzenie żywiołu.

Zniszczeń dokonywanych przez powodzie nie da się jednak ograniczyć do zera, tym bardziej w państwach rozwijających się, pozbawionych odpowiednich zabezpieczeń.

A to one są niestety najpoważniej narażone na tego rodzaju katastrofy. „Krajami najczęściej nawiedzanymi przez powodzie są Chiny, Indie, Indonezja i Bangladesz. Tragiczne powodzie występują również w Algierii, Etiopii, Mozambiku, Nigerii i Tanzanii” – wymienia prof. Matuszko. „Generalnie najbardziej narażone na skutki powodzi są obszary gęsto zaludnione, o słabej infrastrukturze hydrotechnicznej”.

Ale nawet państwa wysokorozwinięte nie radzą sobie w obliczu silnego żywiołu. W 2021 roku wyjątkowo intensywne opady nawiedziły państwa Europy Zachodniej – w szczególności Niemcy i Belgię. Pomimo wszelkich zabezpieczeń, solidnej infrastruktury i systemów ostrzegawczych, woda dokonała tam gigantycznych zniszczeń, z ponad dwustoma ofiarami i stratami idącymi w dziesiątki miliardów euro.

Powodzie nad morzem, powodzie w górach

Stwierdzenie, jakoby powodzi miało przybywać tylko wraz z ocieplaniem się temperatury, nie jest więc do końca precyzyjne. Nie ma natomiast wątpliwości co do tego, że trwający kryzys klimatyczny stwarza odpowiednie okoliczności dla ich występowania. Nie chodzi tutaj wyłącznie o omówioną wcześniej intensyfikację opadów atmosferycznych. Ten sam raport IPCC z 2001 roku, który ostrzegał przed częstszymi ulewami, zakładał także, że zmiany klimatu odbiją swoje piętno również na sile wydarzeń takich jak El Niño, cyklony czy monsuny, które również przynoszą ze sobą wielką wodę.

Tego rodzaju zjawiska występowały oczywiście jeszcze na długo przed rozpoczęciem rewolucji przemysłowej i wcale nie były wówczas mniej zabójcze. Według ówczesnych (dziś silnie kwestionowanych) źródeł, na Oceanie Indyjskim niektóre cyklony preindustrialnej ery i przynoszone wraz z nimi powodzie potrafiły zbierać żniwa w setkach tysięcy ofiar. Należy jednak podkreślić, że zmiany klimatu nie wyciągają nowych huraganów, tajfunów czy ulewnych opadów z kapelusza, za to intensyfikują te istniejące.

Dobrym przykładem jest tutaj cyklon Daniel, który we wrześniu ubiegłego roku uderzył w region Morza Śródziemnego; podtopione zostały miejscowości w Grecji, Bułgarii i Turcji. Najsilniejszy cios spadł jednak na Libię, gdzie ulewne deszcze przeciążyły dwie tamy, co doprowadziło do zalania miasta Derna i jego okolic, strat na kwotę 19 miliardów dolarów i śmierci około 6 tysięcy osób. Według wyników symulacji badaczy z World Weather Attribution, antropogeniczne ocieplenie klimatu sprawiło, że cyklon Daniel przyniósł opady do 40 proc. większe niż te, jakich moglibyśmy się spodziewać, gdyby globalne temperatury pozostały na poziomie sprzed rewolucji przemysłowej.

Zagrożenie powodziami wzrasta także dla regionów górskich. Na wyższych wysokościach opady śniegu są stopniowo zastępowane deszczami, które spływają natychmiastowo, zwiększając ryzyko podtopień, osuwisk i wymywania gleby. Szczególnie narażone są tutaj Himalaje oraz amerykańskie Góry Nadbrzeżne, choć trend jest globalny. Według naukowców z Lawrence Berkeley National Laboratory

wraz ze wzrostem średnich temperatur o jeden stopień Celsjusza w regionach górskich należy się spodziewać o 15 proc. więcej deszczów.

Rozwiązania na powodziową rzeczywistość

To, że zmiany klimatu zwiększały i nadal będą zwiększać liczbę opadów atmosferycznych i siłę cyklonów, a co za tym idzie – zwiększać ryzyko wystąpienia powodzi, jest faktem. Ale nie znaczy to, że powinniśmy zaakceptować takie obrazki jak te z Dolnego Śląska czy Opolszczyzny jako ponurą rzeczywistość życia w świecie uzależnionym od wysokoemisyjnych źródeł energii. Należy podkreślić bowiem jeszcze raz: antropogeniczne ocieplenie klimatu to nie jedyny czynnik wpływający na globalną liczbę potopów. Sami wpływamy na ten trend: zmniejszamy go, budując zabezpieczenia powodziowe i zbiorniki retencyjne, oraz zwiększamy, zabetonowując miasta, nadmiernie regulując bieg rzek czy prowadząc ekstensywną wycinkę drzew.

Ograniczenie emisji jest oczywiście niezbędne, ale zanim osiągniemy neutralność klimatyczną, możemy w doraźny sposób zniwelować zagrożenie powodziowe.

Prof. Matuszko wymienia kilka praktyk, które mogą w tym pomóc: „Powinniśmy pozostawić niezabudowane i niezagospodarowane tereny w dolinie rzecznej, które woda może zalewać w czasie wezbrań nie wyrządzając strat materialnych. Należałoby też przeprowadzić renaturyzację: odtworzyć bagna, torfowiska i naturalny przebieg rzek, nie wycinać starych drzew. Skończmy natomiast z budowaniem domów na terenach zalewowych, z brukowaniem, asfaltowaniem i betonowaniem dużych powierzchni. Pomocne będzie także opracowanie skutecznego systemu wczesnego ostrzegania przed intensywnymi opadami i monitorowanie sytuacji hydrometeorologicznej oraz edukacja społeczeństwa na temat zarówno przyczyn powstawania powodzi, jak i zagrożeń z nią związanych oraz właściwego postępowania w momencie jej wystąpienia”.

To rozwiązania zdroworozsądkowe do bólu, mało efektowne – ale w erze kryzysu klimatycznego niezbędne. Średnie globalne temperatury wciąż rosną i nie zapowiada się, żeby trend ten miał się w niedalekiej przyszłości odwrócić, co z kolei oznacza, że będziemy żyć w świecie z coraz częstszymi ulewnymi deszczami i związanym z nim zagrożeniem powodziowym. Według ustaleń IPCC, jeśli świat ociepli się o 1,5 stopnia Celsjusza w stosunku do ery preindustrialnej – a ten scenariusz wydaje się więcej niż prawdopodobny – obfite opady będą występować 1,5 razy częściej na dekadę. Ale jednocześnie wiemy, co robić, żeby się przed nimi bronić.

Wracając do przykładu z samego początku tego tekstu: ani osoby czekające w Opolu na falę wezbraniową w tym roku, ani ja sam czternaście lat temu, ostatecznie nie musieliśmy się zmagać z wielką wodą. Miasto zniszczone powodzią w 1997 roku przed poważnymi stratami dwukrotnie uratowały podwyższone wały, zbiornik retencyjny i Kanał Ulgi. Potrafimy więc – przynajmniej w pewnym stopniu – ograniczać zagrożenia związane z intensywnymi opadami i wzbierającymi rzekami.

To dobra wiadomość, bo im więcej gazów cieplarnianych wpompujemy do atmosfery, tym częściej będziemy musieli to robić.

Na zdjęciu: Efekt tornada i powodzi w slumsach w Tongaat na północ od Durbanu, Republika Południowej Afryki, 4 czerwca 2024 r.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie...

;
Na zdjęciu Jakub Mirowski
Jakub Mirowski

magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także sytuacją w Afganistanie po przejęciu władzy przez talibów.

Komentarze