0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

"Scenariusz powrotu dzieci do szkół uzależniony jest od pandemii. Edukacja jest ważna, powrót do szkół niewątpliwie jest wyczekiwany, ale życie i zdrowie jest najważniejsze" - mówił 11 stycznia 2020 w radiowym poranku "Jedynki" minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.

Do zakończenia ferii pozostał niespełna tydzień i wszystko wskazuje na to, że najmłodsi uczniowie z klas I-III, ci którzy najbardziej potrzebują kontaktu rówieśniczego, a także stacjonarnego trybu nauczania do szkół mogą wrócić już 17 stycznia. Czy tak się stanie na pewno? Tego wciąż nie wiadomo, bo komunikacja rządu w tej sprawie jest co najmniej chaotyczna.

Od kilku tygodni opinia publiczna czeka na ujawnienie ekspertyz lub modeli, na których swoje scenariusze opiera resort edukacji. Bezskutecznie. W ubiegłym tygodniu byliśmy świadkami kolejnego nerwowego dreszczowca, w którym konferencje prasowe dotyczące organizacji nauki były przekładane z dnia na dzień, przerywane sprzecznymi komunikatami rzecznika rządu, a także ministrów zdrowia i edukacji.

A najlepszą puentą był czas ogłoszenia nowych wytycznych dla dyrektorów i ramowego planu powrotu do szkół. Konferencję w tej sprawie zorganizowano w piątek, 8 stycznia, po godzinie 20:00.

Wydawało się, że warunki graniczne powrotu do szkół zdradził dziś minister Czarnek. Z wywiadu w radiowej "Jedynce" wynikało, że jeśli poziom zakażeń z ostatniego tygodnia (średnio ok. 10 tys. dziennie) utrzyma się także w tym tygodniu, najmłodsze dzieci będą uczyły się w szkołach.

Ministerstwo powie "sprawdzam" najpóźniej w środę, 13 stycznia. To wtedy upłyną dwa tygodnie od przerwy świątecznej, gdy Polki i Polacy, spotykali się tłumniej, mimo obostrzeń i apeli.

Jeśli okaże się, że zachorowalność wzrosła — plan powrotu do szkół zostanie odłożony na później. Jeśli się nie zmieni — wrócą najmłodsi uczniowie. A jeśli zacznie spadać "do poziomu kilku tysięcy dziennie", ministerstwo zacznie przygotowywać starszych uczniów do szkolnego powrotu. Kolejni mają być ci, którzy przygotowują się egzaminów: ósmoklasiści i maturzyści. Minister nie wykluczał, że powrót starszych, będzie organizowany w systemie hybrydowym.

Niby wszystko jest jasne. Tyle że nie jest.

Minister edukacji jedno, minister zdrowia - drugie

Modyfikację pomysłu Czarnka przedstawił kilka godzin później, na konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski.

"Zastanawiamy się w zasadzie w tej chwili nad dwoma opcjami. Pierwsza opcja to jest po prostu przedłużenie tej kategorii obostrzeń, którą mamy. Oczywiście z taką informacją, że przekazujemy szkoły, że szkoły zostają uruchomione w nauczaniu zdalnym.

Druga opcja, która pojawiła się w piątek na posiedzeniu Rady Medycznej przy premierze, dotyczy ewentualnego uruchomienia nauki w klasach 1-3, ale tylko w tych regionach, które w tej chwili wydają się najmniej obciążone dolegliwością pandemii. Takie dwa województwa w tej chwili to województwo małopolskie i świętokrzyskie"

Na stole mamy więc realnie trzy opcje:

  • kontynuacja nauki zdalnej;
  • powrót wszystkich klas I-III do szkół;
  • nauka stacjonarna dla najmłodszych dzieci tylko w województwach o niskim przyroście zakażeń.

Z praktyki działań rządu Mateusza Morawieckiego wynika, że najbardziej prawdopodobna jest trzecia opcja: czyli zaraz po feriach do nauki wrócą najmłodsi uczniowie jedynie w Małopolsce i województwie świętokrzyskim. Ale to tylko przypuszczenie, nie jest wykluczone, że - jak to już bywało - w strategii rządu z dnia na dzień nastąpią jeszcze jakieś zmiany.

Wytyczne sobie, życie sobie?

Z rządowych wytycznych dla placówek edukacyjnych przedstawionych w piątek 8 stycznia wynika, że jeśli najmłodsi uczniowie wrócą do szkół, będą uczyć się w tzw. bańkach: każda klasa oddzielnie z własnym nauczycielem, bez kontaktu z inną „bańką”. Dzieci wchodziłyby do szkoły w innych godzinach i w innym czasie wychodziły na przerwy.

Odgórnie ustalony byłby także harmonogram wyjścia na stołówki czy sale gimnastyczne. To pomysł, który sprawdził się w zeszłym roku m.in. w krajach skandynawskich, gdzie długo udawało się utrzymywać otwarte szkoły.

Przeczytaj także:

To niewątpliwie postęp, biorąc pod uwagę wrześniowe rachuby polskiego rządu, który liczył, że do zapewnienia bezpieczeństwa wystarczy przecieranie blatów i wietrzenie klas. Gdyby eksperyment z bańkami w najmłodszych klasach wypalił, mógłby też być narzędziem organizacji nauczania hybrydowego dla starszych klas.

Diabeł tkwi w jednak szczegółach. Już w najmłodszych klasach poza wychowawcami są także nauczyciele angielskiego, wuefu, religii, etyki czy psychologowie. W rządowych wytycznych czytamy, że "do każdej grupy przyporządkowani są ci sami, stali nauczyciele, którzy w miarę możliwości nie prowadzą zajęć stacjonarnych w innych klasach".

Gdyby szkoły chciały trzymać się tej zasady, musiałyby zatrudnić dodatkową kadrę. A wiadomo, że nie ma nowych etatów bez pieniędzy. O specjalnych nakładach z budżetu centralnego nie ma mowy, a to oznacza, że albo dodatkowe wydatki poniosą samorządowcy, albo wytyczne znów zostaną tylko na papierze.

Rozpoczęło się testowanie nauczycieli

Równolegle rząd rozpoczął akcję testowania szkolnej kadry. W dniach 11-15 stycznia 165 tys. nauczycieli i pracowników obsługi podda się dobrowolnym testom przesiewowym na obecność SARS-CoV-2 w 600 punktach wymazowych w całym kraju.

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek tłumaczył, że od wyników testów nie jest uzależniony powrót dzieci do szkół. "Akcja testowania zaplanowana jest jako bramka, która miałaby zatrzymać część nauczycieli z klas I-III w domach, by podnieść bezpieczeństwo" - mówił.

Sceptyczni są jednak nauczyciele i eksperci.

"Testy, którym mamy być poddani, właściwie nic nam nie dadzą. Po pierwsze dlatego, że nie otrzymamy informacji o przeciwciałach, które byłyby w tym momencie dość istotną wiedzą.

Po drugie dlatego, że okres wylęgania się koronawirusa, tak by w teście wyszło zakażenie nim, to ok. 5 dni (właściwie to okres wylęgania to od 1 do 14 dni, ale specjaliści mówią, że po ok. 5 dniach testy są wiarygodne). Czyli jeśli zaraziłam się dzisiaj, to jednorazowy, wtorkowy test niewiele mi da, bo mogę być chora i nadal o tym nie wiedzieć. Ponadto jeśli jestem zdrowa, to mogę zarazić się np. w środę i bezobjawowo sobie chorować, chodząc tym samym do pracy i zarażając innych"

- to głos tylko jednej z wątpiących nauczycielek opublikowany przez grupę "Protest z Wykrzyknikiem".

Nauczyciele są przekonani, że biorą udział w nieprzemyślanej akcji PR-owej, która nie ma nic wspólnego z ich bezpieczeństwem. Wytykają też rządzącym, że gdyby chcieli być konsekwentni, zatroszczyli by się o nauczycielki przedszkolne, które nie miały przywileju pracować zdalnie.

Podobnie sprawę masowych testów przesiewowych w rozmowie z OKO.press stawiał dr Paweł Grzesiowski, immunolog i ekspert w dziedzinie profilaktyki zakażeń.

„To nie jest tak, że zakażamy się raz na tydzień, okres wylęgania wynosi średnio 5 dni, a zaraża się dobę przed wystąpieniem objawów, a więc można się zakazić 10 minut po pobraniu testu i zacząć zarażać przed wykonaniem następnego testu. Mimo ujemnego wyniku człowiek będzie żył w przekonaniu, że jest zdrowy, a zaraża".

Minister edukacji uważa, że testy na tak dużej grupie pozwolą nie tylko podnieść bezpieczeństwo, ale też sprawdzić, w jakim momencie epidemicznym jest cały kraj.

Dla większości nauczycieli najważniejszy jest jednak harmonogram szczepień. Na początku stycznia pisaliśmy, że rząd nie ma konkretnego planu. I to się nie zmieniło. Wiemy za to, że choć są oni ujęci w grupie 1, jako grupa zawodowa obarczona szczególnym ryzykiem zakażenia, nie uda im się zaszczepić przed wiosną, gdy planowany był szerszy powrót do szkół.

Rząd twierdzi, że w pierwszym kwartale zaszczepi się w sumie 3 mln osób: medycy, a także osoby powyżej 70. roku życia. Przed nauczycielami w kolejce czekają jeszcze 60-latkowie. Póki co, tempo szczepień jest tak wolne, że nawet ostrożny plan rządu, wydaje się być nierealny. Nauczyciele boją się więc, że znów zostaną wystawieni na niebezpieczeństwo.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze