W czwartek 3 grudnia, to piąty dzień z rzędu, gdy liczba zdiagnozowanych nowych przypadków zakażenia koronawirusem nie przekroczyła w Polsce 15 tysięcy – Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 14 838 zakażonych, o 1 849 mniej niż w środę 26 listopada.
Koniec listopada i początek grudnia to czas stabilizacji pandemii w Polsce, przynajmniej jeśli chodzi o dane oficjalne.
Za liczbą diagnozowanych przypadków stoi również dużo mniej testów, ale jeśli podejść z dobrą wolą do komunikatów rządu, jest to logiczne: przypomnijmy, że o skierowaniu na test decydują lekarze pierwszego kontaktu, gdy oceniają, że zespół objawów u pacjenta może wskazywać na zakażenie Covid-19. Teoretycznie więc mniej testów oznacza, że do lekarzy zgłasza się mniej osób z objawami.
Jednak nawet jeśli przyjąć, że stan epidemii w Polsce odpowiada rządowym raportom, nie oznacza to, że mamy koronawirusa pod kontrolą. Średnia krocząca z ostatnich 7 dni jest niemal identyczna jak 27 października: dziś wynosi 12 568 przypadków, wtedy – 12 527.
To oznacza po pierwsze, że wprowadzone na początku listopada restrykcje mniej lub bardziej zadziałały. Po drugie, że jesteśmy również w momencie przełomowym.
Z jednej strony mamy szansę na dłuższy czas ograniczyć liczbę zakażeń do poziomu bezpiecznego dla systemu ochrony zdrowia i doczekać na tym poziomie do szczepionki. Z drugiej strony okres przedświąteczny, poluzowanie restrykcji, tłumy na stokach i w centrach handlowych oraz wyjazdy do rodziny mogą sprawić, że w styczniu epidemia znów „odpali” i wrócimy do tragicznej sytuacji z listopada.
Liczba zgonów spada w Belgii i Czechach. W Polsce wciąż bardzo niedobrze
Kolejna fala dużego wzrostu zachorowań byłaby dodatkowym obciążeniem systemu ochrony zdrowia, który już teraz jest na granicy wydolności, a dane wskazują, że być może już tę granicę przekroczył.
Mimo, że od dwóch tygodni spada liczba zakażeń, liczba zgonów utrzymuje się wciąż na bardzo wysokim poziomie: 3 grudnia poinformowano o śmierci 620 zakażonych pacjentów.
Średnia ruchoma nowych zgonów wciąż jest na poziomie trzeciego tygodnia listopada, choć w ślad za spadkiem zakażeń mogliśmy oczekiwać, że już w ubiegłym tygodniu zacznie systematycznie spadać.
Niepokoi również polityka komunikacyjna rządu, która w tym przypadku niestety dezinformuje obywateli. 30 listopada oficjalny profil Ministerstwa Zdrowia na Twitterze udostępnił grafikę, która miała wskazywać na małą liczbę zgonów w Polsce.
Kłopot w tym, że dane pokazane przez resort zdrowia to zestawienie zgonów od początku epidemii. To grafika wręcz dezinformująca, jeśli chodzi o sytuację w Polsce na przełomie listopada i grudnia. Pomieszanie danych z wiosny – gdy przez epidemię przeszliśmy w zasadzie suchą stopą – oraz jesieni daje złudnie optymistyczny obraz sytuacji w naszym kraju.
Tymczasem zestawienie Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób pokazuje niezbicie, że w najtragiczniejszej statystyce epidemii już od dobrych kilku tygodni jesteśmy w europejskiej czołówce. Dzień po dniu w tabeli zgonów w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców w ciągu ostatnich 14 dni zajmujemy miejsca od 4. do 6. Obecnie sytuacja wygląda w ten sposób:
Co więcej, kraje, które w listopadzie były w gorszej sytuacji niż Polska – Belgia i Czechy – po ograniczeniu liczby nowych zakażeń, pod względem zgonów również wracają do poziomu sprzed szczytu epidemii.
Możliwe są trzy wyjaśnienia tego stanu rzeczy:
- jesteśmy w Polsce tuż przed spadkiem ofiar śmiertelnych koronawirusa;
- system testów zaordynowany przez rząd działa słabo i nie jesteśmy świadomi skali epidemii w naszym kraju;
- system ochrony zdrowia jest już niewydolny i nie jest w stanie efektywnie leczyć zakażonych w cięższym stanie.
Dobrą informacją są dane pokazujące nieznaczne spadki liczby zajętych respiratorów i łóżek. Z drugiej strony, brutalnie mówiąc, to również pochodna dużej liczby zgonów. Gdyby dane dotyczące respiratorów i łóżek były odwrotne, mówilibyśmy już o zupełnie dramatycznej sytuacji epidemicznej w naszym kraju.
Powrót do szkół raczej dopiero w lutym
4 grudnia premier Mateusz Morawiecki odpowiadał na Facebooku na pytania internautów.
Tak mówił o powrocie uczniów do szkół:
„Bardzo chciałbym, żeby to było jak najszybciej, ale niestety, być może trzeba będzie z tym poczekać do ostatniej dekady stycznia, a może nawet później. Dziś nie podejmuję się podjąć takiej decyzji”
– stwierdził szef rządu.
Ze słów Morawieckiego można również wywnioskować, że rząd nie planuje żadnych nowych ograniczeń na święta i sylwestra:
„Święta spędźmy w gronie własnej rodziny, jak najmniejszy krąg osób. Galerie handlowe kontrolujemy i będziemy wyciągać wnioski z tego, co się dzieje. Jeżeli rzeczywiście nie są przestrzegane ograniczenia liczby klientów, będą zamykane te galerie lub sklepy, które nie przestrzegają tych zasad” – ostrzegał premier.
W tytule pytanie dlaczego ilość zgonów nie spada, a w treści wykres pokazujący, że jednak spada… Umierają prawdziwi ludzie, a nie jakieś tam liczby. Czy moglibyście temat epidemii zostawić Pani Miładzie? I ten "przełomowy moment". Codziennie mamy przełomowy moment…
Red Danielewski popisał się zadziwiającymi umiejętnościami podsumowują artykuł trzem wnioskami: 1. jesteśmy przed spadkiem liczby zgonów, 2.rzadowy system informacji nie oddaje skali problemów, 3. system ochrony zdrowia jest niewydajny. Od dawna wiadomo, że spadek zakażeń skutkuje spadkiem zgonów. W sprawach pkt 2 i 3 chyba już wszyscy od dawna wiedzą, że rząd kłamie i że stracił kontrolę nad epidemią. Dziękuję za dziennikarstwo, polegające na trosce o rozmiary wierszówki.
"Dlaczego nie spada liczba zgonów?"
Bo o ile prosto jest chorować skrycie, trudniej jest umierać skrycie. Za niezgłoszenie zgonu, gdy zaczną danej osoby szukać i odnajdą nieboszczyka zakopanego w lesie lub na podwórku można dostać paragraf.
Za zrobienie zapasu leków, wody i jedzenia, tak aby starczyłu na 2 miesiące, wyposażenie się w pulsoksymetr, termometr, paracetamol i ibuprofen i gdy zaczniemy mieć objawy, przerzucamy się na pracę zdalną i nie wychodzimy z domu dotąd aż objawy miną (poza pozostającym jeszcze mniej natęzonym kaszlem – ten utrzymuje się nawet 2 miesiące) + 3-4 dni dłużej – nic nam nie zrobią. Przy braku zapasów można skorzystać z maski FFP3 i zamówić jednorazowo kurierem (opcja mniej polecana – jest krótki kontakt).
Tak się choruje skrycie – bez wizyt policji, bez aplikacji kwarantanna domowa, bez ryzyka przymusowej hospitalizacji i zostania królikiem doświadczalnym w szpitalu.
Warto też zadbać o antybiotyk typu penicylinowego z poprzedniej choroby, gdyby wydzielina zaczęła być ropna.
.
Dadzą nam normalne prawo, a nie prawo policyjne i bezprawie (w tym dla lekarzy – brak kary za błędne rozpoznanie covid), to wtedy przestaniemy chorować skrycie.
.
Chorując skrycie i czując słabość – poza pracą zdalną pozostaje jeszcze wzięcie urlopu. Zazwyczaj 14 dni starcza, by choroba przeszła.
#SkrytoKaszlaczki
Podzielam pogląd, że w Polsce Morawieckiego chorowanie stało się przestępstwem narażającym na szykany ze strony państwa. Narażającym tak chorych, jak i służbę zdrowia.
Mnie zaciekawiła jedna rzecz. Wykres nowych zakażeń na dzień 24 listopada pokazuje 10.139 nowych przypadków. Tego dnia sprawdzałem stan na Wirtualnej Polsce i tam też pokazywano tę samą liczbę, aż tu pach – nagle zrobiło się ponad 32 tysiące, co byłoby rekordem od początku pandemii. A następnego dnia znów spadło do kilkunastu tys. Do dziś WP pokazuje na swoim wykresie ten jednodniowy pik (w który osobiście nie bardzo wierzę, bo niby skąd ten nagły wysyp ponad 2x więcej przypadków, a na następny dzień powrót do stanu poprzedniego), a np. Interia też podobną infografikę powtarza. Panie Michale, da się jakoś to wyjaśnić – bo zgodnie z prostą logiką to raczej nie za bardzo?
PS. Na stronach Ministerstwa Zdrowia oraz http://www.gov.pl niestety nie ma wykresu czasowego, tylko aktualna mapa zakażeń w rozbiciu na województwa i powiaty, a dzienne raporty są w postaci osobnych tabel. Przyznaję, że nie miałem czasu (ani ochoty) ich ściągać…
Wyjaśnienie piku jest proste. Dorzucili wtedy 22 tyś. "zagubionych" przypadków.
Ministerstwo sporego kraju w Europie na swej oficjalnej stronie dumnie posiłkuje się 'danymi' z szemranej strony internetowej… Rozczulające, nieomal jak muzeum etnograficzne w Kołomyi.