W Kędzierzynie-Koźlu zapłonęło nielegalne składowisko odpadów, o którego istnieniu było wiadomo od dawna. Władze miasta proszą mieszkańców o pozostanie w domach i zamknięcie okien. Do pożaru doszło pół roku po bliźniaczej sytuacji w zielonogórskim Przylepie
Kilka miesięcy po pożarze składowiska odpadów w zielonogórskim Przylepie i zapowiedziach wzmożonych kontroli wysypisk historia się powtarza. W czwartek 23 listopada przed południem kłęby czarnego dymu zasnuły niebo nad drugim z największych miast województwa opolskiego. Jeszcze przed 12:00 Urząd Miasta oficjalnie poinformował, że w Kędzierzynie- Koźlu wybuchł pożar niebezpiecznych odpadów, składowanych przy kozielskim porcie.
„Mamy do czynienia z pożarem składowiska materiałów niebezpiecznych. To budynek, w którym znajduje się około czterystu sztuk DDPL-ów (dużych pojemników do przewozu luzem – przyp. aut.). Staramy się ustalić charakterystykę tych materiałów. Z całą pewnością możemy powiedzieć, że jest to cała gama materiałów. Sytuacja jest o tyle stabilna, że mamy korzystny kierunek wiatru. Zadymienie przesuwane jest wzdłuż Odry, po terenach leśnych. Dopiero dobrych kilka kilometrów dalej są miejscowości, które pilotujemy. Chronimy przyległe budynki magazynowe, które nie są użytkowane” – mówił Piotr Dudek, komendant Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu. Jak poinformował, na miejscu pracuje już Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska monitorujący zagrożenie dla sąsiednich miejscowości.
Mieszkańcy patrzą na pożar w Kędzierzynie-Koźlu z niepokojem, ale dają do zrozumienia: naszemu miastu daleko do tytułu zielonej stolicy.
„Kędzierzyn-Koźle to miasto chemiczne. Nie trzeba długo czekać aż stanie się tragedia związana z profilem naszego regionu. Zakłady Azotowe, zakłady w Blachowna, Koksy Zdzieszowice. Smog i benzen są dla nas chlebem powszednim. Nie można mówić tu o jakimś przypadku czy wypadku przy pracy. Jeśli władze miasta czy powiatu z tym nic nie zrobią, wszelkie pandemie będą niczym przy tym, co nam nasze własne miasto serwuje każdego dnia” – mówi nam Tomasz Pawliszyn, mieszkający niedaleko miejsca pożaru.
O nielegalnym składowisku wiadomo było od kilku lat. Już w 2020 roku lokalna straż pożarna ostrzegała przed dwoma nielegalnymi magazynami w kozielskim porcie.
„W kilku magazynach przy ul. Chełmońskiego oraz ul. Portowej odkryto co najmniej 600 zbiorników typu DPPL (każdy o pojemności tysiąca litrów) z niezidentyfikowaną zawartością odpadów chemicznych. Pojemniki są zamknięte i zabezpieczone folią. Nie ma żadnych wycieków, ani nie ulatniają się żadne gazy. Są opisane, więc nie mamy podstaw do ich otwarcia, ale nie mamy pewności, co w nich się znajduje” – mówił Marek Kocielski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu. Strażacy razem z policją przyjechali na miejsce po prośbie o interwencję od zaniepokojonego mieszkańca.
Nieoficjalnie mówiło się, że właściciel składującej odpady firmy Mosak Invest przebywa poza Polską i nie stawia się do kontroli. Według danych z KRS spółka rozpoczęła działalność w 2019 roku – czyli niedługo przed wykryciem nielegalnego składowiska w Kędzierzynie-Koźlu. Obecnie jej działalność jest zawieszona. Wpisuje się to w znany specjalistom branży gospodarki odpadami schemat: firma powstaje jedynie po to, by wziąć pieniądze za utylizację nielegalnych odpadów, po czym rozpływa się w powietrzu.
„Oni wyczuli, że mogą utworzyć spółkę-słupa i zarobić sprowadzając nawet z najbliższej okolicy kilka tysięcy ton mauzerów czy beczek z dziwną substancją. Wynajmują halę, potem likwidują spółkę, jest po sprawie” – mówiła nam Hanna Marliere, ekspertka gospodarki odpadami z Instytutu Spraw Obywatelskich.
Płonące składowisko znajduje się zaraz przy ujściu Kanału Gliwickiego do Odry. To miejsce, gdzie w 2022 roku zauważono pierwsze przypadki masowej śmierci ryb. Można przypuszczać, że chemikalia z rozszczelniających się zbiorników mogą być kolejnym zagrożeniem dla życia w rzece.
Pożar w Kędzierzynie-Koźlu wydarzył się mimo zapowiedzi skrupulatnych kontroli składowisk niebezpiecznych odpadów. Mówiły o nich zarówno władze państwowe, jak i wojewódzkie. Te ostatnie potwierdziły konieczność wejścia między innymi do magazynów w kozielskim Porcie. Wojewoda opolski wydał inspektorom WIOŚ polecenie pilnej kontroli składowisk przy ul. Portowej i Chełmońskiego. Inspektorat zwrócił się do samorządów o wskazanie innych obiektów, które mogłyby budzić wątpliwości. WIOŚ już w listopadzie 2020 roku polecił prezydentce Kędzierzyna-Koźla Sabinie Nowosielskiej pilne usunięcie niebezpiecznych odpadów. O sprawę zapytaliśmy wojewodę opolskiego i miejskie władze – wciąż czekamy na odpowiedź.
Według polskiego prawa to władze danej gminy muszą radzić sobie z nielegalnymi składowiskami. Ich utylizacja jest jednak bardzo droga, dlatego walka z tykającymi bombami chemicznymi jest tak nieskuteczna. Bywa, że składowiska stoją nienaruszone, póki nie spłoną.
Tak było w Zielonej Górze, gdzie w lipcu doszło do głośnego pożaru magazynów z niebezpiecznymi substancjami. Województwo w jednym chórze z władzami z Warszawy wskazywało na bezczynność samorządu, który powinien usunąć odpady. Urząd Miasta rozkładał jednak ręce mówiąc o braku środków i bezskutecznych próbach ich pozyskania z państwowego budżetu.
„W mediach mówi się – przypomnę – że w Zielonej Górze magazynowano 5 tys. ton odpadów. Mówimy więc o jednej trzeciej wydajności spalarni odpadów niebezpiecznych. Koszt zutylizowania tony odpadu sięga w nich kilku tysięcy złotych. Można sobie policzyć, ile samorząd musiałby wydać, by w sposób legalny i bezpieczny zutylizować odpady. To nie jest budżet 5-10 tysięcy złotych zapomogi, a dziesiątki milionów złotych. Samorządom, niezależnie od ich wielkości, trudno dźwigać takie kwoty” – mówiła nam Hanna Marliere.
Po pożarze w Przylepie temat składowisk wszedł do kampanii wyborczej. Politycy Prawa i Sprawiedliwości razem z ministrą klimatu Anną Moskwą grzmieli o „niemieckich śmieciach” masowo wysyłanych do Polski. Jeszcze we wrześniu Moskwa domagała się od niemieckich władz przyjęcia „35 tys. ton śmieci, które trafiły do Polski”. Polski rząd skierował w tej sprawie skargę do Komisji Europejskiej. 18 października szefowa resortu klimatu przekazała, że Bruksela przyznała rację Polsce. Dokument przesłany przez KE dotyczył jednak tylko jednego ze składowisk – w Tuplicach pod Zieloną Górą.
Specjaliści gospodarki odpadami w rozmowach z OKO.press zaznaczali, że mamy problem nie z Niemcami, a z naszymi przedsiębiorcami, którzy wyczuli łatwy sposób na wzbogacenie się. Spółki te działają pod nosem polskich organów, a ich właściciele najczęściej pozostają bezkarni. Jak widać, pożar w Przylepie nic w tym przypadku nie zmienił.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze