Kolejne branże domagają się odszkodowań od rządu. Mają do tego prawo - wiele firm stanęło na krawędzi bankructwa przez epidemiczny zakaz działalności. W normalnej sytuacji odszkodowania byłyby prawie pewne. Z upolitycznionym TK będzie to trudne - wyjaśniamy dlaczego
Długotrwałe zamknięcie kolejnych branż daje się wielu firmom mocno we znaki. Część przedsiębiorców zapowiada, że w ramach protestu od poniedziałku przestaną stosować się do wprowadzanych przez rząd przepisów. Takie partyzanckie próby rozluźniania lockdownu to fatalna wiadomość - mogą doprowadzić do wzrostu zakażeń, a w efekcie większej liczby ofiar epidemii. Ale nie ma wątpliwości, że rząd zapracował sobie na ten bunt. Jak zwodził przedsiębiorców opisaliśmy dokładnie w tekście „Rok z tarczami antykryzysowymi. Jak PiS ratował polskie firmy”. Restauracje zamknięto w październiku, nowej pomocy od rządu nie dostały do grudnia.
W tych okolicznościach przedsiębiorcy coraz częściej wkraczają na drogę sądową. W najbliższym czasie w sądach rozpatrywane będą sprawy od branży fitness, turystycznej, hotelarskiej, transportowej. A to z pewnością nie koniec.
Przedsiębiorcy mają dwie prawne drogi domagania się odszkodowań. Mogą:
W obecnej sytuacji prawnej w Polsce z obiema ścieżkami są zasadnicze problemy.
Polska Federacja Fitness poinformowała o pozwie zbiorowym, który składa.
„Po kilkutygodniowych analizach prawnych, spotkaniach z licznymi kancelariami oraz dokładnej weryfikacji potencjalnych szans - ponownie uruchamiamy projekt pozwu przeciwko obowiązującym restrykcjom i kwestii odszkodowawczej.
Podczas pierwszego lockdown’u projekt został wstrzymany z uwagi na zbyt małą liczbę zgłoszeń, natomiast dziś sytuacja wygląda znacznie lepiej. Na ten moment mamy zgłoszonych kilkaset obiektów do w/w inicjatywy, gotowych do podjęcia walki” – napisała Federacja na Facebooku.
Rząd tzw. Tarczę 6.0 procedował prawie dwa miesiące, a wsparcie w niej zawarte rozczarowało wielu przedsiębiorców
„Wiele podmiotów z branży fitness znajduje się w grupie, która albo kwalifikuje się tylko i wyłącznie do tarczy 6.0, albo nie kwalifikuje się do wsparcia wcale. Mimo niektórych wprowadzonych zmian dotyczących narzędzi finansowych, finalne warunki nadal są daleko od oczekiwanych, aby branża mogła faktycznie odczuć wsparcie Państwa”
Z pozwami szykują się także branża transportowa i centra handlowe. A w Warszawie został już złożony pozew 45 przedstawicieli branży turystycznej. Na razie nie chodzi o odszkodowania, tylko o rozstrzygnięcie, czy Skarb Państwa jest tutaj odpowiedzialny.
Według wielu prawników istniały przesłanki, aby wprowadzić stan klęski żywiołowej – a jeśli tak, państwo musiałoby wtedy wypłacać odszkodowania. Jeśli uchyliło się od tego, to przedsiębiorcy będą mogli domagać się pieniędzy.
„W pozwie nie mówimy o kwocie roszczeń, tylko przesądzeniu o odpowiedzialności Skarbu Państwa. Prosimy SO, by przyjrzał się zarówno działaniom władzy, czyli wprowadzanym rozporządzeniami ograniczeniom, jak i zaniechaniom – w naszej ocenie istniały przesłanki, by wprowadzić stan klęski żywiołowej. Jeśli tak się stanie, w dalszej kolejności członkowie grupy będą mieli możliwość wystąpienia z indywidualnymi pozwami o odszkodowania” – tłumaczyła dla „Dziennika Gazety Prawnej" Agata Plichta z kancelarii Dubois i Wspólnicy.
Specjalista w zakresie prawa cywilnego, dr Szymon Romanow z Uniwersytetu Jagiellońskiego twierdzi jednak, że nie jest to jednoznaczne.
„Lata temu, przed pandemią i rządowymi obostrzeniami, wyrażane były poglądy, że wprowadzenie stanu wyjątkowego to tylko możliwość, a nie obowiązek, po stronie rady ministrów lub prezydenta. Nie jest to obligatoryjne w określonych warunkach. A i tak w momencie wprowadzenia stanu wyjątkowego państwo odpowiadałoby tylko i wyłącznie w zakresie strat, które wynikają z ograniczenia wolności lub praw w czasie tego stanu" – mówi OKO.press dr Romanow.
"Natomiast bez wprowadzenia stanu wyjątkowego, państwo może odpowiadać również za nieuzyskany zarobek, który w braku ograniczeń można byłoby uzyskać. Dlatego paradoksalnie ogólna odpowiedzialność jest szersza, niż w przypadku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego”.
Czy dało się uniknąć tego prawnego chaosu?
„Jedyną właściwą i legalną drogą wdrażania tak daleko idących ograniczeń było wprowadzenie jednego ze stanów nadzwyczajnych” – mówi nam dr Romanow. „Wówczas rząd miałby podstawy, by legalnie wprowadzać ograniczenia, które w sytuacji walki z epidemią są niezbędne. Ja nie widzę powodu prawnego, dla którego tego nie zrobiono. To ze strony rządu spory błąd”.
W 2020 roku rządzący wzbraniali się przed wprowadzeniem stanu klęski żywiołowej. Z jednej strony starano się przeprowadzić wybory prezydenckie jak najszybciej. Z drugiej, rząd bał się odszkodowań, które w takiej sytuacji musiałby wypłacać. Zdanie dr. Romanowa podziela prof. Ewa Łętowska. Jak pisze na portalu konstytucyjny.pl:
„To brak wprowadzenia stanu nadzwyczajnego naraża budżet na większe obciążenia, ponieważ w takim wypadku stosuje się ogólne zasady indemnizacji przewidziane w k.c., tj. pełną rekompensatę szkody. Argumentacja polityków były dezinformacją, fake newsem co do treści prawa, aby usprawiedliwić rządzenie rozporządzeniami i niewprowadzenie stanu nadzwyczajnego”.
Czy w takim razie przedsiębiorcy powinni zacierać ręce i cieszyć się, że PiS nie zdecydowało się na wprowadzenie stanu nadzwyczajnego? Niekoniecznie – sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. A wszystko może rozbić się o Trybunał Konstytucyjny.
Dr Romanow: „Jeśli chodzi o odpowiedzialność skarbu państwa za niekonstytucyjne przepisy, tutaj przesłanką dochodzenia jest wcześniejsze orzeczenie trybunału o niekonstytucyjności tej regulacji. Niektórzy prawnicy twierdzą, że z takim pozwem można wystąpić dopiero wtedy, gdy TK stwierdzi niekonstytucyjność takiej regulacji.
Moim zdaniem to zbyt restrykcyjne, bo również w trakcie postępowania sąd może zadać Trybunałowi pytanie prawne dotyczące zgodności z Konstytucją konkretnej regulacji. Ale nawet jeśli nie mamy wątpliwości, że zakaz prowadzenia działalności gospodarczej daleko wykracza poza delegację ustawową - czyli przepis jest niekonstytucyjny - to TK musi to formalnie stwierdzić”.
Wiemy jednak, że obecny Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej jest daleki od politycznej niezależności. Trudno wyobrazić sobie, żeby orzekł coś, co może zaszkodzić rządowi. Możemy się spodziewać, że w toku kolejnych procesów wytaczanych państwu, sąd zapyta TK o konstytucyjność przepisów zakazujących prowadzenia działalności gospodarczej. Wówczas Trybunał będzie musiał zająć stanowisko.
Dr Romanow: „Gdyby Trybunał orzekł, że te przepisy są zgodne z konstytucją, byłoby to jawne pokazanie, że TK jest upolityczniony. Ale gdyby jednak stwierdził, że przepisy są niezgodne z konstytucją, i tak ma możliwość odroczenia utraty mocy obowiązujących przepisów.
Taka możliwość istnieje, jeśli natychmiastowe orzeczenie niekonstytucyjności mogłoby wiązać się z nakładami finansowymi, których nie przewidziano w ustawie budżetowej. Odroczenie utraty mocy obowiązującej niekonstytucyjnych przepisów sprawia, że do tej chwili nie można uznać zachowania Skarbu Państwa za bezprawne. Dlatego w obecnej sytuacji prawno-politycznej szansa na uzyskanie odszkodowań jest raczej niewielka”.
A będący pod wpływem PiS TK może być niechętny, żeby zarządzić, że przepisy były niekonstytucyjne, bo dla państwa wiązałoby się to z ogromnymi kosztami. Szczególnie że w „normalnym” stanie prawnym rozstrzygnięcie byłoby oczywiste.
„Gdyby założyć, że Trybunał jednak nie jest upolityczniony i stwierdza, że te przepisy są niekonstytucyjne, wówczas, o ile TK nie zdecyduje inaczej, wyrok ma skutek wsteczny - przepisy są niekonstytucyjne od chwili ich wprowadzenia” – mówi nam ekspert z UJ. „Wówczas na podstawie artykułu 4171 § 1 kodeksu cywilnego można domagać się odszkodowań - zarówno za poniesione szkody jak i za nieuzyskane korzyści. I szansa na uzyskanie tych odszkodowań w takiej sytuacji byłaby większa”.
Jeśli ktoś chce domagać się odszkodowania, wówczas rządowa pomoc nie ma znaczenia i nic nie zmienia w prawie do domagania się odszkodowania. Chyba że pomoc rządowa wyrównała w pełni straty – wówczas o odszkodowanie byłoby trudno. Ale nie są to raczej częste przypadki.
Tymczasem straty wielu przedsiębiorstw są ogromne. Jest to trudna do oszacowania kwota, ale gdyby wszystkie firmy, których sytuacja przez obostrzenia się pogorszyła, domagały się odszkodowań, z pewnością mówilibyśmy o dziesiątkach miliardów złotych.
Warto jednak zaznaczyć, że straty nie są wywołane wyłącznie obostrzeniami, a po prostu epidemią - ludzie sami ograniczają aktywność ze względu na ryzyko zakażenia. "Badania wskazują, że restrykcje ograniczają aktywność gospodarczą w mniejszym stopniu niż niekontrolowany rozwój pandemii" - piszą naukowcy z Polskiej Akademii Nauk.
Przedsiębiorcy zapowiadają otwarty bunt. Na Podhalu powstała inicjatywa Góralskie Veto. Kwaterodawcy zamierzają po 17 stycznia otwierać swoje biznesy, chociaż rząd przedłużył zamknięcie hoteli. Winą za bunt również można obciążyć postawę polityków, którzy wielokrotnie sami łamali wprowadzane przez siebie przepisy – na 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej, podczas urodzin radia Maryja, jeżdżąc na narty.
Jednocześnie wprowadzanie kolejnych pomysłów jest komunikacyjną katastrofą, a pomoc jest niewystarczająca. Zaufanie do państwa i rządzących słabnie, a ludzie pozbawieni możliwości zarobkowania są zdesperowani. W ten sposób sabotowana jest niezbędna w tej trudnej sytuacji epidemicznej walka z rozprzestrzenianiem się wirusa.
Łamiący przepisy przedsiębiorcy narażają się na kary od sanepidu. Ci, którzy zaskarżą takie kary, mają spore szanse na wygranie sprawy w sądzie. Sąd w Opolu uchylił karę nałożoną na przedsiębiorcę przez dwie instancje sanepidu. Za ostrzyżenie jednego klienta w zakładzie w kwietniu 2020 fryzjer otrzymał karę 10 tys. złotych. Sąd również zwrócił uwagę na niewprowadzenie przez rząd stanu nadzwyczajnego. Czyli odszkodowanie od państwa jest w tym momencie trudne, ale kary od sanepidu powinno dać się stosunkowo łatwo anulować. Czy doprowadzi to do masowego buntu przedsiębiorców – zobaczymy.
Rząd i jego autorytet może w tej potyczce dużo stracić.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze