Jadwiga Emilewicz dołączyła do długiej listy polityków obozu władzy, którzy bez żenady łamią covidowe obostrzenia obowiązujące zwykłych ludzi w szpitalach, hotelach, na cmentarzach, w kościołach. Brytyjskie badania dowodzą, że takie zachowania elit mają fatalne konsekwencje
Jadwiga Emilewicz pojechała ze swoimi synami na narty w Tatry. Sprawę ujawnił 13 stycznia 2020 portal TVN24. Trzech synów byłej wicepremier brało udział w treningach na zakopiańskich stokach. Kawałek dalej zjeżdżała na nartach Emilewicz i jej mąż.
To wszystko w momencie, gdy sytuacja w Polsce wciąż jest bardzo poważna. Na covid-19 umiera dziennie 300-500 osób (dzisiaj, 14 stycznia, w raporcie 381 zgonów). Liczba wykrytych dobowych zakażeń nie spada poniżej 5 tys. (dzisiaj, 14 stycznia, w raporcie 9 436 nowych zakażeń). Większość dzieci spędza więc ferie w domach, zgodnie z apelem ministra zdrowia. Stoki narciarskie i hotele są zamknięte.
W sprawie Jadwigi Emilewicz nie chodzi o to, czy jej synowie naprawdę są licencjonowanymi narciarzami, tylko o to, jak sprawić, żebyśmy w zdrowiu przetrwali najbliższe miesiące. Jak się podzielić odpowiedzialnością i zbudować solidarność. „Ludzie zaczęli łamać covidowe zasady, kiedy zobaczyli, że ignorują je ci, którzy są uprzywilejowani” - twierdzi Daisy Fancourt, profesor psychobiologii i epidemiologii.
Stoki narciarskie są zamknięte do 17 stycznia, by ograniczyć rozprzestrzenianie się epidemii. Są jednak wyjątki. Można jeździć, jeśli jest się sportowcem z licencją Polskiego Związku Narciarskiego.
Kiedy dziennikarz TVN24 zaczyna pisać tekst, synów Emilewicz w wykazie PZN nie ma:
„Sprawdzam to kilkukrotnie w poniedziałek, 4 stycznia i we wtorek, 5 stycznia. Po wpisaniu nazwiska nie wyświetla się żaden wynik, co oznacza, że żaden z synów Jadwigi Emilewicz jeszcze tydzień temu nie miał aktualnej licencji PZN. Ich nazwiska pojawiły się na liście dopiero w czwartek, 7 stycznia" - pisze Grzegorz Łakomski z TVN24.
Co na to była wicepremier? W opublikowanym na FB oświadczeniu Emilewicz twierdzi, że wszyscy synowie mają licencje: najstarszy od 2017 roku (nr 01115), młodsi nr 02367 i 02368. Jeśli chodzi o najstarszego syna, to nieprawda. Jak ustalił dziennikarz TVN24, licencja 01115 należy do innego, 20-letniego zawodnika. Synowie byłej wicepremier mają numery: 02367, 02368, 02369.
Emilewicz nie wyjaśniła, dlaczego licencje zostały wydane jedna po drugiej, choć według niej jeden jeździ od 2011 roku, drugi od 2014, a trzeci od 2015.
To nie wszystko. Emilewicz jest też na liście uczestników treningów - dopisana na końcu długopisem. Ona utrzymuje jednak, że nie jeździła razem z resztą szkółki, lecz „na skiturach - między innymi w Suchem, Małem Cichem - poza granicą stoków narciarskich wyznaczoną przez ogrodzenia".
AKTUALIZACJA
Jak podał dziś, 14 stycznia 2021, portal TVN24, synowie Jadwigi Emilewicz jeździli bez licencji. Polski Związek Narciarski dostał wnioski o licencje 7 stycznia, na ten dzień były datowane badania i przelewy opłat regulaminowych. Zgrupowanie narciarskie, w którym brali udział synowie Emilewicz, odbywało się w dniach 2-6 stycznia 2021.
„Czuję się jak frajerka, uczciwa frajerka" - można było przeczytać w komentarzach pod tekstami o Jadwidze Emilewicz. Nie pierwszy raz ludzie poczuli, że są równi i równiejsi.
Od wiosny uzbierała się cała galeria polityków związanych z obozem rządzącym naginających lub jawnie łamiących zasady, które mają nas chronić przed śmiercią najbliższych i załamaniem systemu opieki zdrowotnej. Oto część tej galerii:
10 kwietnia 2020 prezes PiS pojechał na Powązki złożyć kwiaty na grobie swojej matki i kilku osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej. Cmentarze były wtedy zamknięte. Dodatkowo obowiązywało jedno z najbardziej bolesnych obostrzeń czasów pandemii: w pogrzebach mogło uczestniczyć zaledwie pięć osób.
O tym wydarzeniu piosenkę „Twój ból jest lepszy niż mój” napisał potem Kazik.
Ból ukoić możesz Ty jeden Wszyscy inni wpadli w biedę Limuzyny dwie, jedna, cały cmentarz twój Lepszy niż mój.
31 lipca Szumowski powiedział w Polsat News: „Jadąc za granicę, trochę ryzykujemy”. Trwały wtedy dyskusje nad tym, czy wprowadzać kwarantannę dla wracających z wakacji. Rząd zachęcał, by wakacje spędzać w Polsce. I Szumowski, jeszcze jako minister, to zrobił - w lipcu pojechał na Suwalszczyznę.
Jednak trzy tygodnie później wybrał się na wycieczkę jachtem na Wyspy Kanaryjskie. Szumowski był już wtedy ex-ministrem. Tłumaczył potem, że jacht to żaden luksus, bo był stary, na ląd wyszedł tylko raz, a cały urlop spędził z jedną osobą. Ten towarzysz podróży to biznesmen Bogusław Szemioth, honorowy konsul Islandii w Polsce, członek zarządów w spółkach Atlantex i Północnoatlantyckiej Organizacji Producentów, a także członek Zakonu Kawalerów Maltańskich - pisał Onet.
W tym czasie nawet największe biura podróży były na granicy bankructwa. Miały nawet o 85 proc. mniej klientów niż we wcześniejszych latach.
W sobotę 3 października 2020 ówczesny poseł odwiedził ciężko chorą babcię w Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. Dwa dni później, w poniedziałek, miał zostać zaprzysiężony na ministra edukacji, ale okazało się, że ma covid i zaprzysiężenie przełożono.
Czarnka nie powinno być w szpitalu. Od 12 marca 2020 obowiązywał zakaz odwiedzin w szpitalach wydany przez wojewodę. Przyszły minister tłumaczył, że wyjątkowo można odwiedzać osoby zagrożone śmiercią. Ale w piśmie wojewody próżno takiego wyjątku szukać („zakazać odwiedzin pacjentów przez osoby spoza szpitala”).
18 listopada spotkał się w hotelowej restauracji w Nysie z samorządowcami. Tymczasem od soboty 7 listopada w hotelach mogły przebywać jedynie osoby podróżujące służbowo, a restauracje mogły wydawać tylko jedzenie na wynos.
Bortniczuk bronił się później, że był w podróży służbowej, a lokalni politycy (m.in. burmistrz) do restauracji „wpadli na chwilę”. Uczestniczący w spotkaniu Marek Rymarz, zastępca burmistrza Nysy, przyznał jednak, że równie dobrze mogło się ono odbyć online.
Choć politycy złamali obowiązujące wówczas zakazy, policja nie wystawiła mandatów.
Sprawa wiceministra z resortu rozwoju jest jeszcze mocniejsza niż przypadek posła Bortniczuka. Gut-Mostowy jest bowiem właścicielem hoteli. Dziennikarze stacji RMF FM zadzwonili do hotelu „Sabała”, gdzie usłyszeli: „hotel przyjmuje gości, jest tu takie mruganie okiem, że służbowo, ale jeśli państwo chcą jechać z dzieckiem, z żoną, to można".
Podobny proceder odbywa się w hotelu „Poncyljuszówka” należącym do posła Koalicji Obywatelskiej, Pawła Poncyliusza.
Premier wezwał ministra na „rozmowę wyjaśniającą", krążyły plotki o dymisji, ale do niczego takiego nie doszło. Michał Dworczyk zapowiadał, że takie osoby „muszą się liczyć z konsekwencjami”, ale konsekwencji do dziś brak.
Gut-Mostowy jest jednym z najbardziej wpływowych polityków w Małopolsce, kiedyś związany w PO, przeszedł potem do Porozumienia Jarosława Gowina.
5 grudnia w kościele w Toruniu obyły się 29. urodziny Radia Maryja. Obowiązujące wtedy przepisy? W kościele może znajdować się jedna osoba na 15 metrów kwadratowych, należy zachować odstęp 1,5 m. I oczywiście wszyscy, z wyjątkiem sprawujących posługę, muszą nosić maseczkę.
Odstępu nie utrzymywali i maseczek nie nosili najważniejsi hierarchowie Kościoła, obecni na uroczystości. Nie oburzyło to jednak najważniejszych polityków przybyłych do Torunia. W mszy uczestniczyli m.in. minister Mariusz Błaszczak, minister Zbigniew Ziobro, minister w Kancelarii Prezydenta Adam Kwiatkowski, Antoni Macierewicz, minister Michał Woś, Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak.
Nic nam nie wiadomo o tym, żeby ktokolwiek z uczestników lub organizatorów dostał mandat.
Do tej galerii dołączyli artyści i osoby biznesu, które skorzystały ze szczepionek, choć nie są w grupie 0 obejmującej zatrudnionych w opiece zdrowotnej.
A jeśli jednak Jadwiga Emilewicz ma w stu procentach rację? Sama wszak pisze: „Uważam, że decyzje rządu są słuszne i w pełni się im podporządkowuję. Żadnym swoim działaniem nie lekceważę apeli rządu, ani tym bardziej rządowych rozporządzeń. (...) w żaden sposób nie naruszyłam rządowych wytycznych”.
Co jeśli faktycznie wszyscy trzej jej synowie zawodniczo uprawiają narciarstwo? Może w numeracji licencji nie ma niczego podejrzanego, a posłanka przebywała w pobliżu stoku wyłącznie w charakterze opiekunki. Czy wówczas wszystko jest w porządku?
Gdybyśmy uznali, że coś takiego jak solidarność społeczna i poświęcenie nie istnieje i nie ma żadnego znaczenia – to tak.
„Ludzie zaczęli łamać covidowe zasady, kiedy zobaczyli, że ignorują je ci, którzy są uprzywilejowani" - pisze w brytyjskim „Guardianie” Daisy Fancourt, profesor psychobiologii i epidemiologii.
Fancourt prowadzi badania na temat zachowań społecznych w czasie pandemii covid-19. Twierdzi, że
ludzie przestają przestrzegać obostrzeń nie dlatego, że obowiązują one przez zbyt długi czas. Zaczynają się migać, gdy zakazy są mętne, sprzeczne, często zmieniane, oraz gdy widzą, że uprzywilejowane osoby nie trzymają się zasad.
Autorka dzieli się ciekawą obserwacją: osoby zamożne i uprzywilejowane bez większych problemów poddawały się restrykcjom w czasie pierwszego lockdownu. Mogły sobie na to pozwolić, np. pracować ze swoich rozległych domów z ogrodami. Kiedy jednak lockdown się przedłużał, osoby z góry hierarchii społecznej zaczęły wykupywać sobie sposoby na obchodzenie zakazów. Wyjeżdżali na wakacje zagranicę albo za miasto i roznosili koronawirusa po mniejszych miejscowościach. Szukali usprawiedliwień: „przecież to nikomu nie szkodzi”.
Tymczasem to właśnie te osoby mają kluczowe znaczenie dla utrzymania solidarności społecznej, a ostatecznie - utrzymania nas wszystkich w zdrowiu (i przy życiu).
W Wielkiej Brytanii masowa zmiana w podejściu do obostrzeń wiąże się z osobą Dominica Cummingsa. Ten doradca premiera Borisa Johnsona w maju 2020 pojechał z Londynu do domu swoich rodziców. Gdy jego żona zachorowała, rzekomo chciał się odizolować 425 kilometrów dalej, na wypadek gdyby miała covid i to on musiał się zaopiekować ich synem. W tym czasie rząd zalecał, by się przemieszczać tylko w wyjątkowych przypadkach. Cummings tłumaczył, że nie złamał zasad lockdownu, ale większość Brytyjczyków (71 proc.) uznała inaczej, a premier ostatecznie go zdymisjonował.
Jaki to miało wpływ na społeczeństwo?
„Zmienił się wróg: wcześniej był nim wirus, a teraz restrykcje nałożone, żeby go okiełznać”.
Fancourt zauważyła zmianę tonu u badanych: obostrzenia, które wcześniej uznawali za wyraz społecznej odpowiedzialności, teraz nie wydawały im się konieczne. „Dobra wola zamieniła się w złość i przygnębienie”. Obiektem tej złości stał się rząd, który wcześniej bronił Cummingsa.
A zaufanie do rządzących jest fundamentalnym czynnikiem, który pozwala radzić sobie z pandemią. Pokazuje to badanie opublikowane w październiku 2020, a przeprowadzone na grupie 51 tys. dorosłych osób podczas trzech pierwszych miesięcy lockdownu.
W Polsce znaleźliśmy się być może w punkcie przesilenia. Europejskie kraje zacieśniają restrykcje (Niemcy), przedłużają lockdowny (np. Holandia do 9 lutego, Belgia do 1 marca), a u nas różne grupy coraz bardziej naciskają na rząd, by luzował obostrzenia. Buntują się górale, sieci handlowe domagają się otwarcia sklepów. Jednocześnie szczepienia idą ślamazarnie, a nowe mutacje covidu - przeciwnie, rozprzestrzeniają się błyskawicznie. Główna ekspertka naukowa WHO Soumya Swaminathan ostrzega, że w 2021 roku nie osiągniemy populacyjnej odporności na covid-19.
Żeby zapobiec katastrofie (i śmierci), w czasie pandemii ludzie muszą ze sobą współpracować. Noszenie maseczek, utrzymywanie dystansu, ograniczanie i śledzenie kontaktów - to wciąż najlepsze lekarstwo na chorobę, na którą prawdziwego lekarstwa nie ma. Nie da się jednak postawić policjanta przy każdym, by sprawdzał, czy zawsze kiedy kontaktujemy się z innymi, nosimy maseczkę.
Oczywiście, kiedy ludzie naokoło zaczynają się dusić, trafiać na intensywną terapię i umierać, jesteśmy bardziej skłonni do rezygnacji z przyjemności, wykazywania się odpowiedzialnością i poświęceniem. Ale widziana na własne oczy tragedia nie musi być jedynym powodem solidarności.
„Każdy ma rolę do odegrania, niezależnie od swojego statusu czy uprzywilejowania. Wszelkie wyjątki albo modyfikacje reguł mogą wpłynąć na to, jak inni będą ich przestrzegali. Mogą wysłać sygnał, że obostrzenia to tylko takie wytyczne, a osobiste poświęcenie nie jest konieczne” - ostrzega prof. Fancourt.
Autorka zwraca też uwagę, że do różnych osób trafiają różne przekazy. Dla jednych największe znaczenie ma to, że sami mogliby zachorować na covid-19 („Noś maskę, aby chronić się przed własnymi nieumytymi rękami” - brzmi tajwański slogan używany przez władze), inni zareagują raczej na przekaz solidarnościowy („noś maseczkę dla swojej babci”). Znaczenie ma też to, kto kieruje ten przekaz. Jedni ufają politykom, inni naukowcom, jeszcze inni lokalnym liderom opinii lub artystom.
Historie pojedynczych polityków naginających albo obchodzących reguły mają ogromny rezonans. Co z tego, że ja oraz 95 proc. osób wokół mnie chodzimy w maseczkach, nie spotykamy się w restauracjach, nie wymuszamy wizyt w szpitalach, choć pęka nam serce, gdy nasi bliscy umierają w samotności? Nasze przestrzeganie zasad nie zostanie opisane.
Niesolidarny minister, niesolidarna polityczka prędzej czy później zostaną opisani przez media i napiętnowani przez społeczeństwo. Niestety, znajdą też tysiące naśladowców.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze