0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Sprawa dotyczy wieńców, jakie już od ponad 3,5 roku w dniu miesięcznicy smoleńskiej składa pod pomnikiem smoleńskim Komosa. Napis na wieńcu brzmi tak samo: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. STOP KREOWANIU FAŁSZYWYCH BOHATERÓW!”

Przeczytaj także:

Żołnierze najpierw zabierali wieńce z tym napisem. Chyłkiem, gdy aktywista odchodził z pl. Piłsudskiego. Od półtora roku już robią to całkowicie otwarcie - wyrywają wieniec z rąk aktywisty przy kamerach, dziesiątkach a nawet setkach świadków. Często rozrywają go i resztki zabierają do budynku Garnizonu Warszawa, tuż przy placu Piłsudskiego. Czasem w trakcie siłowej konfiskaty ciągną po placu aktywistów trzymających się kurczowo własności Komosy.

„To grabież. A właściwie to już rozbój, bo z użyciem przemocy. Nigdy nie wydano mojemu klientowi pokwitowania przymusowego zaboru tych rzeczy, nie zatwierdzono ich zatrzymania” – zaznacza Jerzy Jurek, adwokat Komosy.

Od lutego 2020 roku prokuratura co miesiąc też wytacza aktywiście nową sprawę, oskarżając go z art 261 KK i żądając dla niego kary ograniczenia wolności. Bo ww. dedykacja według nich ma „znieważać” pomnik.

Aktywista wygrał w I instancji w lipcu 2021 roku. Sąd Rejonowy orzekł, iż aktywista „realizuje gwarantowaną przez Konstytucję RP i Europejską Konwencję Praw Człowieka i Podstawowych Wolności prawa do wyrażania własnych poglądów (…) a także prawa do poszukiwania prawdy”.

Policja i wojsko nie tylko zignorowali ów wyrok I instancji, ale nawet zwiększyli swoją brutalność – interwencje wobec Komosy i innych aktywistów, którzy mu towarzyszyli były znacznie bardziej agresywne niż wcześniej.

Prokuratura zaskarżyła ów wyrok zarzucając sądowi m.in. „obrazę przepisów prawa materialnego a mianowicie art. 261 KK poprzez jego błędną wykładnię prowadzącą do nietrafionego wniosku” - pisał w wielostronicowym wniosku asesor Marek Kozicki z Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ.

W rozprawie apelacyjnej, która odbyła się 8 grudnia 2021 roku sąd w uzasadnieniu stwierdził, że w pełni popiera wyrok Sądu Rejonowego. Bo „to perfekcyjny wywód prawny”. W ustnym uzasadnieniu sędzia Anna Szymacha- Zwolińska stwierdziła, m.in. iż „celem działania oskarżonego było zwrócenie uwagi władzy na jej akty naruszające elementarne i powszechnie akceptowalne normy, a polegające na posługiwaniem się kłamstwem, że to co robi Komosa to sprzeciw przeciwko temu. (…) To bowiem z jednej strony głos obywatela, który przedstawia prawdę o katastrofie, a z drugiej forma krytyki postępowania władz państwa polskiego”.

Mecenas Jurek dodaje:

„Sądy obydwu instancji stanęły na stanowisku, że w inskrypcji na wieńcu nie ma treści obraźliwych. Katastrofa nie została dogłębnie wyjaśniona, a w obiegu publicznym są wiarygodne informacje, które pozwalają przypisywać odpowiedzialność moralną za to co się stało śp. prezydentowi”.

Wieniec znika, policjanci nic nie widzieli

Co ciekawe, po tym prawomocnym wyroku, podczas kolejnej miesięcznicy 10 grudnia Komosa mógł złożyć wieniec już bez problemu – nie broniono mu dostępu do pomnika. Także tym razem nie wyrywali mu go żołnierze, gdy tylko go ustawił, a policja nie osłaniała tej akcji, jak zwykle.

Ale ok 14:30 kiedy Komosa opuścił pl. Piłsudskiego na chwilę, wieniec natychmiast zniknął. Policjanci, którzy cały czas pilnowali pomnika, stojąc tuż przy nim, twierdzili, że "nie mają pojęcia” co stało się z wieńcem, że nic nie wiedzą. Nie chcieli też powiedzieć, kto tego dnia zarządza wartami policji przy pomniku, ani przyjąć zgłoszenia o kradzieży. Oficer J. Świętochowski, odsyłał do dowództwa Garnizonu Warszawa, twierdząc, że jego ludzie „nie widzieli” kradzieży.

Zapytaliśmy Komendę Stołeczną Policji czy to jest możliwe, by mundurowi nie widzieli, że ktokolwiek zabierał wieniec, jeśli cały czas kilku policjantów – na filmie widać ich przynajmniej sześciu - pilnowało pomnika, stojąc tuż obok niego. Nie dowiedzieliśmy się tego. „Mamy 14 dni na odpowiedź. Na pewno panu odpowiemy" – mówi nam mł. aspirant Monika Nawrot.

To żołnierze/ żandarmi Garnizonu Warszawa co miesiąc zabierają ów wieniec, często wyrywając go brutalnie z rąk prawowitego właściciela. Zapytaliśmy więc także dowództwo GW:

  • Czy to na rozkaz kogoś z Garnizonu Warszawa wieniec został ponownie skradziony 10 grudnia?
  • Jeśli tak, to przez kogo i na czyj konkretnie rozkaz?
  • Jeśli nie, to czy dysponując monitoringiem tego miejsca mogą państwo to ustalić?
  • Jeśli nie chcą państwo ustalić tego z pomocą monitoringu kto tym razem dokonał kradzieży wieńca, i to pod nosem policjantów i żołnierzy, to z jakiego powodu?

Ppłk Artur Sak, z wydziału prasowego Dowództwa Garnizonu Warszawa nie udzielił nam odpowiedzi na żadne z ww. pytań. Ani mailowo, ani telefonicznie. Obiecał odpowiedzieć „w najbliższym czasie”.

Żołnierze działają na zlecenie polityczne

Tuż po prawomocnym wyroku korzystnym dla Komosy zadaliśmy kilka pytań Komendzie Stołecznej Policji.

  • Jakie działania podejmie KSP związku z tym, iż wyrok uniewinniający Zbigniewa Komosę od zarzutu rzekomego znieważenia pomnika smoleńskiego, jest już prawomocny?

A zwłaszcza czy:

  • KSP wyciągnie konsekwencje służbowe/prawne wobec funkcjonariuszy, którzy naruszali prawa Zbigniewa Komosy, legalnie składającego wieniec pod pomnikiem smoleńskim?
  • Jeśli tak, to jakie?
  • Jeśli nie, to dlaczego?
  • Czy KSP nadal będzie wspierać Wojsko Polskie/ Żandarmerię WP w czynnym zaborze wieńców składanych przez Komosę? Jeśli tak, to dlaczego?
  • Czy KSP rozważy jakikolwiek sposób zadośćuczynienia Komosie, za krzywdy, których doznał od funkcjonariuszy KSP, którzy przez ostatnie trzy lata łamali jego prawa, w czasie gdy wykonywał zgodne z prawem działania – składanie wieńca pod pomnikiem smoleńskim?

Rzecznik policji w Warszawie nie odpowiedział nam, mimo iż okres oczekiwania na odpowiedź, w stosunku do pierwotnie deklarowanego, wydłużyliśmy o trzy dni. Telefonicznie także nam nie odpowiedziano.

Analogiczne pytania zadaliśmy również rzecznikowi Garnizonu Warszawskiego. Ppłk Artur Sak z wydziału prasowego Dowództwa Garnizonu Warszawa nie odpowiedział na żadne (sic!) z nich. W zamian podesłał mailem jednozdaniową formułkę „wszelkie czynności podejmowane przez żołnierzy wojskowych organów porządkowych realizowane są zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa”.

Mailowo powtórnie prosiliśmy o odpowiedzi na zadane pytania. Dodaliśmy także pytanie odnoszące się do nadesłanej formułki:

  • Czy według pana siłowy zabór wieńca przez żołnierzy w tej sytuacji jest zgodny z prawem? Na podstawie jakich przepisów mają państwo prawo tego dokonywać?

Nie dostaliśmy odpowiedzi również mailem. Przez telefon ppłk Artur Sak wielokrotnie na nasze pytania mówił: „nie odpowiem panu nic ponadto, co napisałem”.

Ale dopytywaliśmy tak długo, m.in. o podstawę prawną do zabierania wieńca, aż ppłk Sak zaczął mówić:

„Nie jesteśmy stroną w sprawie. My w ogóle nie wiemy, że jakikolwiek wyrok zapadł” - stwierdził.

„Nie są państwo stroną w sprawie, a zabierają państwo wieniec – na podstawie jakich przepisów?" - dopytujemy.

„Na podstawie ustawy o żandarmerii i wojskowych organach porządkowych" - odpowiada rzecznik.

„I tam jest napisane, że państwo mogą zabierać czyiś wieniec, gdy ktoś działa legalnie?" - nie ustępujemy.

„To jest teren wojskowy, którego zarządcą jest dowództwo Garnizonu Warszawa. Dowództwo odpowiada za ład i porządek na tym terenie" - mówi ppłk. Sak.

„Czy to oznacza, że państwo mogą łamać prawo? Bo Komosa legalnie składa wieńce?"

„Żołnierze działają zgodnie z prawem" – rzecznik wrócił do wcześniej wypowiadanej mantry.

Adwokat Komosy, Jerzy Jurek, komentuje: „Plac Piłsudskiego jest ostatnio jakby wyjęty spod polskiego prawa. Bo od kiedy wojsko ma kompetencje do oceniania, jaka inskrypcja na wieńcu jest dopuszczalna, a jaka nie? Który wieniec może stać pod pomnikiem, a który nie? Takie działanie żołnierzy świadczy o ich uwikłaniu politycznym, by nie powiedzieć partyjnym” - konkluduje.

Lot Dudy, IPN, Nowy Ład...

Komosa jest aktywny także w innych sprawach, w których bulwersuje go postępowanie rządzących. W maju 2021 roku, po publikacji reportaży ujawniających nieprawidłowości przy locie prezydenta Andrzeja Dudy z Zielonej Góry w lipcu 2020 roku, Komosa złożył do prokuratury w Warszawie i Zielonej Górze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Dotyczyło: „narażenia życia prezydenta przez brak nadzoru lotu”. W zawiadomieniu pisał o złamaniu:

  • art. 174 § 1- czyli sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym;
  • art. 231 § 1 k.k. – czyli niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych, w tym przypadku odpowiedzialnych za bezpieczeństwo prezydenta RP i organizację lotów;
  • art. 276 k.k. czyli niszczenia lub ukrywania dokumentu bez prawa do jego rozporządzaniem.

Prokuratura Rejonowa w Zielonej Górze wszczęła śledztwo, które bardzo szybko - po dwóch miesiącach - umorzyła. Dopiero w grudniu Komosa dostał w tej sprawie informację.

Wcześniej już policja skuwała i wywoziła Komosę samotnie protestującego przeciwko nowemu ładowi.

Gdy p.o. dyrektora oddziału IPN we Wrocławiu został dr Tomasz Greniuch – wcześniej neofaszysta hajlujący publicznie i członek ONR – Komosa na fasadzie IPN w stolicy napisał „Precz z faszyzmem”. Za to też władza wytoczyła mu proces.

Będzie kasacja?

„Czekam na kasację w SN ze strony prokuratury, bo nie zakładam jej innego zachowania. Prokuratorzy podlegli ministrowi Ziobrze zapewne muszą wykorzystać wszelkie dostępne możliwości, by być spokojni o swoje stanowiska”

- pisze aktywista na swoim FB. Nie udało nam się skontaktować z asesorem Markiem Kozickim, który wnosił apelację w ww. sprawie.

14 grudnia aktywista ma kolejną rozprawę, w sprawie kolejnego składania wieńca w 2020 roku. Prokuratura grupuje sprawy w paczkach po kilka i wysyła je do sądu. „Oprócz tej obecnej wiem jeszcze o dwóch innych, jakie mi wytaczają" – mówi Komosa. Sprawy dotyczą dokładnie tych samych zachowań – składania przez niego wieńców pod pomnikiem. Zarzuty są analogiczne.

Miesięcznice smoleńskie zgłoszone są jako wydarzenia cykliczne do września 2024 roku.

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze