0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Na początek dwie informacje.

Pierwsza: od prawie dwóch miesięcy (5 grudnia 2022 roku) w Unii Europejskiej obowiązuje embargo na import ropy naftowej z Rosji.

Druga: w styczniu 2023 Polska była największym w Unii Europejskiej importerem ropy naftowej z Rosji, choć premier Morawiecki planował pełną rezygnację z niej do końca 2022 roku.

O co w tym wszystkim chodzi? Obie informacje są prawdziwe, pierwsza jest niepełna. Embargo wprowadzone w grudniu 2022 roku dotyczy ropy importowanej do UE tankowcami. Zakaz nie dotyczy rurociągów.

I dlatego zgodnie z unijnym prawem dalej importujemy ropę od rosyjskiej spółki Transnieft.

0,5 mln ton

Najpierw o przetransportowaniu do Polski 500 tys. ton ropy poinformował rzecznik Transnieftu Igor Demin.

Następnie rosyjski dziennik ekonomiczny „Wiedomosti” potwierdził te informacje, powołując się na informacje rosyjskiego ministerstwa energii. Jednocześnie podał, że Niemcy nie zaimportowali w styczniu ropy przez Przyjaźń. Również zakontraktowali z Transnieftem dostawy ropy z tego źródła, ale znacznie mniej niż Polska i na razie jej nie otrzymali. Powinni w tym roku dostać tą drogą 30 tys. ton ropy, Polska – 3 mln ton ropy.

To spora część zapotrzebowania Orlenu. Rocznie koncert przerabia nieco ponad 30-40 mln ton ropy.

Przeczytaj także:

Najbardziej radykalny plan

„Od roku 2015-2016 rozpoczął się proces derusyfikacji tego ważnego surowca. Doszliśmy do tego, że jesteśmy już w znacznym stopniu niezależni. Ale i tutaj pokazujemy najbardziej radykalny plan w Europie odejścia od rosyjskiej ropy do końca tego roku” – mówił premier Morawiecki w marcu.

I dodawał: „Polska będzie robiła wszystko, aby do końca 2022 roku odejść od rosyjskiej ropy naftowej”.

Nie ma wątpliwości, że Polska jest czołowym pomocnikiem Ukrainy w Europie, choćby pod względem militarnym czy jeśli chodzi o pomoc uchodźcom. Premier lubi też stawiać się jako pierwszy wojownik o pozbycie się rosyjskich surowców z Europy. Używa argumentów moralnych.

Pusta deklaracja

Plany to jedno, rzeczywistość drugie. Później okazało się, że pełna rezygnacja z rosyjskiej ropy jest trudniejsza, niż się wydaje. W listopadzie, pytany o rurociąg Przyjaźń, premier nie odpowiadał, kiedy ropa przestanie płynąć do Polski tą drogą. Winę zrzucał na UE:

„Całość rosyjskiej ropy powinna być objęta sankcjami. Życzyłbym sobie, by Unia Europejska podejmowała szybkie, odważne decyzje”.

Przy decyzji o unijnym embargu na ropę Polska, wspólnie z Niemcami, deklarowała, że od 2023 roku nie będzie korzystać z wyjątku, jakim objęte są transporty ropy rurociągiem „Przyjaźń”.

"Niemcy i Polska w oświadczeniu protokolarnym [do decyzji UE o embargu] wyjaśniły, że od końca [2022] roku nie będą więcej korzystać z wyjątku [od embarga] na rosyjską ropę z rurociągów. To znaczy, że od 1.01.2023 nie chcą już importować rosyjskiej ropy rurociągiem" – precyzowali Niemcy. Wygląda na to, że Niemcy z deklaracji się na razie wywiązują.

Polskie Ministerstwo Klimatu tłumaczy teraz natomiast, że ta deklaracja nie była prawnie wiążąca.

Chcemy jak najszybszego końca

„Trudno to jednoznacznie oceniać” – mówi o podejściu polskiego rządu Łukasz Rachel, ekonomista, adiunkt na University College London zaangażowany w kampanię na rzecz pełnego embarga na rosyjskie węglowodory. „Przypominam, że import rosyjskiej ropy rurociągami nie jest objęty europejskim embargiem. Miało to osłonić kraje najbardziej zależne od rosyjskiej ropy, jak Czechy, Bułgaria, Niemcy i też Polska. Na pewno wszyscy chcielibyśmy, żeby Polska również jak najszybciej zakończyła import rosyjskiego surowca”.

Kontrakt długoterminowy

O co chodzi z dostawami przez „Przyjaźń”? To część zamówień długoterminowych. Za ich zerwanie grożą Orlenowi kary. W listopadzie „Rzeczpospolita” donosiła o złożeniu zamówienia przez Orlen do Transnieftu na transport właśnie 3 mln ton ropy w 2023 roku. W listopadzie w OKO.press pisał o tym Marcel Wandas.

Koncern odpowiedział wówczas na te informacje na Twitterze: Złożone zapytanie do rosyjskiego operatora to techniczne zgłoszenie zapotrzebowania na wypadek realizacji kontraktów, które nadal obowiązują PKN Orlen. To standardowa procedura, która dotyczy wyłącznie zarezerwowania potencjalnych mocy przesyłowych".

W oświadczeniu czytamy też, że koncern „dostosuje się do wszystkich wdrożonych wytycznych i sankcji zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym”.

To spójne ze stanowiskiem premiera z końca listopada – przestaniemy importować ropę natychmiast, jeśli w życie wejdą sankcje. I Polska jest za tymi sankcjami na import rosyjskiej ropy rurociągami. Potwierdzają to doniesienia Reutersa. Międzynarodowa agencja pisała 25 listopada 2022, że Polska zabiega o poparcie Niemiec w sprawie sankcji na transport ropy rurociągiem. A wszystko po to, by nie płacić kar, za niewywiązywanie się z kontraktów.

Reuters potwierdza – sankcje pozwoliłyby Orlenowi uniknąć kar.

Ale najwyraźniej polski rząd nie chce w tej sprawie wychodzić przed szereg i jednostronnie wypowiadać umów, gdy inni z tego kierunku dostaw korzystają.

Dwie odnogi

„Przyjaźń” ma dwie odnogi – północną i południową. Północna zasila Polskę i Niemcy, południowa – przede wszystkim Słowację i Węgry.

Głównym hamulcowym sankcji na rurociąg „Przyjaźń” są Węgry. Kraj rządzony przez Viktora Orbàna jest dużo silniej zależny od rosyjskiej ropy niż Polska i Niemcy. A dywersyfikacja źródeł ropy nie jest dla Orbàna priorytetem politycznym. Premier Węgier wymusił w 2022 roku wyłączenie „Przyjaźni” z sankcji i jest bardzo wątpliwe, by zgodził się na ich wprowadzenie w najbliższej przyszłości.

Ewentualnym rozwiązaniem byłoby objęcie unijnym zakazem tylko północnej nitki „Przyjaźni”. Według informacji Reutersa z listopada, Polska i Niemcy pracowały wspólnie nad rozwiązaniami na poziomie unijnym, które pozwolą w pełni zrezygnować obu krajom z rosyjskiej ropy.

Coraz mniej rosyjskiej ropy

Polska rzeczywiście znacząco zmniejszyła uzależnienie od rosyjskiej ropy w 2022 roku. W listopadzie Orlen informował, że zredukował zależność od rosyjskiej ropy do 30 proc., na początku lutego informował, że tylko 10 proc. ropy przerabianej przez koncern będzie od tej pory pochodziła z Rosji. To wynik tego, ze kontrakt z innym rosyjskim koncernem – Rosnieftem – dobiegł końca.

Spora część tej zmiany to kontrakty z saudyjskim koncernem Aramco.

Dostawy z Arabii Saudyjskiej mają zapewnić nawet 45 proc. zapotrzebowania koncernu.

Na marginesie warto dodać, że wśród dostawców ropy zmieniamy jeden autorytarny reżim na inny. Arabia Saudyjska to monarchia absolutna, w 2021 czwarta wśród krajów z największą liczbą potwierdzonych egzekucji wykonanych w ramach prawa kary śmierci. Handlowanie ropą to brudna sprawa, który ma niewiele wspólnego z etycznym biznesem.

Problem w tym, że rynek nie daje zbyt wielkiego wyboru. Jeśli chcemy przestać finansować wojnę Putina, to musimy zwrócić się tam, gdzie chcą nam tę ropę sprzedać.

Na razie w styczniu Orlen wciąż sprowadził z Rosji ropę wartą miliony złotych. A Transnieft jest przedsiębiorstwem państwowym.

Pieniądze te pomagają Putinowi prowadzić wojnę i dobrze byłoby ten proceder jak najszybciej zakończyć.

Najwyraźniej do „zrobimy wszystko” Mateusza Morawieckiego małym druczkiem dopisano, że nie obejmuje zrywania kontraktów.

Ekspert: niekonsekwencja

„Ze strony rządowej słychać argumentację, że bieżących kontraktów nie opłaca się zrywać, bo płacić trzeba będzie dotkliwe kary. Nie znamy jednak szczegółów, więc trudno powiedzieć, czy taka pozycja jest rzeczywiście sensowna” – przekonuje Łukasz Rachel – „W kontekście dalszego importu niezbyt udana była niedawna deklaracja rządu o zaprzestaniu importu rosyjskiej ropy, z której teraz ministrowie muszą się wycofywać. To niepotrzebny wyraz niekonsekwencji z naszej strony”.

„W Brukseli toczą się negocjacje na temat maksymalnego poziomu cen produktów naftowych i paliw importowanych z Rosji, a także nad obniżeniem tego pułapu dla ropy z obecnego poziomu 60 dolarów za baryłkę” – przypomina ekonomista – „W tych negocjacjach Polska i inne kraje regionu dążą do bardziej agresywnej polityki wobec Kremla, i myślę że ich argumenty byłyby bardziej przekonujące, gdyby bardziej efektywnie starały się zmniejszyć swój import rurociągami. Inaczej pozostaje wrażenie, że jesteśmy twardzi wobec Rosji, ale tylko jeśli konsekwencje ponosi ktoś inny”.

Limit cenowy działa

Dodajmy jeszcze, że sankcja, która weszła w życie 5 grudnia – limit cenowy na rosyjską ropę – okazuje się dużym sukcesem.

Od 5 grudnia 2022 w UE obowiązują przepisy, które zakazują firmom świadczenia usług przewozowych i finansowych związanych z transportem morskim rosyjskiej ropy naftowej do państw, które nie włączą się w limit cenowy. A limit ten to 60 dolarów za baryłkę. Czyli – albo kupujący zgodzi się na limit, albo zostanie odcięty od możliwości transportu ropy.

Do koalicji nakładającej restrykcje włączyły się kraje G7, Australia i UE. Ale – tak jak zwracaliśmy uwagę – ograniczenia dotyczą na razie tylko ropy transportowanej tankowcami.

Od 5 lutego w życie wchodzą analogiczne przepisy dla pozostałych produktów naftowych.

To poważnie ogranicza możliwości rosyjskiego eksportu. A sprzedaż np. do Indii czy Chin tankowcami jest kosztowna. Przy trudnej sytuacji eksportowej Rosji kraje te, nawet jeśli nie przystąpiły do koalicji, mogą dyktować ceny, bo Rosja ma związane ręce i nie może przebierać w klientach.

Na przykład w pierwszej połowie stycznia baryłka ropy Ural w porcie w Primorsku była sprzedawana za 37,80 dolarów. Wówczas ropa Brent, która pomaga zorientować się w globalnych cenach i trendach, kosztowała ponad dwa razy więcej - 78,57 dolarów.

Władimir Putin odpowiedział sankcjami odwetowymi. I zabronił sprzedaży ropy krajom, które do sankcji się włączyły. Czym jeszcze mocniej ograniczył sobie możliwości sprzedaży ropy.

By silniej blokować dostęp Putina do gotówki, którą może finansować wojnę, konieczne są kolejne kroki. Orlen nie chce płacić kar, co ze strony koncernu jest zrozumiałe. Ale żebyśmy lepiej zrozumieli tę decyzję, powinniśmy wiedzieć, ile musiałby zapłacić za zerwanie kontraktu. A Mateusz Morawiecki powinien składać ostrożniejsze deklaracje. Bo później wyglądają one jak zwykłe przechwałki.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze