Orlen zapytał o możliwość transportu ropy z Rosji rurociągiem "Przyjaźń" w 2023 roku. Polskie władze deklarowały jednak, że od stycznia wstrzymają import surowca z tego kraju. "Dostosujemy się do sankcji" - uspokaja kierownictwo koncernu. Problem w tym, że w sankcjach jest luka
Czy rosyjska ropa nadal będzie płynąć do Polski, a Orlen nie planuje zrywać biznesowych kontaktów z Transnieftem? To zasadne pytanie, choć polski naftowy gigant stanowczo zaprzecza. Zapytał jednak rosyjskiego partnera o możliwość przesłania 3 mln ton ropy w 2023 roku, mimo że od stycznia powinien zupełnie zrezygnować z importu surowca z tego kierunku.
W czerwcu 2022 roku unijni liderzy podjęli decyzję o częściowym embargu na surową rosyjską ropę (od 5 grudnia) i produkty ropopochodne (w tym paliwo, od 5 lutego 2023). Sankcje dotyczą surowca sprowadzanego drogą morską, choć Polacy i Niemcy zadeklarowali też chęć zaprzestania importu za pomocą rurociągu "Przyjaźń" do końca roku.
Szef Rady Europejskiej Charles Michel wyliczał, że takie porozumienie pozwoli na ograniczenie unijnych zakupów w Rosji o 90 proc.
Już w maju prezes Orlenu Daniel Obajtek przekonywał, że kierowany przez niego koncern jest gotowy na embargo. "Nie będzie problemu z podażą" - przekonywał.
Dlatego dziwić mogą doniesienia rosyjskiego dziennika "Kommiersant". Według rosyjskiego medium Orlen zamówił od Transnieftu 3 mln ton ropy z dostawą w 2023 roku. "Oprócz dotychczasowych zgłoszeń konsumentów korzystających z trasy transportowej południową nitką ropociągu Przyjaźń w kierunku Węgier, Słowacji i Czech w tranzycie przez Ukrainę, zwracam również uwagę na obecność wniosków od konsumentów w Polsce na rok 2023 w tranzycie przez Republikę Białorusi" - stwierdził wiceprezes rosyjskiego koncernu Siergiej Andronow.
Orlen wyjaśnia, że na razie wcale nie zamawia ropy od Transnieftu, a jedynie pyta o możliwość jej przesyłu.
"Złożone zapytanie do rosyjskiego operatora to zgłoszenie zapotrzebowania na wypadek realizacji kontraktów, które nadal obowiązują PKN ORLEN. To standardowa procedura, która dotyczy wyłącznie zarezerwowania potencjalnych mocy przesyłowych" - przekazało biuro prasowe polskiego giganta. Koncern zapowiada, że mimo to będzie przestrzegał sankcji. "Tak, jak wielokrotnie podkreślaliśmy, PKN ORLEN dostosuje się do wszystkich wdrożonych wytycznych i sankcji, zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym".
Problem w tym, że sukces europejskiego embarga wisi na niezapisanych w unijnych dokumentach niemieckich i polskich deklaracjach ograniczenia importu rosyjskiej ropy do zera. Unijne organy informują, że embargo zakłada "tymczasowy wyjątek" dotyczący ropy transportowanej rurociągiem. Dotyczyć ma on "państw UE, które z powodu położenia geograficznego są szczególnie uzależnione od dostaw z Rosji i nie mają innych realnych opcji".
Pierwotnie wydawało się, że zapis ten jest kołem ratunkowym dla Słowacji, która rezygnując z rosyjskich dostaw zostałaby praktycznie bez ropy. Z możliwości sprowadzania rosyjskiej ropy "Przyjaźnią" najpewniej będą korzystali też Węgrzy i Czesi. Niewykluczone jednak, że i Polska okaże się krajem "bez innych realnych opcji", by w całości zaspokoić swój popyt. Na razie — jak przekazuje biuro prasowe koncernu — zużywana przez Orlen ropa pochodzi w 70 proc. z kierunków innych niż rosyjski. Podsumowując: trudno zrozumieć, po co Orlen wyraża zainteresowanie przepustowością rurociągu, z której nie będzie chciał potem skorzystać.
Deklaracje o całkowitym odejściu od rosyjskiej ropy mogą być więc przesadzone, szczególnie że Polska pozostaje ważnym partnerem biznesowym rosyjskich koncernów branży wydobywczej. Surowce z tego kierunku nadal sprowadza cały świat, a Polska znajduje się na siódmym miejscu w rankingu najważniejszych importerów rosyjskiej ropy. To wnioski z raportu przygotowanego przez Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA). Międzynarodowa organizacja pozarządowa monitoruje sytuację od marca. Według ekspertów CREA cała Unia Europejska w tym czasie za rosyjskie surowce zapłaciła około 100 mld euro.
Według raportów jedynie w październiku wszystkie kraje UE zapłaciły za rosyjską ropę około 5 mld euro. Polska w poprzednim miesiącu sprowadziła rosyjski surowiec za o,5 mld euro. W tym niechlubnym rankingu spośród unijnych krajów wyprzedzają nas Holandia, Włochy i Niemcy.
Eksperci CREA zwracają jednak uwagę na malejący popyt na ropę, który odbija się również na rosyjskich zyskach z eksportu tego surowca. Dotychczasowi nabywcy starają się znaleźć nowe kierunki importu, sytuacji sprzyja również spowolnienie gospodarcze — wskazują eksperci CREA. W październiku unijni klienci zapłacili za rosyjskie surowce o 14 proc. mniej niż we wrześniu. W przypadku ropy spadek ten sięgnął 19 proc. Mimo to wartość rosyjskich surowców wyeksportowanych do Unii wyniosła 7,5 mld euro.
Na liście największych importerów rosyjskich surowców wysoko trzyma się Turcja, która w październiku zapłaciła ponad miliard euro za ropę z tego kierunku. To ten kraj staje się furtką dla rosyjskich koncernów chcących zyskiwać na unijnym popycie — twierdzą eksperci CREA w swoim raporcie. Turcja bez przeszkód sprowadza surowiec z Rosji do swoich rafinerii, by potem eksportować paliwo do unijnych krajów.
"Od początku inwazji Rosji na Ukrainę Turcja zwiększyła import rosyjskiej ropy naftowej. Od września do października wzrósł z kolei eksport produktów naftowych z dwóch głównych rafinerii (Nemrut/Aliaga i Körfez) przyjmujących rosyjską ropę naftową" - piszą autorzy raportu. - "Ponadto terminal ropy w Marmaraereğlisi może działać jako port przeładunkowy produktów petrochemicznych, w tym tych z Rosji. Lista największych odbiorców eksportu tych produktów obejmowała Hiszpanię, Francję, Stany Zjednoczone, Rumunię i Holandię".
Już w sierpniu branżowe media donosiły, że Turcja znacznie zwiększa import rosyjskiego surowca — z 98 tys. baryłek dziennie na początku roku do około 200 tys. baryłek w drugiej połowie roku. Ankara mimo wojny pozostaje ważnym partnerem handlowym Kremla również w innych branżach, wynika z danych zebranych przez Ośrodek Studiów Wschodnich. "Turcja odnotowuje wzrost swojego eksportu do Rosji już od marca, a we wrześniu był on dwukrotnie wyższy niż przed rokiem" - piszą specjaliści OSW.
Całkowite zduszenie importu rosyjskich surowców do UE może być niemożliwe, twierdzą z kolei eksperci CREA. Proponują jednak, by ograniczyć wpływy Kremla dzięki limitom cen na surowce z Rosji.
"Nie będzie to śmiertelny cios, jednak limity cenowe mogą znacznie obniżyć rosyjskie przychody z paliw kopalnych, ostatecznie finansujące wojnę z Ukrainą"
- czytamy w raporcie. - "Każde euro wydane na zakupy surowców poza Rosją przełoży się na mniejszą ilość sprzętu potrzebnego, by kontynuować wojnę".
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze