W wojowniczym wywiadzie dla „Sieci” prezes IPN zapowiada, że instytut „będzie twierdzą”. Składa też konserwatywnej części opozycji polityczną propozycję współpracy – jasną, chociaż nie wprost. Przypominamy, dlaczego PO i lewica chcą zlikwidować IPN i jakie mają narzędzia
Na okładce tygodnika „Sieci” prezes IPN, dr Karol Nawrocki, prezentuje się z zaciśniętymi pięściami – w stylu pasującym do boksera-amatora (którym jest). Pomiędzy złorzeczeniami na lewicę i obietnicami, że IPN pozostanie „niezdobytą twierdzą”, prezes składa jednak bardzo konkretną polityczną ofertę konserwatywnej części opozycji – prawej stronie Koalicji Obywatelskiej, ale także politykom Polski 2050 oraz PSL.
Wywiad można przeczytać na stronie tygodnika „Sieci” – tutaj.
Prezes IPN skupia się w nim przede wszystkim na atakowaniu lewicy:
„Widzimy, że ugrupowanie postkomunistyczne, na które zagłosowało 8,6 proc. wyborców, żąda likwidacji instytutu. To zrozumiałe, bo IPN odkrywa istotę niemieckiego narodowego socjalizmu, systemu komunistycznego i postkomuny”.
Lewica, jego zdaniem, stanowi zagrożenie dla Polski.
„Przedstawiciele lewicy postkomunistycznej (…) są zagrożeniem dla suwerennego państwa polskiego. Neokomunizm charakteryzuje się przecież m.in. pozbywaniem się granic państw, zacieraniem narodowej tożsamości, kreowaniem nowego typu człowieka – wyrwanego z korzeni wiekowych tradycji, a do tego Europa przecież w pewnym zakresie zmierza”.
Dodajmy, że dla prezesa „lewicą postkomunistyczną” są wszystkie ugrupowania lewicowe zasiadające w Sejmie, w tym np. „Razem”, które powstało w 2015 roku opozycji wobec postkomunistycznego SLD.
Z przytoczonego wyżej cytatu wynika jednak, że „neokomunizmem” może być dla dr. Nawrockiego wszystko, co nie jest prawicowe, choćby z Marksem nic go nie łączyło.
Jest to typowa strategia współczesnej prawicy, która traktuje takie pojęcia jak „neokomunizm” czy „neomarksizm” jako słowa-worki – wrzuca do nich wszystko, co jej się nie podoba w dzisiejszym świecie.
Prezes przyznaje także, że może istnieć „patriotyczna lewica”, a następnie wymienia jej przedstawicieli. Wszyscy od wielu dziesięcioleci nie żyją.
Nawrocki dwukrotnie także powołuje się na ustawę o IPN, gwarantującą niezależność i praktyczną nieusuwalność prezesowi – i w tym akurat nie mija się z prawdą.
„Zwróćcie panowie uwagę, że często pojawia się postulat »odpolitycznienia IPN«. Do dziś nie wiem, co to znaczy” – mówi Nawrocki (zaraz mu wyjaśnimy).
Lewica pozostaje dla prezesa IPN nieprzejednanym wrogiem. Jednak reszta opozycji – już nie.
„W pewnym momencie o likwidacji IPN mówił sam Donald Tusk. A jeśli robią to ludzie, którzy rzeczywiście byli zaangażowani w działalność opozycyjną przed 1989 rokiem, to dziś powinni oni szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy więcej jest w nich »Solidarności« i przywiązania do tego, co IPN robi dla państwa polskiego, czy pragmatyki politycznej i wykonywania politycznych zleceń”.
Następnie prezes IPN kokietuje – chociaż, przyznajmy, w nieco ciężkim stylu – polityków Platformy Obywatelskiej. „Wśród niektórych z tych osób jest więc naprawdę głęboka przyzwoitość” – mówi. Podobnie miłe słowa ma dla działaczy PSL, którym przypomina, że instytut zawsze „dbał o środowisko” ruchu ludowego.
Propozycja Nawrockiego – wyraźna, chociaż nie wypowiedziana wprost – sprowadza się więc do tego, że będzie dbał o miłą konserwatywnej części opozycji politykę historyczną, w tym także o upamiętnienie historycznych środowisk, z których się ona wywodzi.
„Nie ukrywam, że na takie osoby liczę także w obecnej konstelacji sejmowej i senackiej” – mówi prezes IPN, przypominając, że 52 proc. wyborców opozycji jest przeciwnych likwidacji instytutu.
O likwidacji IPN politycy opozycji mówili wielokrotnie. Lewica konsekwentnie miała ją w swoim programie.
Z Platformą bywało różnie, a jej politycy nie mówili i nie mówią w tej sprawie jednym głosem.
„CBA ma dziś tyle wspólnego z antykorupcją, ile IPN z pamięcią i TVP z informacją” – napisał Donald Tusk na Twitterze w lutym 2021 roku. Wybuchł wówczas skandal wywołany nominacją na dyrektora Oddziału IPN we Wrocławiu dr. Tomasza Greniucha.
„Przez większość życia był znany jako jeden z założycieli ONR, nacjonalista, organizator licznych demonstracji o antysemickim, antyunijnym i szowinistycznym charakterze” – pisaliśmy wtedy o Greniuchu w OKO.press.
Ostatecznie pod presją opinii publicznej IPN wycofał się z nominacji Greniucha. Osób o skrajnie prawicowych poglądach w IPN pracowało jednak więcej, np. historyk dr hab. Tomasz Panfil, który wsławił się w 2017 roku opinią, że „po agresji Niemiec na Polskę sytuacja Żydów nie wyglądała bardzo źle” (więcej na ten temat można przeczytać tutaj). Obecność skrajnej prawicy w IPN, podobnie jak nacjonalistyczno-prawicowa polityka tej instytucji, stanowiły źródło stałych zarzutów ze strony opozycji.
Donald Tusk powrócił do pomysłu likwidacji IPN podczas spotkania w Dzierżoniowie w lipcu 2022. Mówił wtedy, że IPN „nie robi tego, do czego został powołany”. „To z założenia nie jest zła instytucja. Momentami IPN wykonywał bardzo dobrą robotę” – dodał jednak.
Według informacji OKO.press w minionej kadencji kierownictwo Platformy konsultowało się z wybranymi niezależnymi od IPN badaczami historii najnowszej, pytając, co należy zrobić z IPN po wygranych wyborach. Część z nich miała mówić, że IPN trzeba zlikwidować, część – że zreformować.
Jest to jednak trudne. Likwidacja IPN wymaga zmiany ustawy, ale także rozstrzygnięcia wielu trudnych kwestii praktycznych – np. losów ogromnych archiwów (93 km akt). Przekazanie ich do Archiwów Państwowych oznacza brak dostępu do tych materiałów na wiele lat, bo będzie to po prostu gigantyczna logistyczna operacja.
W praktyce więc jedynym instrumentem, nad którym opozycja ma kontrolę, jest budżet IPN. Jego „radykalne obcięcie” zapowiadał w wywiadzie dla OKO.press w październiku 2023 roku, wkrótce po wygranych wyborach, poseł PO Michał Szczerba, który ma odpowiadać za likwidację stworzonych przez PiS instytucji. „Jako poseł, który zajmował się sprawozdaniami z działalności IPN, miałem wrażenie, że jego budżet był wręcz sztucznie pompowany. Z drugiej strony mieliśmy zastrzeżenia co do jakości tych działań” – mówił Szczerba.
Prezes Nawrocki wie o tym, że nie sposób go odwołać, ale jego instytucję można zagłodzić. Stąd też zapewne propozycja skierowana za pośrednictwem „Sieci” wobec konserwatywnej części opozycji.
W wywiadzie mówi o „niezdobytej twierdzy”, ale naprawdę jest to zaproszenie do politycznych negocjacji.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze