Jarosław Kaczyński podczas wystąpienia w Krakowie ogłosił, że "mimo różnic wyciąga rękę" do innych środowisk politycznych. Po czym uzupełnił tę ofertę takimi obostrzeniami, że adresatami gestu zgody są tylko ci, którzy i tak we wszystkim się z prezesem zgadzają
11 listopada 2016 roku, na dwa lata przed stuleciem polskiej niepodległości wyciągamy rękę do tych wszystkich, którzy niezależnie od różnic chcą silnej Polski, silnej Europy, chcą, by nasza cywilizacja chrześcijańska trwała, zwyciężała i rozszerzała się.
Nastawienie do polsko-węgierskiej koncepcji reformy Unii Europejskiej powoduje, że ręki Jarosława Kaczyńskiego nie mogą uścisnąć ani Grzegorz Schetyna (PO), ani Ryszard Petru (.N), ani Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL). Choć partie te podzielają prawicowe przywiązanie do narodowości i wiążą polskość z religią katolicką, to nie podzielają opinii PiS, że solidarność państw Unii Europejskiej jest przyczyną trudności społecznych i ekonomicznych w Polsce i w Europie. Wręcz przeciwnie.
Po pierwsze, Platforma Obywatelska i .Nowoczesna od początku sporu o Trybunał Konstytucyjny zgodnie argumentują, że rolą wspólnoty państw europejskich jest przeciwstawianie się tendencjom autorytarnym i naruszaniu zasad państwa prawa. PiS natomiast protestuje, nazywa działania PO i .N "skarżeniem na własny kraj zagranicą", a działania Rady Europy, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej - nieuprawnionym ingerowaniem w wewnętrzne sprawy suwerennego kraju.
Po drugie, PO i PSL dzieli z PiS stosunek do praktycznych przejawów solidarności europejskiej. Przykładem jest ostra krytyka, a potem niewykonanie przez PiS decyzji rządu PO-PSL o przyjęciu kilku tysięcy uchodźców z objętych wojną krajów arabskich (przede wszystkim z Syrii, Afganistanu i Iraku).
Prezes Kaczyński nie wyciągnął też ręki do demonstrujących wczoraj w Warszawie narodowców, działaczy ONR i Młodzieży Wszechpolskiej - przez których PiS od 2013 roku organizuje obchody Święta Niepodległości w Krakowie. Narodowcy są bowiem zdeklarowanymi wrogami zjednoczonej Europy.
Podobnie jest z Pawłem Kukizem - z którego list do Sejmu dostał się m.in. Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego. Ugrupowanie Kukiza nie jest tak wprost antyeuropejskie jak narodowcy, ale między słowami sugeruje wyjście Polski z Unii Europejskiej. Kukiz proponował m.in rozpisanie wzorowanego na brytyjskim referendum w sprawie wyjścia Polski z UE.
Choć część posłów PiS - m.in. Krystyna Pawłowicz czy Stanisław Pięta - ma poglądy nacjonalistyczne, to jako partia PiS deklaruje, że chce utrzymania Unii Europejskiej, ale pod warunkiem przeprowadzenia jej głębokiej reformy.
W praktyce PiS ma poważne problemy ze zdefiniowaniem, czego chce od Europy. Zwykle mówi o „Europie ojczyzn”, co polegać miałoby na zwiększeniu suwerenności państw członkowskich przez rozluźnienie współpracy politycznej i prawnej w UE, a pozostawieniu współpracy gospodarczej.
Jednocześnie jednak PiS chce politycznej konfederacji, m.in z europejską armią, polityką i prezydentem Unii Europejskiej.
Środowiska lewicowe - Inicjatywa Polska i Razem - nie mogą się czuć adresatami propozycji Jarosława Kaczyńskiego z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na ich bardzo sceptyczne podejście do projektu Europy ojczyzn - lewica chce rozwijania federacji europejskich państw. Po drugie, nie podzielają przekonania, że polityka państwa powinna być oparta akurat na tych tradycjach politycznych i kulturowych, które wiążą polskość z religią katolicką.
Inicjatywa Polska ma również inne tradycje: oświeceniowego i pozytywistycznego racjonalizmu oraz sprawiedliwości społecznej. Akcentują one przywiązanie do europejskiej tradycji praw człowieka i obywatela, wspierając rozwój praw grup społecznych, których dyskryminacja wynika ze związków polskości z religią katolicką.
W praktyce PiS od lewicy dzieli mur stosunku do praw reprodukcyjnych kobiet, równouprawnienia mniejszości seksualnych, realizacji rozdziału kościoła od państwa, edukacji seksualnej i wyrównywania szans.
Przemówienie prezesa PiS w Krakowie jest związane z propozycją prezydenta Andrzeja Dudy, by ustanowić komitet narodowych obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę.
Również w prezydenckim komitecie klucz doboru będzie taki, że „naród” oznaczać będzie polityków Prawa i Sprawiedliwości.
W „Sygnałach Dnia” prezydent zapowiedział złożenie ustawy powołującej komitet i przedstawił jego proponowany skład. Z jego wypowiedzi wynika, że do komitetu wejdzie aż 12 osób związanych z PiS (prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu, premier i sześciu ministrów, prezes IPN, reprezentant klubu parlamentarnego), a opozycja może liczyć na 6 miejsc - ponieważ do komitetu zaproszeni zostaną przedstawiciele partii, które mają klub poselski w Sejmie (PO, K'15, .N oraz PSL) i tych, które samodzielnie uzyskały w wyborach 3 proc. głosów (Razem) albo 6 proc. występując jako koalicja (Zjednoczona Lewica).
Prezydent nie ujawnił, jak ustawa będzie regulować podejmowanie decyzji przez komitet. Jednak nawet wymóg 2/3 głosów daje PiS i związanym z nim urzędnikom możliwość samodzielnego decydowania o przebiegu obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości.
„Wszystko będzie dyskutowane w ramach komitetu, żeby obchody miały charakter jak najbardziej wspólny. Żeby to były wspólne decyzje, bo komitet będzie podejmował uchwały właśnie związane z obchodami” - przekonywał Andrzej Duda.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze