Małgorzata Manowska twierdzi, że przed dalszymi krokami w sprawie Izby Dyscyplinarnej musi poczekać na "informacje od premiera". "W jakim świetle stawia to jej niezawisłość"? - pyta w rozmowie z OKO.press prof. Ewa Łętowska
Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska "odmroziła" działanie Izby Dyscyplinarnej zaraz po ogłoszeniu wyroku TSUE z 15 lipca 2021, który przesądzał o jej nielegalnym statusie. Starzy sędziowie SN w mocnym oświadczeniu zarzucają jej naruszenie prawa i wzywają do zastosowania się do wyroku.
W czwartek 22 lipca w dzienniku "Rzeczpospolita" ukazał się wywiad, w którym Małgorzata Manowska wyjaśnia swoją decyzję. Twierdzi, że z podjęciem kroków wobec izby musi czekać na decyzję premiera Morawieckiego. Powtarza także opinie polityków Zjednoczonej Prawicy oraz upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego, jakoby TSUE nie miał kompetencji do oceny sądownictwa w Polsce. Ale jednocześnie w bardzo wyraźny sposób apeluje do rządu, by w sprawie Izby Dyscyplinarnej oraz KRS zawarł z Unią kompromis polityczny. I sama proponuje kilka rozwiązań.
O treści wywiadu Pierwszej Prezes SN rozmawiamy z prof. Ewą Łętowską, sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, pierwszą Rzecznik Praw Obywatelskich.
Dominika Sitnicka, OKO.press: Pierwsza Prezes SN, która w zeszłym tygodniu “odmroziła” Izbę Dyscyplinarną SN, ogłasza teraz w wywiadzie, że przed podjęciem dalszych kroków “czeka na informację od premiera”. O co tu chodzi?
Prof. Ewa Łętowska: Zakres kompetencji Pierwszego Prezesa SN nie zależy od premiera. I nie od premiera zależy uruchamianie tych kompetencji, ani jakakolwiek inna decyzja Pierwszego Prezesa. Jak wyglądałaby niezależność tego organu w świetle zacytowanego przez panią „czekania na premiera”?
Prezes mówi, że obowiązuje ją polskie prawo i musi poczekać na unormowanie legislacyjne w sprawie Izby Dyscyplinarnej.
Oczywiście, unormowanie legislacyjne będzie niezbędne. Ale nie zmienia to faktu, że wyrok TSUE należy wykonać. I każdy organ w Polsce musi to zrobić w zakresie swojej działalności. Błędne jest przekonanie, że Pierwsza Prezes SN ma czekać na czyjąkolwiek decyzję, czy jakikolwiek impuls, który uruchomi jej aktywność. Ona ma robić wszystko, co ma prowadzić do effet utile, czyli skutku bezpośredniego, jakim jest zaprzestanie działania Izby Dyscyplinarnej.
Rozumiem, że ta izba jest inna niż pozostałe. Nie jest podległa Pierwszej Prezes w taki sposób jak inne izby SN. Ale istnieją środki, którymi jednak Pierwsza Prezes może urzeczywistniać we własnym zakresie wyrok TSUE. Choćby działanie biura podawczego. Kwestia obiegu dokumentów leży w jej gestii. To niby rzecz techniczna, a ważna w tym wypadku.
Wyrok TSUE adresowany jest do wszystkich organów sądowych. Problem ma nie tylko prof. Manowska, ale także prezes Sądu Okręgowego w Warszawie - związany z dopuszczeniem do orzekania sędziego Tulei, prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie - z dopuszczeniem sędziego Juszczyszyna. Oni wszyscy muszą zacząć działać, nie czekając na decyzję żadnych polityków. Muszą się jasno opowiedzieć: stosują się do treści wyroku TSUE, czy nie stosują.
A jeśli ktoś spyta: dlaczego muszą tak zrobić?
Kiedy sąd polski wydaje wyrok, to wszystkie organy mają być mu posłuszne. To jest ta sama sytuacja. Jesteśmy w strukturach UE. TSUE to jest nasz sąd. Jeśli wydaje wyrok, to wszystkie organy na terenie UE muszą się do niego zastosować.
Tym bardziej, że doszedł nowy fakt, nieznany jeszcze wczoraj, w momencie wywiadu, który komentujemy. Trybunał Praw Człowieka (ETPCz), powiada, że adwokat nie miał zabezpieczonego prawa do sądu. Ponieważ w jego sprawie orzekała Izba Dyscyplinarna SN, niezapewniająca niezawisłości sądu.
Prezes Małgorzata Manowska mówi, że system dyscyplinowania musi zachować ciągłość. Sędziowie, który dopuszczają się pospolitych przestępstw, muszą być pociągani do odpowiedzialności. I proponuje, żeby rozrzucić osoby zasiadające w Izbie Dyscyplinarnej po innych izbach SN, a sprawy przydzielać metodą losowania.
Oczywiście - system musi istnieć i musi odpowiadać standardom niezawisłości nakreślonym przez TSUE. To zadanie ustawodawcy. I sędzia nie powinien wkraczać w tę rolę. Problem jest jednak głębszy. Ten projekt, który przedstawiono w wywiadzie, byłby nawet rozsądną propozycją, ale dwa lata temu, czyli zanim zapadł wyrok TSUE z 19 listopada 2019 roku. Po tym wyroku zapadła jeszcze uchwała trzech izb SN, która zdyskwalifikowała pozycję ID jako niegwarantującej standardów niezawisłości. Kolejny wyrok TSUE z lipca 2021 jest potwierdzeniem tych stanowisk. Do tego mamy dzisiejszy (22 lipca 2021) wyrok ETPCz, który mówi to samo.
Istnieją konkretne orzeczenia sądów, które nas wiążą. A miejsce na kompromis polityczny, o którym mowa w tym wywiadzie, zostało już zajęte. Ono się kurczy w miarę tego, jak organy unijne wydają kolejne władcze wyroki, ratione imperii.
Co więcej, w TSUE zawisła przecież jeszcze jedna sprawa - oceny tego, czy mechanizm powoływania sędziów przez KRS spełnia warunki niezawisłości. Tego jeszcze nie przesądzono.
Czyli status samej Izby Dyscyplinarnej jest nie do odratowania?
Izby nie można poddawać już przekształceniom, rozparcelowywać jej. Trzeba ten system odpowiedzialności dyscyplinarnej zbudować na nowo. A jeżeli będzie się czekać jeszcze dłużej, to przestrzeń na kompromis będzie jeszcze mniejsza. To nie jest problem sędziów, by pracować teraz nad konkretnymi rozwiązaniami. To jest problem władzy politycznej - parlamentu i rządu. To oni negocjują z Unią i opracowują przepisy. My zobaczymy, czy one trzymają się standardu.
A co z nowymi sędziami SN? W wywiadzie pada uwaga, że przecież TSUE uznaje ich pytania prejudycjalne, zatem mają status sędziowski.
Wyjaśnienie jest bardzo proste. Pytanie prejudycjalne, o które chodzi przedstawili sędziowie Izby Cywilnej, powołani w procesie nominacyjnym przy udziale neoKRS.
Dopóki nierozstrzygnięta jest generalnie sprawa procedury KRS przed TSUE, dopóty Trybunał nie musi zajmować się kwestią obsady składu zadającego pytanie. Nikt nie chce zaprzęgać wozu przed końmi.
A pomysł na KRS? Prezes Manowska proponuje, żeby kandydaci byli wybierani w wyborach, w których głosują wszyscy sędziowie, a następnie zatwierdzani przez Sejm.
Pomysł jak każdy inny. Może dobry, może niedobry. Nie będę go oceniać. Pamiętajmy, że w tej chwili jest zawisła sprawa w TSUE dotycząca oceny tego mechanizmu, jaki obowiązuje. To będzie rozstrzygnięte.
Prezes Manowska powtarza w wywiadzie kilkukrotnie, że w innych krajach organy polityczne też uczestniczą w wyborze sędziów do KRS.
Tak, ale nie można porównywać syrenki z mercedesem. Jedno i drugie jest samochodem. Mają koła, mają silniki. Ale różnica w podzespołach sprawia, że mercedes ma znacznie wyższe parametry niż syrenka.
W wyborach do KRS problemem nie jest uczestnictwo parlamentu w tym procesie, ale taki system mianowania, który wyklucza realny i efektywny wpływ środowiska sędziowskiego, za to zapewnia przemożny wpływ czynnika politycznego. Problem zresztą nie leży w tym, jak się wybiera poszczególnych sędziów, ale jak się buduje listę kandydatów (choćby problem tajności list poparcia i ich rzetelności).
Sądownictwo
Ewa Łętowska
Małgorzata Manowska
Krajowa Rada Sądownictwa
Sąd Najwyższy
Trybunał Konstytucyjny
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
Izba Dyscyplinarna
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze