Jeszcze kilka dni temu Andrzej Duda zachęcał Polki i Polaków, by odzyskanie niepodległości świętowali wraz z ONR-em i Młodzieżą Wszechpolską. Nagle się rozmyślił. Narodowcy się nie zgodzili, by Marsz, który od lat idzie pod radykalnymi hasłami i flagami, zamienił się w grzeczną imprezę pod flagą biało-czerwoną
W piątek 26 października prezydent zaprasza na Marsz Niepodległości, w poniedziałek 29 października okazuje się, że sam w nim nie idzie, bo... jest zbyt zajęty. Pojawiły się aż cztery różne wyjaśnienia tej decyzji ze strony Kancelarii Prezydenta.
"11 listopada prezydent od rana do późnej nocy bierze udział w uroczystościach państwowych. Kalendarz zdecydował" - w ten wygodny sposób rzecznik prezydenta Błażej Spychalski wytłumaczył w rozmowie RMF FM, że Andrzej Duda ostatecznie nie weźmie udziału w dorocznym Marszu Niepodległości.
Było ok. godz. 14.00
„Koncentrowanie się tylko i wyłącznie na 11 listopada nie powinno mieć miejsca” - tłumaczył w TOK FM odpowiedzialny za politykę historyczną minister Wojciech Kolarski z Kancelarii Prezydenta.
Według tego wytłumaczenia nie tylko Marsz Niepodległości nie jest ważny, ale nawet dzień, kiedy się odbywa, stracił na znaczeniu.
Była to godzina 17.00
(Wszystkie wydarzenia włączone do oficjalnych obchodów można zobaczyć tutaj).
Wieczorem pojawiło się kolejne wyjaśnienie: narodowcy nie zgodzili się zrezygnować ze swoich flag i neofaszystowskich symboli. A prezydent chciał, żeby było grzecznie - tylko biało-czerwone flagi.
"Jednym z warunków, a właściwie próśb, ze strony pana prezydenta, było to, żebyśmy wystąpili wszyscy pod jednymi barwami, pod biało-czerwoną flagą. Stowarzyszenie nie było w stanie zapewnić, że inne rzeczy się nie pojawią na marszu" - powiedział Polsat News rzecznik prezydenta Błażej Spychalski po godz. 19:30.
W tej samej wypowiedzi rzecznik Spychalski dodał jeszcze jedno wyjaśnienie: "Nie ukrywam, że bardzo nad tym ubolewamy [że prezydenta nie będzie na Marszu Niepodległości]. Pan prezydent wielokrotnie zapraszał na ten marsz. Mieliśmy nadzieję, że wszyscy politycy w Polsce od prawa do lewa zjednoczą się i będą w stanie tego dnia pójść w jednym, wspólnym marszu.
W ciągu ostatnich dni okazało się, że jednak wielu polityków twierdzi, że nie będzie mogło brać udziału w tym marszu, że nie chce brać udziału w tym marszu. Nie chce wspólnie celebrować stulecia odzyskania niepodległości. Stąd taka decyzja".
Ci politycy to między innymi byli prezydenci - Lech Wałęsa i Bronisław Komorowski.
Jeszcze kilka dni temu Andrzej Duda gorąco zachęcał do uczestnictwa w Marszu. Nie on jedyny. Najwyżsi przedstawiciele władz wprost namawiali, by Polki i Polacy, różnych poglądów, różnych wrażliwości – maszerowali razem, świętując stulecie odzyskania niepodległości.
Czyżby zapraszali na imprezę, na którą sami się nie wybierają?
Chciałbym, żebyśmy razem poszli w Marszu Niepodległości, i jest to kwestia odpowiedzialności wobec społeczeństwa. Stańmy obok siebie i pokażmy ludziom, że można być razem. Można się nie gryźć.
Mateusz Morawiecki w Tychach 9 września:
„Przeprowadzenie takiego wspólnego marszu niepodległości bardzo leży mi na sercu. Apeluję raz jeszcze do wszystkich – zarówno do naszej opozycji, naszych drogich konkurentów politycznych, jak również do organizatorów tych marszów niepodległości z minionych lat, żebyśmy poszli razem, żeby nikt nie zbijał na nim kapitału politycznego”.
Premier proponował, żeby w Marszu można było nieść wyłącznie biało-czerwone flagi.
Najwyższe władze państwowe 7 razy spotykały się z organizatorami Marszu w sprawie udziału w imprezie 11 listopada – twierdzi publicznie szef stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz.
Marsz jest od 2010 roku organizowany przez skrajne środowiska. Członkowie Młodzieży Wszechpolskiej i ONR powołali stowarzyszenie Marsz Niepodległości, które co roku organizuje pochód ulicami Warszawy. Biorą w nim udział m.in. osoby wznoszące rasistowskie okrzyki, są rasistowskie transparenty. Wśród uczestników, oficjalnie zapraszanych przez organizatorów, są neofaszyści z Włoch, Węgier czy Słowacji.
Trudno się dziwić, że głowa państwa nie chciała się fotografować w takim towarzystwie. Dziwić może jednak naiwność i postawienie organizatorom jako warunku rezygnacji ze skrajnych haseł. O ile faktycznie taki jest powód zerwania rozmów.
Samuel Pereira, szef portalu TVP Info, zarzucił organizatorom, że nie chcieli ustąpić i upierali się, żeby w pierwszych szeregach szli "chłopcy z ONR".
Główny organizator, Robert Bąkiewicz twierdzi, że organizatorzy nie stawiali żadnych warunków.
Ostrzej zareagował Robert Winnicki z Ruchu Narodowego: "Jest to w pełni kontrolowane, zaplanowane, przemyślane uderzenie w środowisko narodowe". Zarzucił Pereirze, że jest "zadaniowany, można się domyślać przez kogo".
Tyle że środowiska narodowe wcale nie paliły się do tego, żeby władze państwowe uświetniały ich marsz. Od kilku tygodni trwały przepychanki kto kogo zaprasza. I kto w ogóle ma do tego prawo. Jeszcze zanim gruchnęła wieść o tym, że prezydent na Marszu się nie zjawi, portal Najwyższy Czas pisał: "Prezydent Andrzej Duda zaprasza na Marsz Niepodległości, który od lat organizują narodowcy! Stawia jednak warunki".
Wcześniej Witold Tumanowicz z Ruchu Narodowego mówił, że Marsz jest inicjatywą społeczną i nigdy nie będzie marszem rządowym.
Relacja PiS i narodowców to skomplikowany taniec. Ostatnio narodowcy budują swoją siłę w opozycji do rządzącej Zjednoczonej Prawicy. Zaatakowali obóz rządzący nawet za ksenofobiczny spot wyborczy - pisaliśmy o tym tutaj.
W 2017 roku mieliśmy najpierw wybuch gorących uczuć polityków PiS wobec narodowców. Żarliwie bronili Marszu m.in. minister Joachim Brudziński, wiceprezes partii, i Mateusz Morawiecki: „Nie można powiedzieć, że kilka absolutnie niedopuszczalnych transparentów czy okrzyków powinny zmącić ogólny obraz tego, w jaki sposób dzień niepodległości był obchodzony. (…) Widziałem wielki marsz, który był bardzo pięknym, niepodległościowym marszem” - mówił ówczesny wicepremier.
Narodowcy mieli pretensje, że nie zostali zaproszeni do Komitetu Narodowych Obchodów Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości. Prezydent Duda zapowiadał, że błąd naprawi i wystosuje zaproszenia do „środowisk związanych z Marszem Niepodległości”.
Zapowiedź padła w październiku 2017. Miesiąc później była już nieaktualna – ówczesny rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński w Radiu Zet powiedział, że komunikat o poszerzeniu „zdezaktualizował się” po „pewnych wydarzeniach” z 11 listopada i że „zaproszenia formalnego nie było”. Pisaliśmy o tym tutaj.
Tymczasem nie zakończyło się jeszcze śledztwo w sprawie Marszu Niepodległości z 2017 roku. Jak podaje TVN24, prokuratura „powołała nawet biegłych, by zbadali, czy hasła o "białej Europie" i "czystej krwi" są rasistowskie”.
„W Marszu Niepodległości szło wiele zorganizowanych grup z rasistowskimi i neofaszystowskimi hasłami i symbolami na transparentach oraz flagach, a także z antyislamskimi i antysemickimi hasłami na ustach” – pisaliśmy bezpośrednio po Marszu. Tutaj można znaleźć naszą wideo i foto dokumentację.
Jesienią 2017 Polska na kilka dni zagościła więc na światowych czołówkach. O Marszu informowały media z całego świata, od amerykańskiego "New York Timesa", po arabską Al Jazeerę, od Francji po Indie.
O nacjonalistycznym marszu napisały m.in. Wall Street Journal, Sueddeustche Zeitung, Deutsche Welle i El Pais, a relacje wideo umieściło na swoich stronach BBC News i Die Zeit. Media pisały o "rasistowskich i ksenofobicznych sloganach", "nawoływaniu do dominacji białej rasy".
Donald Tusk nazwał Marsz „reputacyjną katastrofą”.
Na odsiecz narodowcom ruszyła wówczas Polska Fundacja Narodowa, czyli instytucja powołana przez państwowe spółki do „promocji naszych sukcesów”: „W Marszu nie uczestniczyli faszyści czy naziści – brali w nim udział Polacy cieszący się wolnością odzyskaną w 1918 roku po latach zaborów, ponownie zaś w 1989 roku po okresie okupacji niemieckiej i zniewolenia przez Związek Sowiecki” - napisała Fundacja w oświadczeniu.
Politycy rządzącego obozu powtarzali tę bajkę: Marsz to pochód sympatycznych rodzin z dziećmi, a wstrętna opozycja i źle nastawione zachodnie media rozdmuchują "incydenty".
Co z tego wynika? Trzy hipotezy
Tytuł pochodzi z wpisu na twitterze:
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze