0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamins...

"Wierzę w to, że transparentność działania tych, którzy zostaną wyłonieni jako członkowie tej komisji, pytania, które będą zadawali tym, którzy zostaną wezwani przed komisję, a którzy odpowiadali za nasze sprawy, będą miały kluczowe znaczenie, jeśli chodzi o zwalczanie różnego rodzaju działań lobbingowych, nielegalnych, wpływania na kwestię polskich spraw i polskich interesów" – powiedział prezydent Andrzej Duda 29 maja 2023 podczas konferencji prasowej i poinformował o zamiarze podpisania tzw. lex Tusk.

Chodzi o ustawę powołującą komisję do spraw zbadania rosyjskich wpływów w Polsce. Jej kompetencje są tak rozległe, a termin "działania pod rosyjskim wpływem" na tyle niejasny, że w praktyce komisja może oskarżyć każdego i zakazać mu pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych nawet na 10 lat.

Zdaniem opozycji tak skonstruowana komisja posłuży do przeprowadzenia pokazowego paraprocesu z udziałem Donalda Tuska

i członków jego rządu z lat 2007-2015, których rządząca koalicja oskarża o działania na rzecz Rosji.

Zgodnie z ustawą, komisja ma opublikować pierwszy raport już 17 września, czyli na chwilę przed wyborami parlamentarnymi.

Przeczytaj także:

Andrzej Duda podpisał "lex Tusk"

Ustawa trafiła na biurko prezydenta po tym, jak 26 maja Sejm odrzucił senackie weto w tej sprawie. Senat rekomendował odrzucenie ustawy w całości: ze względu na jej antydemokratyczny charakter, liczne błędy i 13 potencjalnych naruszeń konstytucji.

Mimo to za odrzuceniem senackiego weta głosowało 234 posłów (prawie cała Zjednoczona Prawica oraz Kukiz’15), przeciwko było 219. Spośród członków rządzącej koalicji utworzenia komisji nie poparły tylko dwie posłanki Suwerennej Polski: Anna Maria Siarkowska wstrzymała się od głosu, Maria Kurowska nie zagłosowała wcale.

29 maja prezydent Andrzej Duda ogłosił, że podpiszę "lex Tusk". Podczas konferencji prasowej, bez możliwości zadawania pytań od dziennikarzy, Duda argumentował swoją decyzję.

"Transparentność wyjaśniania ważnych kwestii publicznych, politycznych ma dla mnie czołowe znaczenie. Opinia publiczna powinna sama sobie wyrabiać opinie na temat tego, w jaki sposób działają różni jej przedstawiciele" – mówił Duda.

Powoływał się przy tym m.in. na komisję Rywina i przekonywał, że to dzięki publicznemu zbadaniu sprawy – przed kamerami, przy jawnych przesłuchaniach – opinia publiczna dowiedziała się o wielu patologiach toczących państwo. Jego zdaniem sprawy dotyczące kwestii publicznych powinny być rozpatrywane właśnie w taki sposób.

"Ludzie mają prawo wiedzieć" – podsumował prezydent swoją decyzję.

Tryb następczy

Jednocześnie, ze względu na "pojawiające się wątpliwości, Duda zapowiedział, że po podpisaniu ustawy skieruje ją do Trybunału Przyłębskiej, ale jedynie w trybie następczym. W takim wypadku ustawa po prostu wchodzi w życie po jej podpisaniu i opublikowaniu w Dzienniku Ustaw – a dopiero po rozprawie Trybunału może dojść do uchylenia zawartych w niej przepisów, czy to w części, czy w całości – o ile oczywiście TK postanowi tak w orzeczeniu. Skierowanie ustawy do Trybunału w trybie następczym w żaden sposób nie oznacza zawieszenia jej obowiązywania.

Trybunał Przyłębskiej pozostaje tymczasem sparaliżowany na skutek opisywanego już w OKO.press wielokrotnie wewnętrznego konfliktu i nie jest w stanie się zebrać nawet po to, by rozpatrzyć kluczową dla obozu władzy kwestię ustawy o Sądzie Najwyższym – od której wejścia w życie uzależnione może być odblokowanie przez Komisję Europejską miliardów z KPO dla Polski. Na ostatnim posiedzeniu zdominowany przez PiS Sejm nieoczekiwanie wstrzymał przy tym prace nad tzw. ustawą bezradnościową – mającą być sposobem partii rządzącej na „odblokowanie” pracy Trybunału przez zmniejszenie do 9 sędziów jego składu orzekającego.

Mogą więc minąć długie miesiące, zanim Trybunał Przyłębskiej będzie w ogóle w stanie zająć się ustawą o speckomisji do spraw wpływów rosyjskich. Zupełnie realnym scenariuszem jest to, że stanie się to dopiero po wyborach – czyli po spełnieniu oczekiwanych przez PiS celów politycznych ustawy polegających na uderzeniu w opozycję – szczególnie w Donalda Tuska i jego środowisko polityczne. Całkiem prawdopodobne jest również to, że Trybunał Przyłębskiej – jako ciało w pełni podporządkowane obozowi rządzącemu nie dopatrzy się żadnych niezgodności ustawy z Konstytucją.

Ogłaszając, że podpisze ustawę, Duda przekonywał również, że takie komisje badające rosyjskie wpływy działają już we Francji i kilku niemieckich landach. Jak mówił, taka komisja potrzebna jest również na szczeblu UE, za czym on i premier Mateusz Morawiecki będą optować na forum europejskim.

Do sprawy komisji, jeszcze przed decyzją Dudy, odniósł się Donald Tusk. W wywiadzie dla "Newsweeka" z 29 maja 2023 mówił: "Będę postępował tak, żeby żałowali, że zdecydowali się na tę komisję. To mogę zagwarantować. Powołanie tej komisji jest dewastujące (...) Kampania przez to będzie dużo bardziej dramatyczna i ciekawa, ale nie sądzę, by to był punkt zwrotny. Również dlatego, że żadna z decyzji tej komisji nie będzie obowiązywała prawnie, bo ta komisja jest rażąco niezgodna z konstytucją".

Komisja ds. rosyjskich wpływów

Szczegóły ustawy opisywała w OKO.press Dominika Sitnicka. Zgodnie z ustawą głównym zadaniem komisji jest prowadzenie postępowań mających na celu „wyjaśnianie przypadków funkcjonariuszy publicznych lub członków kadry kierowniczej wyższego szczebla, którzy w latach 2007–2022 pod wpływem rosyjskim, działając na szkodę interesów Rzeczypospolitej Polskiej” brali udział w czynnościach takich jak:

  • zawieranie umów,
  • negocjowanie umów międzynarodowych,
  • wydawanie różnych decyzji administracyjnych,
  • zatrudnianie pracowników,
  • wybór kontrahentów,
  • przygotowanie stanowiska lub prezentacja stanowiska RP na forum międzynarodowym,
  • czy po prostu podejmowali czynności urzędowe.

Katalog jest tak szeroki i ogólny, że dotyczyć może właściwie każdego funkcjonariusza publicznego.

Podobnie szeroka i niejasna jest definicja "rosyjskich wpływów", które – w myśl ustawy – oznaczają "każde działanie osób będących przedstawicielami władz publicznych Federacji Rosyjskiej”.

W praktyce wpływem rosyjskim może być właściwie każdy kontakt polskich polityków, funkcjonariuszy publicznych, urzędników, a nawet dziennikarzy z władzami Rosji.

Komisja pod kontrolą PiS

Dziewięcioosobowy skład komisji wybierałby Sejm. Wystarczyłoby, żeby kandydat miał polskie obywatelstwo, był niekarany i ma wykształcenie wyższe lub niezbędną wiedzę.

Członkowie komisji byliby nie do ruszenia – nie mogliby być pociągnięci do odpowiedzialności za działalność w komisji, a jej dokumentacja nie stanowiłaby informacji publicznej.

Przewodniczącego komisji wskazywałby spośród jej członków Prezes Rady Ministrów. Oznacza to, że pełen wpływ na obsadę i kształt komisji miałaby większość rządząca.

Wszystkie najważniejsze organy państwa – prokuratura, służby specjalne, sądy itd. – byłyby zobowiązane do udostępnienia członkom komisji „wszelkich, łącznie z zawierającymi informacje niejawne oraz tajemnicę przedsiębiorstwa, materiałów".

Komisja mogłaby również, poprzez policję, zdobywać na potrzeby swoich postępowań dane telekomunikacyjne obywateli, a także zawnioskować do prokuratora o przeszukanie pomieszczeń i zajęcie rzeczy w celu zabezpieczenia dowodów. Jeśli ktoś odmówiłby stawienia się na przesłuchanie, groziłaby za to grzywna nawet do 50 tys. złotych.

;

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze