1 lipca w Krakowie prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak przekonywał, że jeśli Polacy nadal chcą decydować o przyszłości swoich małych ojczyzn, jedynym słusznym wyborem jest wybór samorządowca. Kwestie lokalnych wspólnot do debaty przed II turą wniósł też Szymon Hołownia.
Przed Rafałem Trzaskowskim postawił ultimatum trzech wet, które mogłyby przekonać jego wyborców, by 12 lipca oddali głos na kandydata KO. Wśród nich znalazło się zapewnienie, że przyszły prezydent nie podpisze żadnej ustawy, która nakłada na samorządy wydatki bez wskazania źródeł finansowania. Hołownia i Trzaskowski zgodzili się też na powołanie Rady Samorządowej przy prezydencie. Miałaby ona zapewnić większy głos władzom lokalnym w kontakcie z władzą centralną.
„Duszy samorządowca nie trzeba mnie uczyć” – kokietował Trzaskowski.
Prezydent strażnikiem samorządności?
Urzędujący prezydent w 5-letniej kadencji władzom lokalnym pomógł tylko raz, wetując ustawę o Regionalnych Izbach Obrachunkowych.
Co jeśli wygra Rafał Trzaskowski? W swoim programie kandydat KO, w ramach prezydenckiej inicjatywy ustawodawczej, dedykuje samorządom:
- propozycję zwiększenie udziału samorządów we wpływach z PIT i CIT;
- reformę systemu finansowania oświaty, tak by koszty edukacji nie były przerzucane na gminy;
- fundusz inwestycyjny dla mniejszych miast;
- fundusz mieszkaniowy, który pozwoli powiększać gminne zasoby lokalowe;
- niższe opłaty za śmieci.
Dr Adam Gendźwiłł, ekspert Fundacji im. Stefana Batorego, uważa, że intuicja stojąca za propozycjami Rafała Trzaskowskiego jest słuszna. Chodzi o to, by samorządy miały większe dochody własne i większą niezależność w kształtowaniu lokalnej polityki podatkowej:
„Gdy porównujemy Polskę z krajami regionu, zauważymy, że szczególnie nasze gminy nie tylko mają duże kompetencje, ale odpowiadają też za elementarne usługi publiczne. Mimo to wciąż polskie samorządy są uzależnione od transferów, czyli subwencji wyliczonych na podstawie dość skomplikowanych algorytmów albo środków przyznawanych po prostu uznaniowo. Tak jest m.in. w przypadku Funduszu Drogowego, w którym inwestorem jest samorząd, ale pieniądze płyną z budżetu centralnego”.
Ale samorządowa zmiana nie jest możliwa bez poparcia Sejmu, dlatego największy potencjał w prezydenturze opozycyjnego kandydata widać w samorządowym wecie. Jakie ustawy nie przeszłyby przez Pałac Prezydencki?
Na pewno te zakładające kolejne przerzucanie kosztów zadań publicznych na władze lokalne, bez rekompensaty – to za rządów PiS doprowadziło część z nich do zadyszki. I to w czasach koniunktury, gdy wpływy z podatków (PIT i CIT) rosły. Kryzys związany z epidemią i ulgi podatkowe wprowadzone przez PiS jesienią 2019 roku, tylko pogarszają złą sytuację finansów polskich samorządów.
Dr Adam Gendźwiłł uważa, że obok weta finansowego, prezydent mógłby też odrzucać ustawy sprzeczne z konstytucyjną zasadą pomocniczości.
„Chodzi o wszystkie te projekty ustaw, w których władza centralna uzurpuje sobie prawo do załatwiania spraw, które powinny być rozstrzygane na najniższym poziomie, jak najbliżej obywateli.
Przypomnijmy, że władza samorządów pochodzi z powszechnych wyborów, a więc ma swój w pełni demokratyczny mandat, a razem z nim – powinna mieć autonomię. Często słyszmy technokratyczną narrację, o tym, że coś trzeba zrobić z poziomu centralnego, bo będzie bardziej profesjonalnie, optymalnie kosztowo. To często tylko pretekst.
Scenariusz, którego boją się polscy samorządowcy, to scenariusz węgierski, w którym rola samorządu została ograniczona do funkcji agendy wykonawczej”.
Prezydent pełniłby więc funkcję strażnika samorządności, przed zakusami centralizacyjnymi każdej władzy. Mógłby też odpowiadać na ogólnokrajowe wyzwania stojące przed władzami lokalnymi.
„Wciąż nierozwiązana pozostaje na przykład kwestia roli samorządu wojewódzkiego, który do tej pory głównie zajmował się dystrybucją środków unijnych. A tych środków będzie niebawem radykalnie mniej” – mówi Gendźwiłł.
I dodaje: „Inna kwestią jest rola samorządów w reformie ochrony zdrowia albo zarządzanie metropoliami. Jak mogą współpracować gminy położone wokół dużych miast? Jak zadbać w nich o ład przestrzenny? Co z gospodarowaniem odpadów? Prezydent nie może sam proponować rozwiązań systemowych, ale może stworzyć platformę do rozmowy nad kluczowymi problemami”.
"Prezydent na straży samorządów. Jeśli wygra Duda, w Polsce lokalnej czeka nas scenariusz węgierski".
– Rzuciłem fusy i wyszło: "na dwoje szeptucha wróżyła".
Dzisiaj kolejny wypadek autobusu w stolicy. I znowu kierowca po narkotykach ze spółki Arriva . Spółka ta należy do Deutsche Bahn, której właścicielem jest z kolei niemiecki rząd. Po wypadku 25 czerwca – ta sama firma – Trzaskowski zapewniał, że wszystko będzie sprawdzone, a procedury nadzoru ulepszone. No i ulepszył. Dwaj naćpani kierowcy (28 i 25 lat) wożą ludzi autobusami komunikacji miejskiej. Oto rządy przyszłego prezydenta RP. Popłynie Polska jak gów.na z czajki.
A mógłby towarzysz podać jakiś przykład dobrej organizacji jakiegoś aspektu życia albo przedsiębiorstwa w wykonaniu aktywu PiS?
Proszę choćby pokazać jedną zborną wypowiedź obecnego prezydenta, bo jak na razie, co się wypowie, to robi z siebie idiotę.
Czeka nas dużo pracy zanim polscy politycy zaczną być rozliczani z myślenia. Na razie większość ich elektoratów ma elementarne problemy.
W tej sytuacji Trzaskowski jest znacznie mniejszym złem – przynajmniej nie jest człowiekiem o IQ 80.
Zło jest złem. Mniejsze zło to jak mniejsza połowa, towarzyszu. Oczywiście dla tych z IQ>80.
Przyszły prezydent spełnia to kryterium bo z przewoźnikiem Arriva, zawiesił dzisiaj umowę. Na temat PIS i obecnego prezydenta nic nie pisałem, więc proszę mnie nie szufladkować.
Wszelkie deklaracje pana Trzaskowskiego są niestety warte tyle co nic. Przecież to modus operandi tej partii, które potwierdzało się przez długie lata. Jedyne czego możemy być pewni to sprzedaż polskich interesów "za 5 złotych", a konkretnie za honory oddawane przez "zagranice" i wysokopłatne synekury.
.
Pozdrawiam
Trzaskowski startuje na prezydenta – może tylko wetować i namawiać i tylko w takim zakresie można oczekiwać od niego akcji.
U władzy od 5 lat jest PiS. Opis pański pasuje do każdej partii władzy, a szczególnie do PiS, w znacznie mniejszym stopniu do PO. Zachowajmy proporcje. PO było przeciętną partią pod względem korupcji jak na Europę Zachodnią. PiS jest skorumpowany raczej na poziomie Ukrainy, państw afrykańskich czy Ameryki Południowej. Inna liga korupcji.
Panie Józefie, przypominam, że czołowy polityk Platformy został w bardzo dziwnych okolicznościach, przy żarliwym poparciu Niemiec i bez cienia znajomości języka angielskiego, nominowany na "prezydenta" Europy i ewakuowany z Polski.
.
Trudno nie odnieść wrażenia, że była to nagroda za zasługi w pacyfikowaniu polskich aspiracji i podporządkowania naszej polityki niemieckim interesom. Czy to zapłata za likwidację przemysłu stoczniowego, podcinanie skrzydeł Lotowi, a może za politykę energetyczną koherentną z niemieckimi działaniami w tym zakresie? Nawet drogi – bez wątpienia największy pomnik rządów Platformy – zupełnie przez przypadek wpisały się w koncepcję tranzytową niemieckiej gospodarki.
.
Co do potencjalnej prezydentury pana Trzaskowskiego – możliwość "wkładania kija w szprychy" władzy Pisu, choćby w kwestiach przekopu Mierzei Wiślanej lub budowy CPK to już bardzo dużo dla niemieckich planów geopolitycznych.
.
Pozdrawiam
Absolutnie nie rozumiem dlaczego właśnie faraońskie projekty infrastrukturalne partii rządzącej miałyby być w interesie całej Polski. Na szczęście jest rzeczą w raczej pewną, iż pod koniec drugiej kadencji PiS-u będą one w stanie dokładnie takim samym jak czołowe projekty zapowiadane pięć lat temu: blok węglowy za okrągły miliard złotych w Elektrowni Ostrołęka, 200-metrowy prom pasażerski ze stoczni w Szczecinie i oczywiście milion nowych samochodów elektrycznych polskiej konstrukcji rocznie. Znów parę grupek ustawionych kolesi się pożywi ale same projekty ukończone nie będą. Zamiast chwalenia się ich ukończeniem PiS będzie snuł kolejne tromtadrackie obietnice na jeszcze dalszą przyszłość.
Odwiecznie wraże Niemce to samo zło? A jakiej produkcji autami poruszają się (a czasami rozbijają się) kolumny SPO-u?
Panie Mikołaju, nazywanie ambitnych projektów "faraońskimi" to oczywisty symptom imposybilizmu, na który chorują ludzie źle życzący naszej ojczyźnie. Osobiście trzymam bardzo mocno kciuki za powodzenie projektów, które mają szanse wzmocnić nasz potencjał geopolityczny.
.
Pozdrawiam
Imposibilizm – termin, który pasuje na określenie dotychczasowych "ambitnych" projektów rozwojowych PiS-u. Znowu się nie udało się. I zamiast się rozliczyć z braku efektów 5-letnich działań władza snuje jeszcze ambitniejsze bajania na przyszłość.
Pogłębienie toru wodnego z Zatoki do Elbląga z obecnych 2-3 metrów do 5 metrów (co pozwoli wpływać na Zalew jednostkom o zanurzeniu do 4 m), kiedy już się dokona, strasznie wzmocni polski potencjał to rzecz mało rozsądna. Pierwszy statek zwodowany w polskiej stoczni (72 lata temu!), "Sołdek" miał zanurzenie 5,4 m, zatem nawet on by tam nie wpłynął. A przecież w dzisiejszych proporcjach "Sołdek" gdyby jeszcze pływał – nie byłby statkiem szczególnie dużym.
Pomijam szacunkowy koszt projektu rosnący z kwartału na kwartał, faktyczny brak portu w mieście Elbląg i konieczność stałego, do końca świata, odmulania raz pogłębionego toru. W naukach ekonomicznych zaś liczy się relacja oczekiwanych efektów do koszów. To kryterium jest dla projektu "przekop" bezlitosne. Zwrotu z tej inwestycji nie doczekamy się nigdy.
O CPK inni już napisali dużo śmieszniej niż ja bym napisał:
"- Jest zarys projektu planu szkicu budowy, na podstawie którego stworzony zostanie master-plan. […] Master-plan projektu szkicu planu budowy.
Powstał plan powołania zespołu specjalistów, który pomoże znaleźć pomysły, gdzie ewentualnie szukać kogoś, kto może znać kogoś, kto dałby pieniądze na CPK. […]
– Jakie były początki […]?
– O ile pamiętam, prezes rzucił pomysł, żeby między Warszawą a Łodzią postawić coś dużego i symbolicznego: Łuk Triumfalny, pomnik Chrystusa Króla Polski albo drugą Gdynię. Uznaliśmy, że druga Gdynia tak daleko od morza odpada, chociaż prezes upierał się, że jesteśmy wielkim narodem i damy radę. W końcu stanęło na CPK.
– Od czego zaczęliście?
– Od ustalenia wysokości pensji naszych ludzi […].
– Co […] jest na obecnym etapie największym sukcesem?
– Imponująca sieć połączeń kolejowych oplatających CPK, która cały czas rośnie. W planach na 2015 r. było zaledwie 1600 km, teraz plany mówią już o 3 tys. Chcę, aby w przyszłym roku nasze plany przewidywały 4 tys. torów szybkiej kolei.
– Jak szybkiej?
– Jak się da […], wyobraźnia naszych planistów jest zasadzie nieograniczona.
– Na ilu pasażerów rocznie jest przewidziany CPK?
– Docelowo na 45 mln, ewentualnie na 80 mln. Albo nawet na 140 mln. […]
– Kiedy CPK zostanie wybudowany?
– A kto powiedział, że zostanie? Nic o tym nie wiem; my chcemy CPK planować. Plany przewidują, że w pierwszym etapie CPK będzie niewybudowany do 2027 r., a w drugim etapie – nawet do 2030.
– Nie boi się pan, że do tego czasu może się udać CPK zbudować?
– Niebezpieczeństwo zawsze istnieje, […] jeśli mi się nie uda, na moje miejsce przyjdzie minister Sasin, o którym mówi się, że jeśli da mu się do dyspozycji odpowiednie środki, potrafi nie skończyć”
[Sł. Mizerski, Polityka, 9.06-16.06.2020]
PiS ma wielkie sukcesy w tworzeniu katolickiej dyktatury. Pomaga mu w tym pewna brazylijska sekta mająca na celu przeniesienie Wolski do mroków średniowiecznych.