0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.plFot. Maciek Jaźwieck...

W OKO.press pisaliśmy, że marszałek Szymon Hołownia nie ma racji w sprawie skutków referendum w sprawie aborcji. W odpowiedzi otrzymaliśmy od Kancelarii Sejmu analizę przygotowaną przez Biuro Ekspertyz i Oceny Skutków Regulacji.

Przeczytaj także:

Najważniejszy wniosek sejmowej analizy brzmi: prezydent nie może zawetować ustawy, która realizuje wynik wiążącego referendum aborcyjnego. Istotne zastrzeżenie: nie może jej zawetować, jeżeli jedynym powodem takiego weta byłoby to, że prezydent nie zgadza się z wynikiem referendum.

„Stosowanie tego przepisu [art. 125 ust. 3 Konstytucji] to terra incognita, nigdy nie było takiej sytuacji. Natomiast Konstytucja stanowi jasno, że wynik referendum jest wiążący” – mówi w rozmowie z OKO.press Stanisław Zakroczymski, szef Gabinetu Marszałka Sejmu.

Co jeszcze jest w tej analizie? Jak przebiega argumentacja prowadząca do tego wniosku i podtrzymująca stanowisko marszałka Sejmu? Piszemy dalej w tekście.

Dlaczego Trzecia Droga chce referendum?

Szymon Hołownia, jego partia Polska 2050 i najbliższy koalicjant, czyli PSL, twierdzą, że referendum to najlepszy sposób na zliberalizowanie prawa aborcyjnego w Polsce. Jaka argumentacja stoi za tym stanowiskiem? Przypomnijmy ją raz jeszcze.

Wokół aborcji jest dwustronny albo inaczej – sekwencyjny klincz.

Po pierwsze, na liberalizację nie pozwala obecny skład Sejmu. W OKO.press sprawdzaliśmy, ile posłanek i posłów zagłosuje za liberalizacją. Z naszych wyliczeń wynika, że nie ma większości dla przyjęcia ustawy o rozwiązaniach porównywalnych z tymi, jakie obowiązują w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Przeciwko będzie PiS, Konfederacja, spora część Trzeciej Drogi (PSL i Polska 2050).

Po drugie, nawet gdyby dokonał się polityczny cud i za liberalizacją zagłosowało więcej posłanek i posłów Trzeciej Drogi niż zakładamy, na drodze ustawy stanie prezydent. Wedle wszelkich przewidywań Andrzej Duda taką ustawę zawetuje.

Polityków Trzeciej Drogi nie przekonuje to, że w tej sprawie parlament odstaje od większości społeczeństwa. Wyciągają z tej sytuacji inny polityczny wniosek: należy przeprowadzić referendum. I w ten sposób niejako przymusić prezydenta i większość sejmową do przyjęcia liberalnej ustawy aborcyjnej.

Mówią: skoro większość Polek i Polaków chce liberalizacji prawa aborcyjnego (co widać w sondażach od 2020 roku), niech wyrażą tę wolę w ogólnokrajowym referendum. A wówczas politycy będą zmuszeni, żeby ustawę zgodną z wynikiem referendum przygotować, a prezydent będzie musiał ją podpisać. I sprawa zostanie załatwiona.

Hołownia: „Wyniku [referendum] Prezydent nie może wetować”

Szymon Hołownia napisał 13 marca 2024 na portalu X (dawniej Twitter):

„Deklaracja Prezydenta w sprawie pigułki dzień po pozbawia złudzeń – zawetuje każdą liberalizację praw, która wyjdzie z tego Sejmu. Kto chce zmiany prawa aborcyjnego w tym roku, ten popiera referendum. Jego wyniku Prezydent nie może wetować. Takie mamy prawo”.

Hołownia powołuje się tutaj na deklaracje Andrzeja Dudy. „Ustawy, która wprowadza niezdrowe, chore i niebezpieczne dla dzieci zasady, nie podpiszę” – powiedział prezydent w rozmowie z Marcinem Wroną z Faktów TVN. Pytanie dotyczyło tzw. pigułki dzień po.

View post on Twitter

Kluczowe są tu dwa zdania Hołowni. Twierdzenie, że prezydent nie może zawetować wyniku referendum oraz że w Polsce obowiązuje prawo, które tak stanowi.

Warto zauważyć, że gdyby tak było, nie tylko Andrzej Duda byłby zobowiązany do podpisania zliberalizowanej ustawy aborcyjnej (będącej skutkiem referendum), ale również Szymon Hołownia (gdyby w 2025 roku został prezydentem).

Nie ma „ustawy referendalnej”. Prezydent nic nie musi

„Prawdą jest, że prezydent nie może zawetować wyniku referendum. Podobnie jak nie może zawetować wyniku losowania totolotka ani wyniku ankiety na Twitterze” – pisała w OKO.press w reakcji na słowa Hołowni Dominika Sitnicka.

„Ale wiążący wynik referendum to nie jest ostatni etap procedury zmiany stanu prawnego, tylko jej początek” – zwracała uwagę.

Jak wygląda prawo?

Zgodnie z art. 125 ust. 3 Konstytucji „jeżeli w referendum ogólnokrajowym wzięło udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania, wynik referendum jest wiążący”.

Jest jeszcze jeden przepis – art. 67 ustawy o referendum ogólnokrajowym – który precyzuje, co się dzieje po przeprowadzeniu referendum.

„Właściwe organy państwowe podejmują niezwłocznie czynności w celu realizacji wiążącego wyniku referendum zgodnie z jego rozstrzygnięciem przez wydanie aktów normatywnych bądź podjęcie innych decyzji, nie później jednak niż w terminie 60 dni od dnia ogłoszenia uchwały Sądu Najwyższego o ważności referendum w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej”.

Prof. Ryszard Piotrowski w rozmowie z OKO.press następująco zinterpretował te przepisy:

„W naszym systemie źródeł prawa nie istnieje ustawa referendalna, czyli ustawa uchwalana w drodze referendum.

Obywatele mogą wyrazić swoje zdanie w referendum, ale jego wyniki są odzwierciedlane w postaci zwykłej ustawy, jeśli taka jest droga ich realizacji” – wyjaśnia w rozmowie z OKO.press konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

„Prezydent może taką ustawę podpisać, zawetować lub odesłać do Trybunału Konstytucyjnego. W tym przypadku

jakakolwiek interpretacja prowadząca do ograniczania kompetencji prezydenta do wetowania jest po prostu niezgodna z Konstytucją” – mówił prof. Piotrowski.

Najpierw referendum, potem ustawa

Analizę, która przedstawia inną argumentację, sporządził dla Kancelarii Sejmu dr Rafał Dubowski – ekspert ds. legislacji w sejmowym Biurze Ekspertyz i Oceny Skutków Regulacji.

„Z art. 67 ustawy o referendum ogólnokrajowym wynika obowiązek niezwłocznego podjęcia czynności w celu realizacji wiążącego wyniku referendum przez wydanie aktów normatywnych bądź podjęcie innych decyzji” – pisze dr Dubowski w analizie dla Kancelarii Sejmu.

„Jest to obowiązek podjęcia czynności ukierunkowanych na określony cel. Celem tym jest realizacja wiążącego wyniku referendum przez wydanie aktów normatywnych bądź podjęcie innych decyzji” – dodaje prawnik.

Zaznacza jednocześnie, że przepisy stwarzają problem legislacyjny. Nie wiadomo, kto ma obowiązek „wykonać inicjatywę ustawodawczą w tej sprawie”. Przepisy mówią jedynie o „właściwych organach państwowych”. Z różnych interpretacji tych przepisów wynika, że może to być rząd, Senat lub prezydent.

Prezydent nie może zawetować

Kluczowy fragment analizy doktora Dubowskiego brzmi:

„Należy jednak wykluczyć dopuszczalność zgłoszenia przez Prezydenta RP weta ustawodawczego wobec ustawy, która stanowi realizację wiążącego wyniku referendum ogólnokrajowego, motywowanego wyłącznie tym, że odmiennie ocenia sprawę będącą przedmiotem referendum”.

Prawnik bierze pod uwagę to, o czym mówił OKO.press prof. Piotrowski: prezydent jako organ uczestniczący w procesie legislacyjnym ma pewne kompetencje. Do tych kompetencji należy prawo wetowania ustaw.

Czy ustawa realizująca wyniki referendum byłaby wyjątkiem? Dr Dubowski twierdzi, że tak.

Przy czym istotny byłby tu powód weta. Gdyby prezydent twierdził, że wetuje ustawę, bo się z nią nie zgadza – to takiego weta zgłosić nie może. Gdyby natomiast argumentował na przykład, że ustawa nie odzwierciedla we właściwy sposób tego, za czym się opowiedziały osoby uczestniczące w referendum – może ją zawetować.

A jeśli prezydent będzie się czepiał ustawy?

Oto ten fragment analizy:

„Jeśli art. 125 ust. 3 Konstytucji (zgodnie z którym po spełnieniu określonych warunków dotyczących frekwencji, »wynik referendum jest wiążący«) ma mieć jakiekolwiek praktyczne znaczenie, to takie motywy nie mogą leżeć u podstaw weta ustawodawczego. Nie można jednak wyłączać dopuszczalności przekazania ustawy Sejmowi do ponownego rozpatrzenia z innych względów (np. z tego powodu, że ustawa niewłaściwie realizuje wiążący wynik referendum ogólnokrajowego czy zawiera mankamenty legislacyjne)” – pisze dr Dubowski.

Jednak można sobie wyobrazić, że Andrzej Duda argumentuje właśnie tak: ustawa nie odzwierciedla dokładnie tego, za czym opowiedzieli się obywatele w referendum. Może szukać jakiegoś prawnego niedociągnięcia, które uzasadni weto.

„Wszystko można sobie wyobrazić. Zasadniczo ta opinia mówi, że prezydent nie może się sprzeciwić woli obywatelek i obywateli i nie może się powołać na własny inny pogląd w tej sprawie” – odpowiada na te argumenty prawnik Stanisław Zakroczymski z Gabinetu Marszałka Sejmu.

„Jest trudne do pomyślenia, żeby prezydent łapał się kruczków prawnych, by sprzeciwić się woli milionów głosujących w referendum” – mówi Zakroczymski. I dodaje: „To jest kwestia sformułowania dobrego pytania”.

Za brak podpisu – Trybunał Stanu

Co więcej, dr Dubowski twierdzi, że jeśli prezydent nie podejmie niezwłocznie „czynności w celu realizacji wiążącego wyniku referendum”, to grozi mu odpowiedzialność konstytucyjna z art. 145 i 198 Konstytucji. Mówiąc inaczej:

jeśli prezydent nie podpisze ustawy realizującej wynik referendum, grozi mu Trybunał Stanu.

Autor analizy przyznaje jednak, że prezydent może wysłać ustawę realizującą wynik referendum do Trybunału Konstytucyjnego.

„Trybunał Konstytucyjny nie jest związany wynikami referendum ogólnokrajowego, ponieważ zgodnie z art. 195 ust. 1 Konstytucji »[Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w sprawowaniu swojego urzędu […] podlegają tylko Konstytucji«” – pisze dr Dubowski.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze