Andrzej Duda chce referendum w sprawie kształtu konstytucji. Ale PiS - jeśli w ogóle do niego dopuści - narzuci swoje pytania. Już wiadomo, że choć przez wiele lat partia Jarosława Kaczyńskiego domagała się wzmocnienia roli prezydenta w państwie (publikujemy archiwalne dokumenty), teraz nie wyrazi na to zgody. Bo Duda to nie Lech Kaczyński
Jak ustaliło OKO.press, PiS po cichu, nie oglądając się na prezydenta Dudę, prowadzi własne przygotowania do zmiany konstytucji. Nie spieszy się z nimi. Zgodnie z zamiarem Jarosława Kaczyńskiego, projekt ma być gotowy i uchwalony po kolejnych wyborach parlamentarnych, gdy PiS - jak wierzy szef tej partii - zdobędzie większość konstytucyjną.
Sygnał do prac Kaczyński dał 2 maja 2016 roku. Podczas przemówienia w Sejmie przypominał, że w 2017 roku minie 20. rocznica uchwalenia obecnej Konstytucji RP.
„Czy to nie dobry moment na zmiany? Sądzę, że to dobry moment. Wiem, że w tej kadencji pewnie większości konstytucyjnej się nie uzyska. Ale jest jeszcze przyszła kadencja” - mówił.
Według Kaczyńskiego prace nad nowelizacją powinny odbywać się na poziomie partii, a dopiero później w Sejmie.
20 października 2016 roku PiS zleciło więc przeprowadzenie tzw. ankiety konstytucyjnej wśród prawników – konstytucjonalistów. Za przygotowanie koncepcji ankiety, wskazanie respondentów i opracowanie wyników odpowiadają profesorowie: Anna Łabno, Bogumił Szmulik i Bogusław Banaszak. Od 2015 roku dostarczali oni „dobrej zmianie” amunicji do walki z Trybunałem Konstytucyjnym, a potem także w kolejnych bataliach.
W marcu 2017 roku przygotowane przez nich kwestionariusze konstytucyjne zostały rozesłane do ponad stu prawników z różnych miast. Początkowo wyniki miały zostać zebrane i przeanalizowane do czerwca 2017.
We wrześniu, w odpowiedzi na pytania OKO.press o postęp prac, skarbniczka PiS Teresa Schubert poinformowała, że „termin realizacji został przedłużony do października 2017 roku”. A 2 października prof. Łabno pisała: „Czekamy jeszcze na kilka ankiet, które następnie zostaną opracowane”.
Kolejnym etapem prac nad nową konstytucją miała być, według planów PiS, debata wewnątrz partii, a później „ze wszystkimi siłami politycznymi”. Nie planowano w tej sprawie szerokich konsultacji społecznych ani tym bardziej referendum.
3 maja 2017 roku - dokładnie rok i 1 dzień po tym jak Kaczyński dał w Sejmie sygnał do rozpoczęcia prac nad nowym tekstem konstytucji,
prezydent Andrzej Duda ogłosił publicznie, że chce przeprowadzenia referendum konsultacyjnego, w którym Polacy wypowiedzieliby się, w jakim kierunku mają iść zmiany w konstytucji.
Według niego głosowanie w tej sprawie powinno odbyć się 11 listopada 2018 roku, w setną rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę.
Jak wynika z wypowiedzi prezydenta Dudy w mediach, pomysł nie był konsultowany z PiS ani z Jarosławem Kaczyńskim. W pierwszych komentarzach propisowskich mediów został jednak przywitany entuzjastycznie. „Jak nie teraz, to kiedy? Propozycja prezydenta to wielka szansa. Szkoda byłoby ją zmarnować”, „Prezydencie, twój ruch! Konstytucja nadaje się dobrze na symbol nowego otwarcia”, „Polska potrzebuje konstytucji, która ochroni interes narodowy. Decyzja prezydenta daje szansę na wzmocnienie suwerenności” - pisali publicyści portalu wPolityce.pl i tygodnika „W Sieci”.
Ale entuzjazm opadł, gdy Andrzej Duda w kolejnych wywiadach najpierw mówił, że chciałby zapytać Polaków, czy są za wzmocnieniem pozycji prezydenta w konstytucji i w państwie, a później już otwarcie
deklarował, że jego zdaniem „prezydent wybierany w wyborach powszechnych powinien mieć silniejszy mandat w sprawach dotyczących bezpieczeństwa i obrony państwa, jak i w sprawach zagranicznych”.
I przypominał, że PiS kiedyś również opowiadał się za silną prezydenturą, a przecież „poglądy nie mogą zależeć od punktu widzenia; należy być konsekwentnym”.
PiS propozycje i wypowiedzi prezydenta w sprawie referendum przyjął bardzo chłodno.
20 września 2017 zapytaliśmy Kancelarię Prezydenta RP:
Po dwóch tygodniach otrzymaliśmy informację, że odpowiedź otrzymamy dopiero 18 października 2017. I że „wynika to z konieczności szczegółowej analizy wniosku oraz dokonania oceny zasad i trybu rozpoznania wniosku”.
Według naszych rozmówców, utrzymujących bliskie relacje z Pałacem Prezydenckim,
między PiS a Kancelarią nie tylko nie ma współpracy, ale partia zrobi wszystko, by do referendum, w kształcie i terminie proponowanym przez Andrzeja Dudę, nie dopuścić.
Zgodnie z prawem, zgodę na przeprowadzenie referendum musi zatwierdzić Senat. Prezydent był pewny, że będzie to tylko formalność. 5 maja 2017, w radiu RDC przekonywał, że „to suweren powinien decydować, co ma być i jak ma Polska wyglądać”. A gdy dziennikarz zauważył, że w tej sprawie dużo zależy od lidera większości parlamentarnej - czyli prezesa Kaczyńskiego, prezydent odparł: „Dużo przede wszystkim zależy od tego, co zrobi prezydent. Jeżeli prezydent wystąpi do Senatu z zarządzeniem przeprowadzenia referendum, to wtedy wiele będzie zależało od senatorów, którzy będą głosowali nad tym”.
Dziesięć dni później, w rozmowie z tygodnikiem „W Sieci” mówił: "Nie wyobrażam sobie, by senatorowie odmówili poparcia tej inicjatywy".
A we wrześniu w „Dzienniku Gazecie Prawnej” zapewniał: „Będę przekonywał senatorów, by oddali wyborcom głos w tej sprawie. Senatorowie są wybierani w okręgach jednomandatowych, wyborcy także za to ich rozliczą podczas wyborów”.
Jednak marszałek Senatu, Stanisław Karczewski od początku podchodzi do sprawy z dystansem.
„Marszałek Senatu nie jest przekonany, co do proponowanej przez pana prezydenta daty referendum - 11 listopada 2018 roku. Według marszałka Senatu należy tak wybrać datę referendum i tak skonstruować pytania referendalne, aby dopisała frekwencja i referendum zakończyło się sukcesem”
- napisał zespół prasowy Senatu w odpowiedzi na pytania OKO.press.
Jak poinformowała nas Kancelaria Prezydenta, wniosek o wyrażenie zgody na zarządzenie referendum prezydent skieruje do Senatu po "opracowaniu treści pytań lub wariantów rozwiązań w sprawie poddanej pod referendum". To z kolei, zgodnie z zapowiedziami prezydenta, ma nastąpić po serii spotkań i konsultacji społecznych w całym kraju.
Ale, jak pisała "Gazeta Wyborcza" – problem jest też z samymi konsultacjami. Gdy współpracownicy prezydenta zorganizowali je we wrześniu w Rzeszowie - czyli wyborczym bastionie PiS, na spotkanie dotarli tylko nieliczni działacze tej partii. "Marszałek Sejmu Marek Kuchciński, który rządzi w regionie, tego samego dnia, o tej samej godzinie zwołał posiedzenie rady regionalnej PiS. (...) Nieoficjalnie wiemy, że wstępnie rada regionalna PiS była zaplanowana na godz. 17.00, ale Kuchciński przesunął ją na 15.00, czyli godzinę, kiedy zaczynało się spotkanie z prezydenckim ministrem" - relacjonowała "Gazeta Wyborcza".
Według posłów PiS, decyzja, czy partia zgodzi się na przeprowadzenie referendum jeszcze nie zapadła. "Ale nawet jeśli zostanie przeprowadzone, nie padną w nim pytania o zwiększenie roli prezydenta" - zapewniają.
Wszelkie wątpliwości w tej sprawie rozwiał wywiad, którego Jarosław Kaczyński udzielił niedawno "Gazecie Polskiej".
"Zupełnie otwarcie powiedziałem panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, iż nie widzę żadnych przesłanek, przy ustabilizowanym systemie politycznym, do tego, by wprowadzić w Polsce system prezydencki,
który zawsze tworzy ryzyko, iż osoba bez odpowiedniego doświadczenia politycznego, bez umiejętności, a czasem - może się tak zdarzyć, tylko proszę nie odnosić tego do pana Andrzeja Dudy - człowiek złej woli uzyska bardzo dużą władzę, i to bez realnej kontroli" - mówił Kaczyński.
I dodawał, że jeśli PiS miałby "wzmacniać czyjeś uprawnienia w ustawie zasadniczej, to premiera w stronę uprawnień kanclerskich".
Prezes PiS zaznaczał jednak, że jego "krytyczny stosunek do zwiększenia uprawnień prezydenta nie oznacza niechęci wobec zmiany konstytucji". Choć już zgoda na referendum zależy "od bardzo wielu czynników". "Jednak na pewno nie będziemy jako partia mająca większość i rząd wzywać ludzi do tego, by poparli ryzykowną zmianę ustrojową, która w przyszłości może być źródłem czegoś niedobrego. Nie jesteśmy szaleńcami" - podkreślił.
To zupełnie nowe stanowisko Jarosława Kaczyńskiego w tej sprawie. Przez wiele lat jednym z głównych postulatów jego partii było bowiem wzmocnienie pozycji prezydenta.
OKO.press dotarło do dawnych programów wyborczych i projektów konstytucji, przedstawionych przez PiS w 2005 i styczniu 2010 roku. Dziś te dokumenty nie są już dostępne na stronie internetowej PiS, a politycy tej partii przestali się do nich odwoływać.
Najszersze uprawnienia dla głowy państwa PiS postulował w programie wyborczym z 2009 roku. Prezydentem był wówczas Lech Kaczyński.
"Urząd ten powinien być nie jednym z członów władzy wykonawczej, lecz czynnikiem realnie stojącym na straży całości i spójności państwa oraz realizacji jego konstytucyjnych zadań przez wszystkie władze publiczne" - deklarował wówczas PiS.
Według planów tej partii prezydent miał mieć prawo:
Prezydent miał również:
Podobne rozwiązania zapisano także w programie wyborczym PiS z 2011 roku.
A w 2014 roku partia Jarosława Kaczyńskiego postulowała również poszerzenie kompetencji prezydenta związanych z sądownictwem ("Rola Prezydenta Rzeczpospolitej w sprawach sądownictwa nie może być redukowana do funkcji „notariusza” sporządzającego akty nominacji sędziowskich").
I proponowała by prezydent:
Co takiego się stało, że dziś Jarosław Kaczyński nie chce już dawać prezydentowi ani takich, ani żadnych innych nowych uprawnień?
Już teraz, nie pełniąc formalnie żadnych funkcji, ma władzę o wiele większą niż mógłby zdobyć kiedyś jako prezydent Lech Kaczyński, albo on sam, gdyby wygrał prezydenckie wybory. A jak mówił w "Gazecie Polskiej" "Niestety w dzisiejszych czasach zbyt często zdarza się tak, iż wybory prezydenckie przeradzają się w jakąś formę plebiscytu, w którym zwycięża nie odpowiedzialny polityk, lecz bardziej polityk celebryta".
Andrzej Duda
Jarosław Kaczyński
Prawo i Sprawiedliwość
Prezydent
ankieta konstytucyjna
Anna Łabno
Bogumił Szmulik
Bogusław Banaszak
Konstytucja
referendum konstytucyjne
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze