0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jan Rusek / Agencja GazetaJan Rusek / Agencja ...

"Po 10 latach bezsensownej sprawy i jałowego śledztwa to wreszcie koniec. Sąd Najwyższy potwierdził, że jestem niewinny", mówił po wyjściu z sali rozpraw Jacek Karnowski. Ale zaraz dodał: "Ten matrix jednak powraca, bo na polecenie kierownictwa prokuratury wszczęto kolejnych kilkanaście śledztw i jest sprawdzana moja działalność".

Kłopoty Karnowskiego, jednego z założycieli Platformy Obywatelskiej na Pomorzu, zaczęły się w 2008 roku, tuż po upadku pierwszego rządu PiS. Miejscowy przedsiębiorca Sławomir Julke, zawiadomił prokuraturę, że Karnowski żądał od niego korzyści majątkowej w postaci dwóch mieszkań, w zamian za zgodę na dobudowanie piętra w zabytkowej kamienicy. Dowodem miały być nagrania rozmów Julkego z Karnowskim.

Karnowski zaprzeczał, zrezygnował z członkostwa w PO, a prokuratura wszczęła śledztwo. W 2009 roku przedstawiono mu osiem zarzutów. Oprócz tych w związku ze sprawą Julkego, prokurator postawił mu zarzut przyjęcia korzyści od zaprzyjaźnionego z rodziną Karnowskich dilera samochodów Włodzimierza Groblewskiego (w postaci darmowych napraw za 11 tys. zł) oraz przyjęcia korzyści w postaci prac budowlanych od Mariana D., wartych 2 tys. zł. Chodziło o wykonanie wykopu na posesji Karnowskich i przywiezienie gruntu przez jedną z firm.

Z ośmiu zarzutów zostały trzy

Potem jednak prokuratura zaczęła sama wycofywać się z zarzutów. Najpierw umorzyła dwa – w akcie oskarżenia do sądu postawiła tylko sześć. W 2010 roku sąd zwrócił akt do uzupełnienia. W 2011 roku prokuratura ponownie skierowała akt oskarżenia, który w kolejnych latach znowu musiała uzupełniać.

Ostatecznie Jacek Karnowski był sądzony tylko za trzy zarzuty: za przyjęcie korzyści od dilera samochodów w postaci darmowych napraw samochodu, korzyści w postaci prac budowlanych i zatajenia znajomości z dilerem samochodów, który brał udział w przetargu. Zarzuty stawiane przez Julkego zostały zwrócone do prokuratury, która sama ten wątek umorzyła.

W 2015 roku Sąd Rejonowy w Sopocie uniewinnił Karnowskiego z dwóch zarzutów korzyści majątkowych, a zarzut zatajenia w przetargu znajomości z dilerem warunkowo umorzył. Sąd uznał, że usługi były bez związku z pełnioną przez niego funkcją publiczną. Karnowski dostał je jako zwykły konsument, a nie prezydent. Wyrok utrzymał w mocy Sąd Okręgowy w Gdańsku.

Przeczytaj także:

Prokuratura się nie zgadza

Prokuratura Regionalna w Gdańsku, która przez lata sprawdzała Karnowskiego (wcześniej jako wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej) wniosła od tego wyroku kasację do Sądu Najwyższego. W kasacji prokuratura nie zgadzała się z interpretacją prawną sądu. Według prokuratury do przestępstwa korupcji z artykułu 228 i 229 kodeksu karnego nie trzeba wykazywać, że korzyść majątkowa jest za określone zachowanie i działania. Przekonywała, że wystarczy wykazać, że korzyść to zapewnienie życzliwości w przyszłości. W końcu przedsiębiorcy mają różne sprawy do załatwienia w urzędzie miasta w Sopocie i mogą liczyć na przychylność prezydenta także później.

Dwie obrończynie Karnowskiego w długich wystąpieniach w Sądzie Najwyższym punktowały błędy prokuratury. Mec. Romana Orlikowska -Wrońska podkreślała, że prokuraturze nie udało się udowodnić winy, choć przesłuchała ponad 200 świadków. – Mówiła: "Było zawzięcie prokuratury w prowadzeniu tego postępowania. Ograniczono prawo do obrony, oddalano nasze wnioski dowodowe. Prokurator wydawał arbitralne decyzje".

Druga obrończyni Karnowskiego mec. Joanna Grodzicka wytykała prokuraturze, że przesłuchiwała wszystkich, którzy cokolwiek wiedzą o prezydencie. "Internautów, osoby starające się o koncesję na alkohol w urzędzie miasta i innych niezadowolonych ludzi. Zarzuty wobec prezydenta nie zostały zweryfikowane", wyliczała mec. Grodzicka.

Prezydent na rozprawie w Sądzie Najwyższym mówił krótko: "Przez 20 lat podejmowałem wiele decyzji, w tym negatywnych dla współoskarżonych (diler samochodowy i przedsiębiorca budowlany zostali oskarżeni o wręczenie korzyści i też zostali uniewinnieni). Nigdy nie poddałem się naciskom".

Obok niego siedział diler samochodowy Włodzimierz Groblewski: "Prokuratura i CBA skasowały mi firmę. Dziś nie mam swojej firmy. Przeżyłem 10 lat horroru". W kuluarach sądu precyzował, że z powodu zarzutów stracił klientów, odwrócili się też od niego kontrahenci i banki.

Hall: "Nie mam wątpliwości, że PiS zagiął na niego parol"

Karnowskiego w Sądzie Najwyższym wspierała grupa znajomych, w tym Aleksander Hall, działacz opozycji w PRL: "Jestem sopocianinem. Chodziłem na ten proces. Wspieram go, bo to świetny samorządowiec i mój przyjaciel. Nie mam wątpliwości, że PiS zagiął na niego parol, bo krytykuje ich na Pomorzu" – powiedział OKO.press Aleksander Hall.

Sąd Najwyższy oddalił kasację prokuratury jako bezzasadną, co oznacza, że proces definitywnie się zakończył. Prezydent Sopotu został uniewinniony.

Sąd Najwyższy przypomniał, że nie jest trzecią instancją, bo bada tylko zarzuty formalne dotyczące procesu apelacyjnego. I uznał, że proces Karnowskiego i wnioski, jakie wyciągnął sąd, są prawidłowe. Orzekły one zasadnie, że - by doszło do korupcji, korzyść musi być powiązana z funkcją publiczną, jaką pełni Karnowski. Czyli z jakąś jego decyzją, zachowaniem, czy życzliwym stosunkiem Karnowskiego jako prezydenta. Przy czym osoba przyjmująca korzyść musi być świadoma tego, że otrzymuje ją za określone zachowanie. Co więcej, sądy ustaliły, że ani diler samochodowy, ani przedsiębiorca budowlany nie byli lepiej traktowani w urzędzie.

Sąd Najwyższy zgodził się też z ustaleniem sądu odwoławczego, że nie każda czynność podejmowana przez Karnowskiego wiąże się z tym, że jest osobą publiczną. Ma on życie prywatne i jako zwykły konsument może zawierać różne umowy. I przez ten pryzmat oceniono również jego kontakty z dilerem samochodów oraz firmą budowlaną.

SN podzielił pogląd, że ich usługi nie były korzyścią. Większość części zamiennych, które miał dostać za darmo Karnowski, nie pasowała do jego samochodu. Zaś za części, które dostał za darmo, odwdzięczał się zaprzyjaźnionemu dilerowi prywatnymi dowodami wdzięczności np. karnetami, czy odrestaurowaniem motocyklu. Co do wykopu na posesji Karnowskich Sąd Najwyższy zgodził się z ustaleniem, że prezydent mógł za niego nie zapłacić. Prace były źle wykonane i nie zostały skończone. "To była szkoda [dla prezydenta-red.], a nie korzyść majątkowa", podkreślił Sąd Najwyższy. Przypomniał zeznania właścicieli firmy, która prace wykonywała. Właściciele uznali, że oni na miejscu Karnowskiego za wadliwą pracę też by nie zapłacili.

Sąd Najwyższy uniewinniający wyrok sądu rejonowego ocenił więc pozytywnie, a wyrok sądu odwoławczego, który utrzymał go w mocy za trafny.

Karnowski mimo oskarżeń nie stracił zaufania mieszkańców Sopotu. Był wybierany na prezydenta Sopotu na kolejne kadencje. W środę pytany przez OKO.press czy na jesieni znowu będzie kandydował w wyborach odpowiedział, że „zobaczy”.

Z zawiadomienia Karnowskiego prokuratura bada, czy nagrane przez Julkego rozmowy z prezydentem były zmanipulowane. Okazało się, że Julke przekazał do prokuratury kopię nagrania, a dyktafon, na który nagrywał rozmowy jest zniszczony. Sprawę tę umorzono, ale śledztwo nakazał sąd.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze