0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

W mijającym tygodniu duże poruszenie wywołała sprawa kontrasygnaty premiera Donalda Tuska pod postanowieniem prezydenta Andrzeja Dudy o wyznaczeniu neosędziego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN, które ma wybrać nowego prezesa Izby.

Sytuację opisaliśmy szczegółowo we wtorek wieczorem, 27 sierpnia, gdy dokument opublikowano w Monitorze Polskim:

Przeczytaj także:

W środę po południu Donald Tusk ogłosił, że jego podpis był błędem, który się nie powtórzy. To ważna deklaracja, ponieważ, jak wyjaśnialiśmy w pierwszych tekstach dotyczących sprawy kontrasygnaty, nie tylko w Izbie Cywilnej SN otwiera się ścieżka do wyboru nowego prezesa.

2 września w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych kadencję prezesa kończy sędzia Piotr Prusinowski. To ostatni legalnie powołany do SN sędzia, który pełni taką funkcję.

Kandydata na nowego prezesa Izby Pracy, podobnie jak w przypadku pozostałych izb, powinno wskazać Zgromadzenie Sędziów Izby. Ale nie zostało zwołane, bo legalni sędziowie, którzy wciąż mają w tej Izbie większość, oświadczyli, że nie będą obradować do czasu zmian przywracających praworządność w SN.

Dlaczego? Obecna ustawa daje prezydentowi ponadkonstytucyjne uprawnienia. Przewiduje, że zgromadzenie wybiera trzech kandydatów, spośród których prezydent wskazuje nowego prezesa izby. Oznacza to też, że nawet przy przewadze liczebnej „starych” sędziów, neosędziowie będą w stanie nominować jednego kandydata ze swojego grona.

Jeśli 3 września w Izbie nie będzie prezesa, to zgodnie z prawem zastąpi go wtedy najstarszy z przewodniczących wydziałów Izby, czyli legalny sędzia Dawid Miąsik.

Prezydent ma upatrzonego p.o. prezesa

Prezydent zamierza jednak skorzystać z uprawnień, które przyznał mu rząd PiS w minionej kadencji Sejmu. Andrzej Duda planuje w trybie art. 15 ust. 4 ustawy o SN wyznaczyć pełniącego obowiązki prezesa w Izbie Pracy. Potrzebuje do tego kontrasygnaty premiera, który, po medialnej burzy, jaka przetoczyła się w tym tygodniu, nie zgodzi się, by taką osobą został neosędzia.

Wśród sędziów SN pojawiły się spekulacje, że prezydent zaproponuje premierowi na tę funkcję kandydaturę Zbigniewa Korzeniowskiego. To sędzia powołany do SN jeszcze przed 2018 rokiem. Na co dzień orzeka w Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN, ale jest także członkiem Izby Odpowiedzialności Zawodowej, do której składu wskazał go prezydent Andrzej Duda.

O sędzim Korzeniowskim zrobiło się głośniej, gdy w listopadzie 2023, orzekając jednoosobowo w IOZ, nie zgodził się na uchylenie immunitetu sędziemu Maciejowi Nawackiemu.

Sprawa dotyczyła zignorowania przez Nawackiego orzeczeń bydgoskich sądów, które nakazywały mu przywrócić do pracy sędziego Pawła Juszczyszyna zawieszonego za stosowanie prawa UE.

W orzeczeniu Zbigniew Korzeniowski stwierdził m.in. że zlikwidowana przez PiS Izba Dyscyplinarna była legalnym sądem, zaś orzeczenia europejskich trybunałów, które podważały jej status, zostały wydane poza zakresem kompetencji. Sędzia powołał się przy tym na wyroki Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej mówiące o tym, że orzeczenia TSUE w sprawie sądów w Polsce nie obowiązują.

Sędziowie SN spodziewają się zatem, że Zbigniew Korzeniowski jako p.o. prezesa zwoła zgromadzenie. Stawią się na nie neosędziowie orzekający w izbie i wskażą trzech kandydatów, z których prezydent wybierze później nowego prezesa izby.

W takim wypadku na niewiele zda się także bojkot legalnych sędziów Izby Pracy. Przepisy mówią, że na zgromadzeniu obecnych musi być 2/3 sędziów izby. Jeśli nie zbierze się taka liczba sędziów, zwołuje się kolejne zgromadzenie, gdzie wymagana jest już 1/2. Jeśli i to się nie uda, to przy trzecim zgromadzeniu stawić się może dowolna liczba.

Co zrobi Donald Tusk?

W środę, gdy Donald Tusk tłumaczył się z kontrasygnaty w sprawie Izby Pracy, podkreślał wielokrotnie, że to błąd, który polegał na przeoczeniu, że „dokument stanowił o nominacji dla neosędziego”. Jako winnego niedopatrzenia wskazywał ministra Macieja Berka.

Rzeczywiście, sam fakt, że chodziło akurat o neosędziego, było istotne w wymiarze symbolicznym.

„Panie Premierze, bardzo mnie cieszy, że Pan wspólnie z Panem Prezydentem postanowiliście zakończyć spór o sędziów w Polsce (...) Wierzę, akt legitymizacji sędziów powołanych po 2017 roku, na który Pan się zdobył, trwale zamknie ten jałowy spór” – pisała w mediach społecznościowych szefowa neo-KRS Dagmara Pawełczyk-Woicka.

Ale fakt, że kontrasygnata dotyczyła neosędziego, to jednak tylko część obrazka.

„Problemem nie jest neosędzia. Problemem jest jawnie niekonstytucyjne uprawnienie Prezydenta do wyznaczania ”komisarza wyborczego" w Sądzie Najwyższym,

czego, zdaje się, nie dostrzegają ani premier, ani pracujący w jego kancelarii (RCL) prawnicy" – komentował sytuację prof. Włodzimierz Wróbel, sędzia Izby Karnej SN.

"Przejęcie władzy w Sądzie Najwyższym przez politycznych nominatów poprzedniej ekipy rządzącej polegało właśnie na tym, że z rażącym naruszeniem Konstytucji stworzono Prezydentowi ustawowe uprawnienia do bezpośredniego ingerowania w organizację i działanie niezależnego organu konstytucyjnego, jakim jest Sąd Najwyższy.

Na mocy tych uprawnień, Prezydent narzucił Sądowi Najwyższemu wewnętrzny regulamin, który głównie miał pozwolić na ubezwłasnowolnienie zgromadzenia ogólnego sędziów Sądu Najwyższego i stworzyć sposób przeprowadzenia nominacji prof. Manowskiej na stanowisko Pierwszego Prezesa SN.

Ten sam mechanizm zastosowano dla obsadzenia swoimi ludźmi funkcji Prezesów Izb SN. Dla zabezpieczenia tego procederu Prezydent otrzymał też prawo wskazywania swoich komisarzy do pilnowania i przeprowadzania owych procedur »wyborczych«".

Na ten sam problem zwracał uwagę w rozmowie z OKO.press urzędujący wciąż prezes Izby Pracy SN Piotr Prusinowski.

Kontekst kontestowanych uprawnień prezydenta do ustanawiania „komisarzy” w SN premier Donald Tusk całkowicie pominął w środę, gdy tłumaczył się z kontrasygnaty.

Sprawiło to, że w środowisku sędziowskim wątpliwości wokół tej historii wcale się nie rozwiały. W piątek 30 sierpnia dziennikarze Onetu opublikowali także swoje ustalenia mówiące o tym, że wcześniej ministrowie premiera odrzucili propozycję prezydenta na powołanie na „komisarza wyborczego” w Izbie Cywilnej neosędzi Małgorzaty Manowskiej.

„To znaczy, że kancelaria premiera skrupulatnie pilnowała, kto ma dostać nominację. A to z kolei może podważać tezę, że zgoda na Wesołowskiego mogła być przypadkowym efektem błędu” – piszą dziennikarze.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze