0:00
0:00

0:00

Hala kijowskiego krematorium jest częścią Cmentarza Bajkowa. Obok osób w wojskowych kamuflażach stoją ludzie w jaskrawych ubraniach, z kolorowymi włosami, dredami, dziewczyny w skórzanych strojach z wyrazistym makijażem.

Anna poprosiła, żeby na ostatnie pożegnanie przyjaciele przyszli ubrani tak, by Wiktor, który stylowo się ubierał, powiedział: „O, świetnie wyglądasz”. Lubił mówić ludziom komplementy.

Pośrodku, obok trumny tapicerowanej niebieskim materiałem stoi delikatna dziewczyna w białym kimonie i brokatem na twarzy. To Anna, tak miała wyglądać w dniu ślubu, ale wtedy, cztery miesiące temu, we Lwowie nie znalazła stroju.

Żołnierze oddają salwy honorowe. Jest greckokatolicki ksiądz zaproszony trochę dla mamy Wiktora.

– Kiedy odśpiewali nabożeństwo żałobne, zdałam sobie sprawę, że to nie ksiądz, nie żałobnice powinni odprowadzać duszę Wiktora, a ja – mówi Anna.

Oparta o trumnę śpiewa mantrę bogini Kali, bogini czasu i śmierci, wojny i sprawiedliwości. Na dachu krematorium siadają gołębie.

Gibson

Jestem w małej kawiarni w Baszcie Prochowej w centrum Lwowa. Na szarych ścianach wiszą abstrakcyjne, barwne obrazy. Geometryczne kształty, spirale, kropki i linie. To prace Wiktora Nałapszego, Gibsona, ukraińskiego artysty, który zginął za ojczyznę.

Wystawę zorganizowała jego żona Anna, właśnie na nią czekam. Anna jest kijowianką, ma 25 lat. Przyjechała do Lwowa na warsztaty wokalne, codziennie po kilka godzin ćwiczą ukraińskie pieśni ludowe. Kilka lat temu miała swój zespół. Pisała piosenki o miłości. Po inwazji były one coraz smutniejsze. Niektóre jej teksty okazały się prorocze. „Nadchodzą kamienne żniwa”, „gdzie boli – odpuść, wykrzycz, niech pójdzie”...

Dzięki piosenkom w styczniu 2019 roku Anna poznała Wiktora. W internecie trafił na wideo z jej występów. Napisał, że bardzo mu się podoba jej głos. W lutym przyjechał ze Lwowa do niej, do Kijowa i został.

Morrison

Idziemy ulicą Ruską, Anna opowiada o Wiktorze. Zaprosiła mnie do mieszkania, w którym się zatrzymała. Jest zimno, boi się o swój głos. Wchodzimy na ostatnie piętro starej kamienicy. Z łazienki wybiega kot w szare pręgi.

– Zwykły kot blokowy Morrison, na cześć wokalisty The Doors. Jest ze mną dłużej niż Wiktor.

Kiedy Wiktor zginął, Morrison ciągle spał na moich piersiach, nigdy tak nie robił. Jeszcze nie wiedziałam, co się dzieje.

Chersoń

Przed naszym spotkaniem przeglądałam media, widzę dużo tekstów w rocznicę wyzwolenia Chersonia, 11 listopada 2022 roku. Wiktor poległ na Chersońszczyźnie.

– Widziałam te wiadomości, powinnam je omijać, bo dla mnie nie ma w tym nic dobrego – mówi Anna.

– Jak odbierasz wojnę?

– Wiadomości dowiaduję się raczej od przyjaciół, znajomych żołnierzy, wolontariuszy, a nie z oficjalnych kanałów… Bo nie za bardzo im ufam. Wiem, że wojna będzie trwać długo. Nie mam złudzeń, że skończy się za rok. Jest mi łatwiej odbierać wiadomości od ludzi, którzy tam walczą.

Ostatnie dni Wiktora Anna odtwarza ze słów jego towarzyszy.

– Jego kapitan nie był miłym człowiekiem… Niestety, w Ukrainie zostało dużo dowódców z radzieckim systemem myślenia. Skutek jest taki, że wysyłają na śmierć nieprzygotowanych ludzi.

– Jak to?

– Mam za dużo pretensji do systemu wojskowego. Lepiej o tym nie mówić… Szanuję żołnierzy, którzy są na froncie i rzeczywiście coś robią. Ale jest dużo takich, którzy zarabiają na wojnie.

– W jakim sensie?

– Za dużo korupcji w wojskomatach – niechętnie odpowiada Anna.

– Przepraszam, pytam, bo mieszkam w kraju, gdzie w tramwajach nie mówi się o wojnie.

– W Kijowie też. Ludzie zapominają o wojnie, kiedy nie ma ostrzałów. Z jednej strony mają prawo żyć swoje życie, no bo nie wiesz, kiedy ono się urwie. Z drugiej, zdajesz sobie sprawę, ilu ludzi ostatnio je straciło… Za wcześnie o tym mówić. Ukraina ma teraz za dużo problemów.

Anna śpiewa mantrę. Źródło: Instagram Anny

Front

Morrison drapie sofę, Anna bierze go na ręce. – Wszyscy lubimy nasze państwo, ale mamy wiele pytań do władz. Ciągle budują drogi, zamiast te pieniądze przekazać na front. To wszystko kosztuje ludzkie życia. Moi znajomi sami sobie kupują sprzęt wojskowy. Oczywiście coś dostają, ale na wojnie wszystko jest materiałem eksploatacyjnym, w tym ludzie. Im mniej mamy zaopatrzenia, tym więcej ludzi ginie.

– Dziennikarze mało mówią o problemach armii – zauważam.

– To mogłoby wpłynąć na morale społeczeństwa i że dostaniemy mniej pomocy. Ale przez to też nic się nie zmienia – mówi Anna. – Wszyscy jesteśmy statystami w tej wojnie. Ci, co przeżyli, ci, co zginęli, wojskowi, cywilni. Czasami wydaje się, że to trwa, tylko dzięki zaangażowaniu ludzi. W moim środowisku jest kilku wolontariuszy, także wojskowych, którzy pomagają żołnierzom na froncie od 2014 roku. A są ludzie w ogóle niezwiązani z wojną. To dwa różne światy. Rodziny wojskowych ciągle żyją na wojnie.

Paczka

Wiktor na froncie miał być starszym miotaczem ognia. Anna nie wie, czy zdążył obsługiwać miotacz. Mówił, że ciągle kopią okopy. Zadzwonił 28 sierpnia, powiedział, że jadą na zadanie. Odezwie się, kiedy będzie okazja.

Od kilku tygodni był na Chersońszczyźnie.

Zbierała mu paczkę. Pojechała po wkłady hydracyjne dla niego i towarzyszy oraz po namiot. Przyszła z tym wszystkim do Parku Sławy (Chwały) na Arsenalnej i tam przeczytała wiadomość, że zaczęła się kontrofensywa.

– Poczułam, jakby moje ciało było z waty – wspomina.

– Opowiadał ci, co tam się dzieje?

– Ogólnie. Potem dowiedziałam się, że ostrzałów i gorących punktów było więcej, niż mi mówił.

Życzenia

5 września rano Anna składa mężowi życzenia na Telegramie z okazji ich dnia.

Nie wie, że Wiktor już piąty dzień nie żyje. Mgliście pamięta wszystko, co działo się po telefonie z jednostki wojskowej.

Wiktor z towarzyszami przemieszczali się z jednego punktu na drugi, trafili pod ostrzał. Wiktor został ranny, ratownicy medyczni wieźli go do szpitala. Nie dowieźli. „Rana kończyny dolnej lewej, utrata krwi” – napiszą w akcie zgonu.

– To wszystko było bardzo zagmatwane, z jakiegoś powodu w kostnicy nie zarejestrowali go poprawnie, dowódca nawet od razu go nie szukał – mówi wolno Anna.

Ciało Wiktora przywieźli do kostnicy w Mikołajowie. Przysłali zdjęcie tatuażu na nodze. Nie powiedzieli, kiedy dostarczą ciało do Kijowa. W wojskomacie krzyczą na nią, dlaczego tyle dzwoni. Jedzie do Mikołajowa.

– Musi się uzbierać odpowiednia ilość ciał na konkretny kierunek, tłumaczyli. Wtedy było dużo poległych. Zobaczyłam, jak oni tam się walają w workach… Nie pokazali mi Wiktora. Tylko znowu zdjęcia.

Wiktora przywieźli w zamkniętej trumnie, bo ktoś nie zamknął drzwi chłodziarki.

– Przywieźli jego rzeczy, zegarek, nie było telefonu i obrączki. Wiem, że ją nosił. Mogła się zgubić.

Teledysk

W Ukrainie Anna była jedyną bliską osobą Wiktora.

Niedaleko lwowskiego dworca widać neogotycką cerkiew świętych Olgi i Elżbiety. Zbudowana ku pamięci Sisi, cesarzowej Austrii i królowej Węgier Elżbiety Bawarskiej. Jest jedną z najwyższych budowli we Lwowie.

20 lat temu do tej cerkwi ze wsi Stankiw koło Stryja przyjeżdżał z ojcem mały Wiktor. Tu tata uczy go rysowania. Godzinami szkicuje kolumny, uczy się proporcji.

To tu, krótko po pogrzebie Ania rozsypie pierwszą garść prochów Wiktora.

Ojciec Wiktora był diakonem w cerkwi greckokatolickiej, pisał ikony. Jego prace nie zachowały się. Potrącił go samochód, kiedy Wiktor miał 16 lat. Wcześniej zmarła babcia. A mama, jak wiele kobiet z zachodniej Ukrainy wyjechała na zarobek do Włoch, kiedy Wiktor miał 8 lat.

Został sam, opiekował się nim starszy brat z żoną. Nie dogaduje się z nimi. Idzie do stryjskiego college'u studiować zarządzanie turystyką. W zawodzie nie pracował ani dnia. Przeprowadza się do Lwowa, potem Łucka, Iwano-Frankiwska, Odessy. Podróżuje po Europie.

W Kijowie znajduje pracę w jednym z największych studiów filmowych na Lewym brzegu.

Zaczęła się jego przygoda z filmem. Był asystentem producenta, administratorem na planie filmowym, dyrektorem artystycznym. Nagrania trwały po kilka dni.

– Kiedy wracał w środku nocy, jego oczy lśniły od szczęścia. I jeszcze zaczynał sprzątać – uśmiecha się Anna. – Wiktor lubił komunikować się z ludźmi. Był megaaktywny, umiał szybko zaangażować zespół do pracy. Wiele osób zna go z kręcenia filmów. Wystarczał jeden kontakt i już go pamiętali.

Ich wspólny teledysk. Anna śpiewa swoją piosenkę „Załeżni”. Źródło: kanał Anny na YouTubie.

Oświadczyny

Po rosyjskiej napaści Anna z Wiktorem zostawiają swoje twórcze życie w Kijowie i wyjeżdżają do Lwowa. Wiktor szuka pracy, ale komu na wojnie potrzebna jest branża filmowa?

Miesiąc później Anna czeka już z Morrisonem pod wojskomatem w Stryju, do którego przypisany jest Wiktor. Nigdy nie służył. Dają mu tydzień na zakończenie spraw cywilnych. Wieczorem Anna trafia przypadkiem na post wdowy po żołnierzu.

– Nie mogłam się uspokoić, tak płakałam. Powiedziałam mu, że zaakceptuję jego decyzję, tylko jeśli wróci żywy.

– Radził się ciebie?

– Nie, był uparty.

– Dlaczego poszedł?

– Mężczyźni mają takie frazy, „Pójdę, bo nie mogę inaczej”. Na początku wojny wielu tak mówiło. Ale u kogoś skończyło się na słowach, u innego na czynach.

We Lwowie Wiktor się oświadcza. W maju biorą ślub. Jedynym świadkiem jest koleżanka Anny.

Przedtem Anna jedzie do Włoch, poznać mamę Wiktora. I chce na chwilę odpocząć od wojny. Wspina się na Wezuwiusz. Jak się skończy wojna, pokaże te miejsca Wiktorowi.

Za granicą zdążyli być razem tylko w Barcelonie. Jeździli po Ukrainie, szukali harmonii w lesie i górach. Wiktor od małego chodził po górach. Uczył Annę przytulać się do drzew.

Anna z Wiktorem w górach. Fot. archiwum prywatne Anny.

Przysięga

„Moja Ukochana Ukraino, dziękuję ci za każdy oddech, za każdy szept twoich traw, za muzykę ptaków, za potężne góry, za źródła, które mnie wypełniają, za każdą chwilę, którą przeżyłem na naszej świętej ziemi. Mamo, do ostatniego tchu!!! Będę Cię bronić, moja Ukraino, moja Matko, dziękuję ci za ludzi! Dziękuję Ci za wszystko!!! I jestem dumny, że jestem Ukraińcem! Za ducha moich potężnych przodków, który mi towarzyszy!!!” – Wiktor składał przysięgę w mediach społecznościowych.

Pół roku później Anna wróci do mamy Wiktora, żeby rozsypać garść jego prochów.

Ciało

Pogrzeb był w Kijowie. W miejscowości rodzinnej Wiktora i tak nie ma nikogo z jego bliskich. Nie ma też krematorium, nawet we Lwowie. W całej Ukrainie są trzy. A Wiktor chciał być skremowany.

– W Ukrainie temat śmierci jest tabuizowany. Wiktor śmierć widział często, bo jego tata odśpiewywał zmarłych. Wiktor miał szacunek do każdego wyznania. Widziałam, jak się modlił w cerkwi na kolanach. Dla mnie to było dziwne, nie jestem z obwodu lwowskiego. Chodziłam do cerkwi tylko na Wielkanoc i na chrzest mojej siostry, dawno temu.

– Jak zareagowała mama Wiktora, że chcesz skremować jego ciało?

– Ja jestem jego żoną. Ona jest daleko, nie była w Ukrainie 6 czy 7 lat. Mówiła, że trzeba postawić pomnik. Na cmentarzu pod Stryjem są dwa groby, ojca Wiktora i brata, który żył tylko 11 miesięcy. Stoją nad nimi dwa pochylone krzyże, porośnięte trawą. Nie chciałabym ciągle tam jeździć.

Starszy brat Wiktora, który miał kiedyś zostać księdzem, dzwonił do mnie z Warszawy, że tak nie wolno, trzeba ciało złożyć w trumnę, bo po kremacji dusza Wiktora nie trafi do raju.

Powiedziałam, że to była decyzja Wiktora.

Stypa

Anna nie zrobiła stypy.

– Mam złe skojarzenia. Pogrzebowe restauracje z niesmacznym jedzeniem, z ludźmi, którzy siedzą zrozpaczeni, milcząc jedzą, piją i nie wspominają o zmarłym. A człowiek żyje tak długo, jak długo jest pamiętany.

Po pogrzebie Anna z przyjaciółmi jedzie do ogrodu botanicznego im. Hryszka, gdzie lubił przychodzić Wiktor. Tam znajomi rozsypują część prochów Wiktora i dzielą się zabawnymi historiami o nim.

Wiktor Nałapszy Gibson w szeregach SZU. Fot. archiwum prywatne Anny.

Oko

Anna z dużego plecaka wyciąga termos z herbatą i glinianą miseczkę do picia herbaty z wymalowanym okiem i słowem „Liubow” (miłość). Zrobił ją Wiktor.

– Koło garncarskie się obracało i wyszło oko – mówi Anna, wierzy, że Wiktor ją obserwuje. Oko to częsty motyw jego prac.

Anna z pomocą przyjaciół zorganizowała kilka wystaw obrazów Wiktora-Gibsona. Lubiła patrzeć, jak rysował. O czym mówią jego obrazy? O szukaniu siebie wśród ludzi i przyrody. Lubił malarstwo Jean-Michela Basquiata. Niektóre obrazy Wiktora Anna musiała sama zatytułować po jego śmierci.

– Tymi wystawami chciałam podkreślić, że mamy wielu żołnierzy, którzy byli cywilami, chwycili za broń i poszli bronić Ukrainy, mimo że mieli też własne życie i plany.

Aleja

– Chyba nie wolno rozsypywać prochów zmarłego?

– Dlaczego? – Anna jest zaskoczona.

– W Polsce na przykład nie wolno.

– Oddali mi prochy i już. Od razu wszystkim mówiłam, że Wiktora rozwieję. Proponowali mi Aleję Sławy, czy jeszcze coś. Dla mnie to okropne miejsca. Pierwsze skojarzenie: w Parku Sławy w Kijowie zawsze chleją. A po balu maturalnym młodzież przyjeżdża na Wiecznyj Ogoń i też tam piją. Nie przychodzą tam z szacunkiem, absolutnie. Nie chciałabym zostawiać Wiktora w takich alejach. Rozumiem, że dla niektórych to ważne, żeby żołnierz spoczął wśród towarzyszy broni. Wiktor większość naszego wspólnego życia był cywilem.

Nocna szafka

Mimo trwającej od 2014 roku wojny i dwóch lat wojny pełnoskalowej w Ukrainie nie ma ogólnonarodowego wojskowego cmentarza dla poległych żołnierzy. Było kilka pomysłów na lokalizację, Łysa Hora, Bykownia. W sierpniu rząd zdecydował, ukraiński Arlington powstanie do końca lipca 2025 roku we wsi Hatne, w obwodzie kijowskim. Bliskim poległych bohaterów ten pomysł się nie podoba. Zabierają prochy do domu i trzymają na szafce nocnej obok łóżka. Czekają.

Piosenka

Anna siada do pianina. Śpiewa ludową piosenkę ukraińską.

Oj, tam siedziała para gołębi.

Siedziały, miłowały się,

Szarymi skrzydłami się obejmowały.

Ale strzelec zabił gołębia, a gołębicę zabrał do domu. Każe jej wybrać innego gołębia, ona nie je, nie pije i myśli tylko o tym, którego straciła

– Muzyka pomaga mi przeżywać stratę – mówi Anna. – Mogę podzielić się z kimś swoją stratą, smutkiem. Chcę nagrywać piosenki, bo kultura i muzyka są ważne w czasie wojny.

Marynarz

Pierwszą śmiercią w życiu Anny była strata prababci Łukerii. Zmarła kilka lat temu w wieku 96 lat. Wiktor zdążył ją poznać. Łukeria opowiadała im wtedy, że jej pierwsza miłość, marynarz, zginął na wojnie. Potem spotkała pradziadka Anny, który zabrał ją z Rostowa do obwodu kijowskiego.

– Odgrywam podobną rolę – zamyśla się Anna. – Historia się powtarza. Jestem żoną ukraińskiego żołnierza, który poległ na wojnie. Wiktor jest istotną częścią mojego życia, moją wielką miłością. To zostanie ze mną na całe życie.

Pokolenie spadku swobodnego

Wracając z kostnicy w Mikołajowie, Anna weszła w Odessie do morza. Chciała wtulić się w coś potężnego. Spieniona fala ją obmyła. „Ciłe pokolinnia wilnoho padinnia… Całe pokolenie spadku swobodnego…”, nuciła. Tak kończy się piosenka, którą napisała kilka miesięcy temu, kiedy jeszcze żył Wiktor. To zdanie przyszło samo, nie rozumiała go wtedy.

Czekaj, pozwól mi odejść

Przestań choć na chwilę

Moje serce woła

Nadchodzą kamienne żniwa

[...]

Całe pokolenie spadku swobodnego…

Wtedy w drodze z kostnicy, pomyślała, że ta wojna jest takim spadaniem, kiedy nie rozumiesz, czym to wszystko się skończy i lecisz przerażony w przepaść.

Anna śpiewa piosenkę „Pokolenie spadku swobodnego". Wideo K. Garbicz.

Pompeje

Anna ostrożnie stąpa po śliskich skałach. Sięga do srebrnego woreczka po garść prochów Wiktora i rozsypuje je przy wodospadzie Szypit na rzece Pyłypeć. Wiktor zawsze się tu kąpał, kiedy przyjeżdżał.

Anna wchodzi w las, ręką szarą od prochów dotyka omszałego drzewa, głaszcze je.

Czarna urna oklejona miniaturami obrazów Wiktora – Gibsona stoi w ich domu w Kijowie.

Przed każdym wyjazdem Anna odsypuje prochy i pakuje do plecaka. Po śmierci Wiktora dużo jeździ. Bierze prochy, Morrisona i jedzie. Czuje się spokojniejsza, kiedy kot jest z nią.

Ucieka od świąt. Przed Sylwestrem pojechała do mamy Wiktora. Z prochami ukochanego odwiedziła Pompeje. Mieli tu być razem. Ze srebrnym woreczkiem wozi akt małżeństwa, akt zgonu i świadectwo kremacji.

Anna rozsypuje prochy ukochanego. Źródło: Instagram Anny.

Współczuję

Jesienią po śmierci Wiktora, w ogrodzie Hryszka w Kijowie, gdzie Wiktor lubił spędzać czas, posadziła 14-letni cedr himalajski. Dziś przy drzewku jest tabliczka z informacją o Gibsonie.

– Gdybym nie podróżowała, to popadłabym w depresję. Chociaż przez chwilę czuje się turystką. Nie ma wojny, śmierci, tylko nowe miejsca do zwiedzania. Chociaż to poczucie ciężkości zawsze z tobą wsiada do pociągu.

– Miałaś złe pomysły?

– Oczywiście. Chyba każdy, kto stracił ukochaną osobę, ma myśli samobójcze. To część przeżywania straty. Filary życia się rozpadają.

Te dziewczyny, które oprócz śmierci taty czy mamy, przeżyły też śmierć ukochanego, mówiły, że te śmierci przeżywa się inaczej. Z ukochanym człowiekiem jesteś związany na poziomie fizycznym i wszystkie plany na przyszłość, na życie, zawsze są przywiązane do was obu. W chwili straty zostajesz sama, niezależnie od tego ile ludzi jest obok.

Anna mi mówi, że źle reaguje na słowo „współczuję”. – Słyszysz je dwa tysiące razy i ono traci sens. Ale nie umiem doradzić, co powiedzieć komuś po stracie ukochanej osoby. Nie mów, że rozumiesz człowieka i jego ból. Zwłaszcza nie mów, że rozumiesz, kiedy tylko rozeszłaś się z ukochanym.

Lepiej powiedz: Chcę ciebie wesprzeć, co mogę dla ciebie zrobić?

Jeśli kobieta ma dzieci, to można pomóc zająć się dziećmi, przynieść jedzenie.

Pomagają nie słowa, tylko działania, bo w pierwszych tygodniach człowiek uczy się żyć od nowa, jeść, myć się, chodzić, rozmawiać.

Ocean

Kilka dni po pogrzebie odbiera z krematorium prochy Wiktora. Pakuje czarną urnę do plecaka i jedzie do ogrodu botanicznego. Świeci słońce, Anna sięga do plecaka po okulary.

– Zobaczyłam, że urna się otworzyła. On mi się nie rozsypał, ale pomyślałam, że czas zacząć rozsiewać prochy.

Planowaliśmy pojechać do Portugalii, kiedy ja będę kończyła 25, a on 30 lat. Więc pomyślałam o oceanie. Wiktor nigdy nie będzie miał 30 lat.

Potem pomyślałam, że powinnam rozsypywać go wszędzie, gdzie chcieliśmy jechać lub po prostu w pięknych miejscach.

Rozsypała Wiktora już w kilku miejscach Kijowa, we Lwowie, Karpatach, w Stryju, na grobie jego taty, w skateparku, we Włoszech, nad morzem w Turcji, obok cerkwi, w górach gdzieś między Turcją a Gruzją. Z Gruzji pojechała do Berlina i dała garstkę przyjacielowi, który przed wojną zrobił Wiktorowi rower. Rower nie dotarł na czas do Kijowa, a przyjaciel chce sam rozsypać gdzieś Wiktora.

– Nie wiem, czy rozsypię wszystkie prochy, czy coś zostawię. Na pewno dotrę z nimi do oceanu. Kiedy go rozsypuję, odczuwam chwilową ulgę, a potem silną tęsknotę.

Rozmawiałam z psychologiem, mówił, że za każdym razem przeżywam śmierć, stratę i pożegnanie. Jeszcze raz i jeszcze raz… Ale nie mogę postawić kropki.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze