"To premier Netanjahu postanowił wzniecić palestyńskie zamieszki, aby niewielka konserwatywna arabska partia nie wsparła przeciwnej mu koalicji" - pisze prof. Daniel Bar-Tal z uniwersytetu w Tel Avivie
Daniel Bar-Tal, profesor psychologii w School of Education, Tel-Aviv University; ur. w 1946 roku w dzisiejszym Duszanbe (dawnym Stalinbadzie) w rodzinie polskich Żydów. Dzieciństwo spędził w Polsce - z rodzicami i młodszym bratem Joramem mieszkali w Szczecinie. Wszyscy mówili po polsku, matka – nawet po wielu latach życia w Izraelu – czytała polskie gazety i książki, była znakomicie zakorzeniona w polskiej kulturze i literaturze. Do Izraela wyjechali w 1957 roku.
Studiował psychologię i socjologię na uniwersytecie Tel-Avivie, gdzie w 1970 roku uzyskał licencjat w dziedzinie psychologii i socjologii. Kontynuował studia w USA na Uniwersytecie Pittsburskim. Powrócił do kraju w 1973 roku, kiedy w dniu żydowskiego Święta Pojednania (Yom Kipur – 6 października) armia egipska i inne wojska arabskie napadły na Izrael. Uważając to za swój patriotyczny obowiązek wstąpił do wojska i wziął udział w tej wojnie. Po jej zakończeniu wrócił na studia w Pittsburgu i w 1974 uzyskał dyplom doktora psychologii.
Dziś profesor Daniel Bar-Tal jest uznanym w świecie naukowym autorytetem w dziedzinie psychologii społecznej i politycznej. Do jego głównych naukowych osiągnięć należy teoria nierozwiązywalnych konfliktów społecznych i politycznych. Opierając się na badaniach prowadzonych przez kilkadziesiąt lat wraz z liczną grupą współpracowników, dowodzi, że konflikty tego rodzaju powstają jako rezultat ukształtowania systemu współzależnych czynników, które określa jako infrastrukturę konfliktu.
Należą do nich:
System ten jest podtrzymywany przez określone społeczne instytucje.
Bar-Tal pokazał m.in., jak system szkolny Izraela podtrzymuje konflikt izraelsko - palestyński. Ale konflikt ten podtrzymuje także palestyński system szkolny.
Ma bardzo bogaty dorobek. Do najważniejszych jego publikacji książkowych należą „Intractable Conflicts: Socio-psychological Foundations and Dynamics” (2015) oraz „Shared Belifs in a Society” (2020). Często cytowane są także jego artykuły, m.in. : “The rocky road toward peace. Societal beliefs functional to intractable conflict in the Israel school textbooks” (19980; „Siege mentality in Israel” (1992); „From intractable conflict through conflict resolution to reconciliation” (2000), “Intractable conflicts” (2013) “Israeli democracy will not survive the occupation” (2020).
Jest jednym z grona założycieli Międzynarodowego Stowarzyszenia Psychologii Politycznej (International Society of Political Psychology - ISPP); w latach 1999-2000 był szefem tego stowarzyszenia.
Prof. Bar-Tal od lat jest w stałym kontakcie z Polską. Czyta i mówi po polsku znakomicie. Odzyskał polskie obywatelstwo. Od 2017 jest Członkiem Zagranicznym Polskiej Akademii Nauk.
Wieczorem 20 maja, po 11 dniach walk, tysiącach rakiet, 12 cywilnych ofiarach po stronie Izraela i ponad 200 w Gazie, Izrael i Hamas podpisały porozumienie o zawieszeniu broni. Tekst prof. Bar-Tala był pisany, gdy wciąż trwała wymiana ognia. Porozumienie to w żaden sposób nie zmienia jednak wymowy tego tekstu. [przyp. OKO.press]
16 maja 2021 r.
Drodzy Przyjaciele i Współpracownicy,
Od kilku dni zastanawiałem się, czy podzielić się z Wami moimi przemyśleniami i uczuciami, tak jak zrobiłem to w 2009 i 2014 roku po wojnach w Gazie. Dziś historia się powtarza, a my mamy nową (choć tę samą) wojnę. Przemoc i wojny będą trwały tak długo, jak społeczność międzynarodowa będzie stała z boku, przyglądając się krwawym konfrontacjom bez stanowczej i zdecydowanej interwencji, aby zatrzymać ten nonsens. Izraelscy Żydzi nie są w stanie tego zrobić z powodu nacjonalistycznego i nakierowanego na konflikt sposobu myślenia, który podzielają ich przywódcy oraz większość izraelskiego społeczeństwa.
Ponownie przekroczyłem granicę milczenia, poczucia winy i wstydu z powodu przemocy stosowanej przez siły izraelskie. Czuję dumę z bycia Żydem, ale wstyd, że jestem Izraelczykiem. Moim obowiązkiem jest pomóc mniejszości w walce o normalność, pokój, moralność i demokrację.
Hamas i Palestyńczycy również ponoszą pewną odpowiedzialność za przemoc i impas w procesie pokojowym, ale tylko w niewielkim stopniu,
ponieważ to Izrael jest supermocarstwem i jako takie ma zdolność do rozpoczęcia procesu pokojowego, prowadzenia negocjacji oraz mobilizowania Palestyńczyków i państw arabskich do pokoju.
Pomyślmy tylko o wciąż aktualnej propozycji Ligi Arabskiej, którą Izrael decyduje się ignorować, a tym samym odmawia rozwiązania konfliktu, wciąż dążąc do aneksji Zachodniego Brzegu i kontroli Strefy Gazy, co dzieje się teraz, stopniowo, w sposób nieformalny. Słabnie możliwość wprowadzenia rozwiązania dwupaństwowego, a Izrael wkrótce stanie przed wyzwaniem przyznania równych praw milionom Palestyńczyków. Jednak większość izraelskich Żydów preferuje dzisiejsze status quo, aneksję bez nadania praw Palestyńczykom lub całkowity podbój Zachodniego Brzegu. Rozwiązanie pokojowe preferuje mniejszość.
Zakładam, że niektórzy z Was wiedzą, że obecna runda przemocy została zainicjowana przez premiera Beniamina „Bibiego” Netanjahu, któremu postawiono oficjalne zarzuty o nadużycie zaufania, przyjmowanie łapówek oraz defraudację. Ale wciąż piastuje urząd premiera, a po czwartych wyborach nadal mamy remis między dwoma blokami (prawicowi zwolennicy Netanjahu przeciwko niejednorodnemu blokowi, który miał tylko jeden cel – obalić Bibiego).
Gdy nie udało mu się zbudować koalicji i po tym, jak zobaczył, że drugiemu blokowi to się powiodło, postanowił wzniecić palestyńskie zamieszki, aby niewielka konserwatywna arabska partia nie wsparła przeciwnej mu koalicji.
I rzeczywiście, premier wraz ze swoim kolesiem, ministrem bezpieczeństwa publicznego oraz nowo mianowanym komisarzem policji, podżegali do zamieszek, których siła przekroczyła nawet ich najśmielsze wyobrażenia. Reszta została już opisana w gazetach i będzie zapisana w podręcznikach historii. Prawdopodobnie widzicie tak samo asymetryczną wojnę, jak te poprzednie w Gazie, gdzie izraelskie bombardowania zabijają dziesiątki Palestyńczyków, natomiast Izraelczyków ginie niewielu, mimo setek rakiet wystrzeliwanych masowo na cywilów.
Niestety, ta eskalacja, którą poprzedzała spora liczba znaków ostrzegawczych, rozgrywa się na naszych oczach. (Potwór w końcu przybył). Nie jest to żadne tsunami ani nagłe uderzenie meteoru zderzającego się z Izraelem, ale raczej eksplozja wynikająca z postępującego rozwoju sytuacji, prowadząca do z góry zaplanowanej katastrofy.
Składają się na to:
Wszystkie te okoliczności razem doprowadziły naród – naród, który wiedział, jak wykorzystać swoją inteligencję, aby przetrwać przez tysiące lat – do niepojętego horroru. Uderzające jest, że tutaj, na własnej ziemi, zmysły tego narodu stępiały, a on sam stał się głuchy, ślepy i niemy.
Sytuacja ta prowadzi nieuchronnie do dystrofii, dezintegracji społeczeństwa i rozpadu demokracji. W jej miejsce rozwinął się rząd hybrydowy, w którym aspekty autorytarne nasilają się, a cechy demokratyczne słabną. W Państwie Izrael panuje obecnie system podobny do tego w Turcji, Rosji, czy Polsce.
Ale Izrael wyróżnia się pośród tych państw. Utrzymuje on brutalną okupację i rządzi innym narodem, który nie ma ani praw człowieka, ani praw obywatelskich, a którego życie codzienne utrudnia się od ponad pięćdziesięciu lat. W Izraelu istnieje także instytucjonalna, zalegalizowana wręcz dyskryminacja arabsko-palestyńskiej mniejszości jego obywateli od samego powstania państwa.
Takie państwo doskonale wie, jak „dołożyć wrogowi z pełną mocą”, ale trudno mu przekształcić się w oświecone, demokratyczne i humanitarne społeczeństwo.
Obecnie Human Rights Watch oskarżyła Izrael o stworzenie reżimu opartego na apartheidzie między rzeką Jordan a Morzem Śródziemnym, a Biuro Prokuratora w Międzynarodowym Trybunale Karnym zapowiedziało dochodzenie badające sytuację w Palestynie od 2014 roku.
A co najważniejsze, od początku, przez lata, tworzono zestaw fałszywych założeń, wspieranych przez przywódców, ministerstwo edukacji oraz media. Zakłada on, że Arabowie są zawsze brutalnym i niegodnym zaufania wrogiem, państwo Izrael jest modelową demokracją, nie ma okupacji, a naród palestyński nie istnieje. Działania na „dzikim zachodzie”, za „zieloną linią” (linią demarkacyjną z 1949 roku) nie interesują żydowskiej opinii publicznej, natomiast armia izraelska jest najbardziej moralnym wojskiem na świecie.
Do tego założenia te mówią, że istnieje ciągłe zagrożenie dla egzystencji narodu izraelskiego, a w każdej chwili może nastąpić kolejny Holokaust, z innym wrogiem i w innych okolicznościach (i tak właśnie wychowujemy nasze dzieci). Naród izraelski jest nieustającą, wieczną ofiarą i nie pozwolimy, aby jakikolwiek inny naród przypisywał sobie ten status. Inne narody, zwłaszcza te, które nas krytykują, są antysemickie i dlatego nie będziemy brać pod uwagę opinii żadnego narodu, gdy podejmujemy decyzję jak się zachować. Podsumowując, postawę taką wyznaje 80 procent Żydów w Izraelu.
A ten destrukcyjny światopogląd przekazywany jest kolejnym pokoleniom.
Takie podejście prowadzi do wrzenia, które może utrzymywać się tuż pod powierzchnią przez lata, czy dziesięciolecia, ale w końcu doprowadzi do wybuchu. Przeczytajcie historie innych narodów, a zwłaszcza książkę Barbary Tuchman „Szaleństwo władzy: od Troi do Wietnamu”, a to, co ona opisuje, jest dokładnie tym, co dzieje się obecnie w Izraelu.
Z emocjonalnego punktu widzenia trudno jest mi opisać destrukcyjne kroki podjęte przez przywódców, oparte na skrajnym nacjonalizmie i rasizmie, które miały na celu przede wszystkim uniemożliwienie utworzenia alternatywnego rządu i które doprowadziły do ostatecznego pęknięcia balonu.
Gwałtowne pogorszenie się sytuacji zachwyciło większość mediów, które w najlepszym wypadku unikały wyjaśniania tego, co się dzieje lub odnoszenia się do dziesiątek ofiar w Gazie, powtarzając główne punkty fałszywego obrazu wydarzeń. Nawet prezydent, który przez większość swojej kadencji zachował zdrowy rozsądek, stracił go w jednej chwili i przyłączył się do rozjuszonego tłumu, tracąc status męża stanu, który tak usilnie starał się osiągnąć w tym pokiereszowanym kraju.
Obecnie prawie wszyscy żydowscy przywódcy zbierają się na wiecach i wspierają wojnę, dziesiątki byłych generałów wygłaszają komentarze zachęcające, by „zabijać ich więcej”, w państwie Izrael wybuchły gwałtowne konfrontacje między żydowskimi i arabskimi obywatelami, a Palestyńczycy na Zachodnim Brzegu znów krwawią.
Przywódcy i instytucje wielu państw szerzą panujące narracje, które zawierają zaledwie ziarno prawdy. Ale tylko nieliczni stoją na skraju przepaści jak Izrael. Wiem, że większość Żydów w Izraelu nie zgodziłaby się z moją analizą. Żyją oni według mitów, które wpajano im od najmłodszych lat.
Tak jak w państwach podobnych do Izraela, takich jak Turcja, Stany Zjednoczone Trumpa (tak podziwianych przez izraelskich Żydów), Polska, Węgry, Białoruś czy Indie, muszą znajdować się ludzie gotowi przeciwstawić się presji opinii publicznej, której od przedszkola prano mózgi, i krzyczeć: „Król jest nagi”, tak i ja nie zamierzam się cenzurować, tak jakby wolał minister edukacji, generał-major Gallant.
Postanowiłem więc nie postępować mądrze i nie zastanawiać się, jakie przesłania byłyby najlepiej przyjęte przez żydowską opinię publiczną w Izraelu, ale raczej krzyczeć donośnym głosem i nie bać się:
Żydzi zgubili drogę i zboczyli, wybierając ścieżkę prowadzącą do przepaści, a ta już otwiera się przed nimi.
Można określić zniszczenia, jakich dokonał reżim, policzyć ciała, oszacować nienawiść, zobaczyć motłoch, który zabija zarówno Żydów, jak i Arabów, oraz przywódców, którzy podsycają ogień. Można zliczyć syreny alarmowe słyszane w izraelskich miastach, być świadkiem walących się palestyńskich budynków, w których mieszkają dziesiątki ludzi, mordów dokonywanych przez Izrael z dumą (jakby sztab generalny, dowódcy, brygady wojskowe, bataliony nie szerzyły do tej pory zniszczenia i terroru w Gazie).
Straciliśmy szacunek dla wolnego myślenia, straciliśmy zdolność oceny sytuacji. Jest mi niezmiernie smutno, gdy słyszę Joe Bidena (który naprawdę jest wielkim przywódcą) jednoznacznie popierającego Netanjahu, twierdząc, że „Izrael ma prawo do obrony” przed rakietami Hamasu.
Ale nie wspomina przy tym o dziesiątkach Palestyńczyków zabitych w izraelskich atakach lotniczych w ostatnich dniach.
Może to tylko oznaczać, że Palestyńczycy nie mają prawa do bezpieczeństwa, ponieważ pozostają pod okupacją obcego mocarstwa oraz są stale i systemowo krzywdzeni na co dzień.
Zapomniał o lekcji płynącej z amerykańskiej historii. Jakie prawo mieli amerykańscy rewolucjoniści (zwani patriotami) do krzywdzenia Brytyjczyków? Chciałbym usłyszeć jego odpowiedź! Okupowane narody opierały się okupacji przez wieki i tysiąclecia - nie tylko Algieria, Polska, Węgry czy Serbia - ale sięgając nawet dalej, do okresu hellenistycznego, kiedy Żydzi zbuntowali się w latach 167-160 p.n.e. przeciwko greckiemu imperium Seleucydów lub do czasów rzymskich, kiedy Żydzi wystąpili przeciwko Rzymianom w latach 63-73 p.n.e. za rządów cesarzy Nerona i Wespazjana, a następnie ponownie, w 132 p.n.e., przeciwko Rzymianom pod wodzą Hadriana. Te bunty są nadal czczone przez izraelskich Żydów, jako uzasadnione; postrzega się je jako słuszne poświęcenie przeciwko okupacji obcych sił.
Ale byłem szczególnie przerażony i zbulwersowany, kiedy usłyszałem, że rząd niemiecki, wraz z kanclerzem Austrii Sebastianem Kurzem (prawicowym nacjonalistą) jednoznacznie poparł Izrael w reakcji na obecną sytuację.
Muszę przyznać, że jako Żyd, którego wielu członków rodziny zginęło w Treblince, mam silne poczucie, że ani Niemcy, ani Austriacy nie odrobili potrzebnej lekcji na temat wzrostu nacjonalizmu i rasizmu, w kontekście powstrzymywania izraelskich Żydów przed wkroczeniem na nacjonalistyczną drogę.
Jak bezmyślne owce Merkel i Kurz podążają destrukcyjną ścieżką, wspierając izraelski militaryzm, nacjonalizm i rasizm, tak dobrze im znany z ich własnej historii. Chciałbym zobaczyć odważnych Niemców sprzeciwiających się izraelskiej polityce autodestrukcji. Ale prawdopodobnie dzielna Merkel nie potrafi przeciwstawić się oskarżeniom Izraela, które nazywają każdą krytykę izraelskiej polityki, nawet jej brutalności, antysemityzmem.
Europejscy przywódcy zamarli ze strachu. Ale oni i wielu innych powinni wiedzieć, że ten argument jest słaby i niemoralny, ma na celu wyłącznie wymuszenie posłusznych reakcji. Wiara w ten argument jest szkodliwa dla Izraela, a ci którzy przejmują się nim, nie rozumiejąc sytuacji, albo boją się gróźb wysuwanych przez Izrael, przyczyniają się do katastrofy.
Trudno jest spojrzeć w lustro.
Człowiekowi, który tu się wychował i służył w „najbardziej moralnej armii świata”, bardzo trudno było na własne oczy zobaczyć niesprawiedliwości, jakich dopuszczali się jego bracia, i uświadomić sobie kłamstwa, jakimi karmiono naród przez lata, a które nadal są rozpowszechniane.
Jest to wojna niesprawiedliwa, wojna z wyboru, jak prawie wszystkie wojny prowadzone przez Izrael, w tym kampania synajska, wojna Jom Kipur, której można było uniknąć, wojna w Libanie i wszystkie wojny w Gazie, w tym obecna.
We wszystkich tych wojnach ludzie byli zabijani i ranni, a wielu z nich pozostało z głębokimi bliznami do końca życia. Walki spowodowały również wielkie zniszczenia. A te wydarzenia stały się pożywką dla kolejnej wojny. Nie mówię tu nawet o ogromnych kosztach we wszystkich aspektach życia, jakie ponosi społeczeństwo izraelskie i naród palestyński z powodu kontynuacji konfliktu. Tylko człowiek całkowicie odporny na uczucia liczyłby jedynie nasze własne ofiary.
Pochwalanie zniszczeń, jakie powodujemy w Gazie, jest odznaką wstydu dla naszego poczucia moralności, zdefiniowanego przez Hillela Starszego, żydowskiej moralności Martina Bubera i rabina Abrahama Joszuy Heschela, niegdyś rozpowszechnionej, a obecnie utraconej przez większość żydowskiej społeczności Izraela.
Chciałbym, abyście wiedzieli, że jest co najmniej kilkadziesiąt tysięcy moralnych izraelskich Żydów, którzy wczoraj demonstrowali w izraelskich miastach, domagając się zakończenia wojny, głosząc braterstwo z izraelskimi Arabami i pragnąc pokoju.
Jesienią 1967 roku byłem studentem profesora Jeszajahu Leibowitza, tuż po tym, jak skończyłem służbę w Siłach Obronnych Izraela. Wykładał „Wstęp do psychofizjologii”. Ale na każdych zajęciach przez dziesięć minut krzyczał jak wściekły prorok o cenie, jaką zapłaci izraelskie społeczeństwo za swoje niesprawiedliwości. Wśród jego przepowiedni znalazła się i ta:
"Naszym prawdziwym problemem nie jest terytorium, ale populacja około półtora miliona Arabów, którzy na nim mieszkają i nad którymi musimy panować. Włączenie tych Arabów (poza tym pół miliona, którzy są obywatelami państwa) do obszaru pod naszym panowaniem, wpłynie na likwidację państwa Izrael jako państwa narodu żydowskiego i przyniesie katastrofę dla całego narodu żydowskiego; podważy strukturę społeczną, którą stworzyliśmy w państwie i spowoduje zepsucie jednostek, zarówno żydowskich, jak i arabskich. [...] Państwo nie będzie już państwem żydowskim, ale stanie się państwem kananejskim. [...] Całość tego potwora zwanego »Wielkim Izraelem« będzie niczym innym jak jego systemem rządowo-administracyjnym.
Ze społecznego punktu widzenia […] państwo rządzące wrogą populacją wynoszącą od półtora do dwóch milionów cudzoziemców z konieczności stanie się państwem tajnej policji, ze wszystkim, co to oznacza dla edukacji, wolności słowa i instytucji demokratycznych. Korupcja charakterystyczna dla każdego reżimu kolonialnego zapanowałaby również w państwie Izrael. Administracja musiałaby z jednej strony tłumić arabskie powstania, a z drugiej pozyskiwać arabskich Quislingów. Istnieją również powody do obaw, że Siły Obronne Izraela, które do tej pory były armią narodu, w wyniku przekształcenia się w armię okupanta, staną się zdemoralizowane, a ich dowódcy zostaną wojskowymi gubernatorami i upodobnią się do swoich kolegów w innych narodach".
(Napisane przez Leibowitza w kwietniu 1968, ukazało się w dzienniku "Yedioth Aharonoth").
I wszystko, co przewidział, się sprawdziło!
Książka, którą napisaliśmy z Amiramem Ravivem, „Comfort Zone of a Society in Conflict” [Strefa komfortu społeczeństwa w konflikcie], niedawno ukazała się w języku hebrajskim i jest tak samo aktualna teraz, jak i przed obecnymi wydarzeniami.
Została przetłumaczona na język angielski i mamy nadzieję opublikować ją w wielu językach. Ale „strefy komfortu” już nie ma – nie wiem, czy kiedykolwiek zostanie zrekonstruowana – i wydaje się, że taka właśnie była intencja. Ale być może, choć prawdopodobieństwo jest niewielkie, od dzisiaj staniemy w obliczu nowej rzeczywistości, która sprawi, że część narodu, ci rozumiejący, co się wydarzyło i co się tu dzieje, nie pozwoli zawodowym politycznym piromanom zniszczyć tego, co przekazujemy następnym pokoleniom, naszym dzieciom i wnukom.
Co im zostawimy?
Podążając za moim nauczycielem, bez lęku podejmuję się roli proroka (zawsze liczę się z tym, że mogę zostać zatrzymany), aby mówić to, co rozumiem i myślę. Ale to młodzi muszą przejąć stery, aby wydostać tonący naród z błota beznadziei. Taka jest rola młodego pokolenia. Jest to możliwe – udowodniono to w Argentynie, Francji, Grecji i w innych miejscach. To jest moralny nakaz dla narodu, który cierpiał przez setki lat, często buntując się jako naród okupowany.
Dlatego Izraelczycy muszą zrozumieć naród palestyński i muszą zastosować lekcje, których się nauczyli, nie tylko z wielką moralnością i humanitarnym zachowaniem, ale także po to, żeby przetrwać i podarować przyszłym pokoleniom życie w dostatku i pokoju.
Byłbym szczęśliwy, gdyby ten list zatoczył szerokie kręgi, żeby otworzył oczy mężczyznom i kobietom. Zdaję sobie sprawę, że zawiera on przytłaczające informacje. Nie ufajcie wszystkiemu, co czytacie, ale sami sprawdzajcie szczegóły, każdą informację.
Wznoszę moje oczy w nadziei na lepszą przyszłość dla moich dzieci, wnuków, Izraelczyków, Palestyńczyków i wszystkich istot ludzkich na tym świecie. Mam nadzieję, że po niewyobrażalnej traumie II wojny światowej będziemy mogli nadal torować drogę, którą rozpoczęliśmy w 1948 roku wraz z „Deklaracją Praw Człowieka”.
Ale przede wszystkim musimy natychmiast zatrzymać ten niepotrzebny rozlew krwi!
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press
Komentarze