0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Filip Klimaszewski / Agencja GazetaFilip Klimaszewski /...

Sprawa oskarżenia Doroty Kani, znanej lustratorki polityków i ludzi mediów, dziennikarki „Gazety Polskiej”, a obecnie redaktor naczelnej TV Republika, podobnie jak historia Wojciecha Sumlińskiego, zaczęła się za pierwszych rządów PiS.

W obu procesach kasacje do Sądu Najwyższego śledczy złożyli już za obecnych rządów PiS, gdy nadzór nad prokuraturą sprawował Zbigniew Ziobro.

Wczoraj opisywaliśmy, jak doszło do tego, że prokuratura wycofała odwołanie w sprawie Sumlińskiego.

Pisaliśmy, że śledczy, który przygotował kasację, odmówił jej cofnięcia. Ale jego przełożony z Prokuratury Krajowej zażądał "niezwłocznego" działania w tym kierunku.

Losy kasacji w procesie Doroty Kani też są zaskakujące.

Przeczytaj także:

Oskarżona o płatną protekcję

Przypomnijmy. Dziennikarka została oskarżona o powoływanie się na wpływy w poprzednim rządzie PiS i działania w celu uchylenia aresztu lobbyście - Markowi D., podejrzanemu wówczas m.in. o korupcję.

Główny zarzut prokuratury wobec Kani dotyczył tego, że w kontaktach z żoną Marka D., jego teściową i obrońcami stwarzała przekonanie, że ma wpływy w rządzie PiS, u premiera Jarosława Kaczyńskiego, w ministerstwie sprawiedliwości, w ABW i u prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Według śledczych, dziennikarka miała pomóc w przeniesieniu śledztwa z Łodzi do Katowic, na czym zależało rodzinie Marka D. Już podczas procesu ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek zeznał, że Kania przekonywała go o konieczności przeniesienia śledztwa. A ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił w sądzie, że pierwotną przyczyną przeniesienia sprawy były rekomendacje Kaczmarka. O Kani mówił, że „była zaangażowana w sprawę Marka D. nie tylko na niwie zawodowej. Oprócz publikowania artykułów prasowych podejmowała również działania w przedmiocie przeniesienia sprawy do innej jednostki”.

Z tymi działaniami Kani prokuratura powiązała nieoprocentowaną pożyczkę na dom - 245 tys. zł, którą dziennikarka zaciągnęła w firmie teściowej Marka D. To miała być jej korzyść majątkowa.

W 2015 roku sąd uznał, że Kania "dopuściła się zamachu godzącego w prawidłową działalność instytucji państwowych, a powodem jej działania była chęć osiągnięcia korzyści majątkowej”. I skazał ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu.

Kania zapewniała, że nigdy nikomu nic nie obiecywała. Przyznała, że jako prawicowy dziennikarz śledczy miała wówczas dostęp do najważniejszych osób w państwie. „Co nie oznacza, że to wykorzystałam” - pisała w apelacji.

Potwierdziła, że zna Kaczmarka, Ziobrę i obrońców Marka D.

Ale zastrzegała: „Ta sprawa dotyczy szczególnych relacji pomiędzy obrońcą i jego klientem, dziennikarzem i jego „bohaterem”, dziennikarzem i politykiem (...). Od kuchni ukazuje kulisy dziennikarstwa śledczego, obrońcy, polityka, prokuratora. Pokazuje granice, które nie powinny być przekroczone”.

Czy sama je przekroczyła? Według sądu, który ją skazał, rodzina D. pożyczała jej pieniądze bo obawiała się, że jeśli tego nie zrobi, sytuacja biznesmena się pogorszy. Kania z jednej strony twierdziła, że jej relacje z żoną D. miały charakter przyjacielski - współczuła jej i zaproponowała, by zwróciła się „do organów państwa” o pomoc. Z drugiej, zapewniała, że w kontaktach z żoną D. była dziennikarką. Chciała wyciągnąć jak najwięcej informacji o kontaktach lobbysty z politykami lewicy. Pomagały w tym przyjacielskie relacje. Zaprzeczyła, że proponowała pomoc w przeniesieniu śledztwa.

W sierpniu 2016 roku sąd apelacyjny uniewinnił Kanię. Wszelkie wątpliwości rozstrzygnął na jej na korzyść. Uznał, że działanie dziennikarki nie wypełnia znamion korupcji.

Sąd przyjął, że Kania „kreowała się na osobę wiele mogącą i wiele znaczącą”. Ale było to tylko chwalenie się. Sąd nie znalazł dowodu, że znajomość z żoną D. miała podłoże korupcyjne.

Prokuratura odwołuje się i wycofuje odwołanie

Prokuratura opolska, która oskarżała dziennikarkę w tej sprawie, broni nie złożyła i 16 sierpnia 2016 roku, a więc już za obecnych rządów PiS, napisała 26-stronicową kasację do Sądu Najwyższego. Podpisała się pod nią szefowa Prokuratury Okręgowej w Opolu Agnieszka Mulka-Sokołowska, która na to stanowisko została powołana już przez nowe władze prokuratury, po jej przejęciu przez Zbigniewa Ziobrę.

Prokuratura zarzuciła sądowi apelacyjnemu błędną ocenę przesłanek przestępstwa polegającego na powoływaniu się na wpływy. Bo sąd uznał, że Kania nie miała wpływu na decyzje polityków.

Prokuratura przypomniała jednak, że dla zaistnienia przestępstwa wystarczy wykazać tylko samo powoływanie się na wpływy.

Zarzuciła też sądowi naruszenie przepisów procesowych, m.in. nieodniesienie się do wszystkich dowodów. Podtrzymała stanowisko, że dziennikarka zainspirowała obrońców D. do złożenia wniosku o przeniesienie śledztwa, o czym świadczą zeznania świadków.

Kilka dni po złożeniu kasacji - 23 sierpnia 2016 roku - szefowa Prokuratury Okręgowej w Opolu sama ją wycofała.

W tej sytuacji, w grudniu 2016 roku, Sąd Najwyższy nie miał innego wyjścia, niż pozostawić odwołanie bez rozpoznania. To ostatecznie zakończyło proces Kani i formalnie dziennikarka jest osobą niewinną.

Na etapie Sądu Najwyższego Kanię reprezentował m.in. mecenas Maciej Zaborowski. Adwokat współpracuje również ze Zbigniewem Ziobrą. Bronił go w procesach, a ostatnio jest pełnomocnikiem resortu sprawiedliwości w głośnym procesie jaki wytoczyła mu sędzia Justyna Koska-Janusz.

Kasacja "nie rokowała"

OKO.press zapytało prokuraturę w Opolu o powód wycofania kasacji, zaraz po jej złożeniu.

„Zarzuty kasacyjne opierały się na rażącym naruszeniu prawa, jednakże ostatecznie wnoszący uznał, że kasacja nie rokuje szans na uwzględnienie przez Sąd Najwyższy” - odpowiedziała rzeczniczka prasowa Lidia Sieradzka. I zapewniła, że nie było w tej sprawie polecenia z „góry”.

Prokurator Agnieszka Mulka-Sokołowska po objęciu funkcji szefowej prokuratury w Opolu udzieliła prasie kilku wywiadów. W lokalnej „Gazecie Wyborczej” mówiła tak: „Od początku pracy w prokuraturze czuję się apolityczna i to się nie zmieni. Nie chcę mieć żadnych konotacji z jakąkolwiek opcją polityczną. Apolityczność jest wpisana w strukturę prokuratury. Swoje poglądy polityczne prokurator może mieć jako obywatel przy urnie wyborczej, ale jawnie nie może okazywać swoich sympatii. I nie może mieć to przełożenia na pracę zawodową. Podkreślam i zawsze to podkreślałam - nie boję się żadnego polityka”. A „Nową Trybunę Opolską” zapewniała, że nie będzie umarzała spraw przez telefon.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze