0:000:00

0:00

To będzie głośny i precedensowy proces. Pod koniec maja Sąd Okręgowy w Warszawie zajmie się pozwem cywilnym o ochronę dóbr osobistych sędzi Justyny Koski-Janusz z Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.

Sędzia pozwała Skarb Państwa, reprezentowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości. W praktyce będzie to jednak proces z szefem tego resortu, Zbigniewem Ziobro.

Sprawa jest wyjątkowa, bo dotąd chyba nie zdarzyło się, by orzekający sędzia wystąpił do sądu przeciwko urzędującemu ministrowi, w dodatku nadzorującemu wymiar sprawiedliwości.

Jest wyjątkowa również dlatego, że do jej osądzenia sąd wyznaczył trzech zawodowych sędziów, a nie jednego. Co nie zdarza się w sprawach o ochronę dóbr osobistych.

Teraz, gdy PiS chce uchwalić ustawy, którymi podporządkuje sobie sądy, proces ten zyskuje dodatkowy wymiar: starcia odważnej i niezależnej sędzi z ministrem, który pacyfikuje wymiar sprawiedliwości.

Komunikat, który obrażał

Sędzia pozwała resort sprawiedliwości za komunikat opublikowany na stronie internetowej ministerstwa 4 października 2016 roku. Resort wyjaśniał w nim, dlaczego minister Ziobro odwołał delegację sędzi Koski-Janusz do Sądu Okręgowego, choć wcześniej jego zastępca się na nią zgodził.

[caption id="" align="alignnone" width="831"] Komunikat opublikowany na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości[/caption]

Sprawa była wtedy głośna, bo minister może skrócić sędziemu delegację w wyjątkowych wypadkach. A okazało się, że Koska-Janusz wcześniej prowadziła proces, w którym minister Ziobro złożył prywatny akt oskarżenia przeciwko byłemu prezesowi PZU Jaromirowi Netzlowi (za wypowiedź dotyczącą Ziobry, podczas posiedzenia sejmowej komisji ds. nacisków, w 2010 roku). Ziobro ten proces przegrał. W dodatku sędzia ukarała go karą finansową za spóźnienie się na jedną z rozpraw.

Nasuwało się więc podejrzenie, że Ziobro, odwołując delegację Koski-Janusz, kierował się osobistymi pobudkami.

W komunikacie wydziału komunikacji społecznej ministerstwa podano, że Ziobro zgodził się na delegację dla sędzi do Sądu Okręgowego. Ale już po tej decyzji do resortu miała dotrzeć informacja, że sędzia „miała się wykazać wyjątkową nieudolnością i zupełnie nie radzić sobie z prowadzeniem prostej, choć głośnej sprawy, co było szeroko komentowane w mediach”. Chodziło o sprawę Izabeli Ch., która pod wpływem alkoholu, w 2013 roku, wjechała samochodem do przejścia podziemnego w centrum stolicy. „Media obwiniały prowadzącą postępowanie Justynę Koskę-Janusz o pobłażliwość wobec oskarżonej i nieudolność w prowadzeniu sprawy” - napisano w komunikacie. Po uzyskaniu tej informacji minister miał skrócić delegację, by „uniknąć zarzutu, że w Sądzie Okręgowym, do którego trafiają sprawy skomplikowane i trudne, orzeka taki sędzia. W Sądzie Okręgowym powinni orzekać tylko sędziowie o wysokich umiejętnościach, sprawności i profesjonalizmie”.

Tylko, że sędzia Koska-Janusz sprawą Izabeli Ch. zajmowała się zaledwie kilka godzin. Dostała ją na dyżurze, podczas którego rozpatrywane są sprawy w trybie przyspieszonym. W tym trybie orzeka się w prostych przypadkach, np. gdy sprawców złapano na gorącym uczynku, a ich wina i dowody potwierdzające winę są bezsporne. Sędzia miała jednak wątpliwości czy Izabela Ch. jest poczytalna i odesłała sprawę prokuraturze - do zbadania w zwykłym trybie. Ta powołała biegłych psychiatrów. Okazało się, że sędzia miała dobrą intuicję - biegli potwierdzili, że Izabela Ch. jest niepoczytalna. Ostatecznie sprawę umorzono, a Ch. trafiła na leczenie.

Przeczytaj także:

Prymuska czy nieudolna?

Koska-Janusz nie chciała pozostawić komunikatu ministerstwa bez odpowiedzi, bo, jak uznała, podważył jej kompetencje jako sędzi i naruszał dobrą opinię, niezwykle ważną w tym zawodzie. Jej pełnomocnik, adwokat Andrzej Michałowski napisał w pozwie, że oceniono jej kompetencje, choć minister nie ma do tego „wystarczających kwalifikacji ani uprawnień, nie może też oceniać, jak sędzia prowadzi sprawę”. Bo godzi to w niezawisłość sędziego.

W pozwie podniesiono też, że w komunikacie ministerstwa Koska-Janusz została przedstawiona jako osoba, która nie nadaje się do sądzenia spraw trudnych i skomplikowanych. Tymczasem sędzia skończyła studia z bardzo dobrym wynikiem, egzamin sędziowski zdała w 1996 roku, a później uczestniczyła w wielu szkoleniach i skończyła trzy studia podyplomowe - również z wynikiem bardzo dobrym.

We wniosku o jej delegację do Sądu Okręgowego napisano, że ma dobre wyniki statystyczne, prezentuje wysoką kulturę osobistą, jest pracowita i sumienna.

Według Koski-Janusz, komunikat ministerstwa opublikowano nie po to, by informować opinię publiczną, tylko by zdyskredytować ją jako sędzię.

Dlatego domaga się, by na stronie ministerstwa wisiało przez 21 dni oświadczenie z przeprosinami Ziobry za „bezprawne naruszenie jej dóbr osobistych, polegające na naruszeniu dobrego imienia, narażenia na utratę dobrej opinii oraz zarzuceniu niewłaściwego postępowania przy pełnieniu funkcji sędziego”. Chce także, by przez dobę przeprosiny były zamieszczone na popularnych portalach internetowych oraz w „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku” i „Rzeczpospolitej”. A także, by ministerstwo wpłaciło 10 tys. złotych na cel społeczny.

Pełnomocnik ministerstwa: zbadać sprawę Izabeli Ch.

Ministerstwo reprezentuje w tej sprawie adwokat Maciej Zaborowski, który reprezentował Ziobrę także w innych procesach sądowych. Był też asystentem Ziobry, gdy ten pełnił funkcję ministra sprawiedliwości w latach 2005-07. Obecnie jest członkiem rad nadzorczych PZU i PKP Intercity.

Adwokat ministra chce oddalenia pozwu i będzie dowodzić w sądzie, że były podstawy do napisania komunikatu. Dowodem mają być publikacje prasowe o sprawie Izabeli Ch., w których krytykowano wymiar sprawiedliwości za prowadzenie sprawy. Adwokat tłumaczy, że komunikat napisano, bo dziennikarze pytali o powody odwołania sędzi z delegacji. Przekonuje, że Koskę-Janusz można krytykować, bo jest osobą publiczną - wcześniej, gdy była adwokatem, występowała w programie TVN „Sędzia rodzinny”. Chce też, by jako dowód sąd dołączył akta sprawy Izabeli Ch. i powołał biegłego z prawa karnego. Po co? Na „okoliczność sprzecznego z kodeksem postępowania karnego podejmowania decyzji przez sędzię, błędów popełnionych, które skutkowały opóźnieniem rozpoznania sprawy karnej na dalszym etapie”.

Adwokat przyznaje, że akt nie czytał, bo nie mógł. Biuro prasowe Sądu Okręgowego, w odpowiedzi na pytania OKO.press, informuje, że również nikt z ministerstwa sprawiedliwości nie zapoznawał się z aktami tej sprawy.

Na jakiej podstawie ministerstwo i jego pełnomocnik formułują więc zarzuty o błędach? Odpowiedź ministerstwa na pozew tego nie wyjaśnia.

Ministerstwo jak obywatel?

Według resortu komunikat nie naruszał dóbr osobistych sędzi Koski-Janusz. A nawet gdyby przyjąć, że naruszał, to - jak twierdzi ministerstwo - pracownicy resortu realizowali prawo obywateli do informacji, zaś sam komunikat realizował prawo wolności wypowiedzi. Resort podkreśla, że nie potrzeba udowadniać prawdziwości zawartych w komunikacie ocen, bo - jak każdy obywatel - ma prawo do oceny sposobu prowadzenia sprawy i swojej opinii.

Adwokat Zaborowski zaprzecza również, by minister odwołując delegację sędzi działał z pobudek prywatnych. Bo gdyby chciał zemsty, nie dałby jej w ogóle delegacji.

Podkreśla też, że jeśli sąd uwzględni pozew Koski-Janusz, to będzie to przykład nadużycia prawa przez sędzię, bo ograniczy to debatę publiczną w Polsce.

Ostrzega, że jeśli ministerstwo przegra, to na koszt państwa będzie musiało opublikować oświadczenia na portalach, a jedno kosztuje około 80 tys. zł.

Ostrą repliką zareagował na takie stwierdzenia adwokat sędzi. Przypomina, że prawo do krytyki nie uprawnia do naruszania dobrego imienia osoby krytykowanej i że krytyka musi być rzeczowa. W komunikacie, zgodnie z prawem prasowym, powinny zostać podane tylko fakty.

Poza tym ministerstwo nie jest obywatelem lecz państwowym urzędem. I nie może dowolnie krytykować kogo zechce, powołując się na prawa do wypowiedzi i wolności słowa. Obowiązują je inne rygory. Musi działać starannie i rzetelnie.

Adwokat sędzi wytyka pełnomocnikowi resortu, że powołuje się na Europejską Konwencję Praw Człowieka, uzasadniając nią prawo do szerokiej krytyki osoby publicznej. Ale intencją konwencji była ochrona obywateli przed władzą, a nie władzy przed obywatelami.

Anonim „zaniepokojonych sędziów”

Kolejne pismo do akt złożył adwokat ministra. Załączył anonim, który w sierpniu 2016 roku miał wpłynąć do biura poselskiego Ziobry. Donos napisany jest na komputerze. To po nim ministerstwo miało zlecić weryfikację zarzutów wobec sędzi. W liście napisano o jej „nieudolności” oraz, że skompromitowała się w sprawie Izabeli Ch. Zarzucono jej też błędne decyzje procesowe m.in. że niepotrzebnie zwróciła sprawę Ch. prokuraturze. I że przez ten zwrot sprawa niepotrzebnie ciągnęła się dłużej. Autor anonimu pisze też, że Koska-Janusz ma złą opinię i nie nadaje się na delegację. Że jest „niespełnioną gwiazdą TVN”. Anonim podpisano: „Zaniepokojeni sędziowie”.

Pierwsze starcie Koski-Janusz z Ziobrą ma nastąpić 31 maja. Sąd ma wtedy przesłuchać sędzię.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze