0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja GazetaAdam Stepien / Agenc...

30 lipca 2021 Prokuratura Rejonowa w Warszawie wniosła akt oskarżenia przeciwko pięciu osobom, które 7 sierpnia 2020 roku uczestniczyły w manifestacji na Krakowskim Przedmieściu w obronie aktywistki "Stop Bzdurom" Małgorzaty (Margot) Szutowicz.

Wszystkim postawiono zarzut czynnego udziału w zbiegowisku, którego celem był gwałtowny zamach na osobę lub mienie (art. 254 kodeksu karnego). Niektórzy dostali też zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza policji, inni - uszkodzenia mienia.

Jak informuje OKO.press adwokatka Karolina Gierdal z kolektywu antyrepresyjnego "Szpila", większość osób chce pozostać anonimowa. Wiemy jednak, że wśród oskarżonych jest Linus Lewandowski, aktywista grupy Homokomando.

Podczas ubiegłorocznej manifestacji Lewandowski wskoczył na policyjny samochód z zatrzymaną aktywistką. Jak przyznaje, działał w emocjach, ale jego celem nie było niszczenie mienia, tylko zablokowanie bezprawnych działań funkcjonariuszy policji. Wszystko odbywało się też w ramach spontanicznego protestu, a nie - jak twierdzi prokuratura - zbiegowiska.

"Chcieliśmy uniemożliwić odjazd samochodu z zatrzymaną. To nie pierwsza manifestacja, na której ludzie w akcie solidarności siadają na ulicach, czy maskach samochodów, by zablokować przejazd. Rozumiem, że można mnie spisać, ale nie rozumiem, po co mnie zatrzymywać, czy wnosić akt oskarżenia" - mówi OKO.press Linus Lewandowski.

Aktywista dodaje, że tego dnia to nie obywatele, lecz policjanci naruszali prawo:

"Rzucali nas na glebę, ciągnęli po chodnikach, przyciskali do ziemi, szarpali, nieprawidłowo skuwali, a potem przez kilkadziesiąt godzin odmawiali dostępu do adwokata. My korzystaliśmy z prawa do protestu".

Przeczytaj także:

Granice protestu

Podczas wydarzeń zapamiętanych jako "Tęczowa noc", policja zatrzymała w sumie 48 osób. I od początku twierdziła, że ludzie zebrani na Krakowskim Przedmieściu (a potem pod komendą na ul. Wilczej) brali udział w zbiegowisku, którego celem był gwałtowny zamach na osobę lub mienie. Mimo to niemal przez rok prokuratura ociągała się z postawieniem zarzutów, a kolejne fakty - raporty niezależnych wizytatorów z Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur przy Rzeczniku Praw Obywatelskich, czy decyzje sądów po zażaleniach uczestników zgromadzenia - wskazywały, że to policja rażąco przekroczyła swoje uprawnienia.

Według adw. Karoliny Gierdal oskarżenie jest bezpodstawne.

"7 sierpnia 2020 odbyły się protesty, które naszym zdaniem zostały brutalnie stłumione przez policję. Dziś prokuratura wmawia uczestnikom wydarzeń, że znaleźli się tam przypadkowo, bez celu i akurat chcieli coś zdemolować. Z raportu Szpili jasno wynika, że sądy, które analizowały nasze zażalenia na działania policji, uznają, że tego dnia w Warszawie odbyły się spontaniczne zgromadzenia, podczas których obywatele korzystali ze swoich podstawowych wolności: wolności zgromadzeń i wolności słowa" - tłumaczy prawniczka.

Z analizy zażaleń na działania policji faktycznie wynika, że sądy przyznały, że 7 sierpnia w Warszawie odbywały się legalne, spontaniczne protesty. Co więcej, część z nich wprost stwierdzała, że ubiegłorocznych wydarzeń nie da się analizować bez szerszego kontekstu społeczno-politycznego, czyli trwającej od miesięcy nagonki na społeczność LGBT.

„Działań tych nie sposób oderwać od aktualnej sytuacji w kraju, niedawnych wypowiedzi przedstawicieli władzy wykonawczej i ustawodawczej, godzących w owe prawa, budzących nieraz gwałtowne i radykalne w formie reakcje społeczne, w których protestujący – korzystając z wolności słowa – domagają się poszanowania praw człowieka” - wskazywał w jednym z postanowień Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia.

Karolina Gierdal zaznacza, że akt oskarżenia wniesiono tylko przeciwko pięciu z 48 zatrzymanych, a to nagłe działanie wygląda jakby prokuratura się spieszyła, by zdążyć przed pierwszą rocznicą wydarzeń i udowodnić, że brutalne działania policji miały jakiekolwiek podstawy.

Z postanowień sądów przeanalizowanych przez "Szpilę" wynika coś zupełnie innego - w przypadku 97 proc. zatrzymań - dokonujący czynności działali poza obowiązującym prawem i z przekroczeniem uprawnień.

Linus: "Czuję się prześladowany"

Dla Linusa Lewandowskiego to już 16. sprawa, w której jest podejrzanym lub oskarżonym. Mimo, że większość z nich jest umarzana, działania służb uznaje za represje związane z działalnością aktywistyczną.

"Co chwilę dostaję wezwania na policję, muszę składać zeznania, śledzić kilka spraw na raz, przeglądać decyzje sądów i odwoływać się od nich. To wszystko istotne obciążenie. W tej sprawie miałem nawet dozór policji. Musiałem skończyć go wcześniej, jeszcze przed decyzją sądu, który stwierdził, że był on niezasadny, bo miałem myśli samobójcze. Uderza mnie to, że państwo bez powodu ogranicza moją wolność" - mówi Lewandowski.

Aktywista przyznaje, że czuje się prześladowany, a państwo próbuje utrudnić mu korzystanie z podstawowych praw: prawa do protestu, wolności słowa i zrzeszania się.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze